Saturday 31 December 2022

weryfi-kant.

Bardzo mi się podoba wiadomość (wrzutka albo nie - okaże się) nt. ew. wschodniego ajenta w okolicy komisji Antosia czy adw. Janka. Nic tak nie cieszy jak cios w idiotów, choć klientom idiotów i tak wiele nie pomoże. Jeśli Radziu dostanie rykoszetem, też płakać nie będę, a i tuszyć, że czegoś to go nauczy, raczej nie mam podstaw. 

I może Sławek i Leszek nieco się zmitygujo. I Piotr jeszcze - dziennikarz. Ciekawe, co na to Wojciul-xerograf i kumpel oficer... Pewnie rzygną trzema książkami i trzydziestoma spotkaniami w terenie - coby wyznawców uspokoić.

Thursday 29 December 2022

kompromitacjom, c.d.

W moje brudne łapska wpadło na chwilę rzadkie gówno. Właśnie kończę się odmywać, z głową będzie trudniej - zgodnie z młodzieżowym powiedzonkiem, że tego i owego odzobaczyć się nie da. Gówno nosi tytuł "Feynman - fizyka aż po grób". Dawno nie widziałem tak beznadziejnie (KURWA! W CHUJ WIOTKI BEZNADZIEJNIE) przetłumaczonej książeczki popularno-naukowej. Strach zaglądać do oryginału, choć to irracjonalne... - z drugiej strony, niektóre kwiatki nie mogły powstać w tłumaczeniu. Czyli oryginał też bywa hovenny.

Przerzuciłem pobieżnie; wykształconego (tak se?) w fizyce, matematyce i polszczyźnie dopada poczucie plus minus jak na wybitnie kiepskiej politechnice, zabierającej stęchły z lekka głos na tematy niedostępne dla inżynierskiego kalibru kapelusza i ogólnej kultury.

PWN: za 15 000 zł - w miesiąc - zrobię wam erratę, ca. about dwukrotnie grubszą niż to, coście wydali. Wiem, nie stać was. Wyście, kurwa, swoje zrobili i na tym zarobili... Chuj wam na grób.

Kto się podpisał jako "patron medialny" - widać nie przeczytał. A biedny chemik Miruś w WiŻ oczywiście klepnął pozytywną recenzję, też pełną objawów nieogarniania tematu zasadniczego, czy choćby otrzaskania w slangu czy hierarchii ważności. 

Ożeż ja pierdolę, boże nieistniejący, co za chujnia z grzybnią i bylejakość. Kury szczać prowadzać, a nie naukę popularyzować. Tłuki niedorobione!

Friday 23 December 2022

chujnia z grzybnią

Jutup podsunął mnie widło popularyzatorskie o sile od- i dośrodkowej. Kliknąłem i to był błąd. Animacja przedstawiała Ziemię i Księżyc w roli jej satelity geostacjonarnego.

Cytując klasyka spod stacji metra, mendzącego coś o braku polskich flag i zigującego pod gadkę o "Gertychu" - KURWAAAA!!!...

add.: obok tego tkwi następny wytwór geniuszu samopowołanych "edukatorów" - twierdzą, że siła odśrodkowa to siła reakcji na dośrodkową. Powtarzam - w dupieście byli, gównoście widzieli.

Saturday 17 December 2022

Mirosław Hermaszewski

Mignęło mnie w tv przemysłowej w busie - że nie żyje. Lotnik, pierwszy Polak w kosmosie, jeden z ekipy WRON (są wokół tego niejakie kontrowersje...), wcześniej sąsiad zdrajcy Kuklińskiego na Rajców, później teść (nie pamnientam kogo i nie sondzem, żebym se przypomniał).

Rzekomo zdaniem niejakiego Centkiewicza był współpracownikiem WSW, za co też M.H. cześć i chwała, a Centkiewiczowi wiadomo co na co - w swoim czasie.

Sunday 11 December 2022

presja na emocje

Rzadko się wzruszam sprawami ludzkimi*, bo jestem zabetonowany - jak z Czernobylem: bezpieczniej. I tym rzadziej wpadam w sidła reklamy, bo reklamą gardzę - pamietam przecież traumę początku lat 90tych i przekaz dla dzieci przed dobranockami. A życie z uleganiem wszelkim zachętom czy podsunięciom tego i owego do kupienia jawiłoby mi się jako jeszcze bardziej zmarnowane. Nawiasem - podsuwane przez jutup rzeczy są straszliwe, może oprócz tego jednego wyjątku, gdzie ktoś chce mnie opchnąć patrzałki i taka miła pani się uśmiecha. Ktoś coś bredzi w tle, pani znika i zostaje tylko uśmiech. A ja bardzo za okularnicami jestem. Czytate musi.

Ale skoro przeklikałem jakieś stare ścinki z wiadomego serialu, to trafiła mnie możliwość dowiedzenia się o postaci Glennis. Rozwala mój brak serca i duszy na kawałki - w te pędy więc gdzieś tam, zakupić dvd, o ile są. Dobrze, że M. J. odpoczął i po latach wrócił do tematu; choć fragmenty z King Of The Hill czy Darii też zachęcają (parę razy w zasadniczym serialu też się pojawiła, chyba najpełniej i najlepiej w "Scientific Stuff"). Czas nadrobić braki w kulturze.

* co innego zwierzaków pooglądać na internetach, bardzo pomysłowe są. Wydaje się, że nawet zlokalizowałem tego świstaka, co łaził na Furkapass i chciał jeść. W każdym zrazie świstak Fred z Furkapass na jutubie istnieje i chyba mógł być tam w 2017, niestety podchodzącej dla niego karmy nie miałem, ale tknał mnie w kolano łapo.

Bardzo dobrze. Dostatecznie.

kompromitacjom, c.d.

Tym razem kontrowersyjny R. Jaruga prawdopodobnie pomylił funkcjonariusza Glempa (też uszaty, ale nie tak cudowny, jak Dziadek Jerzy*) z funkcjonariuszem Wyszyńskim. Nie mylić z radzieckim stróżem prawa i sprawiedliwości; na taki zaszczyt polscy prymasowie (prymasi?) jednak nie zasługujo.

Właściwie ciężko rozsądzić - być może to moja kompromitacja. Zacytujmy:

Dawno nie czepialiśmy się pana prymasa Polski. Mało kto wie, że nie jest już nim Józef Glemp (nie żyje), ale abp. Wojciech Polak. Nie jest to szczególnie dziwne. Polak jest osobowością niezapadającą w pamięć. Przypuszczalnie nie gości w świadomości zbiorowej Polaków, gdyż absolutnie się na Józefa Glempa nie nadaje. Wynika to z biologicznych możliwości populacji narodu, które nie są aż tak wielkie, aby w jednym stuleciu wykreować ze swojej puli genów kilka jednostek na miarę prymasa tysiąclecia.

No i tak to. Mocno niejednoznaczne, więc pewnie do wybronienia.

Uważam, że powinno się w Polsce postawić dwa pomniki. Glemp obok Urbana, ze względów oczywistych. Drugi - wg wspominek Króla Edwarda ("Przerwana dekada") - Wyszyński całujący Gierka w czoło. Uważam, że sprzyjałoby to pojednaniu narodowemu.

* sprawdzić, czy nie ksiądz. Zresztą ten wyraźnie zarysowanych uszu nie miał chyba. Zresztą ucha politycznego też za grosz.

Friday 9 December 2022

miliony za kopanie

Podobno kłamczuch obiecał 30 małych baniek piłkarzom i teraz ma problem. Wg mnie dla niejakiego Lewandowskiego wysupłanie takiej kwoty to kwestia dwóch wacików mniej dla jego małżowiny. Panie Robert, pan kopiesz tę szmaciankę pono nieźle, za co frukta są wcale wymierne i nie do pogardzenia - miejże pan gest. I reprezentacja przysłowiowej specjalnej troski dostanie, co miała dostać, i tzw. premier będzie mógł odetchnąć, a i szpila w relacjach między Wolską a Niemcami zostanie wbita w odpowiednią dupę, którą natychmiast trafi ból i zadęcie. A gaz jest nam podobno potrzebny. Smród i tak jest, a podczas spalania będzie i energia dla umęczonego serca Europy, i mniej smrodu. Jakoś tak.


w kwestii gniota.

"I do siebie do domu na Górczewską!"

Ciekawe, czy się dzieciaki odezwą... Kretynom od "upraszczania języka" - xuj w dupę i kawałek szkiełka! Do red. "Polityki" napisałem ja:
 

Jako zwolennik względnej czystości polszczyzny i zachowania stopnia skomplikowania języka naturalnego (w zgodzie z dziedziną, wewnątrz której służy on komunikacji), pozwalam sobie wyrazić skrajne oburzenie gniotem, który Państwo zamieścili w ramach treści sponsorowanej w ostatnim numerze pisma.

Nie wiem, czy "odmienianie czasowników przez wszystkie możliwe przypadki" jest wyrafinowanym żartem, czy świadczy o mentalnej zapaści autora tekstu; nb. znamienne, że się nie podpisał. Z kolei przytoczone przez pracownicę (czy szefową) portalu okołolekarskiego przykłady rzekomo pożądanych uproszczeń wywołują we mnie tylko jedno życzenie: jeśli ktoś nie rozumie napisu "wybierz specjalistę" albo "diagnosta udostępnił wyniki" - łaskawie poproszę miejsce w kolejce przed tym kimś, bo chyba pomylił szpitale.

Rozumiem, że istnieją prawdy czasu i ekranu czy mądrości etapu. Mogę się zżymać albo zgadzać, ew. przechodzić obojętnie czy nie brać udziału w biciu tej czy owej medialnej piany. Natomiast chodzenie "z prądem" w tej sprawie uważam za - w wykonaniu Państwa - prawie dyskwalifikujące. Zresztą - nie pomoże mój protest (fizyka z wykształcenia, gramatycznego nazisty z zamiłowania) - na 100% ruszą się w tej kwestii prawnicy - ba, kompletnie bez względu na podziały wynikłe po 2015 (tu niskie pokłony dla red. Siedleckiej!). Chcąc nie chcąc - będę z nimi, choć metodologii ani trybu postępowania tej warstwy nie poważam, ale sensu istnienia nie neguję - takim jesteśmy gatunkiem, trudno.

Zarabianie na takim artykule podsuwa mi w wyobraźni taki obrazek - ktoś żyje na gałęzi i handluje jej liśćmi, ale do drzewa podłazi jakiś osobnik spod ciemnej gwiazdy z pomysłem na biznes; mówi, że jest jesień, więc na rynku akurat "idą" trociny - i wręcza siedzącemu piłę. Piłowanie gałęzi, na której się siedzi - bez śladu wizji perspektyw czy efektów ubocznych - zdaje mi się warte zakwalifikowania jako głupota i szkodnictwo. Pół biedy, gdyby szkodliwość tyczyła tylko siedzącego, który za chwilę spadnie na grunt i boleśnie potłucze organizm*. A tu negatywne efekty uboczne mają zasięg ogólnospołeczny.

Pozdrawiam, z nadzieją na poprawę. A jak nie - kto wie, może za 10 lat
wydanie "Poilityki" będzie ciągiem 15-u emotikonek. Choć obstawiam, że rynek wykosi Państwa wcześniej niż masowych i systemowych ogłupiaczy.

 

* zapożyczone z czyichś wspominek w szanowanym lub-czasopiśmie BUKA.

PS Pochwalić natomiast należy artykulik red. Kalukina - przeczytanie o Piątku wespół z Kanią i jej podobnym - złoto, zaprawdę powiadam.

Tuesday 6 December 2022

czytalnictwo

Jako że spać ciężko, bo ogrom pracy roboczej związanej z zatrudnieniem dopadł, chłoniemy w resorcie litery pisane. Ostatnio "Dyplomata" J. M. Nowaka i dorzynamy rozterki tow. Tejchmy. Dobre. Surowe. Prawda.

Oprócz tego, jako wredny symetrysta, przeżywam zachłyśnięcie przewysoką kulturą Rosji (a przynajmniej po rosyjsku) z epoki sprzed. A więc: Уральские Пельмени, birchpunk, shpatel, wcześniej Life of Boris. А z metalu - Ария! Zajebistość tego grania jest nie do przecenienia. Same dobre wzorce - słychać tam chyba głównie Iron Maiden, Judas Priest, czasem nieco Malmsteenem zatrąci, czasem kapitalnym letko popowatym rokendrolem. A i wojenna tematyka - choćby "1100", co w połączeniu z niegdysiejszą lekturą "Opowieści o prawdziwym człowieku" i dzisiejszym traktowaniem ich pomników powoduje pocenie się oczu i gulę w gardle. Ech. Emocje. Po co to komu?

Jeśli się natomiast rozchodzi o birchpunk, mam poczucie, że niczego śmiesznego na internetach przez ostatnie ileś lat nie widziałem. Złoto złot, platynowane, dziewiaty cud świata i okolic... Jeśli istnieje świat pozagrobowy, tuszę, że Lem ogląda i docenia. A czy Włodzimierz Włodzimierzowicz ogląda i się zżyma - nie wiem. Jeśli wierzyć poważnej i obiektywnej pisarce Krystynie - pewnie już podpisuje wyroki.

Вот так-с, культур-мультур, однако.

PS Z aktualności - podobno ktoś gdzieś gra w piłę i jakieś samoloty były w użyciu. Ja tam się nie znam, obejrzałem w życiu Warszawy jeden mecz. Polska-Szwajcaria, niestety wtedy "nasi" wygrali, bodaj 1:0.

Sunday 4 December 2022

kompromitacjom, c.d.

Dwukrotnie w ostatnim "NIE" trafiłem na "przejście nad czymś do porządku dziennego". I nie chodziło o żadne obrady ani nic w podobie. Kiepsko. Zresztą w "Przeglądzie" też. 

Do tego zawiódł (a może intencji doznał i dezinformację antyzachodnią siał) post-radziecki skryba i samowozgłoszonnyj fiłosof - Misza Wiellier. Krytyka Poppera i jego koncepcji falsyfikowalności teorii przytoczona Miszą to jakaś pokraka - pożenił to z wyziewami postmodernizmu i uznał, że falsyfikowalność to tyle, co fałszywość wg Miszy. I w ramach kontynuacji słowotoku utyskiwał na postmodernizm, że tamoj ostrych granic między prawdą a fałszem z zasady nie ma. W ten brak jestem w stanie uwierzyć.

O ile dobrze pomnę z wykładów ("odchamiacze") z filozofii nauki, Karlikowi z Popperów rozchodziło się o coś zupełnie innego. W zgrubnym i nieprofesjonalnym przybliżeniu - teoria w ogóle nadaje się do rozpatrzenia jako element aktualnej dyscypliny, jeśli dostarcza możliwości obalenia swoich przewidywań czy wniosków. Więc w szczególności przewidywań musi dostarczać. W matematyce dzieje się to dość szybko, bo kryteria są najostrzejsze z możliwych. W fizyce - dłużej, bo w doświadczeniu i w dostarczaniu przewidywań teorii do doświadczalnego zbadania. Innymi słowy, jeśli grupka ludzi zapełnia papiery, walcząc z publish or perish, wnioski o finansowanie, jeździ po konferencjach, ale z jej działalności nie da się wywieść przepisu na jakiekolwiek postępowanie eksperymentalne (nawet "w zasadzie"), kończące się sakramentalnym "wynik powinien wynosić tyle to a tyle" - nie jest to teoria w ramach fizyki. I nie oznacza, że matematyka ew. obecna za tym zapełnianiem papierów nie przyda się samym matematykom.

W moim pojmowaniu stanu współczesnej fizyki dobrym kandydatem na taką nie-teorię jest teoria strun i multiversy wszelkiej maści. A i w kodowaniu to i owo się znajdzie, ale na poziomie czysto nomenklaturowym - ej-aj np. Żadnej inteligencji za tym nie ma, jest tylko przepalanie wiatru, uranu, spadającej wody i węgla na "uczenie", czyli filtrowanie odpowiednio dużych ilości danych. A że te i owe algorytmy za tym stojące, co prowadzą owo filtrowanie, to dzieło inteligencji błyskotliwych programistów - ano, pewnie tak. Tylko widać "reklama dźwignią postępu" spowodowała, że taką czy ową bajkę frajerom z kasą trzeba zapodać. A frajerzy bez kasy jeszcze bardziej się cofną w niedorozwoju, jeśli ona "inteligencja" pod strzechy trafi. Zwłaszcza azbestowe.

Koniec końców, albo Misza kiepsko zełgał, albo koncertowo się obesrał, zresztą nie pierwszy raz. Ale tak w ogóle czasem przyjemnie tego bajarza posłuchać. Ten szczególny lapsus do namierzenia na kanale jakże prawdomównego D. Gordona,

"Веллер. Блок России с Китаем, идиот Путин, мама Меркель и КГБ, позорище Шрёдер, обезумевшие олигархи", ok. 28 minuty.

Daty nagrania niestety nie pamiętam, plik audio wędrował tu i ówdzie.

Thursday 1 December 2022

statistical language, my R-se...

Until this day I knew nothing about R. But I got to work a bit on a program that reads some spreadsheets, turns these to csv's, and then R enters the scene for a moment and then the stuff is being saved to some database. Whatever the goal is, I can't see much science inside, and when I see calculating logarithms of heights and depths, my inner Statler&Waldorf immediately entere that pure-scientist-anti-engineer mode.

The main R script had some import calls with the absurdly looking argument like comment.char="Ł". "Ł" is a Polish letter, sometimes jokingly called L/2\pi; people familiar with symbols from quantum world will get the joke; its pronouciation is very simple to the way you pronounce the "w" in "way" or "wait" or "wiggle".

The script is apparently written by some French guys or girls who pretended to care about English-reading users ("Non-convenient input file!"). It seemed to fail even to load some "MASS" library - it continued to show the same error even after some creative hiding of the first input file - renaming files is as creative as I can get being that mad... I tried the most naive --verbose option and got it finally to work after replacing the "Ł" with a pile of hash that I got from a dealer. The keycode that gives me access to free hash is obtained by pressing shift-3.

The --verbose mode gives some details about where the problem occurs, but doesn't even care about showing the goddamn line number in a script - I had to look up the line using the error or exception message. And I had to shift the args[] index so that it points exactly at the i/o filenames in the args list as previously, since I introduced "--verbose" as an extra argument; the authors didn't care about argument parsing, validation etc. 

For some reason, the 3.6.-something version of R did its job just ok - with the exotic "Ł". Current version (4.2.2) that I had to install failed. Sounds like a joke to me. 

<IndianSoftwarePseudoTutorialMode State="On">Conclusion:
So, in this tutorial . . .
</IndianSoftwarePseudoTutorialMode>

Now I know something about R. It's way worse than python, which seems groundbreaking and a bit sad to me - I've had so much great time suffering with .py and finally getting stuff working. This led to mass production of anti-py rants. R seems at least one lever higher. Its syntax is super-obscure and even if it does its job well, I just want to keep away from it. It's one of them un-languages; a bunch of bored whoever come to a place where every decent library is super well tested and decides to wrap these in something new and make it more or less popular. Well, if people want to suffer with it, it's their business.

Perhaps it's possible to write cleanly in R. Error messages without line numbers seems like a very cunning enforcement for clean coding - as long as you have lots of small modules in separate files, that's probably fine. Well, in my case there are two files, > 1100 lines total. 

I'm not against science, being an ex-pre-scientist myself, but I'm very frequently against coding done by scientists, esp. when it gets outside scientific world where it should belong. It's sort of sad how much time and effort is being wasted on writing these ugly codes. But I recall how much scientists appreciate the free time aspect of it all. And grant-hunting of course. We all like money, don't we? Hopefully the younger generation would change something here. Not that I hope that the quality of the codes' outcome, interpretation and publications is going to drastically increase.