Friday 31 December 2021

otępienie, odc. 3

Wielcy inż. z Wysokiej Sorbony napisali! :)

"Kwant: najmniejsza porcja danej wielkości fizycznej. Kwantem promieniowania elektromagnetycznego jest foton".

Kto im dał skrzydła?

radość o poranku

"Małość jest moim żywiołem", powiedział kiedyś red. Urban. Udzieliło mi się to przez lata, a wczoraj wieczorem (potemu radość o poranku, bo jeszcze trwa) rykoszetem od zaprzyjaźnionego forum dostałem link do miejsca, gdzie da się śpikować w czyichś wnioskach np. o habilitację, autoprezentacjach i recenzjach. I trafiłem na jedno nazwisko, które znam z tzw. internetów. Rewolucjonista postrzegania czasu i przestrzeni, z którym to umysłem kalibru xxl ("Weź berecik i przynieś z piwnicy 5kg kartofli") krótko się spierałem (na forum tzw. racjonalistów, o tym też kiedyś warto skrobnąć). Włącznie do usłyszenia, z grubsza, że dużo jest we mnie złej energii. Człek jest czystej wody crackpotem, ale to mu nie przeszkadza - ot, zwichrowana inżynierzyna, co we własny geniusz uwierzyła. 

I nie ma większej radochy niż zobaczenie, że od 2019 nie znaleźli się nawet recenzenci tej rewolucyjnej twórczości (tfu...). Mądrze świat został stworzony, dzięki za to ci ojcze, jak śpiewał kiedyś wokalista. Bywa sprawiedliwość i tzw. szacunek dla prawdy i rzetelności na tym świecie... Albo lepiej: tolerancja też ma granice, których - jako rzekł Generał - przekroczyć nie wolno.

Monday 27 December 2021

Józef Tejchma 1927-2021

Zmarł 13. grudnia. Wg mnie postać jednoznacznie pozytywna, jeden z bardziej ludzkich wydźwięków strony partyjnej w "Byłych" Torańskiej. Człowiek z integrity. Mimo zahaczenia o wysoką władzę i przegrania nierównej walki z wiadomym wyrobem Wajdussiego.

Za czasów mojej pracy w siodle w jednym z biur najwyraźniej pracowała jego krewna; od razu zahaczyłem o nazwisko i podałem swoją (fikcyjną i z sentymentu wziętą) przynależność partyjną. Choć breloczek "SLD" przy kluczach noszę do dziś. To se nevrati, jak mawiają bracia Czesi. Oczywiście idzie o SLD sprzed epoki Włodzimierza Cz., który okazał się niestety dzierżymordą wręcz ordynarnym.

Sunday 26 December 2021

447 - ściepa

Taki pomysł mam, żeby się już nie kłócić. O ile ów "bill" wydaje mi się próbą bezczelnego (choć emocjonalnie uzasadnionego, co jest dobrym tlenowym durniem, czyli oksymoronem) skoku na kasę, nie widzę przeciwwskazań dla okazania wielkopańskiego gestu stronie skaczącej - zgodnie z agitacją tow. Chrystusa czy innych takich. 

Dawno nie słuchałem gości mądrego* M. Roli, np. mądrego G. Brauna czy jeszcze mądrzejszego S. Michalkiewicza czy W. Xero z jego kolegą T. Budzyńskim, czy R. Ziemkiewicza. Bo chyba głównie oni się pałowali do tego tematu. Słowem: nie wiem, jak ma się stan rzeczy. Nie idę z czasem, z postępem, z osiągnięciami. Czasu brak.

Proponuję kampanię uświadamiającą naród lokalny, powiedzmy 15-letni okres dobrowolnego zbioru środków. Choćby w postaci miedziaków do 5 gr, mogą też być monety kolekcjonerskie (np. z Wojtyło, Wyszyńskim, Dmowskim i Wałkiem; bo z tuzami w kwestii dialogu takimi jak Genossen Hlond czy Sapieha chyba nie ma; ale może jest z Tadkiem - skoro na witrażu jest i za rektora?). Umieści się zebrane środki ("sirodki" - tak niektórzy gramotni inaczej mówio) w wielkiej glinianej skarbonce** i wyśle, choćby statkiem. I zażąda gwarancji (do samego końca, mojego lub jej) - że więcej tego typu skoków strona tamta nie będzie podejmować.

I będziemy żyć długo i szczęśliwie. 

* zgryw, istotna część dalszych też. Choć trzeba przyznać, że na tle swojego targetu są jakoś tam mądrzy.

** może być tradycyjna świnka - najwyżej nie przyjmą.

Thursday 23 December 2021

pomiary przepływów!

Kanałek pod skarpo wiślano, 22.12.21. Musi okoliczny WysRol dochtoraty z hidrodynamiki pisze!


Prawie jak ten nacukrowany napitek.
Wyleciało z głowy, jak się ten barwnik nazywa.
Coś jak fenoloftaleina, ale inaczej.
Nie szukam w szukajce, żeby łba nie zaśmiecać chiemio;
zaśmiecałem od 1989 do 1996/7 chyba.
Ale pamiętam, że z pierhydrolem i czymśtam
umiało to brać udział w reakcji "oscylacyjnej".
Chyba że zbieżność kolorów. Bulwa, przypomniałem sobie - fluoresceina.
Czyli jednak śmietnik pod deklem.

Kotek na tle podniszczonych palet.

Wednesday 22 December 2021

otępienie, odc. 2

Dziś softłer endżinirink. C#. Ktoś zrobił coś takiego:

public class A1 : B {}
.
.
.
public class An : B {}

(tak, puste). B to klasa dostępna w jakiejś części C#, nie pamiętam teraz, która konkretnie i w ogóle o co poszło. (Poza Schadenfreude, że to niedziałający fragment programu, tj. jakoś działający, ale bezobjawowo - poza iście pomidorowym wyświetlaniem komunikatu "wrong parameters" i absolutnym brakiem instrukcji, jak zrobić "non-wrong"). A później nadziedziczył stado klas, po jednej z A1, . . ., An. Myślałem nad celowością takiego zabiegu kilka minut i mi się odechciało. Na pewno oszczędza objętość kodu, jeśli każda z klas A ma krótszą nazwę niż B i n jest odpowiednio duże.

Po paru miesiącach, kiedy ogarnąłem dekoratory/atrybuty. Owo B było pustą klasą dziedziczącą z Attribute. Dalej nie rozumiem, czemu nie można było dziedziczyć wprost, ale ktoś życzliwy podpowiedział, że mogą to być ślady przejścia (może częściowo automatyzowanego) z C++ na C#. Kto wie?

otępienie, odc. 1

Lejdysdżentelmen, dziś cykl Carnota:

[https://eszkola.pl/fizyka/cykl-carnota-4034.html, dostęp 19.12.2021]:


Nie dość, że krzywe 3 i 4 nijak nie chcą wyglądać jak izoterma i adiabata odpowiednio, to jeszcze 4 sugeruje, że p przestaje być funkcją V (a jest i pochodną ma dla V > 0 skończoną). "Izoterma" 3 ma niebezpiecznie małą pochodną w punkcie V3.

Kretyni, kurwa jego w te i nazad.

A jak odgrzebię skaner, dam coś od tuzów inżynierstwa fizykopodobnego z P.W., czyli obrazek z okładki materiałów do tzw. e-fizyki.

Friday 17 December 2021

autoeliminacja

Abstrakcyjnym absolwentom do sztambucha:

Byłeś debilem, podnóżkiem i długopisem, ostatnio stałeś się niczym. Ale z doktoratem z prawa na UJ. A drugi - byłeś cynikiem, notorycznym kłamcą i ex-banksterem, zostałeś niczym, ale z magisterium z historii na UWr. 

Śmieci jesteście, ot i tyle. Absolwenci-widma.

powierzchnia, głupcze!

Z dedykacją dla red. Lisa, który - we wcale trafnym wstępniaku - dopuścił się był drobnego przeoczenia. Otóż ponoć (tj. wg omawianego fragmentu) w Nowej Zelandii covid zebrał był 44 ofiary. A Mazowsze ma tyluż mieszkańców co Nowa Zelandia (czegoś się dowiedziałem, dziękuję, może zapomnę), a zeszło 11 tys. I to ma o czymś świadczyć.

Nie wiem, czy red. Lis ma w domu albo w internetach globus Mazowsza, ew. atłas czy gugelmałps, ale o tym, że powierzchnia Mazowsza jest nieco mniejsza niż Nowej Zelandii wie chyba nawet dr nauk Patryk, z EP. Szczególnie, że jakiś czas sprawami Warszawy się zajmował - taka komisja (od: komizm) była. Fachowo rzecz biorąc - liczba ofiar jest funkcją nie tylko liczebności populacji, ale - w tym ujęciu - także zagęszczenia obszaru ludziną. Ew. wielkości tego obszaru. Nie wiedzieć tak elementarnej rzeczy (albo świadomie ją pomijać) to nie tylko kompromitacja dla piszącego, to także wiatr w żagle szeroko pojętych ruchów antyszczepionkowych. Szczególnie, że akurat ten przykład można było spokojnie wykorzystać do pożeglowania na temat, ale należało po dane grzebnąć do głębi, czego widać red. Lisowi się nie chciało, ew. nie zstąpiło mu to na intelekt. Wzgl. przykład Danii, gdzie rzekomo nie widać efektu zarazy na danych o śmiertelności. Tego nie sprawdzałem, powiedziano mi, po sprawdzeniu. Źródeł nie znam, więc zastrzegam - może to być nieprawda.  

Dla Mazowsza i Nowej Zelandii powierzchnie mają się do siebie mniej więcej jak 1:7.5, więc odwrotnie jest dla gęstości zaludnienia, jeśli kupić dane o jednakowych liczbach mieszkańców. I to jest jeden z - podejrzewam - znaczących powodów większej liczby zgonów. Dodatkowo: w samej Warszawie zaludnienie jest prawdopodobnie gęstsze niż w Wellington.

***

A że wolactwo ma w genach tumiwisizm, nie jest dla mnie niczym nowym. Wystarczy pójść do sklepu o kalibrze większym niż osiedlowy warzywniak w budce i popatrzeć, jak ludzina obchodzi się z wózkami. Średnio rzecz biorąc, zero - absolutne - myślenia w kategoriach "czy aby nikomu nie przeszkadzam?". ZERO. Tak było jeszcze w czasach supermarketów za Mieszka, za Hit-a na Bemowie i będzie po wieki wieków jament. Chyba że ktoś przyjdzie skądś i naprawdę weźmie tę hołotę za pysk i ze 123 lata potrzyma. Nie za mojej kadencji. Bo sama hołota wyraźnie nauczyć się nie umie. I wszyscy z zewnątrz - chyba słusznie - zaczynają się po prostu brzydzić.

A czy wypada red. Lisowi, naczelnemu - jak przymilnie zauważa jakiś "Varga" obok - wiodącego tygodnika opinii, pisać takie diagnozy o rodakach? Pewnie w demokracji nie za bardzo. Ani tym bardziej w ramach politpoprawczaka, bo przecie to język wykluczenia, klasizmu, dyskryminacji, antypolonizmu itp. dyrdymałów.

Otóż nie ma niczego zdrowszego bodźca polepszającego losy tego nieszczęsnego kraiku i narodku, niż właśnie wewnętrzny, wsobny antypolonizm. Takie ćwiczenie: co jest z nami nie tak? Najpierw w środku, a później - w sprawach wystających na zewnątrz - pójdzie jak z generała Płatka.

Biedna Agnieszka z Człowieka z marmuru. Wyjątek z tekstu - że na Orlenie się poszła wysikać i tylko dlatego - niesamowity. Oprócz treści wartościowych i poruszających - tania egzaltacja na miarę wzniosłych czasów, w których mamy zaszczyt i powinność żyć.

Zagubiony w stratosferze sieci wpływów i powiązań red. Piątek prześliznął się nad problemem KO (kontakt operacyjny, a co sobie rzesze czytelników pomyślały - nie wiem). "Kontaktami operacyjnymi nazywano informatorów, którzy nie brali pieniędzy". Skrót niesamowity, może Wojtuś odkseruje sobie i poużywa. Otóż zakarbujcie sobie, Piątek, że KO to przede wszystkim istotnie mniejsze "wiązanie" informatora ze służbą niż TW i większa możliwość, że o niczym nie wie, więcej: że jest zarejestrowany bez swojej wiedzy. I nie podpisuje zobowiązania i dalszych kwitów. A czy dostaje coś, co pokwitowania w przypadku TW by wymagało - insza inszość. Po prostu musicie przeczytać parę ksiąg mądrościowych o bezpiece i wywiadzie, i to ze zrozumieniem, co w waszym przypadku wydaje się niekiedy trudne. Na dobry początek: wszystko od płk. Bosaka, do tego "Wywiad a władza" Z. Siemiątkowskiego, może być nawet parę publikacji IPN, jeśli tylko są naukowe i faktograficzne, a nie rozemocjonowane. Bo na razie, Piątek, siejecie dezinformację godną... Właśnie. Może to wy dla wschodnich robicie, hę? Zaswietilis' vy, riedaktor...

Wednesday 15 December 2021

wykopki

Przebiegłem sekcję komentarzy spod materiału (amatorskiego raczej, tj. nie był kręcony przez kogoś związanego z robotami czy władzą) o robocie przy produkcji półwyspu i poprzecznego falochronu. Część wypowiedzi to czysty produkcyjniak - coś, co prze-zgrabnie obśmiano w "Człowieku z marmuru", o co bił się Wielki Reżyser Wajda z tow. Tejchmą, a ten później na Biurze się tłumaczył... Bo władzuchna się bała, że lud zobaczy.

Boże Nieistniejący - ludzie ekscytują się koparkami i machinami - wypisz wymaluj jak 7-latek i tato przy kolejce piko* - i przy tym mają patriotyczne uniesienie "dobrą zmianą". Do kurwy nędzy... - i ja na coś takiego płacę! Gdyby jarali się byli jakąś czystszą niż węglowe elektrownią, nawet pod wezwaniem Maryśki czy Dżizasa, pies z nimi! Czy lepszą szkołą. 

A może to najęci tępi propagandyści? Albo sprytni (-e napisane klikacze), ale dla tępego targetu? Bo jeśli nie, to cóż, cześć i chwała i czopki z głów współczesnym piorcom mózgownic. Gdyby nasi (po PKWN, ew. świeżo po wojnie) mieli takie mózgopralki, to komunizm byśmy zanieśli w świat tak, że tow. Stalin i Mao skręciliby się z zazdrości. A tak - o kant... Immanuel. Nie mylić z Immelmannem. Czas wywieszać białą flagę.

* Przepiękny portret tego jest w którymś z odc. Gangu Olsena. Polecam.

Monday 13 December 2021

na karuzeli życia

Czterdzieści lat minęło, jak jeden dzień, 13-go nawet w grudniu jest wiosna, Zuzanna lubi ją tylko jesienią, przesyła nam świeżą Partię.

Generałom i pułkownikom - ukłony. Solidaruchom - plecy wasze, pałki nasze. Nie chcem, ale muszem. Mnietek, podaj cybulę.

Friday 10 December 2021

konkurs w Rosji :)

Ogłosili takie coś: «Сообщения уже поступают»: команда Навального предложила 3 млн за данные об его отравлении. (Komunikaty już się pojawiają: drużyna Nawalnego zaproponowała 3 mln za dane o jego otruciu). Kurwa, dzieciaki... Serio, aż tak źle z tą waszą wersją? Losie słodki, jakieś grube te białe nici (po ichniemu właśnie są białe, jeśli chcemy powiedzieć, że grube). Człowiekowi A. N. nie zazdroszczę pobytu na koloniach (zwłaszcza po seansie z obrazem niesamowitym pt. Biezpriedieł), choć wiedział, co go czeka. Cze-Ka. Znów przypadek... Rozważam przystąpienie, lekkie pióro mam, ale nie wyjaśnili jeszcze, czy te 3 mln to w zieleninie, czy w rublu. Jak kto zna ichni język, propozycja jest: obejrzeć debatę A. N. z W. W. P. (Poznerem) - to o Nawalnym więcej pokazuje niż zachodnie zachwyty.

Tak się zostaje zwolennikiem dyktatury - kiedy walczący o demokrację są aż tak dojmująco beznadziejnie beznadziejni. A może w Rosji właśnie powstaje coś na kształt naszej niegdysiejszej Solidurności? (Towarzyszu generale, proponuję... operacyjnie.. od jutra... - OD WCZORAJ, KAMOLA! TA SPRAWA JEST NA WCZORAJ!)

Szukałem czegujś o zasłużonym oficerze T. T. po lekturze omówionej poprzednio, miałem pecha, że napatoczyło się allegro (gdzie nabywam książki specyficzne i rzadko widzę aktualności, a poza tym - raczej sprzęt rowerowy). No i okazuje się, że w obozie wiadomej psychozy wszystko świetnie. Nawet nieodżałowany Wojciul-Xero też o tym, że w ramach pandemii nic nie jest takie, jak się wydaje. Zdarta płyta, stan umysłu wiadomy, a jednak - setki, tysiące ocen, średnie typu 4.97+, wszystko o spiskach władzy. Jakiś trzeźwy komentarz - że to raczej powieść niż to, co się wydaje. No ale reklama dźwignią handlu, a polega właśnie na wywoływaniu w biomasie tego wydawania (się, a później kasy). Nie żebym Wojciulowi-Xero żałował, poczciwy chłopina - dobrze mu z oczu patrzy, jak śpi. A czy słowo prawdy w życiu powiedział - cholera wie. Ja mu nie wierzę. 

Wracając... - a mówili, że Polacy nie czytają. Ot, wredny antypolonizm! Ja tam powodzeniem tego nurtu literatury kształcącej ciemny lud jestem wyraźnie podbudowany. A że w kierunku jeszcze ciemniejszym - eee, xuj z tym. W 2023 zagłosuję chyba na PiS - w ramach dokładania Polakom. Bo na nic lepszego nie zasługują. Jak mnie mocno wkurwicie, to na Końpederację. ("Na złość babci...")

Thursday 9 December 2021

korektura

Czytam dziełko płk. Turowskiego (Moskwa ...). Niestety, redachcja/kurechta dała ciała po całości. Tu się jedzie zagranicę, robi się coś popołudniu, miejscami rażąco pierdoli się komuś położenie przecinków wzgl. ich braku, nawet masła maślane występują. Coś w rodzaju "od razu bez zwłoki". A czytając o worach w zakonie (kursywa moja) biegnę myślą do dawno nieoglądanego* CiałaTy jesteś jednak mega-worem! Cholerra, ile kosztowało tam dać kursywę czy cudzysłów? A tak - wygląda, że w jakimś zakonie jest wór. Pewnie tak, ale nie o to się chyba rozchodziło, nie to autor miał na myśli; choć biorąc pod uwagę, gdzie działał kiedyś - ha! Pshypadeq?!). No i okazjonalne naprawdę dziwne tłumaczenia na polski tego i owego, co transkrypcją pararosyjską tam wtrącono. Choć konia z rzędem temu, kto przekonująco przetłumaczy rad starat'sya. Tym dziwniejsze, że płk Turowski to rusycysta. Ale płk. Bosaka przetrzymaliśmy, to i to tyż, czemu nie. A i rewelacje oficera P. W. (z epizodem w PWPW, nie mylić z innym P. W., kumplem Antoszki -  tym, co mówić nie bardzo umi) pamiętamy - coś w rodzaju, że korekta mu "język zamorduje". Choć nijak nie wydaje się, żeby Turowski usiłował pisać stylem jakkolwiek zbliżonym np. do resortowej polszczyzny Bosaka. O Wrońskim nie wiem, bo w Weryfikacji aż tak się to w oczy nie rzucało, a Mordu założycielskiego (ks. Gałuszka :) jeszcze nie czytałem, a jak przeczytam, to pewnie z niesmakiem, podobnym jak P. W. historyjkę o "generale Cz." - to chyba przybredził w Czasie nielegałów.

Reszta byków z pamięci: A nóż... (coś tam się zdarzy - jak w żarcie, a nóż-widelec). Coś jest nie potrzebne, (+ jeszcze jeden taki błąd), coś stało by się (choć kto wie, może można). Niemniej użyte w miejscu zdecydowanie wskazującym na nie mniej, podobnie mieszane nieraz i nie raz. Tłumaczeniowe potknięcie - nu ty dajosz. Wcale nie musi oznaczać nie żartuj, wg mojego rozeznania (nejtiw, od 2. roku życia szprycham w tym lenguidżu) oznacza raczej podziw. I tak to wyrażenie rozumiem w kontekście - ktoś komuś serię wygarnął, a kumpel właśnie, że dajosz. Gdzie tu widać żart - nie rozumiem. Mient przetłumaczony jako męt. Dziwaczne - skoro to tyle, co glina/gliniarz. Rzekomo od polskiej mendy, co wszakże znajduje odzwierciedlenie w utworku Apteki. Czy przekształcenia w ZSRR były Gorbaczowskie, czy Gorbaczowowskie, sam nie wiem. Ciążę ku drugiej wersji, a jeśli ktoś jest przeciw, to pytanie: jak utworzyć taki przymiotnik od nazwiska Gorbacz? Jakaś niekonsekwencja w odmianie Alei vs Alej (Jerozolimskich). I chyba raz przetrwała Aleja Jerozolimska, ale może mi się to mieszać z rzyciorysem Antoszki Miczurina. Jakieś eksplozje ładunków wybuchowych przy okazji puczu Janajewa, a.k.a. gekaczepe. No tak, cholera, ładunki wybuchowe eksplodują, ale to jest stary poczciwy akwen wodny. W ramach wisienki na torcie czy na torfie czy inszego kwiatka do kożucha na mleku, nad którym nie płaczemy, kiedy płoną lasy: gross zamiast gros. (Lepsze niż onegdaj clue w miejsce clou. "I have no clou what clue means." - "Nie mam gwoździa, co znaczy wskazówka". Hyhy... Wskazówka-zegar-kukułka-lot-szpital, przynajmniej próbowałem.) Gerard Ford jako prezydent USA. blin zamiast blinów, także zamiast tak że. Po prostu wszystkie członki opadają.

No to teraz przyjebuję (jak w "Ciele": Wiesz, jaka jest różnica między złodziejami i niezłodziejami, Goldi? Bo to oni zajebują, a nie im zajebują... Czujesz tę jebaną różnicę? - bo zapłaciłem za e-booka trochę, może należało ściągnąć skądś i okraść Autora, a opłatę przelać korektorowi, podpisanemu jako P. W. (skaranie z tymi P. W. - ale niech to, lepszy jest ten tu korektor w literki niż jeden z tamtych P. W. powyżej w gadanę). I niech sobie chłopina kupi słownik. Jak to w Bajtku leciało...? Oglądałem ostatni raz ten numer pewnie w latach 80. I był list od czytelnika, mocno niegramotny. Pamiętam tyle, że kończył się zdaniem Na poczcie bym wpłacił sumę pieniężną. Na co redakcja coś odpowiedziała i zakończyła PS Przeczytaj dzieła zebrane Jodłowskiego i Taszyckiego. Po co to dziś hodować we łbie? Nie wiem. To prawie jak Nirvana - nie da się odsłyszeć. Ani odzobaczyć Kurta Kombajna, któremu jednakowoż za pociągnięcie za trigier jesteśmy w resorcie wdzięczni. ("Proponuję przesunięcie kolegi śpiewaka do sekcji gimnastycznej. (...) I (...) co też ważne - przestanie śpiewać!".)

Abstrachując od litrówek [badum-tss] - czyta się, i za to wielki odwrócony krzyżyk i pozdrowienia i CzeKa-my w resorcie na rozwijanie się akcji i reakcji.

Zakończone. Zwinięcie akcji - kapitalne, może też przez zaskoczenie, że trochę za szybkie - urwane jakby, panie dzieju, niedosyt: tyle naplątane, oczekujemy rozplątania, może momentów jeszcze nieco. A tu nic, koniec fil'ma. Za te epilog - mistrzostwo świata, może przez to, że idealnie pasuje do moich przemyśleń. I językowo prawie czyste. Zakupuję ze środków operacyjnych pozostałe dzieła tegoż Autora. Jeśli czyta - śmiało niech się kontaktuje, mogę korektę po korekcie zrobić za friko, tj. za cenę przeczytania za darmo. Bo w wydawnictwie o wdzięcznej nazwie Melanż widocznie co najmniej jeden korektor imprezuje, a kasę pewnie bierze. 

I to jest sprawiedliwość, ja się pytam, panie redachtórze?

 

________

* nieoglądane. Zawahałem się... Zajrzałem w g***le, dostałem stronę o**tu, gdzie na wszystkie odpowiedzi z uzasadnieniem (niewielki ułamek, bo - demokratycznie - ustalono chyba, że po prostu razem) żadna nie trafiła w to, jaką częścią mowy jest one "oglądane" - wszyscy eksperci, że przymiotnik. A to przecie imiesłów.

lodówka, a może grzałka.

Wieść gminna niesie, że po wystawieniu paneli do robienia elektryczności, przynajmniej w niektórych regionach, otrzymuje się za dużo energii w porównaniu do typowego zapotrzebowania. I że nadmiar energii można "składować" w postaci wodoru - pchnąć prąd w elektrolizę wody, część oczywiście idzie Nieistniejącemu w okno, tj. w ciepło, ale zostajemy z paliwem. W porównaniu do wbijania tego w kondensator czy koło zamachowe zaletę ma to taką, że jest względnie trwałym magazynem.

Do tej pory nic podejrzanego, bo nie powinno nikogo dziwić, że energia wymagana do rozkładu wody przez elektrolizę jest większa od energii spalania wodoru w tlenie. Chociażby z tego powodu, że przez elektrolizę dostajemy rozdzielone substraty tej reakcji, bo elektrody muszą być rozdzielone, żeby nie było zwarcia. Jeśli chcemy dostać stechiometryczną mieszaninę wodoru z tlenem, musimy je zbierać znad obu elektrod do jednego naczynia. Co spowoduje pewnie jakiś efekt cieplny, chyba ogrzanie, bo wzrost entropii. Innych przyczyn (pewnie istnieją) nie znam, poza oczywistą "elektryczną" - woda (z jakimkolwiek "wspomagaczem", poprawiającym przewodność, w przypadku wody destylowanej chyba nędzną) ma niezerowy opór.

Ale, ale... przecież wodór jest lżejszy od powietrza. Wyślijmy go wobec tego w górę w (np. nieściśliwym) pojemniku, utrzymując go na sznurku, doczepionym do prądnicy. Stąd jakiś ekstra wkład energii. Więcej: na górze możemy wodór spalić (czy przez eksplozję po wymieszaniu z tlenem, czy w ogniwie - do wyboru) - kolejny bonus. Jeszcze więcej? Produktem tej reakcji jest woda (najprawdopodobniej w stanie skupienia ciekłym, więc można jej zrobić zjeżdżalnię, żeby jeszcze jakąś turbinę zakręciła. A może wszystkie trzy bonusy w obiegu prawie ciągłym, hę? I czy wraz z wysokością (w rozsądnych granicach - powiedzmy, żeby formułka "emgieha" z dobro dokładnościo działała) ilość energii uzyskanej z tego obiegu nie rośnie bez ograniczeń?

Pytanie, żeby nie zwariować: jak w miarę prosto pokazać, że obiegu nie da się zamknąć? Albo: jeśli da się zamknąć, to jaki jest tego skutek dla ziemskiej atmosfery? A morał? Gówno wiem o sile wyporu i o termodynamice z uwzględnieniem grawitacji. No nic, pomyślimy.

Ważne, że zidentyfikowałem problem i inżynierem z okolic Rz. (odkrywców nowej fizyki tam chyba mają) się nie stanę. Ale luja!

Monday 6 December 2021

wodór!

"Wodór ma, więc prawie 126 razy większą gęstość energetyczną na 1 kg." - obstawiam, że inżynier. Choć "Wodór podczas uniku w żaden sposób nie zanieczyszcza środowiska." może świadczyć, że wyżyny Sztucznego Ćwierćefektu się tu wspięły (i wyżynami sięgnęły zenitu, chyba tak było w ZCDCP). Podczas uniku?... Cholera - co ma spalanie do uniku, oprócz tego, że w kopanej czasem ktoś czegoś unika, a być może jest na spalonym? "(...) podczas lotów kosmicznych Apollo, na pokładzie zastosowano technologię (...)", "W (...) wodór był używany, jako jeden z głównych składników (...)". "Napełnianie zbiorników zajmuje 5 minut i zapewnia pełną pojemność samochodu."

dżizuskurwajapierdolekurwa. Na dodatek nie podpisało się, pismactwo. Źródło: <https://ien.com.pl/tl_files/pliki/CPE/FAQ_final_PL.pdf>

Jakiś instytut of power engineering. Nawet na stronie domowej jest "Welcome in institute...", co świadczy, że poliszinglisz opanowali. Niemniej średni rzut oka po wykazie stopni świadczy, że z przypuszczeniem "inż." mój hakowaty nos i oko trafiły w przysłowiowe - jak u nieodżałowanego gen. MO Zambika - sedno tarczy. Wyczuję puste łby na wiorstę. Dalsza lektura wyrzygów na wiki pokazuje, że ciepło spalania i wartość opałowa różnią się liczbowo, ale definicje mają niebezpiecznie bliskie. Fajne te wzory opałowe - prawie tak podstawowa nauka jak fizyka jądrowa!

Решил Петька ученым стать и диссертацию написать. Долго думал о чем и наконец выбрал тему: "Ношение воды в решете". Но на всякий случай решил с Фурмановым посоветоваться. А Фурманов ему и говорит, что название диссертации ненаучное и предлагает переименовать ее в "методика транспортировки жидкой окиси водорода в сосуде с перфорированной донной поверхностью". Ну, Петька так и сделал - защитился.
Через полгода Василий Иванович тоже решил защитится, придумал тему, проконсультировался с Фурмановым, защитил диссертацию на тему: "Влияние звуковых колебаний различной частоты на половую систему некоторых видов парнокопытных" Петька подходит к нему и говорит:
- Слушай, Василь Иваныч, а как твоя диссертация до Фурманова называлась?
- "А на xy|\~| козлу баян?"


Zaczęły ciec jakieś archiwa znanego zespołu, odsłon od xuja. Basista brzdęka na jakimś skrzypkopodobnym wyrobie. Nazwy nie pamiętam, ale na pamięć znam tylko dwa ich kawery z zasłużonego dra Hackenbusha - z "Kosy" i "O jak ten wiater jebie w ryj" ściągali i kompletnie zmienili tekst, zresztą na angielski. A oprócz tego rebus mnie zaświtał: że niby Książę Ciemności przy kuchni działa - pędzi bimber, później wbija do niego jajca i cukier sypie. Rozwiązanie: advocaat diabła! Ha. Ma się łeb na karku nie od parady. Równości np.

- Василь Иваныч, вы за кого - Битльз или Ролинг Стоунз?

- А Леннон за кого?

nowy bohater!

Z frontu wojny ideolo: Yakow Kedmi. Mówi po rosyjsku, ale przyjechał bodaj ze słonecznego Izraela. Właśnie wysłuchałem, że 

  • wyssaliśmy antysemityzm z mlekiem matki,
  • KPP wykończono, bo było tam dużo Żydów i wykańczano ich przy okazji wykańczania komunistów, bo Żydów było dużo wśród komunistów, a Polska była państwem faszystowskim. Pewnie tak. Ale o roli Stalina w wykończeniu KPP - ... - a było coś? Nie powiedzieli... czyli dla bol'shinstva nie było. 
  • AK zabiła więcej żołnierzy ACz niż Niemców,
  • AK była antysemicka.

Jakoś nie mogę się pozbierać. Szacunku do dokonań czysto wojennych AK nie mam i mieć nie mogę, w porównaniu z AL/GL. Bo AK stała z bronią u nogi i bawiła się w podziemne państwo - super, a "Londyn" zajmował się głównie samo-kompromitacją. Z niezerową ceną płaconą przez żołnierzy AK i nie tylko. Np. za sprokurowanie powstania ich dowództwo powinno było pójść pod ścianę, gdzie przyznałoby się im order z kuli na potylicę, jak to ujmował klasyk. Czysta zbrodnia wojenna, ba - na własnym narodzie, nie bójmy się mocnych słów.

Sugerowałbym (gdyby mnie ktoś spytał i zaprosił na salony) panu Yashy douczenie się, że w czasie wojny były jeszcze niesławne NSZ i to tam była ta patologia, którą chciał podnieść i pobiadolić nad nią wg plemiennego klucza. Wypowiadane jest to wszystko głosem typowym dla rozpamiętywania o krzywdach, a pan Yasha performerem jest dobrym. No albo autentycznie taki - jak to u nich (Rosjan) nazywają - duszewnyj. A ile komentarzy przychylnych - część nawet w duchu, że to jednak bardziej Rosjanin, niż Żyd - niektórzy Rosjanie pod tym względem zdają się być niereformowalni; ale przynajmniej mówią prawdę. Dla mnie jego wymowa sugeruje, że może niekoniecznie, ale to tylko takie śmiechy na granicy rozniecania rozni. I mówi tak emocjonalnie, że aż go ludzie słuchają i cicho w studiu (u Sołowiowa, też ciekawy przypadek) jak afgańskim makiem zasiał. Zupełnie inaczej, niż kiedy w tym samym studiu rozjeżdżają jakichś łebków z Ukrainy czy plują się z jednym łebkiem (łysym i ważnym - Gordonem niejakim) zdalnie. Na poziomie takim, że u nasz PiS i Konfederacja mogłyby się niejednego nauczyć. Nasza piaskownica otdychaet. (Dosłownie: odpoczywa; w wolnym tłumaczeniu chyba tyle, co może się schować.)

Pan Yasha trafnie wypowiedział się natomiast o armii Andersa (że dała się Sojuzowi uzbroić i poszła sobie do Iranu - stąd prosty i skuteczny skok do tego, że wtedy przecież Iran Polaków przyjął "jak swoich", a dziś Polacy na granicy z Białorusią pokazują zgięty łokieć...) i o tym, że o AL dziś się nie wspomina. A z tymi liczbami zabitych - ciekawe... Chyba że wkalkulował tam z automatu dokonania bandziorów.

W studiu był też jakiś człowiek, który z zatroskaną miną kręcił głową i zdawałoby się, że nie zgadzał się z pewnymi wypowiedziami pana Yashy. Dobrze temu człowieku z oczu patrzyło, chyba miał czeską blachę w klapie, ale nie jestem pewien. Podobny był do jednego z lekarzy w Nemocnici na kraji mesta. I tylko cierpliwie kręcił tą głową i jakoś go w tym rozumiem.

Niemniej, liczba przemilczeń kwantyfikatorów i podejrzeń o nieuprawnione uogólnienia każe spytać - czemu pan Yasha - pożyteczny Rosji Żyd, choć cenimy go nie tylko za to - chce ze mnie ulepić antysemitę? Nie dam się, tak mi dopomóż drzewka prababci i jej siostry i piękne wspomnienia tych, których uratowały. Ale kosztuje mnie to extra wysiłek, a czemu ja jego zaszkodziłem? А шо я с этого буду так-и иметь? Bo co Rosja z tego ma - mniej więcej rozumiem.

Wednesday 1 December 2021

allergo IT

Szukałem gitary. Akurat wpisawszy "Ibanez MTM", bo tak. A tu "Przekierowano z Ibanez MTM" i samodzielnie wyszukuje "MM". W xuja se lecą. Dodatkowo: oceń sprzedawcę - jakieś gwiazdki, jakieś pole do wpisania wrażeń itp., a guzików pod spodem brak, więc co z tego, że mogę dodać parę słów od siebie, skoro opinii nie wyślę. I nie, nie dzieje się to na 20-letnim Netscape.

śmieci

Brawa dla stołecznej KO. "Najmniej niesprawiedliwe rozwiązanie" - takich zalotów do patologii (i nie tylko!) jak długo żyję nie widziałem. Kurwa wasza wszystkich pierdolona w tę i nazad.

Sunday 28 November 2021

inżynier pisze!

Podobnie w ruchu obrotowym (przy ustalonej osi obrotu) moment bezwładności wyraża opór stawiany przez ciało przy zmianie prędkości obrotowej, i występuje jako współczynnik proporcjonalności pomiędzy napędzającym momentem siły M i uzyskanym w jego wyniku przyspieszeniem kątowym, momentem pędu i prędkością kątową oraz (w połówce) pomiędzy energią kinetyczną i kwadratem prędkości kątowej.

Owo "w połówce" zdradza inżyniera. Mniejsza o idiotyczny przecinek przed i. Jeśli nie inżyniera, tym gorzej. Wyżej przytoczony tekst to pozbawiony wzorów i symboli wyimek z artykułu na Wikipiedzii o momencie bezwładności. Na potrzeby żartu słownego ("momenty dewiacji" jako odpowiedź na pytanie, "momenty były?" - ambitne...) zajrzałem, ale po przeczytaniu "Moment bezwładności jako skalar" - zwątpiłem. 

O niektórych inżynierach wkrótce.

Saturday 27 November 2021

Naczelny korektor raportuje!

NIE: "majkami" zamiast "majtkami", "Wojennoj-wozdusznoj Siły" zamiast "Wojenno-wozdusznych Sił", "Ukrainy" zamiast "Białorusi" (kontekst: którego kraju prezydentem jest A. Łukaszenka - i to w tekście przypisywanym Dziadkowi Uszadkowi), "przeciwskazań" u red. Marszała*

Newsweek: W wywiadzie z muzykusem Darskim padło "Varg Vikersen" zamiast "Vikernes" - no fakt, "-sen" bardziej po skandynawsku. Plus jakieś niezręczności u niejakiego "Vargi", w tym błędnie przytoczony tytuł omawianego filmu. Tomasz i Zbigniew wyjątkowo rozsądnie, ale czytając, mam przygnębiające poczucie, że jestem gorszy... W jakimś rocznicowym tekście z okazji utworzenia getta w Warszawie wspomniano, że 1/3 nieruchomości należała do Żydów, a za jakiś czas, że... 1/3 ludności spędzono do getta. Nie wiem, co o tym sądzić, ale nie znam "cyfr" w tej kwestii. Poczciwiec J. T. Gross przyłącza się do zacnego grona (A. Leder, D. Warszawski) usilnie budzących we mnie antysanitaryzm, ale nie dam się. Po prostu ich poglądy i metody działania uznaję miejscami za rażące, ale w żadnym wypadku nieuprawnionych uogólnień nie stosuję. Może czas przeczytać coś z protokołów Grossa; choćby dla Schadenfreude. Po jidysz chyba musiałoby się to nazywać aj-waj-mazel-tow?

Kolejna wpadka z Biografii nieautoryzowanej Antosia M.: tzw. Konwent św. Katarzyny odbył się w 1995, nie w 2005, choć Pani Hannie zdaje się ekspresowo cofnięto poparcie ambonnych i kuriewnych. A na dodatni in plus: ze zjadliwą (wobec nieszczęsnego red. Piątka) i radością pomieszaną z ulgą odnalazłem swoje przemyślenia nt. agenturalności onego Antosia w wypowiedziach gen. Anklewicza oraz prof. Friszkego. Ale Piątkowa legenda poszła miejscami w lud, niestety. W Szpiegu przecie Milczanowski rzekł był, że w lud poszło hasło "eselde-kagiebe".

Dodatkowo "adoptuje" zamiast "adaptuje" u K. Palmowskiej ("Zaklętym w..."); kontekst w przybliżeniu: "do warunków panujących na takiej a takiej wysokości".

* Z opóźnieniem dotarła do nas do resortu wiadomość o niesamowitym wyczynie drogowym. 107 km/h rzekomo na tym białym koniu pędził, "w obszarze". Boże Nieistniejący - ileż miru wśród kolegów musieli zyskać ci, co go wysuszyli. Może "Drogówka 2" powstanie na motywach?

Tuesday 23 November 2021

X, Y i Z

Swego czasu na którejś z rodzinnych biblioteczek znalazłem książkę X-a, którą wchłonąłem szybko. Jawił mi się z niej jako niemal wzór, miałem jego niektóre słowa czy przemyślenia przed oczyma samemu biorąc w przedsięwzięciach mocno amatorskich w porównaniu do opisanych. Później dzieło pożyczyłem; to musiało być jakoś w 2007/8, czyli w praktyce chyba oddałem, podpytam. Egzemplarz z dedykacją X-a dla Y-a. Z pamięci: Koledze Y-owi z serdecznymi podziękowaniami za pomoc w organizacji [...], [rok]. Nie mam pojęcia, jaką pomoc mógł okazać wtedy Y - rok wskazuje, że był tuż przed objęciem przedstawicielstwa [...] przy [...] w [...]. Później okazało się, że Y i X chodzili do jednej szkoły - jakieś adresy i telefony ze spotkania przy okazji 50-lecia matury. Zapomniałem, w którym roku i mieście, nawet nie pamiętam, czy wiedziałem.

Przykre, że X w tzw. końcówce życia zaczął odjeżdżać w regiony grząskie i trącące, delikatnie rzecz ujmując, chemtrajlsem i wszechspiskiem. Choć w niektórych wpisach uczciwie zaznaczał, że jest tzw. amatorem i wykształcenia w stosownym kierunku nie ma. Ponure jest to, że X i Y podzielili los odchodzenia na tamtą stronę świata przez długi czas - dr Alzheimer nie wybiera. A już zupełnie zjadliwe jest, że stali najwyraźniej po dwóch stronach tzw. barykady politycznej - Y nazywał Z "szefem" do końca życia, nawet jak zaczął mieszać osoby z najbliższej rodziny. A X Z-a z kolei określił mianem zbliżonym do tego, co serwują przysłowiowe komiksy organizacji W, zajmującej się w kraju P tzw. polityką historyczną. A ja akurat Z-a mam honor szanować, wbrew tzw. większości i paranoi sianej m. in. przez P. Może zresztą stąd owo P?

Gdybym-ż wiedział te -naście lat temu - podpytałoby się o to i owo i być może skompromitowało kwitem - patrzcie go, zakolaborował dla własnych korzyści... A tak - ad acta. Wszystko to jest brudne, aż się odechciewa.

 

W. N.

PS Jeśli ktoś kojarzy P z Polską, a W z IPN... kto wie. Może? "Organizacja W" - hehe...

Narzekania, II

Pani w autobusie — nie dość, że bez maski, to jeszcze brzydka. Czytaj: głupia i brzydka. Ale wymalowana fachowo, strach zgadywać, jak wygląda bez malunku. Wysiadła na Miłobędzkiej, co przecież nie musi niczego oznaczać. Wyglądała raczej na blagierkę* modową niż śpikówę. A jeśli śpikówa, no to powodzenia wiadomemu tworowi z dykty. Blagierstwo modowe to moja ulubiona działka od ostatniej traumy z doktoratem.

Turyści podobno odjeżdżają, ktoś coś strzelał na granicy, pogranicznicy mieli się fajkami częstować — wolscy i ci drudzy, nazwiska zapomniałem. Może i tak. Ktoś z turystów wcześniej powiedział, że dawniej sądzono, iż są terrorystami itp., ale oni pokazali, że tak nie jest. Zupełnie nie zrozumiałem, w którym miejscu niby pokazali. Szczególnie, że mówiący miał zasłoniętą twarz — uśmiałem się po pachy. Zresztą może to ruska manipulacja i rozzhyganie mezh-narodnoy roz'ni. Ktoś inny z kolei powiedział coś, co uparcie chodzi mi po łbie — że obiecano mu raj za $2000 i czuje się dziś oszukany. No — cholernie przykra sprawa, ale pójść na taki biznes? Dziś? Losie słodki. Oczywiście o tym, jak Kurdowie byli traktowani w Iraku za czasów sztamy z Sojuzem, ani w Turcji za czasów (do dziś trwającej przecież) sztamy z NATO — ani słowa ze strony wielikich dz'erżaw.

Czytam biografię Antosia Macierewicza. Rzecz wspaniała: fakty, źródła, bez plątaniny i Piątkowej konspirołogii; choć o Rydzyku przeczytać wypada. Jestem już przy powstaniu Solidurności, niedługo ulubiona przeze mnie dekada Generałów! I nie byłbym cenzoro-recenzentem z zamiłowania i domorosłym Grammar Nazi z krzyżem żeliwnym, gdybym nie wypunktował na zewnątrz (point out, hahaha!) drobnego wkładu w kompromitację — pisanie o pracy magisterskiej per magisterka (trąci dzisiejszością i beztroską na wiorstę, ale przyklejanie tego tamtej epoce jest co najmniej niesmaczne, nawet jeśli jest to rozprawa jakże szanownego i pełnego ogłady Antosia). A o tow. Kani napisano jako o kimś odpowiedzialnym za Urząd ds. Wyznań czy coś w podobie. Ja tam wiem, że tow. Kania był w KC odpowiedzialny z grubsza za MSW i że z tej okazji mógł konwersować z bepe Dębowskim. Od "dialogu z Kościołem" był chyba (zdrowy na łeb prawie jak Grzegi Brown — vide wywiad u T. T.) Kaziu Kąkol i/albo Barcikowski — zdaje się kumpel dziadka. No a przeniesienie wyrazu w nawiasie tak, że po wyrazie jest znak przeniesienia, a w nowej linijce zamykający nawias — no, tak. Z siebie się śmiejecie, jak poucza Mikołaj Google.

Film o Ukraińcach w Polsce. Narzekania, że w Kraku cały czas pada i smog jest taki, że sąsiedniego budynku na -naście m nie widać. Odwaliło, czy co? Ludzie — wasze państwo upadło, naszemu też do tego niedaleko, a wy cudów wymagacie? No i ta pochwała uczelni, które, luźno cytuję, stawiają na praktykę i odniesienie do realnego życia. Ta. A później myśleć ciężko magistrom wszelakim... Cholera, gdybym miał okazję, możliwość, szczęście itp., niepotrzebne skreślić... wyjechać do jakkolwiek rozumianej cywilizacji (Chorwacja, Słowenia, Suedtirol, Austria, Szwajcaria, Francja, może Włochy), jasne jak słońce, że zacząłbym od przysłowiowej miotły i ścierki. Byle móc przeżyć i pojeździć, a później spłacić dług. I całe dalsze życie byłbym tym obcymA tak — tkwię w wiadomym tworze z dykty. I czy jestem swoim — nie wiem; dla większości — a uchowaj mnie Nieistniejący! (Rebus taki: że tur niesie dyktę. Dyktatura.) I wewnętrzna emigracja i coraz większe odczłowieczenie i stanie z boku, nieopowiadanie się po żadnej ze stron, patrzenie, jak się wykańczają, jedni świętsi od drugich, bo od papieża (i tego przez erzet) ciężko nie być.

Całe szczęście, że wideło z kotem czy niedźwiedziem czy piesem jest. Bo zwierzaki wcale nie są ludźmi. Człowiek nie brzmi dumnie.

В качестве завершения: С нескольких недель я слежу исключительно за российскими и украинскими сми. Объавляется искренняя бладодарность и бурные аплодисменты перечодящие в овацию: Д. Ю. Пучкову и камрадам, В. В. Познеру, Д. И. Гордону, А. Г. Невзорову, В. А. Шендеровичу и многим другим. М-да, взрывчатка.


wuj


* kalka po "blagier Urban", rzecz jasna.

Friday 19 November 2021

czytadło!

Wypożyczono mnie dzieło K. Palmowskiej, "Zaklętym w górski kamień". Wcale dobre, choć korekta w paru miejscach dała ciała. Tu i tam w przecinkach, a już odmieniony dr raz z kropką, raz bez - skandal. Kilkoro luminarzy w świetle co najmniej nieludzkim, ale po wyrzygu Kurtyki sprzed paru miesięcy nic mnie już nie zdziwi (zresztą maniera Kurtyki i klimat tego wyrzygu też mnie zdziwił - stąd termin "wyrzyg"). Zresztą wcześniej (po sprawach przeczytanych u A. Czerwińskiej) też nie miałem wątpliwości. A tu następny rok ma być onej Wandzi... Ech.

Sunday 14 November 2021

прослушка...

Posłuchałem: Putina, Ławrowa, Łukaszenki i Zacharowej. I żadnych wątpliwości nie mam. Wypada powiedzieć "mołodcy". Choć maskują się słabo. Ale dla Ciechanowskiej i tej drugiej z dekoltem warto było porobić za strażaka praw człowieka i dysydenta, no i przydupasa cytadeli demokracji. A teraz pije się nawarzone piwo. Hehe.

Tuesday 2 November 2021

kompromitacjom, c.d.

Nie mogłem zasnąć, więc czytałem. A co? Ano, wiadro. A koń-kret-nie wygrzebany z zaświatów numer czegoś z Wyborczej, z 12. grudnia 2020. Zależało się, zgodnie z tym, co śpiewał wokalista - przewróciło się, niech leży

Obśmiałem się z wywiadu z kosmosamochodem Elonem, najbardziej z inżyniera i reakcji na tytuł/stopień. Z grubsza tyle rzekł był, że nauka to odkrywanie tego, co już jest, a inżynieria to stwarzanie tego, czego nie było i bez człowieka być nie mogło. Może i tak. Ale chyba w prostej drodze redukowalne do zachwytu nad "babką z piasku". No fakt - pewnie na pustyni nawet by nie było odpowiedniej figury, a geniusz dziecka z wiaderkiem... Zresztą wiaderko tyż z linii produkcyjnej, w postawieniu której maczali brudne łapska inżynierowie. A o pojawieniu się krzemu czy tlenu - e, a po co. Było zawsze, nie? Ew. pamBuk stworzył był siódmego dnia, jak mu z nosa jucha leciała. Stąd to znane powiedzenie - jak krew w piach.

Ale zdecydowanie bardziej podobał mi się wielogłos ws. tzw. dziadersów. Artykuł sekciarki S. Chutnik chociażby. Mentalnie jakieś 14-16 lat max., na szczęście językowo i wizualnie więcej; w ostatniej kwestii zwłaszcza usta i oczy przepiękne. I nos, tak powiedział tow. Hohol. Taki owczy. Tekst ten z powodzeniem nadaje się do pewnego eksperymentu, ale trzeba będzie przybrać stosowny kamuflaż i wypuścić w odpowiednim miejscu... Znacznie bardziej pogłębione rozważania, ba, przemyślenia, dała reżyserika Holland, którą kiedyś miałem przyjemność odsądzić i nawet skreślić. Mniejsza, że raz przysoliła terminem, uwaga: h u n w e j n i b i z m, co w istocie swojej i formie zakrawa na czysty jakizm (przeżyjmy to jeszcze raz: hatakumba, junta wojskowa, wymawiana przez jot, i pewnie wiele innych). Zresztą może to sprawka redakcji? Dalej spostrzeżenie, że zupełnie nie dorosłem do tego przeglądowego dolepienia dziaderstwa do mitologii greckiej, bom niedouk wieczny. A najlepszy z tych tekstów to ten o dialogu i dyskusji w ogóle, i o straszliwym wyrzynaniu tychże w dzisiejszych ramach "mediów społecznościowych", czy oddziaływań "baniek". Linczów, wzmożeń i uniesień moralizatorskich itp. popapraństw, zaiste pożałowania godnych.

Z wesołych spraw wypłyniętych ostatnio w NIE czy Przeglądzie - ponoć hipchłopowiec "Mata" to syn prawnika Matczaka z UW, publikującego regularnie w GW. Może mam jakiś syndrom refleksu szachisty... Nawet mądrze pisał, raz czy dwa trafiłem. A ponoć ostatnio średnio się w tym układzie dzieje, a profesor został odszczekiwaczem w soszjalmidjach, no i popełnił jakieś czytadło. Za to ten od melorecytacji (klasyk: ей, нигер, рэп это калdotarł na szczyty kariery i, jak donosi "prasa śniadaniowa", został twarzą popularnej sieci fastfudowych restauracji. Piękne. "Gdy jem hamburgera, nawala mi nera". To z Lalamido. Gdzie są niegdysiejsze śniegi? 

Wolskie snobstwo przestało się pałować nad międzynarodowo odgrywko arcydzieł Frycka. Ja też kulturny człek jestem, hoduję na dysku Poloneza as-dur brzuszny, 1.6 l, lekko przyrdzewiały i poduszki nie działaja, stryjek płakał jak sprzedawał. I jeszcze jeden utworek, co go znam z ZCDCP, odc. "Polska światu". "Jakis polonez.mp3" się nazywa, tak go widocznie Meastro* zatytułował.


* intencjonalne, nie żadna tam litrówka.

Thursday 28 October 2021

doktorat na UAM, czyli "kompromitacjom do sztambucha" +

Trafiłem, sam nie pomnę jak, na twórczość pani Magdaleny Szulc z UAM, mianowicie na doktorat popełniony na wydziale filologii polskiej. Jest to rozprawa o... blog(er)ach modowych, kreowaniu wizerunku na internetach itp. Jak się okazuje ze strony w.w. pani na w.w. Sorbonie, został on obroniony. Niech tam, że to filia UAM, Wydział Pedagogiczno-Artystyczny w Kaliszu... W ramach p o r y  r e l a k s u  wczytałem się trochu (wątpię, czy więcej niż 50 str.) i trafiłem na kwiatki jak niżej. Przypisy usunąłem.

(...) a Obama nie boi się porozmawiać z dwudziestu kilku letnią dziewczyną, która nie interesuje się polityką. 

Naprawdę ciężko skomentować; ale może czegoś o liczebnikach nie wiem... Letnia dziewczyna. Ok, a usta są zawsze gorące, jak pouczał klasyk Szczygieł.

Chwilę dalej: 

Numeryczność
Pod tym pojęciem rozumiem algorytmiczną naturę tekstów cyfrowy
ch. Prezentowany tekst czy obraz determinowane są przez programowalny kod komputerowy. Manowicz do fenomenu numeryczności przypisuje zjawisko interaktywności. 
Niesamowite, brzmi bardzo pro

No - co tu dodać - klękajcie narody. Programowalny kod. "To ciekawe, co pan mówi; a co mówią lekarze?"

Także inni badacze podejmowali tę tematykę skupiając się, oprócz samego zjawiska, również na towarzyszących mu, takich jak przestrzenie hybrydowe, media lokacyjne, rzeczywistość wzmocniona i inne. 

- bardzo dziwna konstrukcja z tym "oprócz", użytym szykiem i przypadkiem. Pomijam podejrzenie, że te zjawiska towarzyszące to jakiś natłok bełkotliwie skomplikowanie opisanych, a pustych wzgl. banalnych bytów; ot, białko na pianę, którą bić trzeba.

Negatywne konsekwencje lifestreamingu to przede wszystkim trudności w zarządzaniu prywatnością i zwiększony poziom stresu. W powszechnej opinii społecznej lifestreaming wciąż uznawany jest za niepoważny a nawet niebezpieczny. Dlatego też osoby stosujące tego rodzaju praktykę w celu kreowania swojego wizerunku mają trudne zadanie i nie należy ich działań bagatelizować.

Logika wywodu powala... A jeśli trudność zadania wynika z tego, że wielu "kreujących wizerunek" po prostu pisze/pokazuje  l i p ę, w związku z czym wyczuleni na to stają się nieco drażliwi? Też nie wolno bagatelizować? Paradne.

Jak pokazują badania, lifestreaming ma niebagatelny wpływ nie tylko na zmianę w komunikacji międzyludzkie, ale też na zmianę w postrzeganiu człowieka jako członka społeczeństwa, relacje społeczne i zarządzanie nimi. Badania wskazują, że lifestreaming sprzyja bardziej zróżnicowanemu zarządzaniu relacjami międzyludzkimi, a wspólne społeczne praktyki i zainteresowania ułatwiają inicjację kontaktów w mediach społecznościowych.

Trochę się powtarzamy, ale co tam. Zjedzone "j".

W ostatni czwartek karnawału, zwany w polskiej tradycji Tłustym Czwartkiem, większość badanych przeze mnie blogerów publikowała na swoich kanałach zdjęcia nawiązujące do tradycji jedzenia pączków i pytała widzów, ile już pączków zjedli. Tymczasem Fashionelka na Insta Stories przyznała, że tego dnia nie zamierza ulegać tradycji: "Widzę ten szał w necie na pączki. I wiecie co? Ja dziś nie zjem ani jednego pączka (...)"Aha...

Potoczność jest dobrze rozumiana przez odbiorców, przyciąga ich uwagę, ponieważ jest atrakcyjna, luźna i tworzy nieformalny charakter komunikacji, którzy odbiorcy lubią. 

Przyznajmy po prostu, że prymitywy tworzą treści dla prymitywów, po co/dlaczego aż tak woalować? No i "który", a nie "którzy".

Potoczność rozpatrywana na płaszczyźnie tekstu zyskuje na komunikacyjnej
atrakcyjności dlatego, że pozwala nadać wypowiedziom znam
iona komunikatów
nastawionych na kontakt z drugim człowiekiem, umożliwia ucieczkę od abstrakcji, 
w stronę mówienia czy raczej pisania konkretnego, bliskiego codziennemu doświadczeniu, obrazowego i zaangażowanego
.

j.w. 

Jedynym kontrolerem języka bloga jest jego autor, lub ewentualnie jego pracownicy, a zatem tekst nie przechodzi gruntownej korekty językowej, jak to ma miejsce w przypadku innych publikacji, na przykład w mediach internetowych.

Pani dr dawno chyba nie czytała onych mediów, choćby nieodżałowanej gazety peel. Otóż jak się (niechby licho czy średnio) zna język, można przysłowiowego wyciągnięcia nóg dokonać w konfrontacji z contentem pisanym. A że u pani dr owa korekta (a może znajomość?) kuleje i to fatalnie - tzw. insza inszość. Może zresztą potemu takie ma wysokie mniemanie o tej rzekomej korekcie na portalach?

Język jest zatem dużo bardziej spontaniczny, co jest spójne z wizerunkiem kreowanym przez blogerów jako osób spontanicznych i szczerych, które wypowiadają się zgodnie z tym, jak myślą.

Odważne założenie, że w ogóle myślą. Figura retoryczna z gatunku "Czy przestał pan już bić swoją żonę?". 

Nieco ponad połowa, bo 51% respondentów, odpowiedziało, że (...) - beznadziejnie. Winno być albo:

Nieco ponad połowa, bo 51% respondentów, odpowiedziała, że (...)

, albo

Nieco ponad połowa, bo 51%, respondentów odpowiedziała, że (...)

Wybrałbym drugi wariant. A bezpieczniej - wziąłbym owo 51% respondentów w nawias, bez przecinków. No i "odpowiedź respondenta" - jakoś tak... Nie pasuje.

(...), dzięki czemu nawet wiele tygodni po wyjeździe, użytkownicy mogą odnaleźć (...) Zbędny drugi przecinek; błąd tak elementarny, że żal dupę ściska. 

Współpraca reklamowa od kilku lat nie dziwi także czytelników i widzów, którzy, w zdecydowanej większości nie mają nic przeciwko niej, pod warunkiem, że jest subtelna i wysmakowana oraz dobrze dobrana do grupy docelowej.

Winno być: 

Współpraca reklamowa od kilku lat nie dziwi także czytelników i widzów, którzy, w zdecydowanej większości, nie mają nic przeciwko niej*, pod warunkiem że jest subtelna i wysmakowana oraz dobrze dobrana do grupy docelowej. (*) - niej = większości? Hehe...

cyt. z bloga: "Jestem tu przede wszystkim dla Was. Także każdy może sobie myśleć, co chce,"  Ja tam myślę, że nie umie pisać, nie odróżniając "tak że" od "także"; może potemu szafiarką została. A czy pani dr nie obowiązuje tu przypadkiem coś w rodzaju "(pisownia oryg.)" - nie wiem. Mnie by obowiązywało, ale może jest gdzieś we wstępie do rozprawy.

Współcześnie jednak coraz częściej zauważyć można obecność, jak to określam korzystając z nomenklatury nazw fal feminizmu, trzeciej fali, Na którejkolwiek fali interpunkcji zatrzymała się pani dr edukacja, zabrakło przecinka. Bo w określam, korzystając należy się on jak psu micha.

Jeśli mam znajomych w różnych częściach świata mogę zalogować się na Facebooka o dowolnej porze dnia i nocy i zawsze znajdę kogoś do rozmowy. Cieszę się razem z panią dr. 

Człowiek, jakistota społeczna, stale poszukuje kontaktu z innymi ludźmi. Nastawiony jest nwymianę informacji, poglądów, dzielenie się, komentowanie, okazywanie swojej sympatii. W tym miejscu warto zauważyć, że trzy ostatnie słowa są dosłownie przetłumaczone na funkcje najpopularniejszego obecnie kanału social mediów, czyli Facebooka: pod publikowanymi postami mamy do wyboru trzy opcje: like (lubię to), comment (komentuję), share (udostępniam). Nie wiem, na jakim etapie zatrzymała się pani dr edukacja w zakresie j. angielskiego, i po zobaczonym wyżej - chyba wiedzieć nie chcę. Spieszę za to z informacją, że owo "share" oznacza w tym kontekście tyle, co (po)dzielić się - w znaczeniu czymś z innymi, a nie siebie na kawałki. A czy automatyczne rozesłanie "znajomym" linka do czyjegoś, pardon, contentu, to akurat udostępnienie? Wedle mnie nie bardzo; udostępnić można coś, co się samemu wytworzyło i póki co jest schowane. Jeśli już, jest to rozpowszechnianie czy podawanie dalej. Bo skoro jest opublikowane, to oczywista oczywistość, że jest też udostępnione...

Sieć daje nam możliwości, których nie daje nam świat offline. Szybka wymiana linków, sprawdzenie na Facebooku do której godziny czynna jest restauracja, do której chcemy dziś iść na kolację i co jest daniem dnia, sprawdzenie najnowszej stylizacji na ulubionym fashion blogu, a na koniec szybkie przejrzenie statusów na Facebooku naszych znajomych i tweetów na Twitterze czołowych dziennikarzy i polityków, by poznać ich zdanie na temat wydarzeń dnia. Tak oto w piętnaście minut w social mediach dowiedzieliśmy się więcej niż przez cały dzień w świecie offline. Traktuję to jako dobry żart, bo bałbym się tego rodzaju wynurzenia traktować poważnie (chyba że u osoby przed 15. rokiem życia). Tj. nie mam problemów z zaakceptowaniem, że część ludziny ogranicza czynności psychiczne do przyswajania informacji i utożsamia to z "dowiadywaniem się". Ba, z przemilczeniem problemu weryfikacji tych informacji. Dziwię się tylko, że przecięcie tej części z częścią uzyskującą doktoraty jest niepuste. Znak czasów.

Medioznawca, prof. Wiesław Godzic, stwierdza, że „odrzucić możliwości komunikacyjne Facebooka to skazać się na przebywanie w zmurszałej wieży z kości słoniowej” W czasach profesórki Krystyny czy dr. Tadeusza wiele mnie nie zdziwi. Wolę już wieżę (może nie z kości, bo co mi słonie zawiniły?) zamiast bycia pasanym razem z "miliardami much, które nie mogą się mylić."

Za sukces Facebooka odpowiedzialny jest szereg reguł, w tym także fakt, że nikt nie jest na nim anonimowy. By zostać użytkownikiem Facebooka, należy podać swoje prawdziwe imię i nazwisko oraz inne dane, zamieścić swoje zdjęcie i tym podobne. To po prostu nieprawda. Nie wiem, jaki jest aktualny stan rzeczy, ale szlajałem się tam swego czasu i napisałem o sobie per "Stara Huta" i dodałem zdjęcie czochrającej się za uchem czarnej owcy. Owszem, serwis próbował mnie molestować o jakieś dane, ale pokazałem, gdzie babcia łubiankę nosi.

Pojęcie genologii multimedialnej wprowadzone przez Balcerzana zyskało aprobatę innych badaczy, którzy jednakże zastępowali je inną nazwą. Na przykłaEmilia Branny używa pojęcia genologia transmedialna, które obejmuje różne zjawiska związane z wzajemnym oddziaływaniem literatury i Internetu. Branny odwołuje się do dziedziny, która według niej odpowiada potrzebom badaczy nowych mediów: "Punkt odniesienia, jakim jest genologia transmedialna, pozwala mi na coś, o czym od dawna marzyłam. Otóż nie będę musiała określać, czym się zajmuję: czy jest to literatura elektroniczna, obiekt nowych mediów czy cybertekst. Transmedialność pozwala popatrzeć szerzej. Wyklucza nawet ograniczanie się do tekstu z pominięciem obrazu czy dźwięku. Pozwala właściwie zawęzić rozważania
tylko w jednym aspe
kcie: mianowicie do obiektów, które stanowią pewną strukturę
zn
aczącą, opartą na skonwencjalizowanym znaku"
Serio, skonwencjalizowanym? Nawet nie będę się fatygował sprawdzać, czy to p. Branny, czy p. dr dokonała połyku liter. A poza tym - starego zgrywusa Sokala pewnie skręca z zazdrości.

Wydaje się to dużym uproszczeniem, ponieważ bardzo dużo zależy od grupy odbiorców, którzy widzą treści oraz od możliwości technicznych, jakie daje dany kanał. Przecinek przed "oraz" zabaczyła. Fakt, trickowa sytuacja, może rzeczywiście dzisiaj przed habilitacją nie do osiągnięcia. 

Oprócz tego razi niesamowicie używanie rzeczownika współpraca w liczbie mnogiej (zwykle w kontekście reklamowania tego i owego), sam nie wiem czemu. Może przez nieoczytanie.

***

Co by tu, ten-tego, zapodać, tak tytułem podsumowania wincyj. Więcej czytać tych niesamowitości nie chcę. Marny argument pt. "statystyka" mówi, że podobnych byków, banałów itp. w tej rozprawie jest bardzo dużo. Nie czepiałbym się, gdyby rzecz była broniona na jakimś WysRol-u, polibudzie tej czy siamtej i gdyby była to praca licencjacka. A tak - wstydu chyba trzeba nie mieć. Promotor? Recenzenci? Halo... Houston, macie problem? Chyba nie macie i niech was szlag świetlisty trafi, to ja mam problem. Za dużo i za dobrze mnie naumiano w szkołach, które kańczałem. Idiokracja, rwał waszą nać.

Może czas na popełnienie programu do pisania takich rozpraw, skoro tego wszystkiego jest 388 stron. I zarabianie bez śladów wyrzutów resztek sumienia, biorąc pod uwagę status quo i jego pochodną względem czasu. 

Jeszcze strona pani naucznik, dla porządku:

https://wpa.amu.edu.pl/strona-glowna/wp-a/zaklady/studium-filologii-polskiej/dr-magdalena-szulc


Włodzimierz Natorf,

tyż dochtur!