Monday 22 July 2019

regres

regres



Dorobek z wyjazdu tym razem skromny, bo i praca/terminy gonio i brzuch za biurkiem urósł i pogoda jakaś taka niemotowata — pierwsze dwa tygodnie bezlitosnej sauny... Wniosek: za rok byńdzie lepiej.


1. Wiener Neustadt–coś-tam w Sellrain, 122km

2. Mariapfarr za Tamsweg, przed przeł. Radstaedter Tauern, 154km

3. Steinach, 150 km

4. Gerlos 42m, stop i dzień restu w Kematen, 132 km.

5. Rest.

6. Kematen-Kuehtai OS, 1h54m,Soelden-Timmelsjoch na czysto, ledwo, 1h50m. 114km, nocleg za tunelem nr pińć.

7. Dzień półrestowy — spadunek do Merano i windunek pod Vinschgau do Prato, 89km.

8. Sta Maria–Umbrail z przerwo na banana i wodę. Rozgięło, niedojadło, niedopiło... 1h38m. Na Stelvio już się nie chciało... Nocleg między Sondrio a Morbegno, w drewutni. 114 km bodajże.

9. Przez Como i Varese w okolice lotniska Małpęsa, nocleg przy fajnym kanale. Spiekota jaksiemasz. Tatko podpowiadają drogę do Saluzzo, bo map papierowych jak na lekarstwo, a "Italie Nord-Ouest" 1:400 000 w domu została. 171 km

10. Tzw. "przygoda". Od 7:30 do 22:00 w drodze, między ryżem a kukurydzą i kanałkami, czaplami, bocianami i ibisami, przez opustoszałe wioski, źle oznaczone, spękane i kiepsko połatane drogi. A miało być "nigdy więcej", psia kostka, po podobnej trasie Saluzzo-Iseo dwa roki temu. "Guma" w tym fatalnym miejscu koło Asti. Mniej więcej od 13:00 do 17:00 żar niemożliwy, dramat, byle do tego Piasco, ba, byle zobaczyć znaki na Saluzzo. Kąpiel w Varaita i nocziowka pod ex-kościółkiem/kaplico uspokaja. 243 km, 11 l przepitego. Trup; na tyle nieprzytomny, że dopiero dziś sobie zdaje sprawę, czemu nie pamięta, że właśnie kukurydza i ryż — przecież ostatnio ten odcinek ciął w nocy... Ale wtedy zajmowały bardziej komary.

11. Rest. Chyba o dzień za krótko.

12. TA przełęcz. Wreszcie TE 900 m na czysto z Chianale. Z Piasco 4h04m, trudności 1h11m, chyba tylko dzięki brakowi czegokolwiek lżejszego niż 34:28. Ale chyba najrozsądniejszym sposobem dostania się tamoj jest jednak przejazd z Francji. A czy jest sens spadać te 1800 m do początku doliny — ha... pojechać trza i ocenić te asfaltowe zrzeszotnienia. Drugie pół dnia — żarcie, rest. 121km.

13. Okrakiem przez Cuneo i z przerwą (pech! po trudnościach!) na Lombarde. Czas zapomniany, przyzwoity, bo groziło opadunkiem i burzo. 108 km, noc w krzaku za Isola. Krzak wyposażony w dziko rosnące lawendę, miętę, oregano i tymianek. Luksus, panie.

14. Szaro od rana, w jakiejś mieścinie pod dachem czekamy na koniec opadu (ponad godzinnego). Od metra 1440 akurat — bo siku było i poziomki — 1h48m na Bonette. Wicher na podjeździe dokuczliwy — na tyle, że ciężko wybrać: siedzieć czy wstać. Na przełęczy w porywach pewnie z 50 km/h. Później (z drobną przerwą na dyszcz za Barcelonnette) dygamy jeszcze do znajomej sprzed 3 lat bazy blisko Ch., przeklinając podjazd przy bajorze. 132 km.

15. Rest

16. Rest

17. Nie, nie powtarzamy ani nie ulepszamy spraw sprzed 3 lat (gwoli przypomnienia: Chorres–Termignon via Galibier). Wieje w ryj nieznośnie po Col Bayard, praktycznie do odjazdu na Ornon, więc tylko do Bg d'Oisans, 108 km.

18. Croix de Fer ciągiem! 1h54m od 808m po siku, przed trudnościami. Trochę zawód, że końcówka taka bidna w stromizny. Cel na jakiś wyjazd: Glandon od północy... To musi być lanie. Pierwszy raz na Madeleine, z jednym stopem po oddech i wodę; 2h04m. Później mozolnie do Bg St Maurice, 153 km. Dobry dzień.

19. Bardzo spokojnie (wyjazd 12:00, 2h35m na Pt St Bernard) do Aosty, 85 km.

20. Po omacku (bez porad i mapy) praktycznie do odpływu Ticino z L. Maggiore. 173 km. Oficjalny nocleg, ładowanie baterii. 26€. Tia... Ale Monte Rosa widać pięknie.

21. Kawałeczek za Menaggio, przez Lugano. Degustacja piw nealko ze Szwajcarii oraz lodzik M....m. 103 km.

22. Rest, deszcz.

23. Całkiem sprawnie do Chiavenny i przez Malojapass, potem w dół Innu za Pfunds. 197 km.

24. Kawałeczek (20+ km) do Landeck i do kolei. Dość. Koniec. Robota wzywa, jedna i druga.


W sumie ponad 2500 km na 18 pełnych dni jazdy. Stary człowiek i może. Ale mogło być lepiej. Kiedyś będzie. Szczególnie, jak się na sezon zapomniało o Stelvio, Gavia i praktycznie całej Szwajcarii... "No, a ja im wtedy pokażę, kto to jest.. Anioł!" A Mt Ventoux, nie, to nie jest sprawa na lato. Może drugi wyjaździk na koniec sierpnia.


wuj
 

No comments:

Post a Comment