Monday 29 January 2018

zapiski leminga, CVI

brudna sprawa



Tytułem odcinka milicyjnego serialu o por. Borewiczu rozpoczynamy odsobną analizję smętnego epizodu w relacjach polsko-żydowskich. Jakoś mało kto zwrócił uwagę na całkiem ciekawy i chyba nietrudny do wychwycenia potencjalny kruczek ustawy o IPN. Otóż zaproponowano, m.in., że

"Kto publicznie i wbrew faktom przypisuje Narodowi Polskiemu lub Państwu Polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za popełnione przez III Rzeszę Niemiecką zbrodnie nazistowskie (...) lub za inne przestępstwa stanowiące zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne lub w inny sposób rażąco pomniejsza odpowiedzialność rzeczywistych sprawców tych zbrodni, podlega karze grzywny lub karze pozbawienia wolności do lat 3. Wyrok jest podawany do publicznej wiadomości".

"Nie popełnia przestępstwa sprawca czynu zabronionego określonego w ust. 1 i 2, jeżeli dopuścił się tego czynu w ramach działalności artystycznej lub naukowej".

Opuszczając zasłonę milczenia na te kapitaliki, drobny komentarz na początek - do drugiego akapitu, numerów punktów ustawy nie chce się nam szukać. Wyobraźmy sobie, że ktoś - X - zechce skopiować nieco treści ze stron zawierających jawnie antysemickie treści. Być może są to strony tworzone pod auspicjami jakichś organizacji emigranckich, od-wschodnioeuropejskich, w USA -  bo czemu nie - bo są takie. A czy ich autorzy zdają sobie sprawę z tego, co robią - wątpię. Wątpię, czy z czegokolwiek zdają sobie sprawę, raczej toczą jad i myśl czoła ich nie kala. X rozprowadza to publicznie, wszem i wobec, zaczynają się protesty strony izraelskiej czy lokalnych środowisk żydowskich. Pytanie: jaka jest polska kontr-reakcja?

Odwracamy sytuację - załóżmy, że radykalno-radiomaryjny Żyd - Y - pisze jadowity artykuł o polskim współudziale w tym i owym w czasie IIWŚ. Podpadając pod pierwszy z przytoczonych artykułów projektowanej ustawy. Reakcja polskiej prawicy - łatwa do przewidzenia. Ale Y oto powołuje się na "następny akapit". I, rzuciwszy monetą, zaczyna się bronić jako artysta czy naukowiec - ... Czy trzeba dalszego ciągu?

Wracając do przykładu z X'em - może jakiś mało pomysłowy adwokat zechce mu podpowiedzieć, żeby bronić się z pomocą owej furtki? Pozostaje humorystyczna kwestia, czy jeśli ów X jest z zamiłowania, ilorazu i fizis - kibolem - to czy korzystniejszy jest wybór linii obrony artystycznej, czy naukowej. "Powodowany naukową dociekliwością uniosłem walcowy zasobnik pigmentu o barwie żółtej, potrząsnąłem stalową kulą umieszczoną w środku celem zamieszania go w rozpuszczalniku będącym mieszaniną węglowodorów alifatycznych do izopentanu włącznie, a następnie przykładając nacisk palca wskazującego prawej ręki na kołpak miotający spowodowałem dekompresję materiału prężnego i skierowałem strumień pigmentu na ścianę budynku; w jaki sposób wyszedł odwrócony kątownik i dwa trójkąty - nie wiem, jest to przedmiotem moich dalszych dociekań. Wnoszę o umorzenie postępowania, zgadzając się jednocześnie na pokrycie kosztów odnowienia elewacji". Proste? Aż nadto. Jak Pershing na wysokości lamperii!

Ale przyjrzyjmy się początkowi pierwszego akapitu. Niektórzy twierdzą, że kluczowym słowem jest "współudział". Nie podzielam tego stanowiska, moim zdaniem kluczowe jest owo tajemnicze "wbrew faktom" i to zostało przeoczone w ogniu wymiany komentarzy. Niekiedy absurdalnych, czy przytaczających absurdalne - vide pani ambasador Izraela w RP, mówiąca "U nas traktuje się to tak, jakby nie można było mówić o Zagładzie i wszyscy są oburzeni" - przypomina to jako żywo protesty radiomaryjnych babć przed Sejmem w latach 90tych z okazji głosowań nad ew. złagodzeniem ustawy antyaborcyjnej. "Sejm chce nakazać mordowanie dzieci". Ot, logika. Więc sprecyzujmy: zapewne są oburzeni, zapewne gdyby nie było w tej działce głuchych telefonów i "Lost In Translation", byłoby nieco zdrowiej. Póki co - idiotyczne zdaje się interpretowanie dyskretnego uroku przyipnowskiej legislacji jako próby negowania holokaustu czy próby kneblowania rozważań na jego temat. Ale wróćmy do "wbrew faktom"... Otóż miejsce to jest o tyle niebezpieczne, że nie wiemy, czy (a) ustawodawca usiłuje - może za życzliwym, acz nieświeżym, podszeptem IPN - sprzedać wersję, że od chwili wejścia ustawy w życie (a i ew. sprawdzenia konstytucyjności - podołacie, towarzysze?) JAKIEKOLWIEK mówienie o owym współudziale jest niepodważalnie i na wieki wieków WBREW FAKTOM, czy może (b) - mówić o współudziale można, jeśli był, a nie wolno na jego temat kłamać czy go przeinaczać. Która wersja jest rozsądniejsza - zdaje się nie ma wątpliwości. Podobnie jak - przynajmniej wg mnie - nie ma wątpliwości, że istnieją tacy, którym wersja (a) byłaby bardzo wygodna. Dla jakich celów - upraszam sobie dośpiewać...

Na koniec komentarz, jeśli kogoś obchodzi, co o tym wszystki sądzę i co można sądzić, jeśli w ogóle należy... Krótko i dosadnie: nie należy mylić sympatii do ludzi z sympatiami do prowadzonej przez ich państwa polityki, im bliżej tej polityce do polityki historycznej, tym większą należy zachować ostrożność. Nawet przed opowiedzeniem się po którejkolwiek ze stron. Należy uważać na bzdury rozpowszechniane przy podobnych okazjach w mediach i w Sieci - że jakoby ktoś zasadza się na roszczenie sobie odszkodowań od kogoś - to wbrew pozorom ma więcej wspólnego z prawem i historią niż z medialnymi akcjami, wymianą not dyplomatycznych i życzeniowym myśleniem ogłupionych mas. Po ilu stronach i jak bardzo ogłupione bywają masy? Nie powiem... Go figure, jak mawiają sojusznicy, co ostatnio naszej demokracji kadzili.

Na koniec - perełka, czyli "[OPINIA]" w gazecie.pl, autorstwa niezawodnego "galopującego majora". Zwykle można tam spotkać (1) treści merytoryczne, z którymi można się miejscami zgodzić, (2) fatalną formę, błędy interpunkcyjne, "zjedzone" wyrazy, ogólnie - ultramarny warsztat i sporą dozę niechlujstwa, (3) płaskość i schematyzm - przeczytasz akapit, wiesz, co bęedzie dalej... Choć może należy nazwać to wodolejstwem. W ostatnim popisie tego, co przez prowerbialną stalówkę ściekło onemu publikatorowi z talentu na papier - nie jest inaczej. Kwiatek, cyt., 
"Oczywiście cała ta histeria nie padłaby na podatny grunt, gdyby nie lata edukacji PRL, późniejsze lata biczowania się pedagogiką wstydu i wreszcie nawrót zjednoczenia patriotycznego „Grunwald” (tym razem w wersji z Nowogrodzkiej).
wymaga pewnego omówienia - znów od siebie. Nie widzę bezpośredniego skutku "lat edukacji PRL" w postrzeganiu spraw polsko-żydowskich. Widzę skutki "Marca", przez jednych potraktowanego tak, przez drugich inak, pozostali wyemigrowali. Ba - do dziś znajdują się tacy, nawet zagorzali antykomuniści, którzy wokół terminów ofiary Marca skłonne są stawiać cudzysłów. Nie wiem, jak w PRLowskiej edukacji traktowano losy Żydów w międzywojniu - z tej prostej przyczyny, że do piątej klasy podstawówki poszedłem za III RP. Obstawiam, że mówiono więcej, a przynajmniej prawdziwiej niż dziś. Mogę się mylić. Co do "pedagogiki wstydu" - byłbym nieco ostrożniejszy w posługiwaniu się sformułowaniami, którymi tak często szermuje prawa strona pyskursu. A skorośmy już tu, to widzę skutek rozpalania emocji przez - do natręctwa uwypuklany - udział "towarzyszy pochodzenia żydowskiego" w aparacie bezpieczeństwa RP/PRL do Października. Po tej samej stronie - widzę kompletne przemilczanie spraw sprzed wojny - chyba, że trzeba odgrzać wspaniałomyślnego Kolbego, albo poświęcić dzieciaki z organizacji, mających swoje przedwojenne pierwowzory, a w czasie wojny tu i ówdzie kolaborujących z brunatnym okupantem przeciwko czerwonemu sojusznikowi - jakkolwiek by ten sojusz w obliczu Katynia i okolicznych spraw nie brzmiał straszliwie... Nad "Grunwaldem" - zmilczę. W jakiś tajemniczy sposób w tej wypowiedzi nie ma nazwisk ani nazw instytucji w rzeczywisty sposób odpowiedzialnych za podtrzymywanie wiadomego raka w mózgu ludu w kraju nad Wisłą - z grubsza od 1989. Spiskoteoriodziejowiec spytałby, czy to strach, czy może jakaś przemyślna strategia, obliczona na wodę na młyn kół zbliżonych do..., ale może po prostu czysta głupota i niedoinformowanie.

Razi mnie sformułowanie "polskie obozy śmierci", bez względu na to, ilu Polaków - czarny humor - pomogło Żydom przenieść się do lepszego świata i w jaki sposób. Nie umiem odnieść się do rewelacji pt. "Polacy zabili w czasie wojny 2x więcej Żydów niż Niemców", bo nie jestem historykiem i traktuję to jako zabieg czysto publicystyczny - szczególnie, że ustalenie takich "cyfr" 70 lat po wojnie zakrawa na... Ano - na co? Nie wiem. Od tego są historycy. Nie publicyści, a tym bardziej amatorzy, jak ja, choć nie tylko ja. Pozostaje kwestia, komu ew. i w co wierzyć. Podpowiadam: historykom, nie publicystom czy dziennikarzom czy blogerom. Poza tym: czy po 70 latach pokoju (oby trwał wiecznie) jesteśmy w stanie rozliczać ludzi - cywili - tamtej epoki z moralnego aspektu ich czynów czy zaniechań? Jeśli ktoś potrafi, proszę bardzo - ale bronienie się z uporem maniaka przed oskarżeniem o jedną czy dwie pacyfikacje ludności żydowskiej i równoczesne gloryfikowanie formacji, które pacyfikacje przeprowadzały, ba, po wojnie także na polskiej ludności cywilnej - zakrawa na poważne schorzenie. Na jeszcze poważniejsze - doszukiwanie się w pacyfikacjach elementów racjonalnych i koniecznych - w ramach słusznej zemsty za rzekome niechlubne zachowania ludności żydowskiej w czasie, gdy Armia Czerwona zajęła to i owo w drugiej połowie września 1939. To choroba i rak nienawiści! Nic nie usprawiedliwia morderstwa na kilkunastu osobach ukrywających się w lesie z powodu, że jakoby ich pobratymcy zechcieli opluć polskich żołnierzy prowadzonych - jako jeńcy - przez Rosjan. Reszta... jest jak z kwitami Wałęsy - kto by w tamtych okolicznościach nie podpisał, niech pierwszy rzuci teczką... Może były sytuacje, że żeby przeżyć - należało kogoś wydać. Nie pierwszy raz na wojnie. Oby ostatni. Nie wiem. Jeśli ktoś kupił (choćby w "Stawce") eleganckich oficerów i sformułowanie "wojna prowadzona przez cywilizowane narody" - nie moja sprawa, ja nie kupiłem. Owe wydania w jakiejś części mogły pochodzić z takiej konieczności, w innej - z nienawiści, w jeszcze innej - ...?

Pod rozwagę. Prawo nie powinno ośmieszać pracodawcy prawodawcy. Zrozumiano? Wykonać. Z pieśnią na ustach...

Thursday 25 January 2018

zapiski leminga, CV

psychiatryk dla zdrowych


Śmy są po lekturze (także uszami)
  1. zakurzonego "Dziś" z 1999;
  2. wojennej Dąbrowskiej;
  3. "NIE" - ostatni numer;
  4. debaty "oksfordzkiej" nt. czy warto ginąć za ojczyznę;
  5. kolejnych rewelacji od professore Wiesława B. w sprawie wiadomej;
  6. rozmaitości nt. odwołanego pana Antoniego, pana Jana i pana Konstantego;
  7. paru artykułów ze serwisu "Sputnik" - ach, urocze miejscami...
  8. rozmowy pana historyka Kowalskiego z panem redaktorem Gadowskim ("pucz Dukaczewskiego");
  9. filmu "Pan Voevoda";
  10. "Rozmowy z ojcem" zasłużonego red. Wojny;
  11. odpowiedzi red. Piątka na obronę pana Antoniego - w wykonaniu historyka Cenckiewicza i wojskowego (Smyrgałę?) z MON - przepyszne.
  12. wywiadu z W. Mannem, któregośmy już w całości nie przemknęli z braku subskrypcji w GW, ale za to w WP coś było - w czymś smutne, ale i uśmiech dawnych dobrych czasów się udzielił.
  13. rewelacji historyka Cenckiewicza nt. wizyty premiera Mazowieckiego w Londynie i jakichś smaczków dyplomatyczno-protokolarnych - że ponoć z uchodźczym prezydentem Kaczorowskim nie chciał się spotkać - i wielkie moralne oburzenie po stronie naszego czołowego inhalatora pleśni teczkowej. A swoją drogą - czy w 1990 na placówce w Londynie była kadra już lustrowana? Jeśli tak - nie czepiamy się, jeśli nie - to czy przypadkiem pan historyk nieco nie przekozłował? Czujność przede wszystkim trza zachować, czujność! A że ciemny lud co i rusz opowieści o Stirlitzu i pomarańczach kupuje - no to nie dziwota, że pan historyk poczyna sobie z pewnymi objawami łatwizny.
  14. komentarzy przy okazji odwołania jakże honorowego współobywatela naszego - Riczarda Henry'ego.
Tak więc urlop, bo wytrzymać ciężko. Tj. dalsze drążenie C/C++, sql itp. andronów.

Wednesday 17 January 2018

zapiski leminga, CIV

17. stycznia!



- Obchodzim przy pracy u podstaw, strugając co nieco w drewnach, a także wariata.

Armii Czerwonej - rocznicowo - dziękujem za słuszny czyn żołnierski przepędzenia brunatnego okupanta z miasta stołecznego, a fragmentami - jego resztek.

Oprócz tego na prawie zaprzyjaźnionym forum odbywa się od miesięcy próba obsmarowania zasłużonego prof. Razgłaza. Boki zrywamy na te rewelacje. Najpierw, że "E = mc^2" był ściągnął od zapoznanego (bo i kto o nim z adeptów fizyki słyszał?) dePretto (któremu wzorek ów urodził się w zupełnym oderwaniu od tego, czego szukano), później, że nie cytował prac wielkich z epoki (choć w oryginalnej pracy wytłuszczenia czy też rozstrzelenia druku w nazwiskach onych przecież są - a i wiek stosowny do nieprzestrzegania dworskiej etykiety - miał przecież Razgłaz podówczas 26 wiosen na karku, a i łeb nie od parady), na końcu - armata z kapiszonem, w dodatku ślepym - oskarżenie o PLAGIAT. Tak - dla niektórych, tu akurat zdaje się zaczadzonych "z klucza" antysemickiego - użycie czyjegoś wyniku bez zacytowania to już plagiat. A tymczasem użycie to użycie - plagiat byłby, gdyby napisać "w toku pracy teoretycznej/doświadczalnej wykonanej tu i tam stwierdziliśmy to i tamto". Tymczasem napisanie "wiadomo, że" nie oznacza PRZYPISANIA SOBIE CZYICHŚ DOKONAŃ. Jeszcze zabawniejsze jest oskarżenie o użycie jakoby czyjegoś wyniku w postaci formułki na poprawkę w ruchu peryhelium Merkurego - "brakującą", po tych pochodzących z uwzględnienia ruchu Wenus, a być może i Ziemi - szczegółów nie znamy. Otóż odkopano wyniki jakiegoś kolejnego asa z rękawa - zwą go Gerber - co pono pierwszy napisał słynny wzorek - już w 1902 roku (antycypując STW? W której grawitacja słabo się odnajduje? Czy OTW może?). Gratulacje. Tym większe, że strzelec nasz wyborowy sugeruje, jakoby ta poprawka była podstawą OTW. Gratulacje raz jeszcze, zginamy się w pas. I życzymy kursu w tejże działce - prześledzenie drodzi do równań Einsteina, przejście przez "wyprowadzenie" geometrii Schwarzschilda i przerachowanie owej poprawki...

Tym smutniejsze powyższe, że radosną twórczość przeciwko zasłużonemu prof. Razgłazowi uprawia na forum "******alisty" typek podający się za historyka i prawnika. Choć oczywiście lepiej, że nie podaje się za fizyka. W sumie nie wiadomo, która wersja lepsza do obśmiania... Tak czy siak - parciana logika ma się świetnie. Biedny Sokal... ot, amator. Ale epoka przecie inna była. A przecież on żartował. A oni - na poważnie... A może nie?

Friday 12 January 2018

zapiski leminga, CIII

zapomnienie...


Z powodu, że choinka, poszukiwanie zajęcia, urodziny i inne androny - nie pamiętamy różności, które się wydarzały. Tak czy siak - ze statusu najweselszego baraku w obozie jakoś nie rezygnujemy. Może taka nasza dola. Humorystycznie zarysowała się sprawa człowieka wolności '17 i jakiegoś odznaczenia dla senatora Grzegorza B., ale nie Brauna, bo ten senatorem nie jest (chciałoby się napisać "jeszcze" - ale nie wiadomo, czy wystartuje, więc nie wywołujmy asteroidów z lasu).

Udało się w przerwach między sadzeniem drzew w C++ i f90 ("zielonym do góry, bałwany!") pomalować mapkę Alp własnym nieskromnym dorobkiem tudzież wykazem. Część, zwłaszcza dolomicka, raczej mało dokładna...




Plus subiektywny przegląd tego, cośmy wkosili przez lata: [klik]


wuj włod, mistrz tępej riposty.