Wednesday 28 September 2016

zapiski leminga, XXII

zgiewałceni w logikę



Lud w naszym kraju musi lubi stosunki z propagandystami. Niejednokrotnie narzędzie owych zabiegów sięga aż protopostmózgowia, jako że pełen mózg zdaje się być u większości ludu organem obumierającym, ew. zaśniedziałym i nieczynnym. Antykoncepcji w tej kwestii lud zdaje się nie uznawać, łaska wiary ma swoje rude prawa.

Jak podaje Tokfm,

Prokuratura w Białymstoku umorzyła dochodzenie ws. kazania ks. Jacka Międlara podczas mszy z okazji jubileuszu ONR. — Duchowny odwoływał się do treści historycznych i Biblii, wskazując negatywne przykłady zachowania przedstawicieli społeczności żydowskiej z czasów niewoli egipskiej, odnosząc je ogólnie do czasów współczesnych i bez piętnowania konkretnych narodowości — uzasadnia prokuratura.

Lubię takie wiadomości. Wygląda bowiem na to, że prokuratura zdaje się być pod butem bynajmniej nie tych, wpływ obuwia których sugerują nam RDZawi propagandyści. A nawet jeśli była, to szybko obuwie zmieniono i ew. docisk nastąpił ze strony tych, którzy mieli sytuację uzdrawiać. Przezabawne, jak zwykle u tej opcji. Co do klientów/uczestników nowych seansów nienawiści* (po orwellowsku być może zwanej miłością bliźniego), chyba muszą po prostu wyrosnąć; może doczekają do kanonizacji onego funkcjonariusza kościelnego, tak jak Maksia Kolbego wyniesiono — za ekspiację i w oczyszczający ogień, bo przecież nie za przedwojenną działalność. Choć paradoksalnie może też — gdyby nie ona, nie byłoby powodów do ekspiacji. O ile prościej było tłuc w czasie wojny kamienie u Niemca w Krakowie.

Nb. komentarze pod tym artykułem wykasowano.

***

Ciąża z gwałtu na logice została prawie rok temu donoszona. Jak w przypadku większości donosów, skutki są opłakane. Uprzednio zapłodnionym oferujemy to, co zawsze — książki, filmy, rozmowy, etc. Niestety, podróży w czasie zaoferować nie jesteśmy w stani.

***

No proszę — wieczór, nie dość, że praca za pasem, a tu wiadomość, że wzmiankowany ksiądz zakon opuścił, a jak zapewniają przełożeni, także stan kapłański. Gratulacje dla hierarchii za biel rękawiczek i prawdopodobnie za dogadunki z ludźmi w togach — stąd zapewne owo łagodne orzeczenie...

A co do ciąż niechcianych — jeden pono zadeklarował, że adoptuje. Piękny gest, gdyby nie to, że łatwo mu (trochę na lewo, ale co tam....) przyłatać sankcjonowanie gwałtu, i brakuje tu owego donosu - Pan poseł nie byłby ani zapłodniony ani by owego dziecka przez trzy czwarte roka w brzusiu nie nosił... Więc jak to tak? Coś niedobrze? ("Panie gospodarzu.. pan wypije za zdrowie młodych.." "Co to jest... aaa, `Bałtycka'... Tia


* Jan Rem, "Seanse nienawiści", Tu i teraz, 1984. Bardzo zacny artykuł, co wcale nie oznacza, że jestem zwolennikiem rozwiązań siłowych. Ani nie wiążę ich z tym artykułem — to robią zwykle humorystyczni prześladowcy red. Rema.

Sunday 25 September 2016

yamaha-ha-ha

RBX 374


Basówka trafiła po znajomości na ostatnią posługę przed puszczeniem na rynek. Co można powiedzieć dobrego: jak na chińską sztukę naprawdę ultra-twarde progi. Irytuje złażący z gryfu czarny lakier... Przeszły wymagany szlif i drobną naprawę mostka, a konkretnie dostarczono śrubek do wózków, wózków cztery, śrubek sześć. Dwie poszukiwane i skrócim cały komplet o połowę. Oprócz tego ponownie podlutowalim złą-czkę (evil hiccup niemalże) do bakterii. I gra, bardzo mi przykro, a właściwie nie...



Saturday 24 September 2016

zapiski leminga, XXI

zakaz komentowania!



Po wczorajszym przewspaniałym prezencie, jaki Paniom (i klerowi i podziemiu i zagranicy — tak szeroki gest nie może przejść bez echa!) zrobił Sejm, pojawiło się, oczywista, mnóstwo głosów z różnych stron. Także radosnych, w tym pewnej pani doktorki habilitowanej praw, przy czym nastąpiło przy tej okazji jakieś zamieszanie w związku z fotką z pewnym panem od hiphopu. Pochodzi on z miasta, które nieodżałowany Oleksander obwołał, cytuję, "Kielce, moje Kielce!", koniec cytatu. Nieporozumienie wyjaśniono, ale sprawa miała tzw. dalszy ciąg, czyli poszło "za ciosem", dostawszy się w łapy nocnikarzy; i tu jest tzw. klu, zwane też kluczem, albo clou całej sprawy, czyli "tu leży pies pochowany" — otóż zanim owa pani profesórka dostała (najprawdopodobniej) zakaz wypowiedzi od władzuchny wewnątrzpartyjnej, a do tego czasu kłapała paczszczą często-gęsto, myśląc, jeśli w ogóle, to po wypowiedzi, a nie przed, krążył w kręgach zbliżonych do kół nader przykry i brutalny żart — że mianowicie pani profesórka też jest uchodźcą — uchodzi za... i tu dość bezpośrednia diagnoza stanu intelektu pani profesórki. Zabawne więc, że i historia i diagnoza zatoczyły koło i wpisały się w krytykowaną niejednokrotnie politykę GW braku komentarzy pod artykułami o imigrantach (i zamachach również) — oto pod artykułem, w którym wspomniano o reakcjach po debacie i głosowaniu nad projektami poprawek do ustawy antyaborcyjnej oraz o głosie, jaki dała z siebie pani profesórka wyjaśniając nieporozumienie z posłem od melorecytacji, Gazeta litościwie wyłączyła komentarze. Może to i lepiej, jeszcze by co przykrego w kierunku pani profesórki poleciało od wrednych krytykantów nierozumiejących musi ducha epoki.
    A skoro już "w temacie" profesorskim — słuchalimy dla zdenerwowania "debaty" o bohaterze narodnym Kuklińskim. Gąb użyczyli: ex głoseł Gadzinowski, gen. Dukaczewski, prof. Cenckiewicz i pan Frąckowiak — whoever that might be... aha, syn J. Szaniawskiego. Na którego niejaki Bubel ma bardzo ciekawy kwit, ale niejakiemu Bublu wierzyłbym b. ostrożnie) sprzed paru lat. Pan Frąckowiak przewodzi izbie. Nie, nie takiej... izbie pamięci! Debata o bohaterze Kuklińskim, z okazji filmu Dżekstrąg. Bardzo zgrabnie i szydząco cedził i odchrząkiwał Gadzinowski, perfekcja (choć czasu mało) — Dukaczewski, Frąckowiak i Cenckiewicz — tradycyjna ekwilibrystyka i żonglerka. W tym zachwycająca pomyłka o domniemanej przynależności R.K. do organizacji "Miecz i pług" (założonej przecież i kontrolowanej przez Gestapo...) R.K. za te przechwałki (nie: ukrywanie) nawet wywalono z partii. Na krótko, bo chciał z powrotem... Przywoływano także postać cudownie nawróconego dr. hab. L. Kowalskiego*. Współczujemy panu moderatorowi (Kazimierz,, nazwisko nie padło, ktoś twierdzi, że dr Wóycicki), bo tłuszcza pozwalała sobie na wiele; pierwszy raz na uczelni, to czegoś się naumieć trza. A co to ma wspólnego z "tematem profesorskim"? Ano to, że dr hab. Sławomir Cenckiewicz jest profesorem! Wykładowcą na uczelni. I to w Toruniu, ale nie na UMK. "U ojca Tadeusza", jak sam zapewnił... Bardzo nam się to tutaj w resorcie podoba...


Pozdrawiamy lud pracujący miast i WSI!


*nie przywołano! Pomieszało się mnie z innym słuchowiskiem, u zacnego Jasia Pospieszalskiego...

Thursday 22 September 2016

zapiski leminga, XX

reżyserzy, gajowi i żurnaliści



Obyczajówka; 
— Donald Tusk przed kampanią wyborczą zwolnił swoją prawą rękę, która była gejem, dlatego że bał się wyciągnięcia tego — twierdził w Radiu Zet polityk Nowoczesnej Paweł Rabiej. Jego zdaniem, "to jest pewien standard, który niestety funkcjonuje w polskiej polityce". Rabiej nie ujawnił, o kogo dokładnie mogło chodzić i w żaden sposób nie uargumentował swoich słów. Donald Tusk nie odniósł się jak dotąd do kontrowersyjnych oskarżeń Rabieja.

Zawołujem "dżizuzmarja, co za łamaniec parapolszczyźniany." Kończąc pękać ze śmiechu doradzamy słownik, czy to temu panu Worobiejowi, czy też komuś, kto usiłował to przepisywać i poległ. Czy też zginął. A niejako rykoszetem od sprawy: Grigorio Scretino i s-ka są zatapiani przez siebie i wszystkich dookoła — a to przez odejście złotoustego Stefana i przechrzczonego "Miśka", a to przez kłopociki ratuszowe z Hanką, rozwiązywane cokolwiek niemrawo, a to przez sygnały z partii rządzącej, że jakoby Grigorio to wielkiej zacości człek... Zimno się robi na myśl o neo-PO-PiS, pewnie skleiliby spokojnie większość konstytucyjną razem z ciastkarzami.

A skoro już o Stefku — powiedział ponoć o Grigorio, że czego się jakoby nie dotknie, obraca się w katastrofę. My tu w resorcie prostujemy, że jednak w zamach.

***

Ze świata sztuki wyższej. Narodnyj reżys'or Anton Krauze (prawie jak Глазной доктор Альберт Краузе, rokendrolowaty horror w wykonaniu rdzewiejącego metalu!) powiedział, że ma nadzieję, że prawda zwycieży i że nie było nacisków przy produkcji wiadomego, jak gminna wieść niesie, gniota. Ale czemu w wywiadach skarżył się na naciski i na to, że de facto sam nie reżyserował i scenę ostatnią narzucono? Czemu mówi o zwycięstwie prawdy, skoro kłamie (obojętne nawet, kiedy) i to nieprofesjonalnie? Za rybki akwariowe ludzi uznał?

Ваня, давай цитатник...
Podczas pracy nad tym filmem nie ja byłem dyrygentem, nie ja rozdawałem role.
и вторая, ну, быстрее, дурак!...
Ten film był niezależny, nikt nam niczego nie próbował narzucać, a dla mnie było to ciekawe doświadczenie na koniec kariery.
I co? Ложки нашлись, но осадок остался? Cieszymy się, że to koniec; kto wie, może wcześniej było lepiej... ("Do tego radia.. tam... jest takie pytanie... czy może być jeszcze gorzej... A oni mówią, że nie, bo jakby mogło, to by już było... Hhhee! Cześć, idę pomieszkać!" — tow. Winnicki, rzecz jasna!). A póki co, jakby to ujął klasyk "już nikt przez tego pana w kinie otumaniony nie będzie".

***

Na koniec żurnalizm. Zrezygnował szef działu wywiadów. Pewnie znów dostał do roboty fachów, których genialny Anthony pozwolił obfotografować w jakiejś łazience. Czy insza bujda na resortach.


I tym smutnym akcentem zakańczamy festiwal.



Максим Максимович Исаев.

Wednesday 21 September 2016

zapiski leminga, XIX

Dziś cały wysyp rozmaitości wczorajszych i wcześniejszych.

дипло-matołectwo

Jaśnie szefujący MSZ pan Witold chlapnął, że (MSZ? on?) nie uznaje wyników wyborów w Rosji, a Krym należy do Ukrainy. Pięknie, ale po co? Skoro, zaprawdę, podpowiada nam pradawne przysłowie, że czasem lepiej milczeć i uchodzić za idiotę, niż się odezwać i rozwiać wątpliwości. Albo to zdanie Dyktatora, o prowadzaniu kur na szczanie. "Kończ Waszcz, wstydu oszczędź", piszą od dawna światli komentatorzy; choć najtrafniej napisał ten, co odbił, że Putin od roku akceptuje wynik wyborów u nas i bardzo się z niego cieszy. Nawet rozwiany krawat pana ministra i wywalony za pas kałdun na złośliwym zdjęciu zamieszczonym przez GW już nie bawi... Jesień idzie.

klincz


Pani Agata Kornhauser-Duda, przesłała pono gest "całusa" do skandujących (pewnikiem na małżonka i, remotnie, na jego organizację-matkę) demonstrantów polskich (w narracji wiadomej: polskojęzycznych, inspirowanych przez wrogie nam — tj. organizacji-matce — kręgi rekinów sjonistycznej* finansjery, etc.) Owi skandujący smęcili coś o Konstytucji i Trybunale, gwizdali i pewnikiem wzbudzali niepokój społeczny. ("Próbował siłą obalić i osłabiał...")
    Od dawna (tj. od wyboru małżonka p. Agaty na fotel Prezydenta RP, pourzędował niemrawo do jesieni 2015 i tyle go widzieli) twierdzę, że jest to ciekawa i oryginalna osoba na tzw. poziomie. Ba, gdyby tak nie było, z pewnością pokazałaby jeden palec albo "Kozaka", zamiast przyjaznego gestu.
    Tym smutniejsze wydaje mi się trafianie ciosów, dźwięków i gestów należnych moim zdaniem p.o. Prezydenta RP i jego organizacji-matce — w osoby Nieistniejącemu ducha winne, np. takie, jak Pani Agata czy jej córka (choć cios związany z miejscem i przedmiotem studiów wyższych nie został wymierzony przez publikę...). Drwa i wióry w mocno wrednej postaci.
     I nie zazdroszczę sytuacji wewnętrznej — gdybym miał pod ręką fusy w filiżance, wróżyłbym rozwód, ale zapewne format stron(y) powoduje, że stanie się to po zakończeniu kadencji onego pana — będzie robota dla opiniotwórczego "plotka". Nie ma nawet znaczenia, że wiele w tej chwili zaszkodzić mu nie może; choć ile mogłoby pomóc (hasło: "wybicie się na niepodległość", choć preferuję raczej określenie "zostać prezydentem". Prawie jak w "17 mgnieniach": Меня больше всего устраивает обращение: Мюллер. Категорично, скромно и со вкусом. Może przy okazji mówić by się nauczył, z namysłem w głowie, w mowie i na czole i bez gestykulacji model "wczesny Buzek" (też nb. sterowany, co znalazło nieśmiertelność w jakże zacnym żarcie: "czemu Krzaklewski nie został premierem?" "bo Marian się na to nie zgodził". Choć ja wolę mu pamiętać piramidy do ostrzenia żyletek...

---
* tak po marcowemu, tam też ktoś zapomniał "y" na transparencie...

pożyteczny, importowany.

Pan aktor się był wypowiedział, że niby dobrze pan Antek zrobił, legendując katastrofę zwoleńską. Panu aktorowi należy chyba zasugerować zajęcie się pozytywnym rozpatrywaniem legend od dawna pokutujących - np. tej o smoku wawelskim albo Wandzi, co nie chciała. Wspieranie tworzenia legendy na kolanie i z takim pogwałceniem zasad higieny ("nosić białe rękawiczki") uważamy za objaw skrajnego braku rozeznania w realiach. A teoriospiskowodziejowo rzecz ujmując, być może iszczą się słowa z wiekopomnego utworu "Artyści" (konkretnie te o złocie i wymaganiach). Pan aktor nazywa się Redbad Klijnstra, zaimportowano go z Holandii. So far, so good, so what?, jak by to ujął Ryży klasyk. Może kiedyś zagra ów importowany w czymś dla równowagi. Może w rekonstrukcji wydarzeń z Gruzji? "Policzymy się jeszcze", czy jakoś tak to szło.


przekazuję znak przedpokoju,


Życzliwy

Monday 19 September 2016

zapiski leminga, XVIII

drobnyj żest w obronie 

Włodzimierza Włodzimierzowicza

i sąsiadów...


Poważany przeze mnie organ prasy codziennej "Gazeta.pl" wyświetla dla mnie na ekranie artykuł reklamujący książkę niejakiego Grzegorza Kuczyńskiego. Jako gbur i cham, nie kojarzę, kto zacz; Waldemara owszem, "Zwierzenia zausznika", polecam. Już tytuł dzieła "Tak zabijają Rosjanie" mrozi krew w żyłach. Oczywiście wyjaśnia się rychło, że to o tajniakach ichnich; jak by to ujął majster zwracając się do Jasia na nauce, "więcej niedomówienie". Na okładce zaś — lejdizdżentelmen, the one and only, last but not least, per se — sam Putin. Wieje grozą jak lodowatym powietrzem z północnego wschodu.
    W charakterze zanęty zapodano fragment rozdziału o likwidacji jakiegoś bułgarskiego człeka nazwiskiem Markow (v?), co to na łest się był udał i stamtąd nadawał przez RWE ("podajemy prawdziwe wyniki losowania totolotka") — nie do końca chce mi się wierzyć, że Żiwkow był aż tak głupi i nadęty i nikt z jego bezpieczniaków mu nie wybił tej likwidacji z głowy, ale niech tam... Naciskali na Moskwę, a tamci wysłali grupę szkoleniową, Bułgarzy załapali nołchał, podklepali do Londka, zrobili co naczalstwo kazało i za naście godzin bodaj było już człowieku... Makabra, ale taka tematyka.
    A wracając do ad remu: pisząc takie coś dałbym tytuł "Jak zabija KGB" albo "GRU". Jakiś groźny sierp i młot, albo co... Może rodaka, szlachcica - Feliksa stojącego przed Łubianką? No i opisał, wierząc w to, co mi podłożono. Albo liczył na to, że czytelnicy uwierzą. W co? Ano, w prawdę. A czemu nie? A ile procent opisu wydarzeń stanowi ta prawda? Niechby i 97%. Czy wierzymy, że KGB zachwyciło się pomysłem książki i przekazało komplet informacji?  Podchodziłbym do tego typu rewelacji z pewną taką nieśmiałością, jak mawiano w czasach dawnych. ("Bułgarski wywiad dysponuje niezbitymi dowodami, że papież strzelał pierwszy".)

A na poważnie: Włodzimierz Włodzimierzowicz nie jest* bohaterem mojego romansu, co nie zmienia faktu, że na miejscu obywatela Rosji, nie będąc ultra-radykalnym opozycjonistą, widząc taką okładkę pomyślałbym, że to co najmniej objaw złego smaku.  A na miejscu swoim: myślę, że książka może mieć wzięcie, ale okładka to grube nici, choć w kwestii "antyrosyjskości" można przecież przyjmować czyste fakty i to wystarcza do wyrobienia sobie opinii, choć trochę pomyślenia to wymaga. A może okładka pomoże popłynąć na fali? Mam więc pomysł na kontr-książkę dla tych, co nie rozumieją niuansików. Choćby taki: książeczka o pedofilii wśród kleru katolickiego za pontyfikatu wiadomego. A kto na fotce? I jaka czynność wobec jakiej grupy wiekowej w wykonaniu jakiego narodu w tytule — pozostawiam Czytelnikom jako łatwe ćwiczenie.

Parafrazując króla Edwarda, "...jeśli nas zrozumiecie, to sądzę, że ten cel uda nam się osiągnąć! To jak, rozumiecie?!"


operator koparki
---

* Z dziejów ZSRR co nieco dobrego można powiedzieć o czasach Chruszczowa i Gorbaczowa - dobrego na tle pozostałych; o ile wiadomo, Andropow miał szansę, gdyby nie rychła śmierć. Ponoć bardzo ogarniający i inteligentny człowiek był — też zresztą szef KGB. Książka zresztą sugeruje, że nie chciał się zgodzić na tę akcję w wykonaniu KGB, za rozwiązaniem pośrednim zwyciężyły "argumenty" Kriuczkowa.

Friday 16 September 2016

zapiski leminga, XVII

jak zapakować człowieka do worka,



czyli urok komentarzy i tytułów. Gazeciana ludożerka rzuciła się na listę nazwisk ludzi, którzy dla MEN będą opracowywać programy nauczania. Ministerstwa chwalić za nic jeszcze nie zamierzam, raczej należy patrzeć im na ręce, ale nagonce na ludzi, którzy będą pisać programy pozwoliłem się sprzeciwć. Nb. nagonka została marnie sprowokowana przez dyżurujących gryzipiórków Gazety — podtytuł "Kim są eksperci PiS?" jest cokolwiek tendencyjny, eksperci pracują dla MEN w rządzie PiS, zwanym w pewnych kręgach nierządem, ale nie są w partii. Której krytykowanie nie uważam za nic zdrożnego, ale jednak, parafrazując film znany, przydało by się trochę obeznania i rzetelności w tym smutnym... Albo: cel w postaci rąbania drew nie uświęca środków - tu: lecących wiórów.
     Przypadkowo się składa, że znam jedną z wymienionych postaci; nie osobiście, z opowieści, podręczników, jako redaktora pewnego pisma popularnonaukowego. Nie do końca wiam, czemu tam trafiła, nie mam powodów, żeby podejrzewać o jakikolwiek koniunkturalizm czy karierowiczowstwo, raczej dziwię się, że przyjęłą na siebie tak niewdzięczne zadanie; zapewne chce zrobić coś dobrego, choć godzin na swój przedmiot raczej, obawiam się, nie wynegocjuje. Ale ton, w jakim ową postać wrzucono do wora pt. "eksperci PiS" pokazuje blamaż "ekspertów" forumowych. Lemingi, a cóż by innego.
     Nb. piękne są postękiwania krytyków katoindoktrynacji w edukacji państwowej, ale spóźnione. Święte (!) oburzenie, ile to religii, a ile fizyki czy języków. Że jej za dużo, a tamtych maławo. Ba. Ale już w roku 2013/14 w liceum fizyka na poziomie podstawowym opiewała na 1h w cyklu kształcenia, tj. jedną godzinę tygodniowo w pierwszej klasie  i  n i c  w i ę c e j.  To samo tyczyło chemii i biologii, ale nie pamiętam, czy dało się "uniknąć" rozszerzonej wersji któregokolwiek z tych przedmiotów; piszę o fizyce jako o potencjalnie największym "wrogu" religii. Tej ostatniej było po 2h tygodniowo w trzech klasach. I nie był to, o ile pamiętam, wymysł PiS (tj. jeśli tak, to nie wyłącznie), tylko kolejne cięcia w przedmiotach trenujących mózgownicę i dodatki dla przedmiotów mózgownicę lasujących. Więc tu PiSowcom jeszcze nie dokopiemy - bo nie ma za co.
     A finalne produkty pracy owych ekspertów, czy po ludzku mówiąc, twórców nowej podsawy programowej i programu nauczania, bez względu na stopnie naukowe czy przynależności do jakichś przykościółkowych organizacji pozarządowych*, będą, obawiam się, nieco marne i mało zgodne z tym, co wytworzą i z tym, czego oficjalnie będzie oczekiwać jakiś decyzyjny "czynnik" (czynownik?) z MEN. Szczególnie, że dano im na to miesiąc. Widziałem i słuchałem jakiś czas o kuchni tego rodzaju działalności. I zanim nie odpowiemy sobie na pytanie, jaka ma być szkoła, czemu służyć, kto i w jakich ilościach/przekrojach ma do niej uczęszczać itp., jesteśmy skazani na prowizorkę. Swoją drogą: co z infrastrukturą "pogimnazjalną"? Oczywiście tam, gdzie istnieje, bo wiadomo, że pod tym względem reforma pana M.H. była, mówiąc eufemistycznie, niedoszacowana i przedwczesna, a w lat siedemnaście to może wiosna mignęła, a z budowaniem w tym kraju mogło być różnie.


wuj

* to ponoć pani od rachunków; nie osądzam, tylko się uśmiecham, bo przypomina mi się zasłyszana na jutup "wielka debata" między Żydami, katolikami i chyba jeszcze kimś z pro- i antytrynitariuszy. Gadali całkiem długo o tym, czy Jezus to bóg; któryś wyskoczył z kapitalnym "argumentem" przeciw trójcy, że gdyby poszczególne osoby oznaczać przez x, to wyszłoby na to, że 3x = x, co jego zdaniem jest niemożliwe., a przecież jest. Choć przyrównanie boga do zera jest wg mnie naruszeniem podstawowych zasad dobrego wychowania; przecież zero istnieje.

Thursday 15 September 2016

hau tura

praca domowa z ZPT.


PRS SE. Takie tam coś, zlutować, nachuchać, siodełko wyregulować, trąci malizną. Wracamy do Jolandy.

zapiski leminga, XVI

- mówisz i masz?

-piszę i mam.

 "Pan dużo pisze, profesorze, ja niestety odwykłem..." - próbka podwieszenia się pod genialny trolling jednego niekrześcijańskiego (ex?)członka Posad i Stołków. Działanie to pozwalamy sobie określić jako rozkładowe, ale w wymiarze satyrycznym - pożądane. Jako że pod artykułem zaczęli się produkować złośliwcy, zniekształcając także powojenne klasyki (m.in. "Towarzyszowi z Bezpieczeństwa"), maznęlimy także cuś swojego; ratując zresztą przed wymazaniem.

O, Naczelniku
Głaskaczu kotów,
Ujeźdźco byków,
Pogromco korników,
Na Nowogrodzkiej i Żoliborzu
Dzierżysz za mordę
Partyjną hordę
Inaczej knury
I kury w zbożu
Knują jak szczury
Ze swej natury
Nad wyraz podłe.
Oratorze miesięczny,
Racz nas słowami
A my wciąż klęczmy,
Łowiąc co mówisz
Małżowinami.
W tych trudnych czasach
Weźmij za rękę
W przyszłość zaprowadź
Ofermy we mgle
A z nieba sypnij
Gryczaną kaszę.
 
 
Manna nie chciałem w to mieszać...

...z ostatniej chwili. 


Antoszka pono zagajając posiedzenie typów, golących budżet na 20 kpln/mies., użył wobec wydarzeń z 10.04.2010 niespodziewanego nieco terminu "katastrofa". Biorąc pod uwagę rozmaite teorie o jego usługach na rzecz tych, co niepokornych zatrudnionych traktują polonem (nie: Polonezem; jeśli już to Wołgą, i to czarną), już się wzdrygam na powtórkę z degustacji płynu Lugola. Stare, dobre lata smarkatości, jakże się chciało żyć. Choć mnie to się wydaje, że on taki agent, jak ja miotacz młotem. Obsesjonista i radykał, ot co. Może korzenie proczegewardzkie tak robią na łeb?


przekazuję znak przedpokoju.

Sunday 11 September 2016

zapiski leminga, XV

E n d l o e s u n g

d e r

P i S - f r a g e ...


Inspirowany problematem (sformułowanym przez człowieka, któremu wiszę kremówkę), uogólniam natychmiast, umysłem szybującym, lotkami gapy uskrzydlonym i puchem gęsim. A może jaszczomp to był albo orł. Otóż,

CZY PRZED ZMÓWIENIEM APELU SMOLEŃSKIEGO
NALEŻY ZMÓWIĆ APEL SMOLEŃSKI?


Drodzy ortodoksyjni pisowcy — uważajcie. Iście diaboliczna i poniżająco natrętna redundancja i rekurencja powyższego wykończy was w 333 okamgnienia króla Jana* i pięć westchnień Marysieńki**.
    Oprócz tego w akcepcie*** "antyimigranckim" popisał się ostrym piórem pan Paweł, nawiązując do rocznicy najnilewen. Pies mu mordę lizał i się zrzygał... W każdem zrazie, politkulturwa jest, ino panna pucio-pucio jakoś ze sceny sczezła, a może smokowi życiorys zakwasza niczym najprzedniejsze wina tarnobrzeskiego Siarkopolu?



pozdrowienia z najweselszego baraku w obozie.

* to ten chudopachołek, co ścichapęk pohukiwał zza węgła na Turków, gdy ich stary Zbawko Kaczyński pod Wiedniem tłukł, aż się kurzyło; nb. tuż po zbudowaniu onego Wiednia, upieczeniu sernika, zasadzeniu kawowca i sprokurowaniu zacnego espresso, migiem w oddechu gorzejącem ziarno zasuszywszy i ręką raz a dobrze huknąwszy, silną jak sto cepów! Taki chwat ci był!...

** na widok podków, co je w lewicy był mocnem chwytem ów Mały Rycerz pogniótł na spinacze, które naówczas zamorski marynarz zeżarł i nieco (bo kudy mu do naszego gieroja!) na sile przybrał, fajką dla podniesienia animuszu w walce o wiecznie wahającą się białogłowę niezbędnego zagwizdawszy.

 *** to ze Strugackich. Zwykle dobrze brzmi, choć rzecz nie została doczytana do końca...

Friday 2 September 2016

zapiski leminga, XIV

kino jest najważniejszą ze sztuk!



Ponieważ od zawsze lubowałem się w oglądaniu (PRLowskich i nie tylko) gniotów*, stwierdziłem po kolejnych enuncjacjach: nie mogę się doczekać premiery. Kupię bilet, bo wypada być humanitarnym wobec odtwórców tego i owego, zasiędę we fotelu i obejrzę. A już jak kuzyn Naczelnika miał pono być konsultantem ds. obyczajowych, to obowiązkowo - może momenty będą. Być może zaopatrzę się w torbę na łeb i jakieś stłamszacze pomruków, kaszlnięć i skurczów przepony, bo przecie nie wypada. Szczególnie, jeśli wokół będą widzowie o nastawieniu wzniosło-słuszno-chmurnym, których uczuć obrażać nie będę chciał, coby pozwu z par. 196 nie dostać.


W oczekiwaniu na premierę pozostaję

z niezdrową ciekawością, W.N.


* w mojej klasyfikacji gniot to taki wypust środowisk (od)twórczych, najczęściej film, który jest dziwacznie, "źle", zawstydzająco, etc. zagrany albo napisany. Tak, że widz, nie mając najzieleńszego pojęcia o sztuce, czuje, że jest coś nie tak, że jest coś inaczej itp. Ja nie mam pojęcia, przysięgam na honor absolwenta przedszkola nr 303 przy Portofino we wsi Warszawa.

Ciekawe u niektórych przyjemców sztuki jest to, że niekiedy stosowna dawka gniotowatości odpowiedniego sortu powoduje, że oglądamy dziełko doznając przedziwnej mieszanki masochistycznej radochy i Schadenfreude, przy czym owa "Schade" odnosi się zarówno do wykonawców (fachowcy określają to chyba mianem "drewnianej gry") i/albo autorów (choćby przygody Stirlitza - zagrane jest wg mnie kapitalnie, ale scenariusz?... No właśnie). A więc fascynacja, co dalej, lekkie zażenowanie sobą, że się jeszcze ogląda, współczucie dla "tamtych", a może próba zastanowienia się, jak też współcześni to odbierali? Był taki fragment o "Opowieści o prawdziwym człowieku", oglądanym przez trzynastolatków w "Księdze Urwisów".

Może "krótka lista" (termin zapożyczony od któregoś z braci Kaczyńskich przy okazji nerwowej rozmowy z red. M. Olejnik; sprawa zakończyła się różami bodajże... czyli chyba Lech?)

- "Daleko od szosy" (obciachowość ogólna),

- "Najważniejszy dzień życia"... sam nie pamiętam. Było to lekko gniotowato-słusznowate.

-  niektóre momenty w "Zmiennikach", niestety...

- każda scenka w "07-zgłoś się", gdzie jest por. Jaszczuk. On sam był jednym wielkim gniotem jako postać, a zagrany był w porządku. Odrodził się później pod postacią "wujka Mundka".

- Zanudzi i "Persona non grata", wątki rosyjskie. Grube nici...

- "Życie na gorąco" (scenariusz i gra; całość ratuje muzyka),

- "17 mgnień wiosny" (scenariusz; stąd żarty),

- trochę PKF z czasów przaśnych i słusznych,

- "Skazani na siebie" W. Sokorskiego. Gniot, ale aż się obraz przesuwa przed oczyma. Choć oczywiście bardziej pouczające są wg mnie "Romans z komuną" i zupełnie nietypowa "Udana klęska", z której "Wujek Chłodek" wychodzi w aureoli... Sam nie wiem kogo. Trzeba przeczytać, żeby zacząć próbować rozumieć. Ja jeszcze nie ochłonąłem i nie zrozumiałem, może przebrnę drugi raz.

- kilka odcinków IPNtv, w tym kilka razy "gadające głowy" z udziałem red. Cezarego Gmyza, ale kilka razy jednak, ąąąą, pomijałem -- gniotowatość pt. "grube nici". Mieszczą się w tej kategorii także nowsze gnioty parapatriotyczne, zwłaszcza "Tow. Generał" nobliwego pana Grzegorza Brauna i "Odkryć prawdę", bodaj pani Alicji Czarneckiej. Jak to by ujęto w "Testosteronie" (który gniotowaty wg mnie nie jest), "bardzo udany show". podobnie wypracowanie Antoniego Macierewicza znaje w skrócie jako "raport WSI" - wśród merytorycznych i być może uzasadnionych tez pojawia się tam tyle naiwnego "wypełniacza", że człek zachodzi w głowę, czy łune tak na poważnie, czy jajtza sobie jednak robią?

- niektóre scenki kilku odcinków "Dekalogu" jawią mi się jako gniotowate. Chyba najwięcej jest ich w odcinku o żydowskiej dziewczynce uratowanej w czasie okupacji, która długo po wojnie wraca do W-wy dokonać powrotu do korzeni i rozrachunku z przeszłością. Nawet nie pamiętam, czy milczący Barciś ratuje sytuację... nie mówiąc o tym, że nie pamiętam, które to przykazanie. Ale w kilku scenach jest dziwacznie i dyskomfortowo i ma się poczucie, że ktoś przysnął nad tematem i wrócił do niego rano na kacu... No i w pierwszym odcinku, jak ciocia synka programisty ("dir /w" wykonane w którymś z katalogów ChiWritera!) czy lingwisty (kapitalna scena wykładu...) opowiada o tym, że nasz papież jest dobry i że bóg też. "szczym do ludzi" -- biorąc pod uwagę, że odcinki o córce i ojczymie, o zabijaniu, o miłości, o znaczkach i łojancie na onkologii są mistrzostwem świata i okolic...

- muzyka...  Gniotem pop-metalowym (bodaj pierwszym w historii) jest "Escape", tj. refren, i to nieznośne "ołuouł" w "The Unforgiven", bo trąci na wiorstę bodajże NKOTB... A z kolei rozrachunkowo-mizoginiczne wyroby Ryżego Dejwa są dla mnie do przyjęcia, nawet "Almost Honest" jako żart.

Co nie jest gniotem? Nirvana, hiphop, Myslovitz, piosenki o miłości bez "jaja". Jak to ujął nieodżałowany Jeff Hanneman, "I hate happy music". Przykładem piosenki o miłości z jajem, której da się posłuchać może być "I Love You Babe" z towarzyszeniem wiadomej dwójki.

Czas kończyć to międlenie o duszy Maryny, bo dłuży się to niemiłosiernie, a robota Cze-Ka.