Sunday 28 May 2017

zapiski leminga, LXVII

dyskretny urok quizomanii



Gazeta nasza ukochana w ramach działań u podstaw (a może i z chęci pokazania paru reklam) oferuje rozliczne końkursy, w tym zabawę pt. "Rozwiąż quiz". Nie podejmujemy się rozstrzygnięcia ważkiego skądinąd, nieprawdaż, problematu, czy do quizu (kwizu? Trąci "Oksfordem" i "Linuksem" na wiorstę!) się przystępuje, bierze w nim udział, a rozwiązuje się raczej problemy lub zadania; a pytania odpowiada. Where were we? Aha, nie podejmujemy się, choć "Rozwiąż quiz" brzmi w naszym skromnym, resortowym mniemaniu nieco obciachowo.

Wracając jednak do adremu... Quizy (zwłaszcza te noszące szlachetne miano ekstremalnych) cierpią ostatnimi czasy na syndrom niegramotności albo układających pytania, albo redagujących całość osób. Sami nie wiemy, który wariant jest gorszy. Najpowszechniejsze są póki co żelazne trzymanie się zasady o przecinku przed "który" i zbędne znaki zapytania. Na poczekaniu wymyślone przykłady:

Afryka to?
(a) kontynent
(b) danie
(c) zwierzę
(d) utwór

W, którym mieście przyszedł na świat Frycek Szopen?
(a) Żelazowa Wola
(b) Stalowa Wola
(c) Pcim Dolny
(d) Warszawka

Zresztą dwukropek zamiast za przeproszeniem pytajnika wcale sytuacji  nie poprawia, skąd natychmiast wyprowadza się morał, że naprawianie świata to szlachetny zamysł, ale zaczynać lepiej od siebie, bo a nuż ktoś kształcon w dawnych szkołach belkę w oku tuczącym konia zauważy i się czepnie, a i złośliwym losu zrządzeniem "plusów" czy też inszych "łapek w górę" zgarnie podejrzanie dużo, co przecież o niczym nie przesądza, przesądza zaś to, że jak każdy w miarę rozgarnięty uczestnik społeczeństwa zinformatyzowanego rozumiemy, iż sztuka jako tako poprawnego pisania umiera śmiercią sztuczną, bo jakże inaczej określić zdradziecki i podstępny, bo podle, cichaczem i niejako od kuchni strony wbijany technologio nowoczesno osinowy kołek osinowy w worek zgrzebny a osierdziowy, o spelczyku tym i owym bezmyślnym nie wspominając, przecinki na przysłowiową, z przeproszeniem, pałę stawiającym, przez co, co się samo przez się rozumie, czytajnik późniejszy oka i ew. patrzałki ze zgrozą przeciera, a łzami krokodylimi nad rozlanym mlekiem łka, spazmami czy inszą końwulsją targany, przy czym trzeba mieć pełną świadomość, że targi te nie upoważniają nikogo do poddania walki, nawet jeśli wiadone jest z góry, iż jest ona z kretesem przegrana.

Długie? Ba. Ale nic nie przebije listu Żorżyka Ponimirskiego do cioci Przełęskiej w kwestii długości zdań(nia)... - ha. Choć może przebije, a myśmy akurat tego nie czytali. A skorośmy tu, to w kwestii czytactwa -  łagodne jest "Człowiek honoru?" redaktora w swetrze, tj. Diatłowickiego. Nawet bykiśmy śmieszne znaleźli. Dla równowagi - kontynuujemy "Cze.Kiszczaka", autorstwa nawróconego pułkownika od wychowania politycznego, Lecha-szybka wolta-Kowalskiego, doktora, któremu jakoby na przykaz Generała usiłowano uwalić karierę... Hej, legenda, leee-genda! :)


ten pouczający ton zrzędliwego wuja,
który złotymi radami usiłuje
naprawiać świat  
z olimpijskiej wysokości swojego fotela...

zapiski leminga, LXVI

rehabilitacja flaszki Oleksandra?




Pomny ludycznego porzekadła "spróbuj na trzeźwo tego, co inni robili po pijaku", Pan Andrzej* wziął i zapajacował. Szczere, resortowe kondolencje dla Pierwszej Nauczycielki i Studentki Praw Rzymskich. Nu, kat eto, kak tak eto? Skazhu po franzuskie: sawuarwiwr.... A wizyta przebiegła godnie, dostojnie...
Po zaobciachowaniu referendalnym, zapozował teraz do fotki. Klimat trochę jak z zapoznanego tekno-hitu wokalisty Macieja, dokładnie z wątku o obrońcy cukiernictwa, Gabryjelu. Przywołano w złośliwych komentarzach Nieistniejącemu ducha winnego aktora Atkinsona oraz nieodżałowanego pana Krzysztofa, którego miasto to Białystok. Dobry z niego herbatnik. Zresztą z aktora przecież też.

***

W świecie kultury i sztuki ("Daleko od szosy": Jak widzę takie sztukie, to trudno mi zachować kulturę) upływa pod znakiem bojkotu festiwalu  firmy pana Jacka, czyli małego ekranu. Tuzy rodzimej sceny i estrady odgroziły się i nie zaśpiewają, w tym także wiecznie żywy złoty Maryland. No i gitara. Nawet pan Paweł Ciastka się zasolidaryzował. Co bardziej subtelni komentatorzy stwierdzili, że pan od piosenki o Pszczółce Mai też nie zaśpiewa. Ano. A my tu w resorcie udział w Opolu '80 pana Zbigniewa Wodeckiego bardzo sobie cenimy. Podobnie jak Górnego...

- A kim ty jesteś, chłopcze?

- To jest dyrygent...

- A to on sam nie może odpowiedzieć?

- Nie, bo jest głuchy jak pień...

Przynajmniej tow. kpt. Pietrzak krzepi z okładki "od rzeczy", że nigdy nie zawiódł się na Panu Jarosławie. Może i tak. Skoro cukier krzepi, to i niech pan Janek też, choć nieco od czasu "Partii szachów" był się nam popsuł.

***

Nagrała się na kamerkę pani opuszczona przez pana Mariusza. Komentarz dr. Strosmajera się przypomina. Panie Mariuszu! Imienniku i nazwiśniku kato- -szczurkowatego lago-republiczniaka, co esbecją cichcem dziś steruje, z łaski pana D., nazwiska nie pamiętam... Dobrze, panie tego, żeś pan to tępe pudło zostawił samemu sobie. Jak jeszcze po drugi kęs rozumu do głowy pan się udasz i drugą partię pan zostawisz, kto wie - może cosik i w odbudowie umęczonej Ojczyzny pan zdziałasz? Wicie, na wysuniętym odcinku, jako zastępca członka z ramienia przesuniętego na czoło... A póki co - wstyd, wstyd... Ale jak śpiewał wokalista Kazimierz, niech się wstydzi ten, co robi, nie ten, co widzi. Ale wstyd w ichnich partyjniackich kręgach to żadne tam nichilnowi, jak mawiali starożytni górale. Tym większy podziw dla tego Mariusza Kamińskiego. Mam nadzieję, że jego wspomnienia przeczytam za 30 lat z równie czerstwymi wypiekami na ryju, jak wspomnienia tow. Szlachcica, Pożogi czy Kiszczaka. Bo ten inny pan Mariusz (Bła, nie Ki) to raczej na kronikarza nie wygląda - mina raczej myślą niepokalana. Ale może coś na kształt wspominek Sławoja? Ich fragment śmy odkryli w zbiorku felietonów gen. Rozłubirskiego "Edwina", pt. "Wstydu oszczędź". W tekście pt. "Maczuga" jest zacna cytata z Wałka po gdańskim wybuchu gazu w 1995 r. (nb. sprawa ta przez niektórych co bardziej krewkich lustratorów  łączona jest z usiłowaniem zatarcia kwitów, jakoby obecnych na metrażu płk. Hodysza, co  tamoj mieszkał). Pisze generał:

"Prezydent RP znajdujący się w chwili katastrofy w swojej willi oddalonej od ul. Wojska Polskego o około kilometra [pis. oryg.] przybył na miesce po przeszło 30 godzinach od wybuchu - po mszy porannej i galowej ceremonii wyprawienia Iskry w rejs dookoła świata. Atakowany przez dziennikarzy pytaniami,
dlaczego przybywa dopiero teraz, odpowiedział (cytuję za Gazetą Wyborczą z 19 kwietnia 1995): Cały czas tu byłem, odgruzowywałem. Byłem tu jednak incognito, bo wiedziałem, że ludzie pracuję i nie należy im przeszkadzać".
No i morał - kłamać trza umić... A Wałek wywiaduje się w GW na temat śmierci syna - tego, co kierowcą zapalonym był, a później szyto słynną już pomroczność jasną. W jednym ma rację - władza mu zaszkodziła, rodzinie jego zresztą też. Aż na tę okoliczność przesłuchamy "rozmowę braci"... Bo bronienie go przed docinkami pisoskich wykańczaczy już ponad nasze siły. Zresztą pozytywnego wkładu w dzieje ludzkości i tak historia mu nie zapomni.


wuj wszystkich wujów

(*) vel Adrian, Ambroży, Arnold... Adolfa jeszcze mu nikt nie przylepił, i dobrze, bo Adolf przynajmniej do Stalingradu pozował na posiadacza nabiału. ("Od kiedy pan przestał wierzyć? Od Stalingradu, tak? Od pierwszego porządnego lania?")

Thursday 11 May 2017

zapiski leminga, LXV

po naszej stronie barykady nie lepiej...



Dwa kwiatki z pyskusji pod artykułem w GW nt. rotacji "elit" przez PiS, musi coś na kształt docentów marcowych sobie zaplanowali - bo kto bogatemu z szerokim gestem weźmie i zabroni? Ale porównywanie onej ew.* praktyki i zbliżających się przecież wyborów do sytuacji powojennej, a i podciąganie pod "zniszczenie nam inteligencji w Katyniu", jest tyleż nieśmieszne, co niesmaczne; my tu, wicie, w resorcie myślimy, że nawet leśni się przewracają na takie dictum w ziemi. Tej ziemi. Otóż megalomania rozbuchana do rozmiarów mesjanizmu, ino, cholera, nie w tym obozie... Albo krótka pamięć, choćby o liczbie ofiar cywilnych rzezi potocznie zwanej "Powstania Warszawskie". Poza tym - skąd to utożsamienie "oficerowie - inteligencja"? A pamięć o uczonych ze Lwowa czy Krakowa to co?

Mamy miękką dyktaturę zasłaniającą się usłużnymi pacynkami, tu i ówdzie pozwalającą na barwienie dyskursu na czarno i brązowo. Czy to naprawdę tak mało okazji do krytyki?

Pani Beata wynagroszyła pana Antka coś trzydziestką z górą tysiąców złociszy, bo tak się w pocie czoła stara dla umęczonej Ojczyzny. Ile samolotów sklei pan Antoni nie wiadomo, i wiadomo nie będzie, bynajmiej u nasz, gdyż za wozaka na dwukółce robić przestajemy. Oprócz tego pono "skończył się czas limuzyn" - ulga nie z tej ziemi, tej ziemi, bo znakiem tego ryzyko niosą wyłącznie automobile na tablicach WPI, co winno być w mieście stołecznym powyżej 100000 mieszkańców wiedzą powszechną. Piaseczno = dzwon. Przy czym, jak nam tu do resortu donoszą źródła zbliżone do Lublina - ojczyzny przaśnego "Żuka" - być może dlatego tak jest, że w Piasecznie jest jakaś  znana lokalna szkoła jazdy; w każdym razie w Lublinie to pracuje, bo najgorzej jeżdżą ludzie z rejestracjami z Chełma, gdzie szkoła jazdy jest.


No i o. Jakoś to będzie, bo głupi mają szczęście.


wuj


(*)  "ew.", bo artykuł raczej przed tym ostrzega, a piętnuje zdarzenia już znane; co do uczelni - otwarte pytanie, jak zostaną powitani członkowie wiadomej podkomisji i czy pan Andrzej dalej ma wiadomy etat na ujocie krakoskim.