Saturday 29 January 2022

smutna historia...

Dziś "wzruszyła mnie twoja historia", czyli wylewanie gorzkich żali na MF971R - taka mydelniczka do internetów. Tak xujowego sprzętu - jak długo żyję - nie widziałem... Po logach z Linuxa (via dmesg np.) sądząc, coś jest potężnie spierdolone w tym, jak takie urządzenie jest widziane - z jakichś przyczyn ciągle się odłącza i przyłącza, kradnie "focus" okien komunikatami itp. "ZTE Modem", a za 3 sek. "No devices are available". Chuj bombki strzelił normalnie. Co ciekawsze - pod Win10 też nijak nie ruszyło, tylko dało koncert tych idiotycznych dźwięczków (podłączono-wyłączono, czasem jeden na drugi najeżdżał, tak pilno widocznie było, coby "notyfikacja" do juzera - mnie - dotarła. Dziękuję, Mikroskop).
 
I żeby jeszcze szło o filmy zaangażowane, pisanie pierdół tutaj, czy p**o i jutuba; ale nie, idzie o robotę, a w (chujowo) napisanym CMS co parę chwil trza zapisywać osiągi. No i nie daj buk, jak akurat przerwie - można w chuj roboty stracić. No dobra, ale "po co tutaj coś pierdolić", jak to ujął klasyk.
 
Jedziem:
 
Obsługa Klienta ****
 
Pani: Dzień dobry. Co mogę dla Ciebie zrobić?
 
Ja: Dzień dobry, chcę zgłosić pretensje do sprzętu, jaki dostałem do nowej umowy.
 
Pani: Reklamację można zgłosić w dowolnym salonie ****
 
Ja: Źle się wyraziłem. Chodzi o to, że jeśli sprzęt działa tak samo źle i niepowtarzalnie pod Linuxem i Windowsami, a JEDYNA możliwość korzystania bez przerw co sekundę-dwie i sygnałów przyłączenia i odłączenia w USB to WiFi. Pod Linuxem czasem działa sprawnie, ale chyba uśpienie sprzętu i wybudzenie psuje to. Z kolei w Win10 nie udało mi się tego po kablu uruchomić ani razu.
 
Pani: Proszę o chwilę cierpliwości. W tej sprawie przekieruję czat do odpowiedniego działu
 
Został Pan przeniesiony/Została Pani przeniesiona do: xxxxx
 
Pan: Cześć! W czym mogę pomóc? 😊
 
Ja: Dzień dobry, "rwie mi się połączenie". Co mam recytować? Model routera, system operacyjny, komputery?
 
Pan: W jakiej miejscowości występuje problem? 🙂
 
Ja: Zaryzykowałbym, że w każdej. Akurat teraz - wieś W-wa, pow. 100 tys. mieszkańców :D Tj. to na 100% nie jest problem zasięgu.
Tj. 99%, powiedzmy.
To samo miewałem np. w ******, ten sam efekt.
 
Pan: Proszę o chwilę 🙂
 
Ja: Ok, nie pali się :)
 
Pan: Połączenie jest zrywane nagle tak?
 
Ja: Nie połączenie routera z siecią, tylko routera z komputerem. I nie wkurzałbym się, gdyby wystąpiło tylko pod Linuxem, ale występuje też pod Win10. W praktyce uniemożliwia pracę bez użycia karty wifi. Tak jakby coś w USB szwankowało, zarówno USB 2.0 jak i 3.0. I nie jest to powtarzalne - czasem pod Linuxem działa godzinami i nie zrywa. Czasem nie da się tego utrzymać przez 2 sek. (np. jak się ma zmiany do zapisania w webowym CMS)
 
Pan: W środku routera znajduje się karta o numerze 48xxxxxxxx, zgadza się? 🙂
 
Ja: Pegasus jak widzę działa. Brawo :)
Tak;
Jedyne co mi przychodzi do głowy to wymiana firmware'u, ale chyba ostatnio nic nowego nie było (z miesiąc temu? nie pamiętam).
 
Pan: W podanej lokalizacji nie odnotowano awarii. Ponadto na koncie również nie dostrzegam nieprawidłowości mogących skutkować wspomnianymi problemami. Niemniej jednak aktywowałem mechanizm utrzymywania preferencji sieciowych.Włączenie tej opcji spowoduje ograniczenie w sterowaniu wyborem sieci po stronie ****. Ograniczy to efekt częstego przelogowywania urządzenia do sieci **** i odświeżania karty SIM co umożliwi stabilne połączenie routera z komputerem. Proszę aby za 15 minut wyłączyć urządzenie na 2,3 minuty oraz włączyć ponownie aby zmiany mogły się przeprowadzić.Następnie problem nie powinien już występować. Wprowadzone zmiany mogą nastąpić maksymalnie do 24 godzin.
 
Ja: Y...ojej, chwilę - mam problem z ostatnim zdaniem. Mam rozumieć, że zmiany nastąpią nie później niż 24h?
*za 24h
 
Pan: Maksymalny czas wprowadzenie zmian to 24h. W rzeczywistości jest to przeważnie krótszy czas 4-6h 🙂
 
Ja: Ok, rozumiem. Dziękuję, chyba czegoś się nauczyłem - nie przypuszczałem, że to może mieć związek z siecią, myślałem, że tylko ze sposobem widzenia tego czegoś przez podsystem USB... Ok; w razie czego przejdę się do salonu.
 
Pan: Jeśli wprowadzone przeze mnie czynności nie pomogą proszę o ponowny kontakt 🙂

Mam prośbę, czy mógłbyś zamknąć czat krzyżykiem w prawym górnym rogu i ocenić moje zaangażowanie i pomoc? 😊

Ja: Ok, jak najbardziej. Btw. router to MF971R
 
Czat został zamknięty przez Pana/Panią.
Dziękujemy za kontakt z naszym czatem 😊 Opinia Klienta jest dla nas bardzo ważna - czy rozwiązaliśmy Twoją sprawę?
TAK

[minął piątek, nawet działało, rwało co 2-3h - do zniesienia. A w sobotę znów chujnia... No to skoro płacę i wymagam, a jest chujnia - napierdalać należy bez pardonu.]

 
Bot: Dzień dobry
Wybierz temat rozmowy

Ja: Kwestie techniczne

Bot: Napisz jakie masz pytanie, a ja przekieruję Cię do konsultanta
 
Ja: Dzień dobry; sprawa dot. routera MF971R i tego, jak działa (i nie działa). Dziękuję.
 
Został Pan przeniesiony/Została Pani przeniesiona do: xxxxx
 
Pan: Cześć! 🙂 Opisz mi proszę sytuację, postaram się pomóc 😊
 
Ja:  Dobry. Sytuacja jest taka, że urządzenie to działa stabilnie tylko przez wifi.
Opisywać objawy przy połączeniu przez USB?
 
Pan: Tak, proszę opisz czego dotyczy problem, żebym mógł zdiagnozować jego przyczynę
 
Ja: Krótko - połączenie przez usb rwie się. W bardzo niepowtarzalny sposób, czasami potrafi działać stabilnie. Gdyby chodziło o głupoty - youtube, gołe baby itp., spoko - ale czasem trzeba popracować (akurat w źle napisanym CMS - trzeba zapisywać co parę minut). Ogólnie - frustruje. Ani razu nie udało mi się tego uruchomić pod Win10 (a nie miałem innej maszyny, żeby maszynę z Win10 wprowadzić jako "dozwoloną" dla WiFi.
 
Podejrzewam, że to sprawa związana jakoś z usypianiem maszyn, ale wcale nie jest prawidłowością, że przy "świeżo" włączonej to działa zawsze stabilnie. W dodatku włazi w życie "zawiadomieniami" o wykrywanym i odrzucanym urządzeniu USB, okna tracą "focus", muszę się z powrotem wklikiwać. Słowem - źle.
 
W czwartek pisałem o tym komuś z Państwa, podobno coś w ustawieniach routera poprawił, w piątek działało nieźle, ale dziś znów rwie. Ponieważ dużo robię w grafice, wiszenie na laptopie z wifi jest niewygodne. Pytanie - czy i co z tym można zrobić? Nie ukrywam, że wolałbym nowe urządzenie i to za darmo...
 
Kupno wifi do stacjonarnego jest wykluczone - dla samej zasady - choć pewnie byłoby rozwiązaniem.
 
Pan: Jeżeli posiadasz urządzenie z ****, możesz je za darmo wymienć w punkcie **** 🙂
 
Ja: A jaka jest gwarancja, że nowe (inne? takie samo?) "pójdzie"?
I - jeśli to nie tajemnica - czy moja sytuacja z tym sprzętem jest jakoś wyjątkowa?
 
Pan: Świadczy to o tym iż urządzenie nie spełnia swoich kryteriów oraz wymiana jak wspomniałeś będzie rozwiazanie, prosiłbym zadzwonić wpierw do salonu **** w celu wzięcia nowego urządzenia 😄
 
Ja: Wobec tego jeszcze raz pytam - czy dostanę takie samo urządzenie? Bo prawdę mówiąc po tym akurat nie spodziewam się wiele dobrego.
 
Pan: Tak 🙂 Takie samo urządzenie, lecz lepszy model 😄
 
Ja: Model, czy egzemplarz? Bo jak patrzę na opinie np. na ceneo, to widzę, że moja sytuacja wyjątkowa nie jest.
 
Pan: Ten sam model 🙂
 
Ja: Mam się ocenzurować, czy pisać wprost?
Cenzurowana wersja: przechodzę do konkurencji.
 
Pan:  Mam nadzieję, że rozumiesz, że nie jest to ode mnie zależne ☹️ .
 
Ja: Tak, oczywiście. Ale przechodzę do konkurencji, to po prostu kpina.
EOT, dzięki.
Dostarczona
Czat został zamknięty przez Pana/Panią.
Dziękujemy za kontakt z naszym czatem 😊 Opinia Klienta jest dla nas bardzo ważna - czy rozwiązaliśmy Twoją sprawę?
NIE.

otępienie, odc++;

"Pitagoras – zwrócił uwagę na rolę liczb w opisie zjawisk zachodzących w przyrodzie; autor twierdzenia o związkach w trójkącie (twierdzenie Pitagorasa)"

Z pełnym zrozumieniem, że geometria* jest sexy, ale żeby takie coś puścić? Zresztą nawet bez dwuznaczności terminu trójkąt (zwłaszcza obok związki), byłby to delikatny bełkot, właściwy inżynierom. Bo co broniło napisać autor twierdzenia o trójkątach prostokątnych? Chyba tylko inżynierskie klapki na oczach. Zico albo Kubota. Noszone, niekoloryzowane.

Durak ty, inżenier. I szutki u tiebia durackie!

My ze swej strony i wyżyn rzetelniejszego wykształciuchostwa, tj. uniwersyteckiego, stwierdzić możemy, że pobieranie wiedzy w trójkącie z inżynierem grozi złapaniem syfa na mózg. Dlatego odradzamy studiowanie fizyki na politechnikach.

I w ramach wisienki na torfie: Ta graficzna forma prezentacji umożliwia pokazanie związków pomiędzy różnymi wielkościami w sposób, który słowami byłoby trudno przedstawić.

Co to, do kurwy nędzy, za brednie? "Słowami" przedstawiam ten sposób jednym słowem: gra-ficz-nie. A że słowami ciężko byłoby przedstawić te związki bez grafiki - ba... Ale to trzeba umieć napisać, inżynierskaja twoja al'ma mat'er.

w przemianie gazu doskonałego podczas, której praca była równa zero

KURWAAA!!!..  - prowadzi to do klejonego wniosku... (jak to młodzież półpiśmienna mawia - sory, pisane na telefonie).


* Z przeszłości - jeden z tych właśnie z Sorbony: proszę państwa, tu nie ma żadnej matematyki, jest tylko geometria.

Thursday 27 January 2022

otępienie, odc.++;

Ziniżynierzony znów mędrkuje:

Polska, podobnie jak wiele innych wysoko rozwiniętych krajów, zobowiązała się do (...)

Ha - piękne! Dawno się tak nie śmiałem.

Można łatwo sprawdzic, że przyjmując jeszcze bardziej dokładną wartość (...), wynik pomiaru objętości i jego niepewność już się nie zmieniają

- Idąc przez most, spadła mi czapka. Klasyk.

Krzywa, to figura geometryczna znacznie ciekawsza niż prosta. Posiada różne cechy, których prostej brakuje, jak chociażby: krzywizna, maksima i minima, czy punkt przegięcia. Krzywe mają swoje nazwy*, na przykład: parabola, hiperbola, okrąg, elipsa, spirala itp.

 Drugi czynnik zawiera potęgowanie, ale ze znakiem minus, a więc im większa jest wartość w wykładniku, tym mniejsza będzie liczba. 

- Matole, a zastrzeżenie, że masz rację  dla podstawy przewyższającej 1 to gdzie?

(...) a e, to podstawa logarytmów naturalnych, e = 2,718281828459…, a więc jest to liczba, której wartość znamy.

Boże Nieistniejący. To mieli czytać (i pewnie czytają) ucznie w szkołach? Co za matołectwo półpiśmienne - kwiat wolskiej nauki i jej popularyzacji.

Z tą krzywą to popłynął - leciuteńko (bo milcząco i bez śladów "czynności psychicznych") utożsamił krzywą z wykresem funkcji, a tymczasem dla krzywych oderwanych od układu współrzędnych pierdolenie o maksimach i minimach ma sens z gatunku "niewielkich", tj. pozostaje czczym pierdoleniem. Krzywizna to mocno dyskusyjna sprawa, bo wzory kol. Freneta istnieją, ale w powiedzeniu, że krzywa jest prostowalna też coś jest. Podobnie z "ekstremami" - można wziąć krzywą i tak kręcić układem współrzędnych, że "minima" i "maksima" się poprzemieszczają, że tu i ówdzie jakiś wykres funkcji przestanie nim być... Elementarne, Watsonie. Ale jak widać, są rzeczy na tym świecie, które się inżynierom nie śniły. A już "Krzywa, to (...)" oraz "a e, to (...)" - no przepysznie! Ech, wrócić by to stado na maturę z polskiego. Za moich czasów od września czwartej klasy było jedno wielkie rycie. Bo też żadnego z przedmiotów nie zadniedbywałem aż tak, jak onego "polaka". I na stare lata za Grammar Nazi. Ot, los człowieka.

Drugie - "liczba, której wartość znamy" - ja jebię... Dzeta od trzy też pewnie "znamy**", tj. umiemy porachować w miarę dokładnie i na potrzeby fizyki (o ile występuje - może w okolicach spraw zw. z rozkładem Plancka, skoro dzeta od czterech też?) wystarczy umiejętnie zaprząc do tego kompunter. I rachować co najmniej tak dokładnie, jak reszta danych "uczestniczących" w problemie - bo więcej cyfr znaczących, o czym słusznie i pracowicie pan zinżynierzony dziecki poucza, zapodawać nie ma sensu najmniejszego. Swoją drogą - co to za dziwoląg ta wartość liczby? I jak często w praktyce korzystamy - jawnie - z tego, że owo e mieści się gdzieś tam między 2 a 3? W praktyce najczęściej tłuczemy wykresy i eksploatujemy tablice czy machiny liczące. Żadnej głębokiej znajomości itp. w tym być nie musi. Ot, jakaś tam podstawa logarytmów jakichś tam. Przecież inżynieria i tak woli dziesiętne... Nie jest tak, czarnuchu?!

* Z nazwami skojarzyła mi się relacja o wykładach prof. K. Przez intonację i porę dnia i - plotka głosi - stan w głowie wymienionego (nie mylić ze stanem intelektu - zdaje się wybitnym w swoim czasie, ale za naszej kadencji nieco przyśniedziałym w zakresie twórczym) były to wykłady z gatunku nieco mało porywających, ale dobre. Otóż "kładąc" dla roku o 1 młodszego teorię grup, K. miał wprowadzić jakiś termin... jak to na wykładach. Np. mógł być to charakter reprezentacji. Po czym na chwilę przerwał wywód i rzekł, w przybliżeniu, co następuje: bo wiedzą państwo, w matematyce wszystko ma swoją nazwę... jak w życiu codziennym...   ...np. ...słoń. Klimat tych wykładów był taki, że można powiedzieć jedynie: żałuję, że mnie tam nie było. Zakwasy brzucha i policzków gwarantowane. Raz nawet skleciliśmy dodatkowego słuchacza z płaszcza kolegi i wieszaka i ustawiliśmy w pierwszym rzędzie. K. wytrzymał, tj. zagryzł zaczątki uśmiechu.

** Choć nie wiem, czy udało się toto wyrazić przez nieco bardziej elementarne liczby.

Wednesday 26 January 2022

ej-aj trafia pod strzechy!

Reklama mnie dosięgła. Od grubych miesięcy tarzam się po wiadomym resursie pod bardzo wyszukanym nickiem związanym z xuyonogami el., a dziś wywalono* mnie na organ wzroku reklamę, na której Murzyn takim sprzęciorem popierdala i suszy zęby. 

Ależ jestem, kurwa, zachęcony. Szkoda, że kantówki nie posiadam i darmowej elektryczności - chętnie bym parę źle zaparkowanych sztuk dał do nadpiłowania koledze albo chociaż szczypce, żeby opony naruszył, byle ta rozkosz podrożała i klientela - tępo zsiadająca z tego i zostawiająca byle gdzie, bo myśleć nie naumieni - musiała nieco drożej zapłacić. Market pressure to się nazywa.

Nb. ciekawy byłby problem prawny - czy za w miarę hurtowy hulajnogocaust można by było ścigać sprawców. Jest to niby czyjaś własność, ale chyba nie byłoby problemu z zaagitowaniem, że sprzęt jest porzucony i przeszkadza. Ach. Żeby jeszcze za coś takiego płacili... Zaraz... - przecież providerów jest więcej niż jeden...... ha. 

Jak to ujął tow. Stalin, żelazną ręką zapędzimy ludzkość do szczęścia. Tak przynajmniej było u pisarza Roja M. A za co powiesić? Za szyję!

Cokolwiek późnawo, ale może po prostu dopiero teraz ją nakręcili, a więc i ej-aj tut ni pri cziom?

Tuesday 25 January 2022

otępienie, odc++;

Jak fizyk zraża "humanistów" do fizyki?

(..... treść zadania ...) i pytanie: 

Jak myślisz. Co ma wpływ na przebieg tego zjawiska.

Odpowiedź jest prosta: własnym analfabetyzmem.

Drugi kwiatek z dzisiejszej obróbki:

Wprowadzenie przez prowadzącego zwracające uwagę, na możliwość pojawiania się (...)

Monday 24 January 2022

otępienie, odc++;

Niestety, szybki kurs logiki dla profesora z Sorbony.

Zadanko, jakie dzieciom w liceum stara się zaserwować:

Oceń prawdziwość zdania: zwiększanie liczby pomiarów zawsze prowadzi do zwiększenia dokładności wyniku.

Co robi profesór? Ano, bardzo słusznie — jestem podbudowany! — podaje kontrprzykład: pomiary obarczone błędem systematycznym. Ale nie, to nie koniec. Bo następnie agituje, że skoro tak, to nie zawsze jest to stwierdzenie prawdziwe, mając zapewne na myśli pod terminem "stwierdzenie" to, co zostaje po wyjęciu owego "zawsze" — wielki kwantyfikator, drobnostka, nie takie rzeczy my ze śwagrem po pijaku wyjmowaly*.

A po kliknięciu tego i owego biedny bachor szkolny dowiaduje się, że rzekomo to stwierdzenie może być prawdziwe, ale nie zawsze. Tyle, że tego mania na myśli (o ile autorowi się myślało podczas) nigdzie tu nie ma.

To trochę tak, jak napisać: dla dowolnego rzeczywistego : x > 5. Czy to prawda? No — "nie zawsze, bo można wziąć x = 3". Czyli "stwierdzenie jest nie zawsze prawdziwe." Kurwa... Elementarz: istnieją takie liczby np. x = 3, dla których x > 5 nie jest prawdą, szlus, koniec, kropka, stwierdzenie nie jest prawdziwe. Przez ten cholerny kwantyfikator. Albo fajny. Każdemu jego Everest, a niektórym Koziarz. Odarte z określenia x wyrażenie x > 5 jest formą zdaniową, nie zdaniem. Stąd chyba ambaras.

Coś prawie jak ten kawał o rozstrzyganiu, czy wszystkie liczby nieparzyste są pierwsze... (Inżynier: "3, 7, 9, 11, 13, 15... — wygląda na to, że wszystkie").

 

*el-igrek, jak Otake Polske walczylym. Przypisywane Wałkowi, nobliście z Polski.


otępienie, odc++

Zinżynierzony profesór tłomaczy dzieckom szkolnym coś o stygnięciu, i brnie w

(...) wszystkie te procesy należą do klasy tzw. procesów relaksacyjnych tj. zmierzających do stanu równowagi po wcześniejszym odchyleniu ich z tego stanu. Wytrąceniem ze stanu równowagi może być: zmiana temperatury wody względem temperatury otoczenia, rozciągnięcie sprężyny, naładowanie kondensatora, wyprodukowanie radioaktywnego izotopu itd. Szybkość zachodzenia tych procesów jest proporcjonalna do wartości aktualnego odchylenia od stanu równowagi. To dlatego na początku proces przebiega szybko, ale w miarę upływu czasu jego tempo zmierza do zera. Aby to stwierdzić, trzeba ten sam pomiar (owego odchylenia) powtórzyć wiele razy, ale w różnym czasie. Wtedy okaże się, że wszystkie te procesy podlegają jednemu prawu fizyki i wszystkie można opisać tym samym wzorem matematycznym. Na tym właśnie polega piękno fizyki i matematyki, które można odkryć powtarzając wiele razy ten sam pomiar.

Wszystko pięknie, ale w tzw. smutnej rzeczywistości - mocno nie do końca prawda. Tj. jeśli pomiary prowadzić niezbyt długo i nanosić wyniki odpowiednio grubymi punktami, wreszcie prostować zależność tego i owego z pomocą logarytmowania, może wyjdzie - zwłaszcza, jeśli spojrzeć z daleka i dać wzrokowi odpowiedni blur - prosta. Ale w doświadczeniach - jak twierdzą obyci - to raczej nie wychodzi. To jest zdradzieckie piękno rachunków na poziomie I. roku studiów fizyki, zanim zacznie się literalnie rzygać równaniami wykładniczego zaniku czy oscylatora tłumionego. Swoją szosą - podciąganie równania (Newtona) zmian temperatury, postaci II prawa dynamiki dla oscylatora tłumionego liniowo czy rozpadu promieniotwórczego pod jedno prawo fizyki to już odlot do stratosfery. O ile rachunkowa analogia między takimi zjawiskami jest do zobaczenia (choć konia z rzędem temu, kto widzi bezpośrednią analogię między równaniami zaniku 1-go rzędu i równaniami 2-go rzędu bez przejścia do choćby funkcjonału L'apunova), to fizyka jest inna. Inny dział, żeby już spłycić do imentu.

Podobno przez zatrzymanie zaniku napięcia przy rozładowywaniu da się odróżnić kondensator elektrolityczny od nieelektrolitycznego. Jak rzetelnie uniknąć np. dysypacji energii przy deformowaniu (w obie strony!) sprężyny - za ChRL nie wiem. Podobnie z drganiami tłumionego wahadła, choć opór powietrza (pewnie da się dobrać parametry, a więc i prędkość maksymalną) tak, żeby zechciał pozostać proporcjonalny do prędkości, to zaniku energii wyłażącej w ogrzewanie tego, na czym wahadło wisi - trudniej. Przynajmniej w przypadku nici czy żyłki, a pewnie dość łatwo, jeśli zrobić wahadło fizyczne, np. wiszące na metalowym pręcie.

Ile tu piękna? Widzę dość mało, bo przejechał się człeczyna po temacie mocno pobieżnie i dużo przemilczał (zakłam humanitarnie, że to i owo wie więcej). A czy zapobiegnę otępianiu jeszcze uczących się przez niedouków - a nie wiem. Robię, co należy - krytykuję. Ostatecznie, po primo, piękno nie jest w niczym bezwzględne, a po secundo - zdrowy śmiech z tego, że komuś coś się podoba w przytoczony wyżej sposób - też jest w cenie. Prawdopodobnie profesór nigdy nie zaznał rzygania równaniami liniowymi o stałych współczynnikach do rzędu II włącznie, więc się ślini do piękna. Kto wie, może na porcelanowym kraterze siedząc, czyta dla polepszenia perystaltyki "Sprawocznik" (Bronsztajn-Siemiendiajew, ew. Ryżyk), a niekiedy rozwiązuje równania różniczkowe, pewnie do poziomu trudności "oscylator tłumiony z harmoniczną siłą zaburzającą" włącznie. Tj. standardy i samograje. Ta samograjowość była powodem owego rzygania, gdzieś na przełomie II i III roku.

Wyprodukowanie izotopu promieniotwórczego jako odchylenie od równowagi?... Nie wiem, z kim trzeba się na łby pozamieniać. Ale w zasadzie do błędów ilościowych to raczej nie prowadzi. Tylko zaśmieca język i chyba buduje pewne szkodliwe przesądy.

Idę na gazetapeel, sprawdzić horoskop... Jak to klasycy z ZCDCP ujęli (w przybliżeniu):

- Byłem u okultysty, żeby wiedzieć, co będzie dalej.
- A, ja też byłem, zapisał mi po -2 dioptrie na oko.

testy, testy, testy.

CMS, w który utopiono nieco kasy z Ministerstwa (...) (żartuję, z UE, we Wolsce kasy raczej nie ma), nazwy nie wymieniam, bo zainteresowani i tak dobrze wiedzą, o kogo chodzi.

Zadanie: wyciąć i wkleić tekst z różnymi formatami. Np.

Basia ma rudego kota

Zaznaczamy (biada tym, którzy usiłują to zrobić myszą), Ctrl-C albo X, poniżej Ctrl-V. I co ukazuje się oczom młodego alpinisty? Ano:

ma rudego kotaBasia

I 100000 innych błędów, o których pewnie kiedyś. Odebrane w Ministerstwie? Odebrane. Kasa zarobiona? Czemu nie; skoro taki frajer odebrał coś takiego... Ale jedna rzecz działa dobrze: słowa (nawet sklejone - może Basia przytuliła kota, co jest miłe) zachowały formatowanie! Losie, nie chcę myśleć, jak brudnym paluchem i po jak zatłuszczonym papierze śniadaniowym (żeby... - może jest postśniadaniowy, hehe!) oni te karty perforowane robią...

Programiści, job ich mat'. Polnische Wirtschaft wiecznie żywe. No ale jest! Webowe, przez nas wykonane, i to nie jest nasze ostatnie słowo!

- Koniaczek? 
- Dwa. Stać mnie.
- No!...

kompromitacjom, c.d.

W ostatnim numerze "NIE" nie popisał się niestety red. Piotrowicz, kojarząc słowa Prezesa Wolski o podnoszeniu kończyn na wiadomą ekspozyturę służb specjalnych wiadomej enklawy Rzymu ze słowami, które padły były w Paździeniku'56, zapewne przez chęć skompromitowania Prezesa porównywaniem go do Gomułki, przeciwko czemu śmiem odrobinę prostestować, uważając to za próbę nieco bezsensownej, bo po pierwsze pośmiertnej, po drugie chyba z pogwałceniem zasad przyczynowości, kompromitacji Gomułki, którego epoka rzekomo ukształtowała niemiłościwie nam niepanującego nad czymkolwiek Prezesa, a skłaniam się ku prostszej diagnozie w postaci wpływu nieubłaganej biologii, wyobcowania i tzw. wychowania w duchu niepodległościowo-patriotycznym; otóż te słowa red. Piotrowicz przypisał tow. Wiesławowi, co jest wierutną bzdurą, bowiem każde dziecko PRL wie, że o odrąbywaniu ręki podniesionej na władzę ludową powiedział tow. Cyrankiewicz, znany również jako wieczny premier, Cyrano, Łysy.

No; długo. Prawie jak u Żorżyka w liście do ciotki Ponimirskiej!

Plus ujemny także dla red. Marszała, chyba za fizykę. "W 1945 r. delegacja rosyjskich dzieci wręczyła ambasadorowi USA w Moskwie  wykonaną z drewna replikę Wielkiej Pieczęci, jednego z najważniejszych symboli Stanów Zjednoczonych, na którym orzeł trzyma coś w mordzie i łapach, a nad łbem latają mu gwiazdki. Przez bitych 6 lat Rosjanie byli w stanie dzięki temu cudowi fizyki - pozbawionemu kabli, źródeł zasilania i nieemitującemu fal - słuchać, co uważa ambasador, który powiesił prezent w gabinecie". No do wuja Wacława, skoro "słuchać", to jednak transfer informacji, a więc i energii być musiał, żeby później go wzmocnić. Ew. tradycyjna sprzątaczka wymieniała baterie i kasety... Fakt, kabli może nie ma, a że baterii nie widać, to i "pozbawione źródeł zasilania". 

A red. Kuchanny przeczeskobłędowił nazwisko Wojciula-Xero. Przez "lm" napisał. Ha.

Sunday 23 January 2022

otępienie, odc.++

Dzisiejszy fix* Humera z zeszytów, a właściwie protokołów głupców Sorbony.

iloczyn momentu bezładności

"Jakie przyrządy pomiarowe stosuje się do pomiaru wielkości fizycznych?"

- kurwa, pomiarowe... "Jaki czerwony owoc używany jest do wyrobu nadzienia szarlotki z czerwonych jabłek?"

Dokładność i precyzja – to cechy pomiaru, które często są utożsamiane, a często są mylone. A tymczasem ich definicje są zupełnie różne

- cholera; chcieli zagaić, ale nie wyszło. Winno być albo "(...) które często są utożsamiane i mylone". Albo "niesłusznie utożsamiane i czasem mylone". Choć może dociekanie, że cokolwiek mieli na myśli, jest nadużyciem. I tak cud, że nie "...zja, to cechy (...)"

oprogramowanie do naboru i analizy danych

- będzie wiosna, będzie pobór, będzie branka na chłopa :)

(...) stosunek maksymalnej siły tarcia (...) do siły nacisku prostopadłej do trących się powierzchni.

Wyjaśniliśmy sobie przy okazji, dlaczego u Mickiewicza najpierw był „blask i dym” – które rozprzestrzeniały się z prędkością światła, czyli 300 000 kilometrów na sekundę, potem była „chwila cicho”, kiedy dźwięk rozprzestrzeniał się w powietrzu z prędkością 340 metrów na sekundę, i dopiero potem „huk jak stu gromów”, kiedy dźwięk pokonał odległość do obserwatora.

- bo uszy są dalej niż oczy. Tj. wszystko w porządku, jeśli tylko doprecyzować, że idzie o widok dymu. Choć, cholera, żeby chmura stała się tak duża, żebyśmy mogli to zobaczyć skądś-tam, nie ma bata, musi minąć jakiś tam czas i jest on cholernie większy niż rozmiar tej chmury dzielony przez c.

I ten idiotyczny przecinek przed każdym "to"! Kurwa, co za pojeby. Naprawdę nie widzą różnicy między różnymi rolami tego "to"? Są skłonni pisać "jeżeli A, to B" i "Zegarek, to urządzenie do ..." - żeżjacieżdzisiajniepierdolę... Tłumoki z tytułami.

* (Give me a fix, give me a fix! - z Acid Queen, przezacnego kawałka zasłużonego brytyjskiego ansamblu muzycznego Venom!)

Friday 21 January 2022

otępienie, arcy!

Czyli prawie plagiat z machinowo-bezrefleksyjnym tłumaczeniem, choć oryg. autora to nijak nie tyka, tylko pomocników i postprocessing jego tekściku. Ot, niedźwiedzia przysługa, bo autor pod tym podpisany. I jakkolwiek autora nie szanuję za treści wypuszczane spod pióra, to tu zatrzęsłem się, no bo każdemu wg zasług musi być!

Czytam i czytam i z podziwu wyjść nie mogę. Bo brzmi jakoś tak po hamerykańsku:

Każdy eksperyment, obliczenie, wynik i prognoza zaczyna się i kończy na teorii. Teoria i eksperyment idą w parze. Teoria prognozuje i motywuje do eksperymentów. Wyniki eksperymentów służą do aktualizacji, ulepszania i walidacji ram, w których pracują naukowcy. Modele są poddawane ponownej ocenie w świetle nowych danych. Nowe informacje zataczają wtedy koło, pomagając określić, które eksperymenty zostaną przeprowadzone jako następne. Wiedząc, gdzie są luki w wiedzy - gdzie teoria potrzebuje więcej informacji - naukowcy mogą lepiej zdecydować, które pytania zadać i jakie eksperymenty przeprowadzić dalej.

Serio? Walidacja ram? Śmierdzi... Podobnie jak to zataczanie koła, po prostu amerykańszczyzna jak z kuriera wycięta. I to powtórzenie o "eksperymentach do przeprowadzenia dalej". Prognoza? Podejrzewam, że przewidywanie miało być...

Szukamy na postawie stringa "experiment and theory go hand in hand", bo tyle mi podsunęła intuicja i hakowaty nos. Bingo! Dr Vlad, I'm so much impressed at this very moment! Gangsta Sulphur says so.

<https://mycbseguide.com/questions/5379/>, pisał obywatel świata Payal Singh, i tu uwaga rasistowska - na temat hinduskiego stylu odpowiadania na to i owo i stąd ichnich średnich wyników w edukacji mam wyrobione zdanie z góry - wnioskując z tego, co i jak prezentowali na kłorakom i około IT. A jeśli to ktoś z tytułem - insza inszość. Dobra, Payal, jedziesz:

Every experiment, calculation, result and prediction starts and ends with theory. Theory and experiment go hand in hand.

Theory makes predictions and motivate experiments. Experimental results are used to update, improve and validate the framework that scientists work within.

The models are reassessed under the light of the new data. The new information then comes full circle by helping to determine which experiments are conducted next. By knowing where the gaps in knowledge are – where  theory needs more information – scientists can better decide which questions to ask and which experiments to run next.

(zapomniał s w "motivate", i św. krowa z nim). Utożsamienie gaps in knowledge z need for more information akurat w teorii już świadczy, że raczej uczeń/amator. Owo decide which questions to ask and which experiments to run też rozbawia. Tak jakby nauka miała sklep czy zasobnik i tylko kwestią decyzji było to i owo. Never have so many understood so little about so much, że tak tow. Czerczila wspomnę, trawę przy stacji malując na zielono. I nie pytam, jakie i u kogo są dalsze trafienia w szukajce, ani kto był pierwopiścą. (A owa strona wygląda właśnie jak kłorakom, modulo wystrój rzecz jasna. Takie tam niby pomocnictwo w pracy domowej.)

Z historycznej zawartości (w miejscu, gdzie pojawił się bełkot, od którego zaczęliśmy) była następująca luźna notatka, nie do publikacji. Cytuję (tj. robię przeciek) bez wycinania czegokolwiek:

teorie są jak tradycyjne historie. kiedy ktoś się o nich dowiedział, skłonił go do głębokich przemyśleń i skłonił do przeprowadzania różnego rodzaju eksperymentów. ponieważ eksperymenty nie zawsze kończą się sukcesem, ale dają początek wielu nowym odkryciom które dają początek wielu nowym teoriom. teorie i odkrycia są ze sobą powiązane i wspierają się nawzajem.

To pisał człowiek w stopniu inż. dr hab., o ile wiem. Miałem go za rozsądnego i kompetentnego. Chyba muszę się zawahać. Bez względu na to, czy to jego umysł urodził takie gówno, czy copy-paste się odbyło. Aha... tłumacz...? Hm; nie tym razem, Sherlocku. Żeby fizyk i to z okolic matematyki nie był w stanie wyrecytować kilku okrągłych zdań nt. relacji eksperymentu z teorią w fizyce? Ano. 

Oto naucznicy wolscy w szpicy światowego postępu. Kwantowe różańce będziem słać w świat i dostąpi zbawienia. Tylko se najpierw przekopiemy to i tamto. A człek się irytuje, że dzieści-coś procent w zamach wierzy.

Warte jest to wszystko mało. Załamująco mało. Zwłaszcza jak takie pajace przeżerają kpt. Granta pod pozorem pomocy w nauczenia czegoś Młodzieży szkolnej. Ech... Marność.

otępienie-sprostowanie

Jestem pod wrażeniem. Otóż jedno ze skrybów, którego (w zamierzeniu okołoedukacyjną) tfu-rczość PiS-aną mam honor sprawdzać pod względami merytorycznym, językowym, graficznym, a nawet okołodrukarskim, nie jest oryginalnie inż., a materię studiowało rzekomo na fuw! Losie słodki! Wszystkie zarzuty o "inżynierski bełkot" i "inżynierską polszczyznę" muszę wstawić między WRONy i krakać jak i one, zanim mnie rozdzióbią. Choć pewnie nie takich ananasów Ałma Mater wypuszczała. Trudno. A toto widocznie po dr przesiąkło klimatem inż. bylejakości, po zmianie murów. Albo same studia, jak to mawiają, "nie zaszkodziły".

Proponuję zaszczytny termin inżyniera honorowego!

otępienie, odc. 11

"(...) różne elementy aparatury muszą być zsynchronizowane pod względem parametrów mechanicznych, optycznych, termicznych, elektronicznych i innych"

- inżynier, jak ty mie zaimponowałeś w tej chwily!

Mnie tam (dawno temu, ciemnota musi) w szkołach uczono, że synchronizacja to uzgodnienie biegu zegarów i chwili ich uruchomienia z ustalonym wskazaniem (albo różnicą wskazań, niewielka różnica i odrobina rachunków później). Ale widać odkomputrowe "sync" dociera pod strzechy i zmienia język. 

"pomiary te dotyczą zderzeń jąder atomowych przy najwyższych osiąganych przez człowieka energiach." - boże nieistniejący. "Nadawanych cząstkom akceleratorze". Chyba że te jądra się z człowiekiem zderzają, że o innych wariantach nie wspomnę.

"Decyzje, o zakwalifikowaniu lub odrzuceniu" - tak ,piszo niekumate ,inżeniery.

I na koniec najsmętniejsze. Wynika z oglądanego wyrzygu, że ów inż. naprawdę wierzy w twardy podział między pomiarami ciągłymi i dyskretnymi. Tj. że istnieje urządzenie, które będzie zbierać skończone próbki informacji co dowolnie małe (aż do nieskończenie małych) odcinki czasu i na dodatek w efekcie da to skończoną ilość informacji po pomiarze. I nie plujemy się o skończoną prędkość przesyłania tej informacji do bazy danych itp. androny. Do tego wyraźnie inż. nie dorósł.

Ha - i kij mu w oko - Rakowiecka i Mysia po rozpoznaniu stanu braku umysłu figuranta dopisała po słówku "praktycznie" i tyle. "Praktycznie ciągle" działa. I żeby nie było - pierwszy przykład "ciągłego" zbierania danych to kamerka w samochodzie. Pomyśleć: 60+ Hz czy fps, a komuś się to jawi jako ciągłe. No bo płynnie widać na ekranie, a wy się tu towarzysze naucznicy czepiacie... A my, wicie-rozumicie, tak po ludzku mówimy, bo przecie po chuj precyzja, skoro "działa". Chodzi. ("CHUJ CI W DUPIE CHODZI!!!", że tak Dzień Świra zaczytuję.)

Z ostatniej chwili: zadanie. Uwaga oczytani i opisani: boli i to mocno:

Krążą opowieści, że Newton wpadł na pomysł swego prawa powszechnej grawitacji, kiedy odpoczywał pod drzewem, a tu niespodziewanie spadło mu jabłko na głowę. Pomyślał wtedy, co to za siła ciągnie to jabłko w dół, przecież nikt je nie popycha, ani nim nie rzuca? Książka z półki nie spada, bo półka jej nie pozwala, ale Księżyc nic nie podtrzymuje, a przecież nie spada na Ziemię…

Boli nie tylko "gadany" charakter powyższego, niechlujny do bólu, ale też odmiana. Jabłko spada, ale nikt je nie popycha? Nic nie podtrzymuje Księżyc? Kurwa, co to za nieuctwo?

Wednesday 19 January 2022

pomysł

Brać po 500 pln /tak twierdzi X znający taki przypadek/ za fałszywą szczepionkę i rejestrację w "systemie" i wydanie tego tam, certolifikatu. Ale: szczepić realnie. Kaska na NFZ i MEN, załóżmy. I system syty, i szur zaplacebowany, i społeczeństwu lepiej. Oczywiście dla tak kłujących też drobna premia.

Można? Można; jak najbardziej; jeszcze jak!

Tuesday 18 January 2022

nowe czytanie!

Adam Mechanik*, W cieniu totalitaryzmu

Nabyłem wczorej tutej** w księgarni (w straszącym pustkami centrum handlowym przy Górczewskiej***, przed wizyto u lekarza). Całe 59 zł., ale smacznie się czyta, choć z tym i owym się nie zgadzam. Wydane w 2019, więc nieco się spóźniłem i nie o-kurą jestem, ani nie o-gęsią.

Z byczków: raz nie tam postawiony cudzysłów, dziwaczne zasady typograficzne: przeniesienia i cudzysłowy wystają za wspólną linię liter na zewnątrz; pierwszy raz widzę. Raz Zinowiew, raz Zinowjew, ale skoro to zbiorowisko tekstów z różnych epok (niestety brak dat, choć paru można się łatwo domyślić), to może i tak. Niekiedy cytowanie nieokreślonych autorów, co być może oczytanym np. w prawackiej publicystyce nie przeszkadza. Być może autor nie chce robić reklamy cytowanym, ale przecież jednak wypada, nawet jak się człek nieco brzydzi wymieniać tamte nazwiska. Żałosna miejscami agitka przeciwko komunizmowi i socrealizmowi - że tow. Majakowski coś pisał wyłącznie rymując i nieco to topornie wychodziło? No tak, bo uniesiony nową drogą postępu był i dla ludu tworzył przecie, a nie dla red. Mechanika dziś czy nawet współczesnych smakoszy... A żem sam akurat na poezję nierymowaną ślepy i głuchy i wietrzę w tym kompletną nijakość i brak warsztatu to sprawa osobna. Zapiekłość przeciwko Majakowskiemu (też niewymienionemu z nazwiska!) prawie jak moja przeciwko inżynierom z polskiego umysłowego zaścianka i obrzeży nauki. A wydawałoby się, że red. Mechanikowi nie przystoi. Podobnie jak nie przystoi (niejasne tylko do końca, komu) przetłumaczenie (najprawdopodobniej) nasłażdat'sa jako nasładzać się. Nie kojarzę takiego terminu w polszczyźnie w ogóle, a w szczególe znaczącego tyle, co zachwycanie się czy rozkoszowanie. Oprócz tego, także w przytoczeniu, w polskiej transkrypcji, za rodinu, za Stalinu. Wyraźnie błąd gruby. 

Ale ja temu redaktoru wszystko wybaczam; format człowieka jest tak wysoki, jak skala (i próba) nienawiści, którą w tym ogłupiałym narodku zbiera. Pokaż mi swoich wrogów, a powiem ci, kim jesteś. I jak już psychoprawica odejdzie od żłoba, będę przeciwko rozliczeniom itp. wynalazkom, niech se kręcą lody i biznesy, byle podatki płacili. A jeśli klientelę na swoje idiotyczne opowieści ("narracje") znajdą, trudno. You can lead a jackass to water, but you can't make'im drink, jak mawiają ci z land of the brave and the free, czy jak im tam. Jankiesy, tj. sojusznicy dzisiejsi nasi cudowni.

Czytając wyjątek z Manna, z charakterystyką tego bruneta w ząbek czesanego z wąsikiem, zaniepokoiłem się, że to też o mnie. Bez ambicji wodzowskich rzecz jasna, bo co ja mam niby do tego stada głupców? Ale uderzyło mnie to mocno. Może czas do poprawczaka?


* Adam Mechanik to postać fikcyjna. Dawno temu (ca. połowa lat 90tych) Wyborcza miała jakieś żartobliwe wydanie w tonie przedwojennym (a może nawet sprzed I WŚ?), było to przezabawne i jakoś zgrabnie się składało z klimatem bliskim produkcjom typu Vabank czy Kariera Nikodema Dyzmy. A w dziale ogłoszeń m. in. była fotka red. Michnika i coś w rodzaju, że policja CK Krakowa i okolic poszukuje "Adama Mechanika", nie do końca pamiętam, za co. Całość była na takim niby pożółkłym papierze, ale był raczej buro-różowawy.

** tak mówił pewien wykładowca z fuw, ale w czasach, gdy prowadził ćwiczenia ze wstępu do ustępu I., ksywę miał Nosorożec, z powodu dość niesamowitej tuszy. Nie lubiłem jego zajęć, ego, zacinania się itp.

*** i do siebie do domu na Górczewską! - Kobuszewski, Księga skarg i zażaleń

Monday 17 January 2022

otępienie, odc. 10

Kolejny knot od inżyniera z Sorbono*-techniki:

Jaki będzie wykres zależności prędkości od czasu w przypadku spadku spadochroniarza przed i po otwarciu spadochronu?

Odpowiedź wg autora zadania: Przed otwarciem spadochronu będzie to zależność liniowa rosnąca, bo v = gt.  Po otwarciu spadochronu prędkość się zmniejszy i dalej nie będzie się zmieniać. Zależność rosnąca zmieni się więc w prostą równoległą do osi czasu. W momencie lądowania prędkość spadnie do zera.

(Na boku: uczeni w piśmie gadają, że na "Jaki będzie wykres ... ?" można odpowiedzieć "ładny" i to da się obronić, więc wniosek jest prosty: pytania to bzdet, sens mają polecenia. Ale to dydaktyka, której - jako amator sparzony - nie tykam, bo się nie znam.)

Ale ad rem, jak mawiają furmani z wykształceniem klasycznym (w tym doc. dr Furman!). Otóż niestety wiotki i śmierdzący xuj prawda, Herr Ing, nie mylić ze śledziem. Albo nie niestety, tylko na szczęście, bo czemu by nie dojebać inż.? Po pierwsze — milcząco paneś pominął opory powietrza, sugerując wzorek podany. O spadochronach używanych w próżni łaskawie przemilczmy. Rzecz jasna, tuż po wyskoku z areoplanu** owo fau równe gie te to dobre przybliżenie, ale później to się jakoś ustala, podobno w modzie skoku "na główkę" w okolicach 200 km/h, ale dawno nie skakałem. I — siurprajz — ustalenie łagodnie. W wypadku oporu proporcjonalnego do prędkości wykładniczo w czasie, ale chyba lepszym przybliżeniem jest opór kwadratowy w prędkości. Skoro dotarły gały dotąd, dokąd doczytały, to se "rozwiążą", dobierając odp. znaki (pewnie tak, że v to pionowa współrzędna prędkości o znaku tym samym, co g, pewnie const < 0, ale trza sprawdzić): 

dv/dt = mg + const v2

Ja tam rozwiązania nie pamiętam i za cholerę mnie to całkowanie tego samego w nieskończoność nie eksajtuje***. To już było, a z prawdziwym wtajemniczeniem w równania różniczkowe ma wspólnego — delikatnie rzecz ujmując — mało. Wgląd w fizykę jakiś tam niby daje, ale — jak to ze "ściśle rozwiązywalnymi" modelami bywa — zasoby szybko wysychają w miarę zaostrzania się walki klasowej, jak to ujął Koryfeusz Wszechnauk i Wielki Językoznawca.

Drugi knot to sugestia, że z zasady i zawsze otwarcie onego -chronu powoduje zmniejszenie prędkości. Otóż nie bardzo, bo np. skacząc z hielikoptera [żadnych aluzji do Antosia memowego, cyt. "pyr-pyr-pyr..."]  i otwierając tę płachtę w miarę od razu, być może wcale nie doznajemy hamowania. Podobnie jest w przypadku pilota katapultowanego skądsiś, w szczególności w miarę nisko nad ziemio, gdy czasu ani miejsca na rozpędzanie się przesadne nie ma, inaczej bowiem wzmiankowany pilot mógłby boleśnie stłuc organizm o glebę.

Trzeci knot  — najokrutniejszy — to niejawna (a może jawna; i ciężko stwierdzić, który wariant bardziej hańbi nieszczęsnego autora) sugestia, że wykres prędkości od czasu będzie łamaną. Ale autor to, jak wielu z Sorbony, dureń; i to z tego złego gatunku — absolutnie odporny na samowątpliwość, sobą-wspaniały. Tacy są najszczęśliwsi. I kto wie, może dla takich jest minister wiadomy. I granty itp.

Jak zwykle: trza trzy przyp. szczeg.-i rozpatrzyć. Mianowicie

(i) czy otwieramy spadochron przed osiągnięciem prędkości (granicznej, ustalonej) spadku ze spadochronem, 

(ii) po tym, 

czy 

(iii) dokładnie w chwili, kiedy tę prędkość osiągniemy.

W tym trzecim (nieco fikcyjnym) przypadku w zasadzie nie ma zmiany prędkości, modulo etap wypadania spadochronu,  jego rozwijania się itp. — tego nijak nie umiem wziąć pod uwagę; i wiadomo, że nikt tego od nikogo w szkole nie wymaga. Chyba że w klasie z wiodącym przedmiotem Przysposobienie Obronne. ("i takie ucznie panie redachtórze to mają później w papierach zabagnione i mogą nawet nie dostać się do zasadniczej szkoły tartacznej, gdzie jest egzamin ustny z przerzucania kradzionej dykty bez płot"... - HARZ, z pamięci. Pamięć to przekleństwo, kurwa.)


* W warszawskim slangu licealno-uniwersyteckim Sorboną zwano Centrum Kształcenia Ustawicznego. Tak jakby nieco przewrotnie, bo czemu nie?

** intencjonalne, żeby tak po prowincjonalnemu wyjszło

*** z "Kochaj albo rzuć", pan September, czy też Wrzesień.

Sunday 16 January 2022

otępienie, odc. 9

Takie zadanie; z kompetencji miękkich:

Przyciąganie grawitacyjne ciała znajdującego się wysoko na Ziemią jest mniejsze niż na powierzchni Ziemi. A jak zmieniałoby się przy zagłębianiu się ciała do wnętrza Ziemi - zwiększałoby się czy zmniejszało? A jakie byłoby w środku Ziemi?

i odpowiedź:

Przyciąganie grawitacyjne ciała nad Ziemią zmniejsza się zgodnie z prawem grawitacji, ale w głębi Ziemi, masa Ziemi nie jest już z jednej strony, ale jest nad i pod ciałem i wypadkowa siła grawitacji znów się zmniejsza, a w środku Ziemi siły przyciągania we wszystkie strony równoważą się wzajemnie. 

Mimo pewnej chaotyczności (właściwej niepiśmiennym inż., jakich wielu jest na zaprzyjaźnionej Sorbonie), błąd jest w zasadzie tylko jeden. Otóż jakościowo opisana zależność g od położenia we wnętrzu jednorodnej kuli (niech tam, że to Ziemia) wynika z równania na potencjał grawitacyjny, dającego po rozwiązaniu owo "prawo grawitacji". Tymczasem sformułowanie "ale w głębi Ziemi" sugeruje, że tam dzieje się coś zgodnie z innym prawem, ew. niezgodnie z tym wymienionym - w podtekście z "gie em em przez er kwadrat". Może dla inż. to inne prawa, no bo, wicie-rozumicie, wzór inny. A że wszystko bierze się z równania Poissona dla potencjału, z gęstością masy po właściwej stronie? Inż. miałby się tym przejmować? Nie chcę przez to powiedzieć, że w szkole należy dziecki katować akurat równaniem Poissona czy wnioskami w postaci prawa Gaussa. Choć w elektrostatyce pewnie jest eksploatowane. Wystarczy podać to i owo jako fakt, i na palcach go uzasadnić, np. poprzez to, że dla odległości od środka kuli mniejszych niż jej promień, masa zawarta w odpowiedniej sferze zależy od jej promienia. I przestaje zależeć po przekroczeniu promienia wyjściowej kuli. A że wkłady "wydrążonej kuli", tj. "od zewnątrz" się znoszą - pewnie do zaagitowania przez symetrię... Jak nie - aksjomat. Byle nie pierdolić, że prawa są różne. 

Czy inżynierskie konie mnie słyszą?!


otępienie, odc. 8

Modelowe niedopowiedzenie, a wręcz dezinformacja:

Po odkryciu tej cząstki* Peter Higgs otrzymał nagrodę Nobla

*bozonu Higgsa.

Zabawne, bo stąd (ani z kontekstu) nijak nie wynika, że odkryto w 2012, a Higgs zapostulował istnienie cząstki "nadającej masy innym cząstkom" w 1964. Może za to wynikać, że to on odkrył. Podobnie w tej kołomyi jedna pani p.o. recenzenta przeszła do porządku nad Einsteinem, który doświadczalnie wyznaczył wartość stałej Plancka.

Wniosek? Ano - jak ktoś jest na zaszczytnej jakże liście nauczników wolskich pod nazwą komitet inspirująco-doradczy przy podkomisji do spraw ponownego zbadania sami wiecie czego - przyjmowanie jego logorrhei na wiarę może być zwodnicze. No i nie wolno zapominać, że ma trzy magiczne literki przed nazwiskiem. I "prof" nijak tym literkom nie szkodzi. Choć pani owa po UW jest. Co nijak jej ani UW nie usprawiedliwia.

Saturday 15 January 2022

otępienie, odc.++

Co znaczą magiczne przedrostki, które sprawiają nam tyle kłopotów na lekcjach matematyki i fizyki? Czy da się je jakoś zrozumieć, by zamiana jednostek przestała być koszmarem? Oczywiście, że tak.

I już mie ciśnienie w żyłce skacze, bo - jak długo żyję i posługuję się tym i owym - rozumienia jako takiego nie widzę w tym śladu. Możliwość wrycia i opanowania - owszem, bo to czyste nazewnictwo i konwencja. (Swojo szoso: czy ktoś się tych przedrostków uczy na matematyce? Nie kojarzę... może jakieś centymetry na geometrii (V klasa, ołówek, cyrkiel... - kiedyś to było), może coś w "zadaniach z treścią". Jednostka zerem, jednostka bzdurą. Дежа-вю, твою дивизию...) Ba - matematykom od teorii potencjału spokojnie jestem w stanie wybaczyć, że za natężenie pola elektrycznego uznają po prostu "minus er wektor przez długość er do trzeciej". Bo, zaprawdę powiadam, więcej wiedzą i rozumieją niż niejeden lokalny mistrz zasady superpozycji i "metody obrazów".

Ilość cyfr znaczących określa się ... - nie chcę, brzydzę się definicją dostarczaną przez inż. tłumoka. Otóż LICZBĘ cyfr, do diaska! Wtedy można rozmawiać. Ale o czym tu - z inż., tak podkładającym się? Chyba o marności owych trzech liter. Послать бы вас всех на три буквы, т.е. инж., вместо хуй.

Jeśli otrzymamy tutaj rozbieżności, oznacza to, że popełniliśmy błąd bądź w nasze rozumowanie wkradł się brak logiki. - ok, mam nadzieję, że "bądź" to "lub", nie "albo". O logice już lepiej przemilczeć.

Zastanów się, nad sensem otrzymanego wyniku. - zastanawiam się, gdzie kupiło toto maturę z wolskiego, na jakim bazarze i dlaczego na tak drastycznej promocji.

Inne ważne funkcje, które możemy łatwo obliczyć z pomocą kalkulatora, to logarytmy. Stosuje się je przede wszystkim opisując rozpad promieniotwórczy (a ściślej mówiąc do wyznaczania czasu, po którym stężenie pierwiastka będzie ściśle określone).  

- mnie tam uczyli, że z doświadczenia na doświadczenie te "stężenia pierwiastka" mogą się nieźle różnić. Ale widać inż. wykuł, co mu wsobnie inny inż. do łba nakładł, bez refleksji. Właśnie, uczeni w piśmie gadajo, że refleksja spowalnia. Huehue, su char*.

definicja kalkulatora (!): niewielkich rozmiarów, przenośne, najczęściej kieszonkowe urządzenie liczące (początkowo mechaniczne), służące do wykonywania obliczeń matematycznych

Kurwa jego zapierdolona w dupę mać, za wierszówkę tam płacą? Jaki problem, do chuja Wacława, z napisaniem np. przenośne, najczęściej kieszonkowe urządzenie służące do wykonywania obliczeń - ? Hę? I po chuj wiotki ta matematyczność? Aha, pewnie inż. kształcony i dzieli obliczenia na matematyczne, fizyczne, chemiczne, socjologiczne i wyborcze. I potemu sutener głosuje jak głosuje. Bo uczon jest przez m.in. przez inżynierów, we wolskiej szkółce. 

może je wyszukiwać w Internecie udostępniając obraz na rzutniku / tablicy multimedialnej – tak, by uczniowie wiedzieli, gdzie tego wyszukiwać 

- Jak to ujął A. Batura u Niziurskiego - otępienia dostali od tego boksu, czy co? Aż się stare (lata 90te) NIE przypomina, była taka rubryka z protokołami policyjnymi, wcale gramotnymi. Zapamiętałem na resztę życia: Bełkotała tak strasznie, że zabraliśmy ją na alkomat. Dopiero po okazaniu dokumentów okazało się, że nie jest pijana, tylko Holenderką.

Takie to życie, jak ludzie nauczający aż tak tempi. A ja mondry. Cały na biało. [zasłyszana uwaga natury rasistowskiej]

rebus!

Cieciorka!

- Mam pytanie, skąd Pan i Pana koledzy biorą pomysły na tak wspaniałe piosenki?

[http://niniwa22.cba.pl/szczygiel_disco_polo.htm]

Thursday 13 January 2022

mój operator,

 ...taki pojebany.

Skończył mi się net. Przebalowane pakiety - i na awaryjną instalację i aktualizację li**xa po padzie dysku, kolega oglądał gołe baby, i na ros. kabaret ("Ural'skie piel'mieni" - kapitalne, choć niewymagające specjalnie) i na ultra-transferożerną pracę, bo środowisko zrobiono ciężkie i durnowate; o tym kiedyś, z przepastnych zakamarków szafy. 

No i wuj; mogę parę dni bez, co mnie to, skoro robota stoi - przez mój własny bug report. Pocztę sprawdzę w pracy, w razie awarii i telefon za y\phi* posłuży. No i zaczyna się - jakiś sms do rutera przyłazi, a dodatkowo mailem nowość - formularz odstąpienia od umowy. Tj. że ileś Gb za ileś zł mam z defaultu za ileś zł, ale mogę odstąpić. Kuria nać - żadnej takiej umowy z nikim nie zawierałem, a może pijany byłem, co musiało mieć miejsce ponad 45 lat temu, bo za życia cały czas na trzeźwo - z używek jedynie to co w kawie i chili dają. Nic to - "odstąpiłem" (ze znakiem zapytania w dacie zawarcia - skoro nie zawierałem, a ktoś ma zwidy) i w te pędy do obsługi klienta mordę bić, w tym m.in. wyjaśniać, czemu nie umiem wypełnić formularza jak się spodziewają. (Choć po braku negatywnej walidacji znaku zapytania w roli daty w zasadzie wszystko powinno być ok w dzisiejszych jakże skompunteryzowanych** czasach.) Po kilku mało konstruktywnych podaniach piłeczki w tę i we w tę, wyjaśnieniach (i zapewnieniach, że "nie zostanie nic dodatkowo naliczone, żadnego transferu pan nie dodał" - pięknie) przychodzi faktura. Wyższa o to, czego nie było... Job waszu mat', podonki zlye...

Z początków naszych związków w nowej postaci - w lipcu postanowiłem dokonać resetu w usługach itp., ustnie z panem obsługantem w punkcie ustaliliśmy, że dotychczasową umowę rozwiązujemy, ale w systemie ktoś nie rozwiązał. 3 czy 4 x zabuliłem 35.90 dodatkowo. Jeszcze żebym o tym wiedział i dla spokoju to cholerne łącze zatkał czymkolwiek - software'm, kinematografio, audio, praco, kabaretem, filmikami Uszatego czy wuj wie czym. A tak - stało odłogiem i kosztowało za bezdurno. "Gówno chłopu, nie zegarek, bo go będzie kłonicą nakręcał." ...i internietizacija wsiej strany.

A jaki to operator? Zapomniałem. Ale chyba zmienię. 

* wym.: why-phie.

** kompunter wzięty chyba z "Kongresu" od pisarza Le(h)ma.

Sunday 9 January 2022

a funny feature of VS' codelens

"It's not a bug, it's a feature". Present in VS Community 2019 since who knows when until at least January 2022.

Codelens shows the number of references to functions and properties, and if we click it, there is a nice menu of these that pops up and makes it easier to learn your (or someone else's) code structure. For some reason, it doesn't touch classes' fields. Ok, maybe it's more related to functions rather than fields. Or maybe we should use public properties rather than fields to communicate with class instances. Nevermind. I see no difference between a public field and a public property, except for the possibility that the latter can be actually a function. And public fields as such are abhorred by pros & gurus. They also make some difference when dealing with (de)serialization ans so on.

Somehow I didn't use "ordinary" inheritance and polymorphism much, but I fell in love with abstract classes. Mainly because of my laziness and lack of ability to control long code parts and strong hatred towards repeating code. The behavior of codelens in this respect fit well with what I had expected and was easy to understand—the number of references to an abstract function is at least the number of classes that inherit from your abstract class. And the number of references to each implementation of an abstract function is ... well, it's the number of times it's being called... Probably if you inherit from one of such classes and override the function further, this should add to the reference count. Ideally—above both the original abstract function and the "first" override. And these numbers cannot be equal.

But recently I had to add a common feature to many parts of GUI in some (not too clean) code, written mostly by random engineers (not CS engineers!). There are roughly 70+ of different not-main windows, so the easiest way of adding that feature (hiding or enabling buttons, menus etc. based on licence kind—from demo to full) was to add a private FeatureSetter void-lambda delegate to these windows' base class (there was one, luckily). Plus some trivial virtual FeatureSetterInit() function that I could then override in a non-trivial way in each window that needs that license-based behavior implemented, by adding something like

public override void FeatureSetterInit()
{
    FeatureSetter = (App.LicenseDetails) => 
    { 
        // show this button
        // hide that menu
        // ...
    };
}

And something wild happens here to codelens—it shows all references to the base function above the overriding functions in each of the inheriting classes. Each of these redefined functions are called exactly once, in a constructor of the window class that calls the overridden FeatureSetterInit() and then the FeatureSetter(). Why am I seeing 50+ references to a function that I know is called exactly once? Something went wrong, probably. I saw some similar bug reports, all have been given a `low priority' status. I wonder if this marvelous feature is shared by vscode.

I see no reason why this behavior should be so much different from that with definitions of functions that are somewhere higher declared as abstract. Yet. If it is the case, then it's a feature. Or there is no reason, then it's a bug.

Friday 7 January 2022

Miruś

Kto nie zna Mirka? Ja z książeczek płk. Bosaka np. znam bardzo wypozytywioną sylwetkę gen. Milewskiego, ale nie czas załować nożyc na stole, gdy płonie las, w który poszła nauka, co na starość trąci.

Trafiłem niesamowitość na własnym dysku, kat. /home/xxxx/czyt/, książkę jakiegoś łebka, co jakiś czas robił w takim zabawnym pisemku Angora. Ceniłem tam teksty H. Motrenki. Łebka z nazwiska nie podam, bo książeczka i twarz na okładce jawnie zdaje się wskazywać, że łebek odstrychnięty jest do stratosfery i jeszcze pozew z §212 można oberwać. Otóż w związku z trudną tematyką poruszoną w dziele łebka pojawia się też Miruś. Profesór o międzynarodowym autorytecie, "w zakresie praw pędu". Piękne... Prawie tak piękne jak inny łapsus, chwilowo mnie wyleciało, może korekta nadgorliwa, a może pan autor źle usłyszał i nie sprawdził. O ile sobie przypominam, Prof. Miruś - sądząc ze strony domowej na internacie - ma tzw. ultraprawe fixum-dyrdum we łbie. Dobijał się rzekomo jakieś 10 lat temu nazad do prokuratury w palącej wówczas sprawie areoplanu, który nie wylądował. Z takimi agromentami - jakoby z fizyki - że narody klękają. Ja chwilowo nie miałem siły się śmiać. Ale Marek Sałonin, raz tu omawiany, mi się przypomniał, fachowo "kartawiący"* i solący opowieści z mchu i paproci. Na dodatek w wypadku bajdurzenia o II WŚ często-gęsto Rezunowym sosem podszczywane.

Niemniej, wracając z gąszcza dygresji - uważam, że nikt nie odniósł się do bredzeń Mirusia właśnie ze względu na odstrychnięcie onego, nim samym prawdopodobnie spowodowane. Albo nie kontrolowane nijak przez otoczenie - np. gdyby był Miruś kolegom z instytucji, w której (diabli wiedzą po co i dlaczego, oprócz zasiadywania etatu i zagazowywania tzw. stołka) pracuje, rzekł był: koledzy, coś złego z moją głową się dzieje, pomóżcie, być może dostałby kilka razy ścierką zdrowego sceptycyzmu przez twarz i wrócił na łono nauki. A tak - czarna rozpacz. Z białą blachą pod potrójnym podgardlem.

Ciekawe, czy dożyję rozwiązania tych jakże fascynujących i wzniosłych spraw. Tj. takiego, które mojej koncepcji ("oni są po polsku głupi i/albo źli") dałoby jakąś twórczą modyfikację.

* kartavit' - ros. - nie do końca wymawiać er, tylko tak jakby coś między g a francuskim r, przy pomocy tego czegoś wiszącego tam z tyłu... Jeden z pierhgwszych sygnałów dla rhgosjanina, że karhgtaviący przyjechał np. z Odessy, co może być nacechowane w wiadomo jakim kierunku, ale w żadnym wypadku nasze radio tego nie sugieruje. ("NIE SUGIERUJCIE MI TU" - Kingsajz!) Znaną taką osobą był Wódz Rewolucji Październikowej, co wydarzyła się w listopadzie, W. I. Lenin.

Thursday 6 January 2022

otępienie, odc. 6

Dziś akcja "nie wierzcie elektrykom":

Klasyczny inżynierski bełkot sugerujący, że opór i opór właściwy mają ten sam wymiar, a za chwilę okazuje się, że jednak nie. Analogicznie bywa, że nieuki mówią o potencjale elektrycznym jakoby równym energii jednostkowego ładunku. Choć siły jako przyspieszenia jednostkowej masy jeszcze nie spotkałem - tak głęboko w inżynierskie skrypty (opowieści skrypty, hehe) nie sięgałem. No, a żeby daleko nie szukać - skąd termin "ciepło właściwe"? Ha, no stąd.

Poprawny jest końcowy wzór i tyle, a że wartość liczbowa R w omach i \rho (w "zgodnych" jednostkach, tj. bez podpuchy w postaci kiloomów razy wiorsta) dla jednostkowego przekroju i jednostkowej długości przewodnika (znów: nie w łokciach razy ar i stopach) jest jednakowa. A tak - inż. znów niebezpiecznie blisko palanta się okazał. Oby były to wyłącznie, nomen omen, jednostkowe przypadki, ale jakoś niebezpiecznie ich dużo. Jednostka zerem, jednostka bzdurą, jak powiedział tow. Majakowski, którego cenimy nie tylko za to. ("Towarzysze, nie strzelajcie, ja też jestem komunistą!")

Wednesday 5 January 2022

otępienie, odc. 5

Dali inż. - przed optyczny interfejs do inż. budyniu w czaszce - wykres. Profesjonaliści od elektroniki zwą takie coś mądrze "charakterystyka prądowo-napięciowa diody". Tu "I", tam "U", i taki bohomaz dziwaczny. Ja tam zastrzegam, że na diodach się nie znam, ale że zależność I(U) jest mocno nieliniowa - wiem z ogólnej kultury, prób szwajsowania piecyka dawno temu i oczywiście pracowni wstępnej na fuwie. Taki gość prowadził, wcale rzeczowy, u którego ci i owi "robili doktoraty z lidaru" - takie powiedzonko krążyło, musi letko dyskwalifikujące czy drwiące. Nie mnie oceniać, czy prawidłowo, bo nie czytałem. Otoczenie raczej było takie, że zupełnie nieprawidłowo drwiono. Ba - drwiono ze strony, w której bywały wyjątkowo niegramotne rozprawy, choć rzadko. I mogły być w tej niegramocie merytorycznie poprawne, a nawet odkrywcze. Z przyczyn procesowych o nazwiskach raczej milczymy - niech spokojnie ludzie pracują (w doradztwie strategicznym, po 17h na dobę).

Co inż. rzecze, zobaczywszy nieliniową skalę na osi? Ha... read it and weep, jak powiedział zapoznany kurczak z kreskówki:

Ten wykres przeczy zasadom robienia wykresów wynikających z matematyki.

Mniejsza, że inżynierzyna źle odmieniła, bo pewnie miało być wynikającym. Zaprawdę powiadam, jak widzę napis "zasady [...] wynikające z matematyki", to już śmierdzi jakąś pod-amatorszczyzną. Pajace se za dużo wyobrażają. Że niby "inż." przed nazwiskiem i pambuka za nogi chwycili? Otóż nie dość, że ten pambuk nie istnieje, to te nogi są raczej niemyte. I czym tu się chwalić? Matołectwo.

Tuesday 4 January 2022

z przeszłości - wymądrzanie się.

Byłem krótko na jakimś forum, wywalili mnie za fikanie - lokalna grupa trzymająca władzę nie zniosła kwestionowania i uwag na miejscu. Ale nieco wujowych porad z olimpijskiej wysokości udzieliłem. M. in. to, o tutej poniżej. Rzecz idzie o łańcuch/napęd w rowerze.

"Rozpiszę się. W ramach zadośćuczynienia dodam, że po raz ostatni w tej kwestii. Można się nie zgadzać, można coś zweryfikować. W niczym dotyczącym faktów nie kłamię, a opinie i gusta nie przesądzają.

1. Jako fizyk (choć teoretyk, a i tak w jakimś sensie nieudany) oczywiście przyklaskuję doświadczeniu, ale śmiem powątpiewać w powtarzalność warunków. Więcej - śmiem twierdzić, że wygotowanie i wyszczotkowanie łańcucha z detergentem daje dobrą poprawkę po rozpuszczalniku/odtłuszczaczu. Wodę usuwam acetonem albo alkoholem. Oczywiście nie do rozsądnego zastosowania w przypadku łańcuchów rdzewiejących; ale jest alternatywa - barzdzo skutecznie usuwa resztki wygotowanie łańcucha w wosku/parafinie i zanurzenie w benzynie - ale wszelkie płomienie wypada przedtem zgasić i ogólnie zastanowić się, czy wiemy, czym ryzykujemy. Oczywiście wariant nie do zastosowania w trasie.

W jaki sposób nadmiar oleju ma usunąć drobny i doklejony syf i pył ze środka ogniw - w przypadku łańcucha założonego na napęd - nie jestem sobie w stanie wyobrazić. Zresztą w przypadku zdjętego - też słabo. Ale może mam słabą wyobraźnię; a na kąpanie napędu w garnku Rohloffa mnie nie stać :)

2. Jako łeb lubiący dostrzeganie możliwych teorii spiskowych (co nie oznacza wiary czy ich kupowania, ale podsunąć czasem warto - w celu szlachetnym, bo uświadamiającym) - obśmiałbym się jednak, że ostatnią rzeczą, na jakiej może zależeć producentom olejów czy inszych magicznych wynalazków (a i łańcuchów oraz napędów)  - jest trwałość sprzętu. Ma być względnie trwały dla wymagających i może być totalnym szmelcem dla nieświadomych (choćby ów chłopiec do bicia pt. Shimano HG40). Spisku się nie dopatruję, jedynie skromną wiedzę użytkowników i - uzasadnioną w kapitalizmie - chęć zwiększenia czy przynajmniej podtrzymania zysków przez producenta tego i owego.

3. Zdarzyło mi się przeżyć (aż? tylko?) dwie i pół całkiem niezłej zimy i pluchy w warunkach miejskich - rozwoziłem to i owo u polskiego "byznesmena". Doświadczenie wskazuje, że lepiej niż parafiną z odrobiną oleju czy teflonu, czyszczone w dobrych warunkach co 3-4 dzień (średnio wychodziło ok. 70-80 km dziennie, czasem ponad 100 - żadne tam ścisłe Centrum jak niektórzy), a po syfiasto-słonym obligatoryjnie, nie da chronić dobrego napędu (z porządnym 1-rz. łańcuchem ze stali nierdzewnej).

4. Ostatnia podróż (wtedy: 2018) - 3700 km po Alpach, w sumie ok. 30 podjazdów mniejszych i większych; startowałem mając z 95 kg, HG91 smarowany co 50-100 km, myty do zera +/- raz na tydzień. Kaseta Sram850  z ledwo widocznym śladem wskazującym, na której koronce jeżdżę najwięcej po płaskim (50:18, co mniej więcej zgadza się z moją miejską kadencją tj. niecałe 3, akurat 46:16). Łańcuch ledwo ruszony. Rok wcześniej - podobnie traktowany HG71, ale kaseta zjechana istotnie bardziej, a przymiar 0.75 był niedaleki do wlezienia. To na 2900 km, ostatnie 150 w regularnym dyszczu od Reschenpass do Innsbrucka.

5. Ostatni punkt jest już w pełni subiektywny - przyzwyczajenia i rytuały - więc nie usiłuję promować go do roli argumentu (chyba że z dupy). Głowa by mnie bolała gdybym w czasie wyjazdu przerypał więcej niż 10 dni bez popołudniowego odczyszczenia napędu. Po prostu lubię jak się świeci i spokojnie chodzi i nic się nie odkłada... (Ok, świecenie niechby i przez pierwszą godzinę po czyszczeniu - później i tak jest czarniawe.) Ale lepiej oczywiście jechać na usmotruchanym w piach i tłuste farfocle na łańcuchu niż być skrzypaczem. Choć niezaprzeczalną zaletą skrzypacza jest słyszalność na trasie. Wadą jest to, że samemu zaczyna się człowiek przysłuchiwać własnej maszynie, czy aby wszystko nasmarowane.

6. Uwaga ostatnia - nie wiem, pod jakim obciążeniem robione są wszelkie testy, ale obstawiam, że jestem cięższy niż średni pasażer. Może stąd rozbieżności w obserwacjach. Za dorosłego życia nie schodziłem poniżej 85 kg przy ok. 1.85 wzrostu. Ważą i kości i mięśnie i brzuch.

7. Sprawa z pogranicza inżynierii i inercji. Otwarty napęd łańcuchowy jest wadliwy już jako projekt. Gdyby przymknąć całość i łaziłoby w kąpieli olejowej, pewnie byłoby trwalsze. Ale otwarty jest standardem i w sumie po cholerę zmieniać. ("Dziwne; u mnie działa")