Sunday 28 November 2021

inżynier pisze!

Podobnie w ruchu obrotowym (przy ustalonej osi obrotu) moment bezwładności wyraża opór stawiany przez ciało przy zmianie prędkości obrotowej, i występuje jako współczynnik proporcjonalności pomiędzy napędzającym momentem siły M i uzyskanym w jego wyniku przyspieszeniem kątowym, momentem pędu i prędkością kątową oraz (w połówce) pomiędzy energią kinetyczną i kwadratem prędkości kątowej.

Owo "w połówce" zdradza inżyniera. Mniejsza o idiotyczny przecinek przed i. Jeśli nie inżyniera, tym gorzej. Wyżej przytoczony tekst to pozbawiony wzorów i symboli wyimek z artykułu na Wikipiedzii o momencie bezwładności. Na potrzeby żartu słownego ("momenty dewiacji" jako odpowiedź na pytanie, "momenty były?" - ambitne...) zajrzałem, ale po przeczytaniu "Moment bezwładności jako skalar" - zwątpiłem. 

O niektórych inżynierach wkrótce.

Saturday 27 November 2021

Naczelny korektor raportuje!

NIE: "majkami" zamiast "majtkami", "Wojennoj-wozdusznoj Siły" zamiast "Wojenno-wozdusznych Sił", "Ukrainy" zamiast "Białorusi" (kontekst: którego kraju prezydentem jest A. Łukaszenka - i to w tekście przypisywanym Dziadkowi Uszadkowi), "przeciwskazań" u red. Marszała*

Newsweek: W wywiadzie z muzykusem Darskim padło "Varg Vikersen" zamiast "Vikernes" - no fakt, "-sen" bardziej po skandynawsku. Plus jakieś niezręczności u niejakiego "Vargi", w tym błędnie przytoczony tytuł omawianego filmu. Tomasz i Zbigniew wyjątkowo rozsądnie, ale czytając, mam przygnębiające poczucie, że jestem gorszy... W jakimś rocznicowym tekście z okazji utworzenia getta w Warszawie wspomniano, że 1/3 nieruchomości należała do Żydów, a za jakiś czas, że... 1/3 ludności spędzono do getta. Nie wiem, co o tym sądzić, ale nie znam "cyfr" w tej kwestii. Poczciwiec J. T. Gross przyłącza się do zacnego grona (A. Leder, D. Warszawski) usilnie budzących we mnie antysanitaryzm, ale nie dam się. Po prostu ich poglądy i metody działania uznaję miejscami za rażące, ale w żadnym wypadku nieuprawnionych uogólnień nie stosuję. Może czas przeczytać coś z protokołów Grossa; choćby dla Schadenfreude. Po jidysz chyba musiałoby się to nazywać aj-waj-mazel-tow?

Kolejna wpadka z Biografii nieautoryzowanej Antosia M.: tzw. Konwent św. Katarzyny odbył się w 1995, nie w 2005, choć Pani Hannie zdaje się ekspresowo cofnięto poparcie ambonnych i kuriewnych. A na dodatni in plus: ze zjadliwą (wobec nieszczęsnego red. Piątka) i radością pomieszaną z ulgą odnalazłem swoje przemyślenia nt. agenturalności onego Antosia w wypowiedziach gen. Anklewicza oraz prof. Friszkego. Ale Piątkowa legenda poszła miejscami w lud, niestety. W Szpiegu przecie Milczanowski rzekł był, że w lud poszło hasło "eselde-kagiebe".

Dodatkowo "adoptuje" zamiast "adaptuje" u K. Palmowskiej ("Zaklętym w..."); kontekst w przybliżeniu: "do warunków panujących na takiej a takiej wysokości".

* Z opóźnieniem dotarła do nas do resortu wiadomość o niesamowitym wyczynie drogowym. 107 km/h rzekomo na tym białym koniu pędził, "w obszarze". Boże Nieistniejący - ileż miru wśród kolegów musieli zyskać ci, co go wysuszyli. Może "Drogówka 2" powstanie na motywach?

Tuesday 23 November 2021

X, Y i Z

Swego czasu na którejś z rodzinnych biblioteczek znalazłem książkę X-a, którą wchłonąłem szybko. Jawił mi się z niej jako niemal wzór, miałem jego niektóre słowa czy przemyślenia przed oczyma samemu biorąc w przedsięwzięciach mocno amatorskich w porównaniu do opisanych. Później dzieło pożyczyłem; to musiało być jakoś w 2007/8, czyli w praktyce chyba oddałem, podpytam. Egzemplarz z dedykacją X-a dla Y-a. Z pamięci: Koledze Y-owi z serdecznymi podziękowaniami za pomoc w organizacji [...], [rok]. Nie mam pojęcia, jaką pomoc mógł okazać wtedy Y - rok wskazuje, że był tuż przed objęciem przedstawicielstwa [...] przy [...] w [...]. Później okazało się, że Y i X chodzili do jednej szkoły - jakieś adresy i telefony ze spotkania przy okazji 50-lecia matury. Zapomniałem, w którym roku i mieście, nawet nie pamiętam, czy wiedziałem.

Przykre, że X w tzw. końcówce życia zaczął odjeżdżać w regiony grząskie i trącące, delikatnie rzecz ujmując, chemtrajlsem i wszechspiskiem. Choć w niektórych wpisach uczciwie zaznaczał, że jest tzw. amatorem i wykształcenia w stosownym kierunku nie ma. Ponure jest to, że X i Y podzielili los odchodzenia na tamtą stronę świata przez długi czas - dr Alzheimer nie wybiera. A już zupełnie zjadliwe jest, że stali najwyraźniej po dwóch stronach tzw. barykady politycznej - Y nazywał Z "szefem" do końca życia, nawet jak zaczął mieszać osoby z najbliższej rodziny. A X Z-a z kolei określił mianem zbliżonym do tego, co serwują przysłowiowe komiksy organizacji W, zajmującej się w kraju P tzw. polityką historyczną. A ja akurat Z-a mam honor szanować, wbrew tzw. większości i paranoi sianej m. in. przez P. Może zresztą stąd owo P?

Gdybym-ż wiedział te -naście lat temu - podpytałoby się o to i owo i być może skompromitowało kwitem - patrzcie go, zakolaborował dla własnych korzyści... A tak - ad acta. Wszystko to jest brudne, aż się odechciewa.

 

W. N.

PS Jeśli ktoś kojarzy P z Polską, a W z IPN... kto wie. Może? "Organizacja W" - hehe...

Narzekania, II

Pani w autobusie — nie dość, że bez maski, to jeszcze brzydka. Czytaj: głupia i brzydka. Ale wymalowana fachowo, strach zgadywać, jak wygląda bez malunku. Wysiadła na Miłobędzkiej, co przecież nie musi niczego oznaczać. Wyglądała raczej na blagierkę* modową niż śpikówę. A jeśli śpikówa, no to powodzenia wiadomemu tworowi z dykty. Blagierstwo modowe to moja ulubiona działka od ostatniej traumy z doktoratem.

Turyści podobno odjeżdżają, ktoś coś strzelał na granicy, pogranicznicy mieli się fajkami częstować — wolscy i ci drudzy, nazwiska zapomniałem. Może i tak. Ktoś z turystów wcześniej powiedział, że dawniej sądzono, iż są terrorystami itp., ale oni pokazali, że tak nie jest. Zupełnie nie zrozumiałem, w którym miejscu niby pokazali. Szczególnie, że mówiący miał zasłoniętą twarz — uśmiałem się po pachy. Zresztą może to ruska manipulacja i rozzhyganie mezh-narodnoy roz'ni. Ktoś inny z kolei powiedział coś, co uparcie chodzi mi po łbie — że obiecano mu raj za $2000 i czuje się dziś oszukany. No — cholernie przykra sprawa, ale pójść na taki biznes? Dziś? Losie słodki. Oczywiście o tym, jak Kurdowie byli traktowani w Iraku za czasów sztamy z Sojuzem, ani w Turcji za czasów (do dziś trwającej przecież) sztamy z NATO — ani słowa ze strony wielikich dz'erżaw.

Czytam biografię Antosia Macierewicza. Rzecz wspaniała: fakty, źródła, bez plątaniny i Piątkowej konspirołogii; choć o Rydzyku przeczytać wypada. Jestem już przy powstaniu Solidurności, niedługo ulubiona przeze mnie dekada Generałów! I nie byłbym cenzoro-recenzentem z zamiłowania i domorosłym Grammar Nazi z krzyżem żeliwnym, gdybym nie wypunktował na zewnątrz (point out, hahaha!) drobnego wkładu w kompromitację — pisanie o pracy magisterskiej per magisterka (trąci dzisiejszością i beztroską na wiorstę, ale przyklejanie tego tamtej epoce jest co najmniej niesmaczne, nawet jeśli jest to rozprawa jakże szanownego i pełnego ogłady Antosia). A o tow. Kani napisano jako o kimś odpowiedzialnym za Urząd ds. Wyznań czy coś w podobie. Ja tam wiem, że tow. Kania był w KC odpowiedzialny z grubsza za MSW i że z tej okazji mógł konwersować z bepe Dębowskim. Od "dialogu z Kościołem" był chyba (zdrowy na łeb prawie jak Grzegi Brown — vide wywiad u T. T.) Kaziu Kąkol i/albo Barcikowski — zdaje się kumpel dziadka. No a przeniesienie wyrazu w nawiasie tak, że po wyrazie jest znak przeniesienia, a w nowej linijce zamykający nawias — no, tak. Z siebie się śmiejecie, jak poucza Mikołaj Google.

Film o Ukraińcach w Polsce. Narzekania, że w Kraku cały czas pada i smog jest taki, że sąsiedniego budynku na -naście m nie widać. Odwaliło, czy co? Ludzie — wasze państwo upadło, naszemu też do tego niedaleko, a wy cudów wymagacie? No i ta pochwała uczelni, które, luźno cytuję, stawiają na praktykę i odniesienie do realnego życia. Ta. A później myśleć ciężko magistrom wszelakim... Cholera, gdybym miał okazję, możliwość, szczęście itp., niepotrzebne skreślić... wyjechać do jakkolwiek rozumianej cywilizacji (Chorwacja, Słowenia, Suedtirol, Austria, Szwajcaria, Francja, może Włochy), jasne jak słońce, że zacząłbym od przysłowiowej miotły i ścierki. Byle móc przeżyć i pojeździć, a później spłacić dług. I całe dalsze życie byłbym tym obcymA tak — tkwię w wiadomym tworze z dykty. I czy jestem swoim — nie wiem; dla większości — a uchowaj mnie Nieistniejący! (Rebus taki: że tur niesie dyktę. Dyktatura.) I wewnętrzna emigracja i coraz większe odczłowieczenie i stanie z boku, nieopowiadanie się po żadnej ze stron, patrzenie, jak się wykańczają, jedni świętsi od drugich, bo od papieża (i tego przez erzet) ciężko nie być.

Całe szczęście, że wideło z kotem czy niedźwiedziem czy piesem jest. Bo zwierzaki wcale nie są ludźmi. Człowiek nie brzmi dumnie.

В качестве завершения: С нескольких недель я слежу исключительно за российскими и украинскими сми. Объавляется искренняя бладодарность и бурные аплодисменты перечодящие в овацию: Д. Ю. Пучкову и камрадам, В. В. Познеру, Д. И. Гордону, А. Г. Невзорову, В. А. Шендеровичу и многим другим. М-да, взрывчатка.


wuj


* kalka po "blagier Urban", rzecz jasna.

Friday 19 November 2021

czytadło!

Wypożyczono mnie dzieło K. Palmowskiej, "Zaklętym w górski kamień". Wcale dobre, choć korekta w paru miejscach dała ciała. Tu i tam w przecinkach, a już odmieniony dr raz z kropką, raz bez - skandal. Kilkoro luminarzy w świetle co najmniej nieludzkim, ale po wyrzygu Kurtyki sprzed paru miesięcy nic mnie już nie zdziwi (zresztą maniera Kurtyki i klimat tego wyrzygu też mnie zdziwił - stąd termin "wyrzyg"). Zresztą wcześniej (po sprawach przeczytanych u A. Czerwińskiej) też nie miałem wątpliwości. A tu następny rok ma być onej Wandzi... Ech.

Sunday 14 November 2021

прослушка...

Posłuchałem: Putina, Ławrowa, Łukaszenki i Zacharowej. I żadnych wątpliwości nie mam. Wypada powiedzieć "mołodcy". Choć maskują się słabo. Ale dla Ciechanowskiej i tej drugiej z dekoltem warto było porobić za strażaka praw człowieka i dysydenta, no i przydupasa cytadeli demokracji. A teraz pije się nawarzone piwo. Hehe.

Tuesday 2 November 2021

kompromitacjom, c.d.

Nie mogłem zasnąć, więc czytałem. A co? Ano, wiadro. A koń-kret-nie wygrzebany z zaświatów numer czegoś z Wyborczej, z 12. grudnia 2020. Zależało się, zgodnie z tym, co śpiewał wokalista - przewróciło się, niech leży

Obśmiałem się z wywiadu z kosmosamochodem Elonem, najbardziej z inżyniera i reakcji na tytuł/stopień. Z grubsza tyle rzekł był, że nauka to odkrywanie tego, co już jest, a inżynieria to stwarzanie tego, czego nie było i bez człowieka być nie mogło. Może i tak. Ale chyba w prostej drodze redukowalne do zachwytu nad "babką z piasku". No fakt - pewnie na pustyni nawet by nie było odpowiedniej figury, a geniusz dziecka z wiaderkiem... Zresztą wiaderko tyż z linii produkcyjnej, w postawieniu której maczali brudne łapska inżynierowie. A o pojawieniu się krzemu czy tlenu - e, a po co. Było zawsze, nie? Ew. pamBuk stworzył był siódmego dnia, jak mu z nosa jucha leciała. Stąd to znane powiedzenie - jak krew w piach.

Ale zdecydowanie bardziej podobał mi się wielogłos ws. tzw. dziadersów. Artykuł sekciarki S. Chutnik chociażby. Mentalnie jakieś 14-16 lat max., na szczęście językowo i wizualnie więcej; w ostatniej kwestii zwłaszcza usta i oczy przepiękne. I nos, tak powiedział tow. Hohol. Taki owczy. Tekst ten z powodzeniem nadaje się do pewnego eksperymentu, ale trzeba będzie przybrać stosowny kamuflaż i wypuścić w odpowiednim miejscu... Znacznie bardziej pogłębione rozważania, ba, przemyślenia, dała reżyserika Holland, którą kiedyś miałem przyjemność odsądzić i nawet skreślić. Mniejsza, że raz przysoliła terminem, uwaga: h u n w e j n i b i z m, co w istocie swojej i formie zakrawa na czysty jakizm (przeżyjmy to jeszcze raz: hatakumba, junta wojskowa, wymawiana przez jot, i pewnie wiele innych). Zresztą może to sprawka redakcji? Dalej spostrzeżenie, że zupełnie nie dorosłem do tego przeglądowego dolepienia dziaderstwa do mitologii greckiej, bom niedouk wieczny. A najlepszy z tych tekstów to ten o dialogu i dyskusji w ogóle, i o straszliwym wyrzynaniu tychże w dzisiejszych ramach "mediów społecznościowych", czy oddziaływań "baniek". Linczów, wzmożeń i uniesień moralizatorskich itp. popapraństw, zaiste pożałowania godnych.

Z wesołych spraw wypłyniętych ostatnio w NIE czy Przeglądzie - ponoć hipchłopowiec "Mata" to syn prawnika Matczaka z UW, publikującego regularnie w GW. Może mam jakiś syndrom refleksu szachisty... Nawet mądrze pisał, raz czy dwa trafiłem. A ponoć ostatnio średnio się w tym układzie dzieje, a profesor został odszczekiwaczem w soszjalmidjach, no i popełnił jakieś czytadło. Za to ten od melorecytacji (klasyk: ей, нигер, рэп это калdotarł na szczyty kariery i, jak donosi "prasa śniadaniowa", został twarzą popularnej sieci fastfudowych restauracji. Piękne. "Gdy jem hamburgera, nawala mi nera". To z Lalamido. Gdzie są niegdysiejsze śniegi? 

Wolskie snobstwo przestało się pałować nad międzynarodowo odgrywko arcydzieł Frycka. Ja też kulturny człek jestem, hoduję na dysku Poloneza as-dur brzuszny, 1.6 l, lekko przyrdzewiały i poduszki nie działaja, stryjek płakał jak sprzedawał. I jeszcze jeden utworek, co go znam z ZCDCP, odc. "Polska światu". "Jakis polonez.mp3" się nazywa, tak go widocznie Meastro* zatytułował.


* intencjonalne, nie żadna tam litrówka.