Thursday 28 October 2021

doktorat na UAM, czyli "kompromitacjom do sztambucha" +

Trafiłem, sam nie pomnę jak, na twórczość pani Magdaleny Szulc z UAM, mianowicie na doktorat popełniony na wydziale filologii polskiej. Jest to rozprawa o... blog(er)ach modowych, kreowaniu wizerunku na internetach itp. Jak się okazuje ze strony w.w. pani na w.w. Sorbonie, został on obroniony. Niech tam, że to filia UAM, Wydział Pedagogiczno-Artystyczny w Kaliszu... W ramach p o r y  r e l a k s u  wczytałem się trochu (wątpię, czy więcej niż 50 str.) i trafiłem na kwiatki jak niżej. Przypisy usunąłem.

(...) a Obama nie boi się porozmawiać z dwudziestu kilku letnią dziewczyną, która nie interesuje się polityką. 

Naprawdę ciężko skomentować; ale może czegoś o liczebnikach nie wiem... Letnia dziewczyna. Ok, a usta są zawsze gorące, jak pouczał klasyk Szczygieł.

Chwilę dalej: 

Numeryczność
Pod tym pojęciem rozumiem algorytmiczną naturę tekstów cyfrowy
ch. Prezentowany tekst czy obraz determinowane są przez programowalny kod komputerowy. Manowicz do fenomenu numeryczności przypisuje zjawisko interaktywności. 
Niesamowite, brzmi bardzo pro

No - co tu dodać - klękajcie narody. Programowalny kod. "To ciekawe, co pan mówi; a co mówią lekarze?"

Także inni badacze podejmowali tę tematykę skupiając się, oprócz samego zjawiska, również na towarzyszących mu, takich jak przestrzenie hybrydowe, media lokacyjne, rzeczywistość wzmocniona i inne. 

- bardzo dziwna konstrukcja z tym "oprócz", użytym szykiem i przypadkiem. Pomijam podejrzenie, że te zjawiska towarzyszące to jakiś natłok bełkotliwie skomplikowanie opisanych, a pustych wzgl. banalnych bytów; ot, białko na pianę, którą bić trzeba.

Negatywne konsekwencje lifestreamingu to przede wszystkim trudności w zarządzaniu prywatnością i zwiększony poziom stresu. W powszechnej opinii społecznej lifestreaming wciąż uznawany jest za niepoważny a nawet niebezpieczny. Dlatego też osoby stosujące tego rodzaju praktykę w celu kreowania swojego wizerunku mają trudne zadanie i nie należy ich działań bagatelizować.

Logika wywodu powala... A jeśli trudność zadania wynika z tego, że wielu "kreujących wizerunek" po prostu pisze/pokazuje  l i p ę, w związku z czym wyczuleni na to stają się nieco drażliwi? Też nie wolno bagatelizować? Paradne.

Jak pokazują badania, lifestreaming ma niebagatelny wpływ nie tylko na zmianę w komunikacji międzyludzkie, ale też na zmianę w postrzeganiu człowieka jako członka społeczeństwa, relacje społeczne i zarządzanie nimi. Badania wskazują, że lifestreaming sprzyja bardziej zróżnicowanemu zarządzaniu relacjami międzyludzkimi, a wspólne społeczne praktyki i zainteresowania ułatwiają inicjację kontaktów w mediach społecznościowych.

Trochę się powtarzamy, ale co tam. Zjedzone "j".

W ostatni czwartek karnawału, zwany w polskiej tradycji Tłustym Czwartkiem, większość badanych przeze mnie blogerów publikowała na swoich kanałach zdjęcia nawiązujące do tradycji jedzenia pączków i pytała widzów, ile już pączków zjedli. Tymczasem Fashionelka na Insta Stories przyznała, że tego dnia nie zamierza ulegać tradycji: "Widzę ten szał w necie na pączki. I wiecie co? Ja dziś nie zjem ani jednego pączka (...)"Aha...

Potoczność jest dobrze rozumiana przez odbiorców, przyciąga ich uwagę, ponieważ jest atrakcyjna, luźna i tworzy nieformalny charakter komunikacji, którzy odbiorcy lubią. 

Przyznajmy po prostu, że prymitywy tworzą treści dla prymitywów, po co/dlaczego aż tak woalować? No i "który", a nie "którzy".

Potoczność rozpatrywana na płaszczyźnie tekstu zyskuje na komunikacyjnej
atrakcyjności dlatego, że pozwala nadać wypowiedziom znam
iona komunikatów
nastawionych na kontakt z drugim człowiekiem, umożliwia ucieczkę od abstrakcji, 
w stronę mówienia czy raczej pisania konkretnego, bliskiego codziennemu doświadczeniu, obrazowego i zaangażowanego
.

j.w. 

Jedynym kontrolerem języka bloga jest jego autor, lub ewentualnie jego pracownicy, a zatem tekst nie przechodzi gruntownej korekty językowej, jak to ma miejsce w przypadku innych publikacji, na przykład w mediach internetowych.

Pani dr dawno chyba nie czytała onych mediów, choćby nieodżałowanej gazety peel. Otóż jak się (niechby licho czy średnio) zna język, można przysłowiowego wyciągnięcia nóg dokonać w konfrontacji z contentem pisanym. A że u pani dr owa korekta (a może znajomość?) kuleje i to fatalnie - tzw. insza inszość. Może zresztą potemu takie ma wysokie mniemanie o tej rzekomej korekcie na portalach?

Język jest zatem dużo bardziej spontaniczny, co jest spójne z wizerunkiem kreowanym przez blogerów jako osób spontanicznych i szczerych, które wypowiadają się zgodnie z tym, jak myślą.

Odważne założenie, że w ogóle myślą. Figura retoryczna z gatunku "Czy przestał pan już bić swoją żonę?". 

Nieco ponad połowa, bo 51% respondentów, odpowiedziało, że (...) - beznadziejnie. Winno być albo:

Nieco ponad połowa, bo 51% respondentów, odpowiedziała, że (...)

, albo

Nieco ponad połowa, bo 51%, respondentów odpowiedziała, że (...)

Wybrałbym drugi wariant. A bezpieczniej - wziąłbym owo 51% respondentów w nawias, bez przecinków. No i "odpowiedź respondenta" - jakoś tak... Nie pasuje.

(...), dzięki czemu nawet wiele tygodni po wyjeździe, użytkownicy mogą odnaleźć (...) Zbędny drugi przecinek; błąd tak elementarny, że żal dupę ściska. 

Współpraca reklamowa od kilku lat nie dziwi także czytelników i widzów, którzy, w zdecydowanej większości nie mają nic przeciwko niej, pod warunkiem, że jest subtelna i wysmakowana oraz dobrze dobrana do grupy docelowej.

Winno być: 

Współpraca reklamowa od kilku lat nie dziwi także czytelników i widzów, którzy, w zdecydowanej większości, nie mają nic przeciwko niej*, pod warunkiem że jest subtelna i wysmakowana oraz dobrze dobrana do grupy docelowej. (*) - niej = większości? Hehe...

cyt. z bloga: "Jestem tu przede wszystkim dla Was. Także każdy może sobie myśleć, co chce,"  Ja tam myślę, że nie umie pisać, nie odróżniając "tak że" od "także"; może potemu szafiarką została. A czy pani dr nie obowiązuje tu przypadkiem coś w rodzaju "(pisownia oryg.)" - nie wiem. Mnie by obowiązywało, ale może jest gdzieś we wstępie do rozprawy.

Współcześnie jednak coraz częściej zauważyć można obecność, jak to określam korzystając z nomenklatury nazw fal feminizmu, trzeciej fali, Na którejkolwiek fali interpunkcji zatrzymała się pani dr edukacja, zabrakło przecinka. Bo w określam, korzystając należy się on jak psu micha.

Jeśli mam znajomych w różnych częściach świata mogę zalogować się na Facebooka o dowolnej porze dnia i nocy i zawsze znajdę kogoś do rozmowy. Cieszę się razem z panią dr. 

Człowiek, jakistota społeczna, stale poszukuje kontaktu z innymi ludźmi. Nastawiony jest nwymianę informacji, poglądów, dzielenie się, komentowanie, okazywanie swojej sympatii. W tym miejscu warto zauważyć, że trzy ostatnie słowa są dosłownie przetłumaczone na funkcje najpopularniejszego obecnie kanału social mediów, czyli Facebooka: pod publikowanymi postami mamy do wyboru trzy opcje: like (lubię to), comment (komentuję), share (udostępniam). Nie wiem, na jakim etapie zatrzymała się pani dr edukacja w zakresie j. angielskiego, i po zobaczonym wyżej - chyba wiedzieć nie chcę. Spieszę za to z informacją, że owo "share" oznacza w tym kontekście tyle, co (po)dzielić się - w znaczeniu czymś z innymi, a nie siebie na kawałki. A czy automatyczne rozesłanie "znajomym" linka do czyjegoś, pardon, contentu, to akurat udostępnienie? Wedle mnie nie bardzo; udostępnić można coś, co się samemu wytworzyło i póki co jest schowane. Jeśli już, jest to rozpowszechnianie czy podawanie dalej. Bo skoro jest opublikowane, to oczywista oczywistość, że jest też udostępnione...

Sieć daje nam możliwości, których nie daje nam świat offline. Szybka wymiana linków, sprawdzenie na Facebooku do której godziny czynna jest restauracja, do której chcemy dziś iść na kolację i co jest daniem dnia, sprawdzenie najnowszej stylizacji na ulubionym fashion blogu, a na koniec szybkie przejrzenie statusów na Facebooku naszych znajomych i tweetów na Twitterze czołowych dziennikarzy i polityków, by poznać ich zdanie na temat wydarzeń dnia. Tak oto w piętnaście minut w social mediach dowiedzieliśmy się więcej niż przez cały dzień w świecie offline. Traktuję to jako dobry żart, bo bałbym się tego rodzaju wynurzenia traktować poważnie (chyba że u osoby przed 15. rokiem życia). Tj. nie mam problemów z zaakceptowaniem, że część ludziny ogranicza czynności psychiczne do przyswajania informacji i utożsamia to z "dowiadywaniem się". Ba, z przemilczeniem problemu weryfikacji tych informacji. Dziwię się tylko, że przecięcie tej części z częścią uzyskującą doktoraty jest niepuste. Znak czasów.

Medioznawca, prof. Wiesław Godzic, stwierdza, że „odrzucić możliwości komunikacyjne Facebooka to skazać się na przebywanie w zmurszałej wieży z kości słoniowej” W czasach profesórki Krystyny czy dr. Tadeusza wiele mnie nie zdziwi. Wolę już wieżę (może nie z kości, bo co mi słonie zawiniły?) zamiast bycia pasanym razem z "miliardami much, które nie mogą się mylić."

Za sukces Facebooka odpowiedzialny jest szereg reguł, w tym także fakt, że nikt nie jest na nim anonimowy. By zostać użytkownikiem Facebooka, należy podać swoje prawdziwe imię i nazwisko oraz inne dane, zamieścić swoje zdjęcie i tym podobne. To po prostu nieprawda. Nie wiem, jaki jest aktualny stan rzeczy, ale szlajałem się tam swego czasu i napisałem o sobie per "Stara Huta" i dodałem zdjęcie czochrającej się za uchem czarnej owcy. Owszem, serwis próbował mnie molestować o jakieś dane, ale pokazałem, gdzie babcia łubiankę nosi.

Pojęcie genologii multimedialnej wprowadzone przez Balcerzana zyskało aprobatę innych badaczy, którzy jednakże zastępowali je inną nazwą. Na przykłaEmilia Branny używa pojęcia genologia transmedialna, które obejmuje różne zjawiska związane z wzajemnym oddziaływaniem literatury i Internetu. Branny odwołuje się do dziedziny, która według niej odpowiada potrzebom badaczy nowych mediów: "Punkt odniesienia, jakim jest genologia transmedialna, pozwala mi na coś, o czym od dawna marzyłam. Otóż nie będę musiała określać, czym się zajmuję: czy jest to literatura elektroniczna, obiekt nowych mediów czy cybertekst. Transmedialność pozwala popatrzeć szerzej. Wyklucza nawet ograniczanie się do tekstu z pominięciem obrazu czy dźwięku. Pozwala właściwie zawęzić rozważania
tylko w jednym aspe
kcie: mianowicie do obiektów, które stanowią pewną strukturę
zn
aczącą, opartą na skonwencjalizowanym znaku"
Serio, skonwencjalizowanym? Nawet nie będę się fatygował sprawdzać, czy to p. Branny, czy p. dr dokonała połyku liter. A poza tym - starego zgrywusa Sokala pewnie skręca z zazdrości.

Wydaje się to dużym uproszczeniem, ponieważ bardzo dużo zależy od grupy odbiorców, którzy widzą treści oraz od możliwości technicznych, jakie daje dany kanał. Przecinek przed "oraz" zabaczyła. Fakt, trickowa sytuacja, może rzeczywiście dzisiaj przed habilitacją nie do osiągnięcia. 

Oprócz tego razi niesamowicie używanie rzeczownika współpraca w liczbie mnogiej (zwykle w kontekście reklamowania tego i owego), sam nie wiem czemu. Może przez nieoczytanie.

***

Co by tu, ten-tego, zapodać, tak tytułem podsumowania wincyj. Więcej czytać tych niesamowitości nie chcę. Marny argument pt. "statystyka" mówi, że podobnych byków, banałów itp. w tej rozprawie jest bardzo dużo. Nie czepiałbym się, gdyby rzecz była broniona na jakimś WysRol-u, polibudzie tej czy siamtej i gdyby była to praca licencjacka. A tak - wstydu chyba trzeba nie mieć. Promotor? Recenzenci? Halo... Houston, macie problem? Chyba nie macie i niech was szlag świetlisty trafi, to ja mam problem. Za dużo i za dobrze mnie naumiano w szkołach, które kańczałem. Idiokracja, rwał waszą nać.

Może czas na popełnienie programu do pisania takich rozpraw, skoro tego wszystkiego jest 388 stron. I zarabianie bez śladów wyrzutów resztek sumienia, biorąc pod uwagę status quo i jego pochodną względem czasu. 

Jeszcze strona pani naucznik, dla porządku:

https://wpa.amu.edu.pl/strona-glowna/wp-a/zaklady/studium-filologii-polskiej/dr-magdalena-szulc


Włodzimierz Natorf,

tyż dochtur!