Wednesday 16 December 2020

kompromitacjom, c.d.

Nabyłem za zawrotną kwotę 7 peelenów autobiografię J. Zumbacha, o którego wyczynach jeszcze "za dziecka" czytałem w "Dywizjonie 303". Zabawne spostrzeżenie: przez pierwsze ok. 130 str. błędów praktycznie nie ma. Dalej jest miejscami bardzo źle. Korekta — dwie osoby. Wyobraźnia podpowiada, że jedna z osób się wczytywała, a druga leciała po tzw. łebkach. Ponieważ Bellona na propozycję* dostarczenia dodatkowej korekty w razie wznowienia nie raczyła się odezwać, errata nastompi tutej, nie bawem. Raz trafiło się "oto" zamiast "o to". Hitem z końcówki dzieła są "moździeż" i "chojnie" i jeszcze jedna dość kompromitująca rzecz, której w tej chwili nie pamiętam. No to przeczytam jeszcze raz i napstrzę na czerwono.

wuj

* nie żądałem piniondza, ino tak z dobrej woli — przywalić w niedoróbkę. A może pracę znaleźć?

Wednesday 2 December 2020

kompromitacjom, c.d.

Nazizujące wspinanie, czyli moje 0.03 pln do tekstu pani Rut Kurkiewicz-Grocholskiej (https://strajk.eu/faszystowski-ogrodek-i-inne-kwiatki/)

Nie wiem, czy i ile czasu Autorka uprawiała wspinactwo w polskich skałach. Z przecieków kojarzę, że niejaki Roman Kurkiewicz, piszący (wcale sensownie) dla "Przeglądu", coś tam wspinał w Tatrach, ale może to przypadkowa zbieżność. Tak się składa, że wspinałem się prawie 10 lat i w życiu by mi nie przyszło zostać kimś szczególnie skrzywionym z racji posiadania w "kapowniku" tak zacnych linii jak SS-Totenkopf, Godzina "W", przymiarki (zakończonej tzw. skopaniem dupy) na Messerschmitt'cie. Podobnie jak po wielokrotnym przesłuchiwaniu i odgrywaniu takiego hitu jak "Angel Of Death" jakoś nie zapragnąłem zostać doktorem Mengele. Zresztą — skoro już o tego typu (i nie tylko) muzyce mowa — ile było szumu o "Night Prowler" AC/DC, był proces Judas Priest o jakiś inny kawałek, który rzekomo pchnął był kogoś do samobójstwa, a rodzice onego zdecydowali się iść do sądu. Zresztą obok "Messerschmitta" jest "Spitfire", a wiemy, kto wygrał Bitwę o Anglię...

W życiu nie pomyślałbym, że "Taka mała cipeczka" to nazwa seksistowska — najprawdopodobniej jest to odniesienie do specyfiki rzeźby. Podobnie jak określenie większości polskiego wspinania w wapieniu jako "skradania po pizdach" (zasłyszane z forum). Tak się składa, że termin ten nie jest wyłącznie brzydkim określeniem na jakże szlachetną część kobiecego ciała, godną troski a także opieki ze strony języka czy palców. Jest to w miarę uniwersalne określenie czegoś, co budzi gwałtowny sprzeciw, odczucia negatywne. Ba — nawet złą pogodę, co przeszło do historii w pamiętnym roku 2010, w kwietniu. Zresztą — na tle czeskim chociażby — panuje u nas całkiem niezły parytet — złe sprawy często określa się słowami pochodzącymi od rzeczownika "chuj". Tak, to brzydkie słowa. I co z tego? Podobnie: "Wakacje z dupami" — przecież to kapitalna przeróbka tytułu jakiegoś czytadła dla dzieci/młodzieży (oryg.: "Wakacje z duchami"). Swego czasu obok "Prawie jak w piachach" przymierzałem się parę razy do "Big Cyca" — nijak nie wyszła góra... Też seksistowskie? Jeśli tak, to w ramach akcji "gimby nie znajo" zawiadamia się, że jest taki zespół, gra od ponad 30 lat.

Cud istny, że w artykule nie oberwało się ogólnemu określeniu drogi brzydkiej, zarośniętej — "parchowi". O bosz, jakżeż to antysemickie! Nawiasem, słowo "parszywy" znam od dzieciństwa, "parch" poznałem już jako adept "spinania", a znaczenie z okolic antyżydowskich — jako ostatnie... Może za mało czytuję tekstów red. Z., który zdaje się tym terminem się posłużył raz czy drugi, li tylko dla podgrzania atmosfery czy rozgłosu (cyt. z pamięci: "przez Żydów lubię być traktowany jako antysemita, przez antysemitów — jako Żyd").

Drugi cud — pani Autorka nie pofatygowała się przewertować topo choćby Verdon czy Tarn czy nawet Orpierre. Z ostatniego pamiętam niepoprowadzone "Zones erogenes". W Tarn był cały sektor "Figues au cul", w Verdon też parę zabawnych gier słów. Z okolic Ailefroide: zawalczyłem w końcu na "La Marmottine" — liczę, że nie podpada pod klucz "zoofilia".

Wódz jednak w jednym miał rację — wała pięknoduchom. Jeśli ten czy owa uważają, że świat ma być jak z "Małego Księcia" i "Króla Maciusia I.", to niech uważają i niech nazywają swoje drogi per "Różowy Jednorożec", "Dzieci kwiaty" i "Życie jest cudowne". Nikt nikomu nie broni. A że niektórzy postrzegają życie jak wytrawne wino, mocny czaj* czy gorzkie piwo (nawarzyliśmy — trzeba wypić), a nie syropek malinowy — wypada umieć (w imię tolerancji!) jakoś się z tym pogodzić. Ew. nie wstawiać się w drogi, których nazwy nas rażą. A w konsekwencji — nie czytać, nie oglądać, nie słuchać! Bo tyle złego tam jest i potencjalnie skrzywiającego odbiorcę, który — pani Rut zdaje się to przypuszczać — na pewno sam nie stwierdzi, że coś tu jest nie w porządku i niczym gąbka wchłonie wszystkie złe wzorce. I pani Rut ma poczucie, że odbiorcę chroni. Zabawne — a o sile "zakazanego owocu" słyszała? A o "oblężonej twierdzy" i odcinaniu kuponów od zabronień, zakazów, delegalizacji itp. prześladowań? Jeśli nie, szkoda. Jeśli tak, szkoda, że średnio z wyciąganiem wniosków.

Autorka zdaje się nie rozumieć, działając w iście pensjonarsko-misjonarskim uniesieniu i oburzeniu, że nie tak się walczy z tym, co — jak się zdaje — sobie wyobraziła. Bo nawet nie wiadomo, czy wyobrażenie ma pokrycie w rzeczywistości. A jeśli już ma i chcemy dane zjawisko czy poglądy piętnować, to mądrzej, z lepszym rozpoznaniem tematyki i specyfiki krytykowanego środowiska. Wydaje się, że wielu wspinaczy (czy ex-wspinaczy), zwłaszcza obecnych w Internecie, ma silnie antykomunistyczne i "prawicowe" przekonania. Na pewno większość to dość skrajni indywidualiści. Nieliczni — czy z przekonań czy w charakterze prowokacji — lubią odwołania do postaci takich jak Hitler, Franco, Pinochet czy nieśmiertelne atakowanie przeciwników wymarzoną "Berezą" czy "raz sierpem, raz młotem...". [Tu dygresja: co zabawne, a wynikające prawdopodobnie z przyczyn czysto pokoleniowych — zajadle nienawidzą choćby gen. Jaruzelskiego. O ile można zrozumieć bagaż mitów i samą odległość (zarówno w czasie jak i w przestrzeni) od wymienionych dyktatur, podobnie zresztą ma się rzecz z Grecją czy Portugalią, bodaj do połowy lat 70-tych, i bezpośrednie skutki władzy WRON na początku dekady lat 80' ub. w., o tyle pozując na obiektywizm należy to i owo naszym generałom oddać i zapisać na plus; choćby Okrągły Stół. I to, że po oddaniu władzy byli nieźli w przepraszaniu — czego po obecnych "dyktaczorach" wcale się nie spodziewam, ale może zostanę mile zaskoczony. I tak pretensji więcej mam do ich elektoratu.] Przekonania poznaje się i dyskutuje się z nimi, uprzednio nawiązawszy kontakt. A dopóki szuka się problemów tam, gdzie ich chyba nigdy nie było i raczej dziś nie ma albo tworzy się je na siłę — działalność taka nosi wszelkie znamiona "przeciwskutecznej". Podobnie jak nachalna promocja "feminatywów". Ten cip i ta chuja. I może męska forma od "postać"? Rozumiem jawne szkodzenie komuś, pochwalam, jeśli ma to formę zasłużonego, sprawiedliwie "odmierzonego" odwetu. Nie rozumiem konsekwentnego szkodzenia komuś, komu oficjalnie usiłuje się pomóc i szczelnego zamykania się na sygnały, że nie tędy droga, towarzysze. Do "The Life Of Brian" odsyłam niezmiennie, tam to zostało całkiem nieźle naświetlone. Albo do serii artykułów w "NIE" o procesie red. Jana Rema za "Jezusa Zdziwionego"; o obrazę uczuć religijnych, a jakże!

Czy swoje nowe drogi** nazwałbym "Cześć Stanowi Wojennemu", "Mniejsze Zło", "Dekada Generałów", "Pałuj styropian", "Chwała GL/AL", "Filar Czwartaków", "KBW przeciw leśnym bandom", "Śmierć policji historycznej", "Kreska pyłu z teczki", "Haki sprzed 40 lat", "Kompromitacja `Londynu`", "Zaleszczycka rejterada", "Hańba `Wyklętym`"? Pewnie tak; choćby dla przekory i elementarnej równowagi! Tylko że: nie wytyczam dróg wspinaczkowych, ani nie uganiam się po skałach i nie prowadzę tego typu prop-agitu wśród "autorów" dróg. Są chyba granice samoośmieszenia i ośmieszenia sprawy, o którą się niekiedy walczy. Zresztą "Ścieżka zdrowia" chyba istnieje i raczej pochwały tej procedury nie oznacza...

Słowem, szanowna Rut — więcej luzu, powróz się ciebie zblokował. Możesz iść. Udanych lotów.


W. Natorf.


* nie sposób nie przywołać sformułowania tow. gen. F. Szlachcica, cyt. z pamięci: Przyjaźń polsko-radziecka powinna być jak mocna, gruzińska herbata. I nie przesładzajcie jej, towarzysze. Oczywiście jakiś czas po tym stwierdzeniu tow. Szlachcic został, jak to się brzydko mówi, posunięty ze stołka II Sekretarza KC... A dobry był, herbatnik. "Gorzki smak władzy" szczerze polecam!


** nie mylić z "Nowymi drogami", takie pisemko kiedyś było, jakże słuszne.