Sunday 27 February 2022

odlot debila

Debil politykę globalną robi na tłyterze, i bardzo dobrze, bo kto by go gdzie indziej traktował jakkolwiek poważnie? Ekspresowa druga Ukrainy do Unii Europejskiej? Boże Nieistniejący, co za brednie. Nie tylko dlatego, że już raz czy dwa się nie udało, ale na dodatek są to brednie typa, który daje twarz reżimowi we Wolsce panującemu i, najdelikatniej mówiąc, eurosceptycznemu. Nawet doradcy z debilem nie jadą, a co dopiero lekarz. Kiedy skończy się ten obciach?

Na Gazecie miks - handelek, gwiazdki i wielcy tego świata na siebie nadają ("płotek"), horoskopy, biedna niewinna Ukraina, zły Putin, szlachetny Biden. Zajrzałem na forum. Nawet bolesna poezja "almagusa" jest. Czyli po staremu. Pono Ukraińcy jakiegoś najemnika czeczeńskiego ukatrupili. I milczymy o tym, czy aby tamci nie walczyli po stronie ukraińskiej.

Niemniej rondo Dudajewa we Warsiawie mamy, bośmy się zsolidaryzowały.

Friday 25 February 2022

otępienie, odc.++;

Dziś w ramach plait du jour, czy jak tam się to ecrivez, czy cuś tam wincyj, cholerna kompromitacja...

Otóż było se zadanko ze składania prędkości, proste, co niżej uzasadnimy, rozwiązując — a nuż kto skorzysta.

Jarek wybierał się na wakacje i zapomniał wziąć ze sobą modlitewnik. Rodzice zauważyli to i pogonili autem za składem pasażerskim PKP. Taka sytuacja wyjszła, że pociąg jechał względem gruntu z ustalono prędkościo v = 80 km/h, rodzice — względem gruntu takoż — z prędkościo w = 100 km/h. W chwili, gdy samochód zrównał się z końcem składu, zauważył to Jarek i zaczął truchtać (bo i mało wysportowany i nogi nie za długie) w kierunku samochodu rodziców, startując z odległości l = 300 m od końca składu. Z prędkością u = 10 km/h, rzecz jasna skierowaną przeciwnie do prędkości pociągu względem gruntu ("grunt to Ziemia...").

Zapytanie niech ucznie zanotują u kajetów: Po jakim czasie, licząc od zrównania samochodu z końcem ciopągu i jednoczesnym rozpoczęciem biegu przez Jarka, rodzice zdołają jemu przekazać ten podły modlitewnik? {na ciebie sznycel oczekuje!}

Rozwiązanie jest proste. Należy na chwilę napiąć odrobinę zwoje. Samochód względem pociągu porusza się z prędkością w' = wv = 20 km/h, Jarek względem samochodu zatem — z prędkością u' = u + w' = 30 km/h. Początkowa odległość między nimi to 300 m, więc spotkają się po czasie t = l/u' = 300 m/30 km/h = 0.01 h = 36 s. Bezpośrednim oglądem sprawdzamy, że Jarek względem pociągu ujdzie trzykrotnie mniejszy dystans, tj. 100 m, no bo idzie 3 × wolniej niż zbliża się do rodziców. Więc w szczególności nie wybiegnie z pociągu, co cieszy.

No i o; chyba zrobione. Przynajmniej w przybliżeniu nierelatywistycznym.

No to teraz szarada, co też pod zadaniem dopisała — w charakterze wskazówki — intelektualna tytaneria Sorbony? Wektorową równość jednej z trzech danych prędkości i sumy dwóch pozostałych, czy różnicy. Mniejsza o szczegóły, bo jest to chyba sugestia, że oryginalne zadanie nie ma rozwiązania. Wymaga za to (skoro podpowiedź, no to chyba w ramach rozwiązania) zmiany treści... Tj. Jarek ma biec z końca pociągu z prędkością 20 km/h, zgodnie z rodzicami, żeby — przynajmniej na jakimś odcinku pociągu — być równo z nimi. No a potem wyrżnąć w dzwiczki dyżurki pana maszynisty, śliwę na zamyślonym i zatroskanym losami kraju czole nabić, no i modlitewnika nie odzyskać. Laki los człowieka Szołochowa.

Otóż znów totalna bylejakość, towarzysze paranaucznicy z dochtóratamy. 

***

Ot i podróż za jeden uśmiech. Swoją drogą — jakże aktor Łobodziński jest podobny do oficera Makowskiego. Nesepa?

Thursday 24 February 2022

no i xuj

zaatakowały, cholery jedne...

Swoją drogą - może towarzysze Wschodni do nasz wejdą w odwiedziny. Na Białorusi są, bratni kraj. Podobnie jak jesienią 1981 byli. A Braun et consortes w filmach o Jaruzelu wszystkiemu zaprzeczali, z podparciem "argumentami" i "dokumentami", które warte podtarcia nie są... Wespół z Włodziem Bukowskim ("Pomieniali chuligana na Luisa Carvalana, gdie naiti takuju bliad', cztob na Brieżniewa smieniat'?"). Przypadek?... A może śp. Novodvorskaja bredząca o Putinie zabijającym wiadomego brata i resztę wycieczki to też przypadek?

Nie mam nic przeciwko temu, żeby Zachód się obesrał w tej sprawie, nie pierwszy raz zresztą. Ale szlag mnie trafia, że ucierpią buku ducha winni cywile.

No a w kwestii zdrowia  - tak mie wyjszło na podręcznym kargulatorze, że  antyszczepionkowcy są - jak chciałoby pewne chciejstwo - prorosyjscy, więc jeśli nie na niby, to w zasadzie - również, być może inne chciejstwo - antyukraińscy. 

Ukraina to - o ile wiem - kiepsko wyszczepione społeczeństwo, gorzej niż Rosja, chyba że w ostatnim kwartale coś się cudownie odmieniło.

Nie umiem  - w oderwaniu od konfliku obok - określić postawy polskiego "rządu" w kwestii szczepień czy obostrzeń inaczej niż biernie antyludzka. I teraz zdają się zapraszać uchodźców z Ukrainy. Jak rozumiem, dla nich znajdą się miejsca w szpitalach i kasa na to, choć dla towarzyszy z nieco dalszego wschodu się nie znalazła (ale na mur jest), a i dla tutejszego contentu biomasy nie bardzo... Ciekawe, czy i jak sprzedadzą propagandowo tę sprawę? Ja bym sprzedał bardzo prosto, mówiąc prawdę. Np. że coś jako narodowi Ukraińcom jesteśmy winni, przymknijmy oko na rzeź wołyńską i żyjmy długo i szczęśliwie i nie kłóćmy się o miedzę. Już to widzę - Polaków, którym ktoś powiedział odrobinę prawdy. Więc obstawiam, że raczej będą to fakty dokonane.

O zdanie zwolenników wysokiego stopnia wyszczepienia boję się pytać - jeszcze z powodu ich dysonansu poznawczego wyjdę na ruskiego agenta. Więc stoję w środku, cały na biało, ale bez żadnego czerwonego krzyża. Chyba że wszystko to zakończy się na gestach - wywieszeniu "żowto-błakitnej" symboliki na profile i ekraniki w komunikacji. Nb. nie wiem, czy akurat uciekinierzy będą spod barw wyżej wymienionych. Jeśli uciekają z Donbasu, to chyba nie bardzo, ale ostatecznie nie moja sprawa.

Schizofrenia jest chyba dopiero wtedy szkodliwa, kiedy ma się pamięć dłuższą niż pamięć tzw. rybki akwariowej. A jak już się śpiewa w którymś z chórów - stracone. 

A kto z tego ma korzyść? Media. Na gazecie peel już widzę tekścik po linii.

"Ten szaleniec, którego mamy za sąsiada, jest przecież fenomenem na miarę Hannibala Lectera. Oglądaliśmy "Milczenie owiec" i w głowie nam się nie mieściło, że ktoś taki istnieje. Tak samo dzisiaj wielu ludziom w głowie się nie mieści to, co wyprawia Putin, próbujący zreanimować trupa, czyli ZSRR. To jest jakiś chory gość."

Boże, wzruszające. Tylko tyleście wymyślili? Niestety, jest zdrowy i myślący, i na tym polega wasz problem. I niepowiedzenie tu niczego nt. poczynań Zachodu jest tu grubym błędem, czysto metodologicznym, w oderwaniu od sympatii czy antypatii.

"Moc człowieka tkwi nie tylko w sile fizycznej czy zbrojnej. Ta inna moc ma nawet nazwę, która już się w języku polskim zleksykalizowała: "rezyliencja", ang. resilience."

Skoro zleksykalizował się "hejt" (ale dziwnym trafem "mowa nienawiści", nie "hejtspicz", ew. "z picz"), "destynacja turystyczna", "epicka" wypowiedź, "epizod" w znaczeniu odcinek itp. - to i "rezyliencja" niech tam, jak damy temu próbę, autoprzesuwacze też zdążą.

Nawet sympatyczną pannę Krysię (Kurczab-Redlich) zwywiadowano. Ach, emocje, emocje... W sumie biedna osoba, bo co więcej można powiedzieć o "ładowanych" sensatach. Choć mówić "sprawdzam" akurat w takiej sytuacji - i smieszno, i straszno. A zoolidarność wyrażono jak dotąd na busach zetteemu. Słyszałem na razie z tamtej strony wypowiedzi (a raczej dość dziwne krzyki) Gordona. Taki ukraiński Sumliński, ale nieco częściej bywający za granicą - np. u patrioty Riezuna, (samo)zwanego Suworowem. A publika łyka i łyka.

Niech was wszyscy diabli!...

otępienie, odc++;

Dziś po raz kolejny PGS. Kontekst: omówienie błędnej odpowiedzi do pytanka o liniową prędkość naszej zakichanej planetki w ruchu wokół Słonka:

To nie jest prawidłowa odpowiedź, to jest sprzeczne z drugim prawem Keplera, według którego pola tworzone przez planetę i gwiazdę są takie same w takich samych odstępach czasowych.

Boże Nieistniejący, bełkot bełkotów, że tak z hebrajska zapodam, bo tyle wiem o tym zacnym języku. Co za dureń to popełnił? Cholera - nawet faworyt się na tym nie upupił (choć talent ma, bo do polszczyzny, fizyki i matematyki bozia poskąpiła okrutnie), tylko kto inny. Co robić? Pomiatać... No a tera faworyt. Sprawdzany przez faworytę. Ognia!

przeprowadzisz obliczenia rachunkowe

W odległości powyżej 30 cm różnica między modele bryły sztywnej i punktu materialnego daje wyniki różniące się o mniej niż 1%. Ale przy odległości d = 2r jest to już 10% różnicy, a gdy d = r, prawie 40% różnicy!

ciało obracające się ruchem obrotowym

im bliżej od osi obrotu, tym czynnik d2 będzie malał

(chyba miało być "tym bardziej", i mniejsza, że jest to akurat składnik, nie czynnik, zresztą bliżej jest raczej do osi nie od.)

Jak to ujął klasyk w ramach gadki o braku flagi i głosowaniu na "Gertycha", bo to patriota - - KURWAAAA!!!...

A na spokojnie ("Spokojnie. Oddychaj głęboko" - Tytus!) rzecz wymaga namalowania malunku, zamachania łapkami, co to też jest ta prędkość polowa i powiedzenia, że jest to w problemie dwóch ciał wielkość stała - dla każdego z nich, że nie jest to ograniczone do przypadku orbit eliptycznych, ale o to mniejsza, i że wynika to wprost z zasady zachowania momentu pędu. I za wiotkiego xuja nie widać, czemu by ten moment pędu miał być jednakowy dla obu ciał! Pomieszało was tam w tych... murach. (A śpiewał zaangażowany poeta, że runą, i co? Jak zwykle - Solidurność nakłamała. A i na TW Barda kiedyś znajdziemy kwity. On tak brzydko w tej "Jałcie" się o Wodzu wyraził! A i o obecnym też nieszczególnie, że lud się cieszy z karła? Jakżeż to tak, panie Jacku?!... Pan się nie ślizga, bo pan se rękę złamie!...)

Reszta bredni w ogóle na przemiał. Kury szczać prowadzać, czy jak tam mawiał ten cieciu od sprowokowania wojny prowadzącej do "cudu". Intelektualiści, hermitowska wasza macierz. Czy raczej półintelektualnie impotentna. No nie staje i tyle, co tu kryć. Właśnie nic nie kryć, bo nie staje. Król jest nagi i dawno się nie mył i pachnie ino perfumą "Brutal".

Monday 21 February 2022

pancerni!

Oglądam... Pierwszy raz po czasach przedszkolnych. Doceniam z dzisiejszego odcinka Grigorija z Kałasznikowem i w "liście płac"... Agnieszkę Osiecką. Bo to jej słowa o tym potarganiu sadu. No no... Kto by pomyślał... (Irmina.. Kobuz.., a.k.a. Ponimirska, utrzymująca Bonifacego al ab Kasę czy też inż. Mantza, ciotka Żorżyka, co miał fixum dyrdum we łbie  ja oczytany jestem przecie. Men of kalczer.

Dalej: sturmfuehrer Staedtke w roli wachmistrza Kality był jeszcze lepszy ("WASZA SKÓRA NIE PRZYDA NAM SIĘ NAWET NA ZELÓWKI!"), tudzież Ohlers a.k.a. pan Pankracego jako ktoś tam od artylerii. No i rzekomy Kloss w scenie ze strzelaniem do Rudego! 

Keiserstrasse 30... Jak go poznam?
- Popatrzcie sobie na tę fotografię.
- Hauptmann!
- My oceniamy go wyżej; jest naszym majorem!

Niesamowita scena, kiedy oficer polityczny ("Maliniak" znaczy) coś z Goethego odczytuje lekarzowi (Michnikowski) - a przecież Goethe pojawił się w Hydrozagadce! Choć w rozmowie dr. Plamy i Maharadży (tu ów "Maliniak", znaczy Kłosowski), a nie kierownika zakładu naukowego (W. M.). (Ja jestem częścią owej siły, której władza pragnie zawsze czyniż zło; lecz dobro sprowadza.)

Zakończenie przelukrowane do wyrzygu, no ale dobrze, że sprawa zakończyła się szczęśliwym happy-endem. Honoratka prawie tak zacna jak artystka Strzałkowska w "ŻnG", tj. tak se - mnie tam irytuje, podobnie jak Grigorij. Choć gadają, że owa B. Krafftówna ostatnio odeszła do Krainy Wiecznej Próby Generalnej.

Niemniej, cieszą wiadomości, że rzecz jest dziś jeszcze tu i ówdzie pokazywana młodemu pokoleniu. Choć jeśli wyłącznie do tresury antyniemieckiej, to mnie nijak nie cieszy. Bo ja, wicie-rozumicie, bardzo za braterstwem broni z Armią Czerwoną. A Anders niestety udał się na wycieczkę na południe, za co  moim zdaniem słusznie  uznano go w Sojuzie za zwyczajnego tchórza i wiarołomcę. Warto sprawdzić, co też tow. Churchill o nim pisał.

Że też nikt nie napisał kontynuacji. Bo np. "17. mgnieniom wiosny" napisano, wcale zabawną, dziejącą się w epoce Breżniewa.

otępienie, odc.++;

Pewne środowisko do przypuszczalnie zdalnej potencjalnej edukacji na poziomie podobno średnim, zakodowane i opłacone rzekomo przez pewne z ministerstw kraju za siedmioma górami i lasami zyskało, jak gminna wieść niesie, rodzaj ćwiczenia, gdzie można sobie fragmenty wzoru układać we wzór, no i sprawdzać, czy dziecki dobrze ułożyły. Znaczy, że właściwy wzór, no... Szkoda tylko, że 12 = ... × ... daje poprawną odpowiedź w przypadku 12 = 4 × 3, a w przypadku 12 = 3 × 4 już nie, co zależy i tak od tego, jak wpisze "poprawną" wersję osobnik układający problem. Oczywiście nie jest to nijak ograniczone do liczb, symbole też tam się da wpisywać, z potknięciami. Im bliżej prawdziwego pismactwa matematycznego (podrozumiewamy: LaTeX), tym więcej potknięć, bo nie umieli tego zakodować, a ręcznie w mathml coś się da wyrzeźbić, choć czytelność i stabilność* takiego kodu jest raczej niewielka. Ale może jest to ustawka i dzięki temu wyhodujemy pokolenie geniuszy w zakresie mnożenia zewnętrznego czy kwantyzatorów pól fermionowych.

"Z siebie się śmiejecie".


* dosłownie: czy z sesji na sesję zawartość tego, co wpiszemy czy wklikamy drastycznie się nie zmieni. Doświadczenia paru osób są... różne, że tak humanitarnie ujmę sprawę.

Sunday 20 February 2022

prasówka.

Kapitalna "Polityka", choć ton po śmierci red. Passenta minorowy. Nie mam do niego wielkiego sentymentu, może dlatego, że czytuję nieregularnie i od 2015, nie wcześniej. Lubiłem, co pisał, choć w jednym przypadku zszokował mnie obroną Kosińskiego, rzekomo "zaatakowanego" przez J. Siedlecką w "Czarnym ptasiorze".

Zwraca wiarę w KK (której nie mam, bom bez chrztu) wywiad z funkcjonariuszem L. Wilczyńskim. Ech, więcej by takich.

***

Natomiast zjeżył mnie jak zwykle Newsweek (raz, bo nie czytałem jeszcze wstępniaka red. Lisa, tak Tusko-lubnego w formie i treści, że aż się boję). Zjeżenie nastąpiło w rocznicowym artykule na 100-lecie urodzin W. Bartoszewskiego. Otóż pada tam — i to niestety z ust M. Komara — coś, czego bym się nie spodziewał. Kontekst: "kto i dlaczego nie lubił czy zwalczał Bartoszewskiego?". Cyt.:

Ale też gdy w 1995 r. został mianowany przez Lecha Wałęsę na ministra spraw zagranicznych, nie znosili go rządzący postkomuniści i ówczesne PSL. Wtedy jednym i drugim jeszcze nie za bardzo pasowała Polska w NATO i Unii Europejskiej, a Bartoszewski wiedział, że nie ma przed nami innej drogi. Był Europejczykiem, również z tego względu, że — jak mawiał — cieszył się przywilejem wczesnego urodzenia.  Pamiętał z doświadczenia, do czego doprowadziła fragmentaryzacja Europy, czym skutkują nacjonalizmy i zamykanie się przed wspólnotą. Gdyż to Bartoszewski, a nie młodsi od niego o całe dekady działacze SLD i PSL widzieli na własne oczy rozbiór Czechosłowacji i wojnę.

Prawdę mówiąc, nie spodziewałem się. Otóż wystarczy sięgnąć do kampanii Aleksandra Kwaśniewskiego czy debat ze wspomnianym (a nieszczęsnym i wtedy, i dziś) Wałęsą, żeby wiedzieć, że euro- i natoentuzjazm — przynajmniej w obozie SLD — obecny był, skoro wystawiając kandydata zdecydowali, że ma mówić takie rzeczy. W opozycji do Wałkowskich "NATO-bis", które "mówił w tej koncepcji". Polecam odsłuchać debatę Kwaśniewski-Wałęsa, a późnie tę, która się w zasadzie nie odbyła, bo Wałęsa się nie stawił, wobec czego pogadali z Kwaśniewskim bodajże J. Paradowska i A. Styrczula, ale drugiego nie jestem pewien.

Drugi punkt zaczepienia w obliczu tego brązownictwa Bartoszewskiego, a zahaczająca jakoś tam o obóz SLD, to jego drobna rola w omówieniu po latach tzw. sprawy Oleksego. Otóż Bartoszewski udzielił wywiadu w filmie "Szpieg" z 2008 r., wyraźnie chwaląc sobie wrażenia po odsłuchaniu rozmowy werbunkowej M. Zacharskiego i kolegi z W. Ałganowem. Do tego dorzucił rzecz z rozmowy z Kwaśniewskim-elektem, cytując go: "No panie ministrze, przecież ja też znam Ałganowa!". Czy Bartoszewski, mówiąc to, wiedział, w jakim świetle to postawi rozmówcę sprzed lat, i to w rozmowie raczej służbowej, diabli wiedzą, czy nie mocno poufnej? Może się nie zastanowił, co kontrastowałoby z tym, że kto dobrze myśli, ten dobrze mówi, i moim nieuprawnionym milczącym założeniem, że Bartoszewski zawsze dobrze myślał, bo dobrze mówił. Kłopot jest gdzie indziej. Oddajmy na chwilę głos M. Komarowi, rozpływającemu się nad postawą Jubilata: "Drugi człowiek jest po prostu bliźnim, o jego godności nigdy nie wolno zapomnieć. (...) Natomiast godność jest kategorią uniwersalną. Człowiek jest na tyle godny, na ile uznaje godność drugiego człowieka. Albo inaczej: nasza godność karleje, gdy odbieramy godność komu innemu.") Może i tak. Choć u Wajdy powiedziano "Mam w dupie godność", i też coś w tym jest. Ba, im bliżej polityki, tym wyraźniej. Owszem, Bartoszewski mógł nie znać i nie przewidywać ogólnego kontekstu i klimatu, który wytwarzali pracowicie w tym filmie Zacharski i Milczanowski. Ten ostatni wręcz powiedział, że "w lud poszło hasło, które widzieliśmy potem na murach: SLD-KGB". Ale — i pomijając bliźniość, godność i nawet sympatie polityczne — każdy w miarę obeznany z tematem wie, że "sprawa Oleksego" została (nieźle) rozegrana przez Rosję, właśnie dla podtorpedowania dążeń do integracji z szeroko pojętym Zachodem. Inna wersja mówi, że był to test i sprawę skręcili Amerykanie. Ja w tym widzę po prostu nieodrobienie lekcji z przeszłości przez Jubilata i niemożność wzniesienia się w kwestiach państwowych ponad polityczne podziały. A fe, Panie Władysławie!

I naprawdę nie wiem, czy tak poza tym ludzie z rządu go nie znosili. Podał się do dymisji wraz z odejściem Wałka — nie widzę, czy i jak ma się to do ciągłości urzędu itp., pełnił go od marca do grudnia 1995. Wygląda to raczej na manifestację polityczną Zainteresowanego, czy wręcz foch. Jeśli istnieją kulisy jego odwołania, typu towarzysze z SLD mówią mu "panie Władku, prosimy pakować manatki, nie pasuje nam pan do układanki", chętnie poznam... Co do euro- czy natosceptycyzmu, wyobrażam sobie, że w 1993, obejmując (jakże wcześnie!...) władzę, SLD mogło mieć pewne zastrzeżenia i obawy zwłaszcza w związku z postawą Rosji. Jakimś cudem w dwa lata ewoluowali, bez względu na brednie Wałęsy i jego przydupasów.

Nb. sprawa Oleksego znalazła swój — wcale radosny wg mnie — finał w postaci nagrania z którejś knajpy. Konwersowali Kalisz, Kwaśniewski i bodaj Czarzasty, nie jestem pewien, zresztą dość mało się udzielał. I "Olek" całkiem trafnie mówi o rozmowie z Bartoszewskim, ale — o ile pamiętam — bez złych emocji, raczej z odrobiną pogardy dla organizatorów sprawy. Padły rzekomo wykrzykniki "to jest aferha od Bałtyku po Kahrpaty, od Bałtyku po Karhpaty...". Na co miał odpowiedzieć (czy tylko w knajpie kolegom, czy wtedy rzeczywiście — ciężko powiedzieć, na pewno na nagraniu to pada, a czy w grudniu 1995... dopóki się nie dowiem, będę wątpić), że, cyt.: "te papiery możecie sobie w dupę wsadzić, bo tyle to jest warte". Ano tak, bo tyle było warte. Tak samo tyle jest dziś warta "ruska agentura" w obozie politycznym, do którego nie pałamy sympatią. A owo "od Bałtyku po Karpaty" bawi wręcz odlotowo, jakby ów obszar był jakoś tak piekielnie znaczący... Zadęcie? Zrozumiałbym tego typu wypowiedź z ust człowieka z biało-czerwonymi klapkami na oczach i krzyżykiem pomiędzy, ustawionego zgodnie z linią, agitatora, w podniesieniu retorycznym, wicie-rozumicie. Nijak nie pasuje mi to do postaci Bartoszewskiego, może więc Kwaśniewski ostro przesadził z tą geografią, a może nie.

Druga sprawa to ta europejskość, wspólnoty, faszyzmy itp. Nie trafia to do mnie, bo prawdą historyczną jest nie tylko "rozbiór" Czechosłowacji, ale przedtem jednak danie jej fragmentu na pożarcie III Rzeszy przez, jakby tu powiedzieć, wspólnie jakąś część Europy, słusznie zaniepokojonej postawą Niemiec i usiłującej w ten sposób choćby na chwilę uciszyć "wujka Adolfa". Że Chamberlain wyszedł na tym średnio, że pominę wyrażenia anatomiczne i z zakresu twardości materiałów? No, wyszedł... Tylko jak faszyzm (mający dobre warunki rozwoju po I WŚ) miałby być efektem akurat braku integracji europejskiej — jak to mówią anglosasi — ucieka mi. Przecież wcześniej były "państwa narodowe" i wątpię, czy komukolwiek śniła się zjednoczona Europa, zwłaszcza w formie znanej nam np. po 2004; uznałby to prawdopodobnie za sen z gatunku "koszmar klasy Z". Wspólnoty europejskiej po prostu nie było, więc ciężko powiedzieć, że ktoś się na nią zamknął czy zamykał i w ten sposób stał się zły faszyzm. Było za to eliminowanie ze wspólnoty w ramach państw — choćby Żydów czy komunistów, przy czym w Polsce przedwojennej oba objawy, plus Białorusini i Ukraińcy na dokładkę. Co weselsze, a może smutniejsze — komunistów najskuteczniej wyeliminował Stalin. Ale złe traktowanie mniejszości przed wojną to nasze, przez nas zbudowane, i to nie było nasze ostatnie słowo, żeby klasyka przywołać, w nieco upiorny sposób. Równie upiorne może być skonstatowanie, że dopiero odsiedziawszy i wycierpiawszy swoje w Auschwitz i działając w czasie wojny w Żegocie, a po wojnie na rzecz dialogu między tymi i owymi stronami, mógł Bartoszewski stać się Europejczykiem.
Bo — nie odmawiając jemu akurat niczego — równanie (z pomocą owego wczesnego urodzenia) między "obywatel II RP" a "Europejczyk" traktowałbym jako na tyle groteskowe, że zwróciłbym uwagę w czasie autoryzacji, czy aby nie ma tu pola do dania czytelnikom poczucia, że ktoś robi im wodę z mózgu. Może przesadzam ze względu na swoją osobniczą antypatię do II RP.

A więc, drogi Newsweeku i drogi panie Komar — także przez pamięć Pana przodków, którą na Pana miejscu bym sobie bardzo chwalił — są granice, których przekroczyć nie wolno. A dając się wypowiedzieć także Jubilatowi zza grobowej płyty: warto być przyzwoitym. Nawet w politycznej wypowiedzi, nawet w periodyku opiniotwórczym. Rozumiem, że SLD chwalić nie wypada, ale czy warto im przypisywać "nieznoszenie" tego, kogo chcemy koniecznie wywalić pod niebiosa? Nie wiem; a w ramach gdybologii, nie jestem przekonany, czy Jubilat byłby zachwycony lekturą Waszego tekstu. Mam nadzieję, że nie i odrobinę by Was obsztorcował, bo jakoś tam Go szanuję, zwłaszcza po kalibrze tych, którzy go zwalczali. Po prostu nie należy przesadzać w gorliwości i trzymaniu się "linii"...

A`propos zwalczania: zamknięcie wywiadu wprost cudowne, 

- Bartoszewski przez lata wykładał na KUL, jego studentami byli m. in. Bogdan Borusewicz, Janusz Krupski, Marian Piłka... Był profesorem mianowanym przez rząd Bawarii (...). Ale to w niczym nie przeszkadzało mentalnej żulii, niekiedy z tytułami naukowymi, by go zaczepiać.

- Przejmował się tymi zaczepkami?

- Wystarczy przypomnieć, jak skomentował twierdzenie Antoniego Macierewicza, że niemal wszyscy ministrowie spraw zagranicznych po roku 1989 byli agentami Moskwy. "Czy jestem obrażony na Macierewicza? Czy jak pana obrzyga pijany w autobusie, to kwestia moralna? Nie. Raczej estetyczna. Ano tyle".

Friday 18 February 2022

otępienie, odc.++;

Dziś kolejny rzut strawy duchowej. Ku uciesze Statlera i Waldorfa w nas wszystkich, także grammarnazistach!


Fotografia przedstawia elektrownią jądrową sfotografowaną z lotu ptaka

i dalej:

(...) każdy z nich potencjalnie może wywołać (...)

- akwen wodny :)

współczynnik powielania definiowany jest jako stosunek liczby neutronów w chwili następnej do liczby neuronów w chwili bieżącej

- brawo za interdyscyplinarność w postaci neuronów. I niesamowitą definicję z pomocą chwili bieżącej i następnej... Szczerze? Jądrowcem nie jestem (i nie martwi mnie to, podobnie jak niebycie botanikiem) i nie znam na co dzień definicji owego współczynnika powielania. Jeśli n(t) jest koncentracją neutronów, to może miało to być dn/dt. A może iloraz różnicowy dla odstępu czasu 1s? A może zdrowaśki? Tak czy siak - oryginał się nie broni. Jak większość kontentu robionego przez Hannę Gąsiorowską, ekspertyni od fiz edu. Choć jedno trzeba przyznać - we Wolsce można zostać ekspertem od dydaktyki przedmiotu szkolnego X, nie znając X nawet na poziomie szkolnym. Tj. znając, na coś między dwa plus a trzy mniej.

(...) w obwodzie elektrycznym wytwarza się prąd, gdy przez ten obwód przenika zmienny w czasie strumień wektora indukcji magnetycznej.

Jezusiemaryjo. Wystarczy: "W zamkniętym obwodzie wytwarza się prąd, o ile strumień indukcji magnetycznej przez ten obwód jest zmienny w czasie". I nie pytamy, co dzieje się w przypadku obwodu będącego brzegiem wstęgi Moebiusa... Wydaje mi się, na zdrowy chłopski rozum, że nie płynie nic, tj. skontruje się do zera. 

A tera pan poplaryzatur, też rzekomo fizyki:

przyporządkuj pojęcia (...) z ich odpowiednikami w (...)

Ze względu na dużą różnicę w momencie bezwładności samych kół, a całego motocykla...

W skutek (...)

Obok: nierówności z udziałem wektorów. W podtekście równoległych, o zgodnych zwrotach. A jednak boli, choć u człowieka, który bez mrugnięcia okiem dzieli przez wektor - jakby mniej.

Thursday 10 February 2022

R. Kostrzewski RIP.

Kręć się, młynie kręć...

otępienie, odc++;

Protokoły głupców z Sorbony, część wtóra! 

Tym razem z moim twórczym wkładem!


Było do wtłoczenia jako kontent zadanie o lokomotywie goniącej zająca; klasyk:

Stoi na stacji tłokomotywa, w chwili początkowej rusza ze stałym przyspieszeniem a; w tej samej chwili wybiega spod niej zając, z ustaloną prędkością u. Prędkość "podróżna" (czyli docelowa) lokomotywy to v; po jej osiągnięciu przyspieszenie momentalnie staje się zerowe. 

Problem: wyznaczyć czas (ew. dystans - jedno na drugie się przelicza), po którym lokomotywa dogoni zająca, o ile v > u.

Rozwiązuje się w miarę prosto, z jednym niuansem (w zależności od tego, jak ma się v do u/2, dogonienie odbywa się ruchem albo jednostajnym, albo jednostajnie przyspieszonym). 

Zajrzałem do Internetów w poszukiwaniu typowych prędkości pociągów z epoki (bo termin lokomotywa zobowiązuje!), a także zajęcy. W miarę sensowne dane to 75 km/h i 65 km/h dla lokomotywy i zająca, odpowiednio. Za przypieszenie przyjąłem 0.3 m/s2. Popełniłem błąd w rozwiązaniu - owszem, jednostki. Po prostu wstawiłem na tzw. pałę liczby, a po wyniku sekundy; zero refleksji - zaćmienie. Na częściowe (niechby marne) usprawiedliwienie: wiedziałem, że to nie jest wersja ostateczna - jeszcze przecież dwie instancje po mnie zjawią się, pochylą i ocenią.

I co robią? Ano - ważniejsza przepuszcza, choć w zasadzie winna się wczytać. A inż. jednak nabiera wątpliwości i, nieproszony przez nikogo, zmienia km/h na m/s. Na dodatek źle rozwiązuje problem podstawienia wartości liczbowych i - na inżynierską modłę - zapomina parę razy o jednostkach w ogóle, tylko łaskawie przypomina sobie po ostatnim znaku równości. Na dodatek wartość liczbowa jest niewłaściwa, nawet gdyby dane i jednostki jednak miały sens.

A dane mają sens? Zając poruszający się 234 km/h? Lokomotywa - okrągło licząc - ze 270 (bo 3/4 z 36 to 27). Heloooł, jak mawia młodzież... (Osobna sprawa, czy zając rzeczywiście jest skłonny zapychać 65 km/h przez prawie godzinę, bo prawidłowy wynik to ok. 56 min. Może jest to sprawa treningu wytrzymałości i odpowiedniego odżywienia zawodnika, np. marchewko, bo tak w kreskówce uczyli.)

Дураки вы, инженеры, и шутки у вас дурацкие!

Monday 7 February 2022

gw!

Kupiłem po długiej przerwie Wyborczą, bo ukazał mnie się na okładce marszałek z post-solidurności, Borusewicz, dla kumpli Borsuk. Tenże w wywiadzie na tematy różne popełnił kilka odlotowych gaf czy bzdetów intencjonalnych. Np.: rzekomo nie doszłoby do tego, do czego dziś dochodzi, gdyby tylko dało się Generała rozliczyć za stan wojenny. No i stwierdzenie o bywszej esbecji, która dziś nas inwigiluje Pegazem. Odlot odlotów. Rozumiem resentyment itp., ale skala bzdur załamuje. Tym bardziej jest to dziwne, że leży toto obok wybitnie rozsądnych i trzeźwych ocen, np. dotyczących (za zahaczeniem prowadzącego wywiad) około-Piątkowych wizji w kwestii (zużytego już chyba) tematu wszechwładnej rosyjskiej agentury i proputinowskości PiS. Od dawna twierdzę, że gadanie o wszechwładności i bezkarności jakichkolwiek służb robi im darmową reklamę i przesłania wewnętrzne przyczyny zło-stanu w kraju gadającego. No a kraj gadającego, podobnie jak mój - to Polska. ("A po drodze jest Polska. Twoja Polska" - łzy mnie stają w oczach na wspomnienie rozmowy Jan Kolickiego z oficerem radzieckich służb!) - nesepa? No i niesamowity passus nt. szans opozycji, że bez zjednoczenia ciężko - sufluje prowadzący wywiad, i dorzuca: "lewica i Hołownia nie chcą" - nad czym wywiadowany spokojnie przechodzi do porządku. Ach - milczenie jest złotem...

Biedny Matczak, punktujący PiS i dochodzący w ramach końca wierszówki, że nie zasługują nawet na osiem gwiazdek, a jedynie na głośne "Precz z komuną!". Losie - on naprawdę? Choć jak się spłodziło hiphopera, to nic dziwnego, że takie brednie spod dekla wyłażą. No ale szkoda człeczyny.

Artykulik o sekularyzacji i jej symulacjach, ciekawe. Prawie jak te szczęśliwe wszechświaty Trurla. No i trafiam na stwierdzenie, że wbrew pozorom Polska jest krajem zamożnym. Hm. Serio?

Idiotyczne tłumaczenie czegoś tam z amerykańskiego - na wiorstę widać, że maszynowe, nieco bele jak odpolerowane przez interfejs białkowy. Tj. niby nieźle, ale widzę, że ci czy owi "połknęli dumę" - przetrwało dosłownie - i odechciewa mi się wszystkiego.

Ktoś z Hameryki - Jarosław Gryz mu na nazwisko - popełnił był artykulik o wojnie przyszłości, już bez ludziny, jedynie z ej-aj. Może i tak. Przemyciła się sekwencja spacja-przecinek, a w stopce padło "autor jest profesor informatyki i filozofii". Spoko - skoro inż. Bieda z tejże Hameryki o areopłanach się wypowiadał, niech i temu profesóru byńdzie. Dżikago FTW, choć ten Jarosław akurat w Toroncie stołek grzeje.

Laurka kolejna o bogatyrze Nawalnym. Nie jest to mój bohater i oby nie stał się bohaterem dla Rosjan. A czemu dla niektórych "musi" być - ano, to wiedzą ci, co sprawą mieszają. Tamże - "rządza władzy". Hehe - rebusowate nawet, no bo skoro rządzić, to i rządza. Pacany niegramotne.

Zadziwiające dla mnie zadziwienie kogoś indagowanego przez red. Smoleńskiego - że jakaś publikacja Mieczysława Ryby, robiącego u ojca doktora dyrektora, wydana w IPN, jakaś taka, panie, mało naukowa, pod tezę, nieobiektywna i z zatrutych źródeł rzekomo korzystająca. Boziu nieistniejąca - żeż dzieci we mgle, smoleńskiej nomen amen... Na dodatek ów Ryba jest absolwentem tej samej Sorbony, co obecny minister Czervik.

A na koniec - jak to nieumiejętnie ktoś kiedyś ujął: cream de la cream - cokolwiek pretensjonalny i niezdrowo zagadkowy dopisek red. Michnika pod jednym z artykułów. Sięgnę i przytoczę, bo aż się przyjrzeć warto i pokopać... Cyt.: 

Jerzy B. Wójcik - jeden z bezspornych twórców sukcesów "Gazety Wyborczej", był mi dobrze znany jako menedżer i wizjoner rozwoju pisma. Niestety, padł ofiarą ludzi, którzy nie mają żadnego wkładu w powstanie "Gazety Wyborczej", a którzy dziś jej nie rozumieją i ją lekceważą. Tym razem Jurek - za namową przyjaciół z "Wyborczej" - sporządził świetny wizerunek publicystyczny redaktora Mieczysława Grydzewskiego i jego świata "Wiadomości Literackich". Ten świat Grydzewskiego, Tuwima, Słonimskiego, Boya i Lechonia, a także Antoniego Sobańskiego i Ireny Krzywickiej to tradycja, z której chcemy czerpać, tradycja, której chcemy pozostać wierni. Tych tradycji, tych wartości będziemy bronić uparcie, mam nadzieję, że wspólnie z Jurkiem Wójcikiem.

Dziwne; wygląda to raczej na rzecz, która powinna była paść ustnie, między panami... Aha, jest - zwolnienie, mobbing w tle itp. Cóż. "Świat jest dżunglą niestety", jak powiedziano w mądrym filmie. I w tle rzekomo pomysł łączenia Wyborczej z Gazetą dot peel? Łał, ście odlecieli do stratosfery... Nie róbcie tego. Wyborcza to wyborcza, a Gazeta to jeden z wielu ścieków. Prostytucja intelektu? Spoko - my, mecenasi, zapłacimy tej bardziej ekskluzywnej. Bo ta tańsza to niestety w pewnych kwestiach straszna szliucha.

Saturday 5 February 2022

chujowość wszystkiego...

Na kanwie najnowszego NW. Pisownia słaba*, totalne bzdety w kwesti palącej Ru/Ua - jakieś rozterki pisarczyka zaangażowanego... Rosja zła, zachód bieluteńki. Produkcja nieodżałowanego red. Piątka i towarzyszki Suchanow o Łordo Jurnyś i okolicach. Jak zwykle - Kreml, on jest temu winien. Zastanawia jedno - cytowanie raz czy dwa oficjeli kościelnych, co to biadolą nad tym, że jakaś hołota się tu wdziera i uprawia to i owo nie mając łączności z prawowitymi pasterzami. Noż kurwa wasza mać, nie macie tam cieńszych nici?! Instytut izraelski od wiadomych drzewek napisano jak "Jad Waszem". Kurwa - nowy jad...

I w dodatku ten idiotyczny tekst o rzekomym uodpornieniu ludzi z bagażem kulturwy na manipulacje władzy ("Kultura idzie na dno"). Bzdura otóż, towarzysze liberalni, niczego żeście nie zrozumieli albo nieudolnie udajecie. Jak nie pojmują, to w punktach:

1. Jasne, że jeśli ktoś ma fantazję, talent, ochotę itp. do zapewnienia sobie domku, trzech samochodów, rasowego psa i kota, dwójki rozpuszczonych bachorów, a na dokładkę jeszcze audiofilstwo i modern dżaz, tudzież odbywa (bynajmniej nie obowiązkowe - w żadnym razie) wizytacje w galeriach, operetkach itp. zawied'enijach, będzie - z dużym prawdopodobieństwem - pomiatał ludem ciemnym, co to przysłowiowego Zenka słucha. Ew. go nie zauważał i aspiracje raczej lekceważył. I, przez w miarę oczywisty mechanizm skojarzeń, odrzuci "przekaz" władzy kierowany do owego ludu, który rzekomo ciemny jest i dużo kupuje - ktoś tak powiedział, "nie pamnientam nazwiska i nie sondzem, żebym se przypomniał". Czy to oznacza odporność na manipulację? Przypuszczam, że wątpię, jak to ujmował Wiech.

2. Dygresja: jak to ktoś (mądry skądinąd) ujął - nieważne jest, czy to disco polo, jeśli noga sama "chodzi" do serwowanego nam "grania" i po odpowiedniej ilości EtOH chce się tańczyć - to jest w porządku. Jego sprawa - ja akurat, jako człowiek-hejter, nieznoszący naiwnego pozytywu w muzyce, i niewypowiedzianego (choć wyczuwalnego - widzę oczyma braku duszy mojej) "przykazu" dobrej zabawy - na poziomie fundamentalnym z tym się nie zgadzam, wolałbym więc, żeby taka ruszająca się noga do disko raczej mi uschła, bo ten ruch to objaw skrajnego obciachu. Zresztą od długiego czasu nie bywam w miejscach, gdzie mogłyby mnie dosięgnąć takie problemy - i dla mnie, i dla otoczenia jest to bardzo higieniczne. Koniec dygresji.

3. Zatem oczywiste, że ów nuwo- czy staro-rysz nie będzie w elektoracie tej partii, której rząd akurat zaorał zarząd Zachęty. Czy z tego wynika, że tamoj akurat chadza? Ew. na odwrót - czy z chadzania tu i tam musi wynikać przynależność do anty-PiS? (Zachęta to ino przykład - może być równie dobrze tortura w rodzaju Joyce'a czy Prousta.) Racje wyłożone w wywiadzie "Czas stu chłopów" rozumiem i jestem prawie całym sercem z wywiadowaną panią, mimo że do Zachęty nie chadzam, podobnie jak do teatru, bo nigdy nic tam nie zgubiłem. 

4. Kolejna dygresja: pacykarstwo ogarniam na poziomie basic z minusem - wyżej ceniąc nieśmiertelnego jelenia na tle lasu z zachodzącym słońcem od czarnych kwadratów itp. wynalazków, które słusznie był zjebał kiedyś tow. Chruszczow ("A czto eto za zhopa s ushami?" "Eto z'erkało, Nikita S'erg'eevich!"). Podobnie poezja - cenię warsztat tego tam litewskiego czy białoruskiego łebka, no i tyle tego, bo za dokonania całościowo rzecz biorąc i wpływ prania mózgownic ludu nimi - w ramach retro-retorsji - nijak nie cenię, to mam zarezerwowane dla Cesarsko-Królewskiego (suchar) Norwida. Bo co - Białoszewskim i Herbertem mam się zachwycać, skoro nic nie rozumiem, a wieloznaczności to dla mnie bagno i pole do popisu dla nikogo i miernot? Podobnie teatr - trauma... Gra na żywo wywołuje u mnie wyłącznie zażenowanie skrzyżowane ze współczuciem. Dziękuję, drogie przedszkole i szkoło, za uwrażliwienie! 

Jestem jakoś tam wrażliwy na muzykę, ale znów - rozegzaltowane ochy i achy nad końkursem im. Frycka Chłopina wkurwiają mnie nieziemsko; może dlatego, że słyszę je zazwyczaj ze strony ludzi skądinąć maławych i podłych, a kontrastów tego rodzaju nie znoszę zbyt dobrze. Kilka utworków rzeczonego Frycka ubóstwiam, ale bardzo prywatnie. Tyle z dygresji. 

5. Finalny cios w narrację... Otóż jeśli chodzi o odporność na manipulacje władzy czy polityków ogólniej, nic tak nie szczepi jak kurs w szeroko pojętej hard science. Czy to w naukach przyrodniczych, czy w matematyce. Może niekiedy w filozofii, choć jeśli kto zahaczy o działki nieanalityczne i zbyt zbliżone do bełkotu i postmoderny - dla tego widoków na uodpornienie raczej nie ma... Bo czemu się właśnie taki ktoś poddaje? Otóż niewyszukanej manipulacji, której poziom szoruje w okolicach mędrkowatych wypowiedzi Sowy czy Królika z wiadomej bajki. "Afera Sokala" - polecam... Podobnie jak nie ma widoków na odporność dla tych, którzy - czy to za stadem snobów idąc, czy samemu istotnie tak przeinżynierowawszy swe postrzeganie owego - prototypowego - "czarnego kwadratu" - zachwycą się wszystkim, co podsunie im znana galeria, pióro znanego i uznanego krytyka, czy nazwisko znanego autora. Bo to jest przecież objaw łykania jak pelikany, tym bardziej bezkrytycznego, im mniej kryteriów w ogóle jest obecne w danej dyscyplinie. Kryteriów, które w miarę zgodnie pozwalają powiedzieć, że oto ten wyrób ludzkiej głowy i rąk czy narzędzi do owej dyscypliny należy, a drugi umieszczamy poza nawiasem. W obszarze "nauki" zanik tych kryteriów w oczywisty sposób obecny jest w filozofii. Filozofia przypomina zaśmiecony kod, pełen nieaktualnych komentarzy. Dzięki, wujku Bobie, hehe!

6. Jako (absurdalny) wniosek wychodzi nam niniejszym, że jest ów mityczny (a naprawdę bardzo rzeczywisty) ciemny lud stadem snobów, rozkoszujących się telewizyjną postmoderną.

* pogotowie ort/int/szafa L. donosi:

red. Lis: "... Instagram nie uczyniłyby Polsce ...", "bydle", "Wśród potrzebnych im dóbr wolność jest na miejscu, jeśli nie ostatnim, to...".

red. Piątek albo koleżanka Suchanow: "Dlaczego stojąc nad grobem, Plinio ...", "(...) napisał, że populistyczny prezydent Brazylii (...), przyjął von Storchów (...)", 

red. Grochal + Omachel, "przykazanie" wyraźnie zamiast "przykaz", "I to MOL, a nie Orlen miał być (...)", 

fel. Gretkowska: "złotymi czcionkami", "Głęboki, ale idiota uznałby (...)" - wyraźnie kontekst wskazuje, że po "idiota" winien być przecinek.

red. Pawlicki: "Mariumpola", "No może nie jest to (...)", "Nowe pokolenie nie rozumie, skąd się biorą te rosyjskie żądania?" - wyraźnie stwierdzenie, że nie rozumie, a nie pytanie [o brak zrozumienia], na które później ew. pada odpowiedź.

Humoreski:

"To upodlenie i podeptanie prestiżu, który TK budował przez 30 lat." - piękne. Tj. paraliż i podeptanie było, ale z prestiżem budowanym - wobec spraw dot. aborcji, religii w szkole i "dezubekizacji" w 2009 - naprawdę warto się stuknąć w głowę zanim się napisze.

"Są oczywiście jeszcze ludzie, którzy w głębi ducha dalej wspierają Rosję, bo uważają, że rzekomo sterowana przez zachodnie siły Ukraina nie jest to końca niezależnym państwem." - właściwie ciężko skomentować.

No i to nieznośne moralizowanie red. Lisa. Cały czas nie gra z tamtymi radami dla opozycji, że to skuteczność jest ważna. Ech. A dobry był, herbatnik... "Ludzie wcale nie są tacy głupi, jak sądzimy; są dużo głupsi".

Friday 4 February 2022

Smoleńsk-bis

Zapytała parę lat temu red. Michalikowa oficera Makowskiego, którego cenimy nad wyraz:

- Czy był pan na "Smoleńsku"?

- Jeszcze nie... - odpowiedział był płk Głowacz*, a ja mam podobne wrażenie, czytając rewelacje o "Gierku" (akurat w NIE i NW). Wydawałoby się, że od czasu wzmożenia kina zaangażowanego w ramach brązowo-biało-czerwonego nacjosocrealizmu, produkcyjniaków o leśnej bandyterce itp., przynajmniej retrospekcja o dekadzie króla Edwarda będzie normalna, skoro nacjosoc robi nam tu dobrobyt (za "rządowe pieniądze").

Przetrzymałbym nawet nieszczęsnego "Miśka" (- no odmień "być"... - weź się, tato!), ale po tych dwóch omówieniach dochodzę do wniosku, że gniotowatość bije w dno chodnika, rąbanego pracowicie także za czasów PRL, która była i jest moją ojczyzną. A gniotowatości, w jaką wyposażono przygoty red. Maja (w parodii rzekomo zaistniał niejaki inż. Luty!), wydawałoby się - nikt nie przebije.

Najgorsze, że o Gierku można by było nakręcić rozsądny film, niechby i fabularyzowaną biografię; kręci się absurdy i skrajności, podobnie zresztą w przypadku Generała - od laurek stąd i zowąd, po paszkwile z gatunku Grzesiu Braun i s-ka.

Lektura obowiązkowa wg mnie o epoce Gierka to oba jego wywiady rzeki ("Przerwana dekada" i "Replika") i trochę produkcji red. Walenciaka na yt z cyklu "Za kulisami PRL". I coś z drugiej strony - choćby "Siedmiu wspaniałych" J. Eislera, o której słuchałem (yt: rozmowa autora z A. Dudkiem w ramach czegoś tam w jepeenie, którego to jepeenu niezmiennie nie szanuję; co innego z onym Dudkiem, który przez ostatnie lata zmądrzał wyraźnie), ale właśnie nabywam.

Dochodzą też echa - diabli wiedzą którego z kolei - sku*wienia się wiadomego polityka, którego nazwisko i postać kojarzę z gównem, co to ostatnio rzekomo podjął próbę zamounicestwienia, ale - pech chciał - chyba nie wyszło. No i kamingałt z depresją itp. andronami. Szczyty bezczelności napasionych kreatur, golących się do portretu. 


* tak występował w dwóch ostatnich książeczkach płk. Bosaka, prawdopodobnie od Głowacki, bo takie miał nazwisko legalizacyjne. Sznurkowski prawdopodobnie był Petelickim. Tylko W. S. i P. W. tam się nie doszukałem. Może następną razą.

Wednesday 2 February 2022

otępienie, odc++;

Ruch prostoliniowy jednostajnie zmienny jest typem ruchu, w którym wektor przyspieszenia jest stały w czasie. Taki rodzaj ruchu rzadko występuje w przyrodzie, gdyż do jego istnienia niezbędne jest, aby wektory wszystkich sił działających na ciało były stałe w czasie i nie równoważyły się. Przyjmując jednak pewne przybliżenia, możemy założyć, że w ten sposób możemy opisać swobodny spadek ciężkiego przedmiotu lub rozpędzający się pociąg.

Auć. No i po choler-rę to założenie o stałości sił składowych w czasie?... Potrzeba i wystarcza, żeby wypadkowa była stała w czasie i niezerowa, ot i tyle. A tu - darmowe robienie ludziom szkolnym niezasłużonego wodogłowia. Podejrzewam źródło tego knota - dopisek osoby trzeciej; bo Autorkę akurat miałem możliwość i radość uczyć mechaniki... 2005? Ech. Starość. 

[Poprawka - politechnik pisał. I to jeden z durniejszych, ale rzekomo popularyzator. Boziu Nieistniejąca, chroń nas przed takimi "działaczami na rzecz nauki". Jak to rzekł dyrektor w znanym filmie do pani uczycielki i jej podopiecznych w teatrzyku - bo tu jest szkoła... SZKO-ŁA! Grał go Wielki Elektryk, tudzież filatelista za nerkę... Henryk Bista, o!]

A potencjalnie dopisująca persona - przeze mnie wybitnie non grata - to fenomen tudzież ewenement na skalę światową. W skrócie: jak nie mając specjalnego pojecia pojęcia o (i elementarnego obycia w) fizyce i matematyce (niechby tylko w tej "stosowanej") uchodzić za lokalnego eksperta w dydaktyce fizyki. Jak widać we Wolsce można, bo Wolak potrafi, a w epoce emancypacji - Wolaczka tym bardziej. Całość przepuszczona jeszcze przez dwie instancje - jedna po PW, druga po UMK bodajże, co - przewrotnie rzecz ujmując - pisanym treściom nie zaszkodziło. 

Dawno temu śpiewaliśmy - pod dyktando naszego lokalnego Micka Jaggera - na kościelną nutę ("pan z wami") tekst prosty, ale z przekazem: "tępota nas opanowa-a-łaaa...". Polecam, pomaga. Z czasem można zamienić na "was".

Jeszcze następują tutej niżej nastempujące nie dopuszczenia do maturów z wolskiego:

Przypomnij sobie, czym się charakteryzuje ruch jednostajnie przyspieszony. Zauważ, że w pytaniu chodzi o wartość wektora a ta, nie może być ujemna.

No i "idąc przez most, spadła mi czapka", ale rozwinięte.

Nauczyciel prosi uczniów o samodzielne (...) oraz rozwiązanie (...), opierając się na wiadomościach zdobytych podczas lekcji. 

Podobnie - nawet z giewaltem na przecinkach:

Zakładając, że jest to ruch jednostajnie przyspieszony jego przyspieszenie wynosi około:

I jeszcze jeden, i jeszcze raz!

Czas poruszającego się ciała wynosi 6 sekund.

sprzeciw wobec dyskryminacji!

Dwie sprawy, towarzysze, do omówienia na dzisiejszym posiedzeniu POP. Nie ukrywamy, że jest to dla aktywu sprawa paląca, dlatego też czym prędzej przystępujemy do omówienia; liczymy na konstruktywną dyskusję po zagajeniu i poczęstunku. 

Raz: wygląda na to, że nie istnieje jeszcze feminatyw od dureń. Są pewnie konstrukcje przymiotnikowe - durna, durnowata; łączone - durna baba. Ale nie ma żadnej durnicy, dureńki czy duryni. Niby jest durnota, ale to rzeczownik, podobnie jak dureństwo. Z kolei w rosyjskim jest, dość brutalne - dura. A facet chyba jest w razie czego dur'en'. Z kolei szpital dla nich to dur-dom, też ładnie, choć "psychuszka" też ma swój urok, zwłaszcza w połączeniu z karatiel'noy psichiatriej. Nawet ktoś kiedyś nieładnie zażartował z ichniego parlamentu: gosudarstvennaya dura, zamiast duma. Choć jak się Zhyrika posłucha, czemu nie...

Uważamy, że powinna się tym zająć jakaś komisja ds. ewolucji języka, bo odmawianie niektórym (oby nielicznym) towarzyszkom możliwości nazwania stanu ich niewyćwiczonego umysłu zgodnie z nową linią (przywołajmy dla przykładu choćby takie osiągnięcia jak gościni czy doktora) jest przejawem opresji wrednego patriarchatu. Propozycje złaszać należy na Berdyczów, PO Box któryś tam.

A drugi przejaw to brak narodowościowych emotikonek. Oglądaliśmy z kołem młodzieżowym przed sesją jeden z yumorrhisticheskih kawałków kabaretu z Rosji, który ostatnio ubóstwiamy. I czemu by nie napisać, że lubi się ich koszerne skecze, czy - nie bójmy się tego terminu - odeskie? A emoticona wyszukiwalnego pod kiłordami jewish czy kosher nijak nie ma! Trzeba robić pejsy z tyldy do własnoręcznie skleconej uśmiechniętej starozakonnej mordki. Co trąci nieprzystawaniem do kultury obrazkowej i byciem - jak to wspomniani wschodni towarzysze uroczo określają - cziełowiekom staroj zakvaski. Ostatnie to najprawdopodobniej zaczyn pod chleb, a całość, rzecz jasna, oznacza bycie kimś z zeszłej epoki, starego chowu itp.

To tyle. Czy są głosy przeciw? Nie ma, dziękuję. Na tym zamykam zagajenie dyskusji, którą kontynuować będziemy po poczęstunku. Zapraszamy towarzyszy oraz ks. proboszcza, którego dziś gościmy. Ciasteczka są na tacy.

 

Aktualizacja: durnini powinno się przyjąć, a nawet jeszcze lepsza durennica, od uczennica rzecz jasna. From now on I want you all to call me Loretta...

Tuesday 1 February 2022

Wielkiemu Językoznawcy...

Wyniknął na forumie zaprzyjaźnionym taki problem z drażliwego zakresu "polszczyzna" - poszło o "jak by co". Moje trzy grosze, w żadnym wypadku nie należy się nimi kierować przy rozstrzyganiu na potrzeby nauki.

Wydaje mi się, że każda konstrukcja wymawiana jako "jakby" mieści się w jednej z dwóch szufladek: albo jest to porównanie, albo przypuszczenie. I razem pisze się porównania, a oddzielnie przypuszczenia. "Wyglądam, jakbym się pół godziny temu zrzygał", ale "Jak bym się wtedy zrzygał, byłaby awantura". (Dla koneserów: "jak bym się był zrzygał".) Pewnie w drugiej osobie łatwiej przechodzi wersja łączna.

Przezabawne są bitwy na linki, bo poradni językowych - jak wszystkiego - w sieci narosło od przysłowiowego metra. W tym niesamowity jest "Korpus Języka Polskiego PWN" - akurat w sprawie owego "jakbyco" są tam m. in. tekściki wyraźnie wyjęte z forów, blogów czy czatów. Np. 

... Pewnie.
No tak.
Odpocząć trzeba.
No tak.
Jeszcze nie wstałam jakby co? No, wiesz trzeba, napracowałam się okrutnie to muszę takie różne...

czy

  • ... jarmark dominika
    to daj mi
    dzięki za wstawiennictwo
    papatki!!!!
    iga...
    jakby co . próbowałam Cię ratować
    sam pa pa pa
    wiecie co?
    dzięki...
Raz zdarzyło się "także" - jak podpowiada mi węch hakowatego nochala - na 99% użyte w znaczeniu "tak że". 

Gwoli uczciwości: nie znam reszty, ale po tej próbce - humanitarnie rzecz ujmując - nie jestem zainteresowany. Uczeni gadajo, że gremia typu "rada języka" uważnie i z gotowością ugięcia się wsłuchują się w szeroko rozumiany vox populi. Świetnie - ale prezentowanie przez PWN kątentu wywalanego z takich resursów jawi mi się jako robota rozkładowa i Kulturkampf, gdzie papkę przygotowują nie zewnętrzni wrogowie, ale wewnętrzne ogłupienie. Ot, demokracja w działaniu - w miejscu, do którego dostęp winien być jej wzbroniony surowo pod groźbą kary administracyjnej i obwarowany głośnym, nomen omen, WARA tudzież BRUDNE ŁAPSKA PRECZ! A raczej niedoumiane łby i byle co plecące ozory.

Zresztą... po cholerę się ciskam, "także" niedługo będzie poprawne zawsze. "Sry ,pisze ztelefonu ." - dyktatura lumpenbezrobotariatu półpiśmiennego, psia jucha. Choć psy przecież lubię.

Całe życie tak twierdzę, ale świat mnie nie słucha. A.k.a. kto twierdzi inaczej, jest zawistnym karłem, że zacytuję klasyka (rzekomo blisko debila pracował, ale plotka nie została potwierdzona; a że w gepece - owszem).

Łordo Jurnyś

Dzieje się podobno w kwestii lobbystów w kwestii rozwodów, a konkretnie ich zakazu.  Podrzucono mnie przy tej okazji do oceny estetycznej fotogram pani, która się w sprawie przewija. Palce jak u męskiego wspinacza, więc - jak to mówią - emocje opadły. A i buzia, i przynależność ideolo - o kant biurka.

A gdyby było tu moje idealne państwo, po takim elemencie śladu by nie było. Podobnie jak po zbyt mocno pierdolniętych funkcjonariuszach ekspozytur wiadomej enklawy w wiadomym mieście we Włoszech. Kurs pływania pod tamą należałby do rozrywek wręcz pożądanych. 

No ale nie jest tu moje idealne państwo, tylko Wolska Katoludowa. Niech was wszyscy diabli!