Monday 21 December 2015

donos

Drogie organa porządkowe,


Z uległością powodowaną bezwarunkową akceptacją nowej Władzy oraz w geście poszanowania zarówno prawa jak i sprawiedliwości, w szczególności Konstytucji, a także w obliczu proroczych wstecz w czasie słów narodnogo artista Polskoj Narodnoj Riespubliki jak i łże-III-RP, a w nowym, świetlanym i zaszytym wcieleniu - Pana Posła P. K., bezinteresownie donoszę, iż wraże źródła finansowania spod ciemnej, sześciokątnej gwiazdy w postaci niespokojnie rozglądającego się obywatela o hakowatym nosie, wręczyły mnie po sobotniej manifestacji "KOT" wziątko, z którego sfinansowałem zakup paczki macy oraz pęta kaszanki z katolickich dzieci polskich; wzmiankowaną wałówkę spożyłem pod budką z piwem, zagryzłszy kilkoma ząbkami czosnku i cebulą. Niniejszym solennie obiecuję, iż było to przedostatni raz, więcej się nie powtórzy. Za popełnione czyny wyrażam szczerą skruchę, prosząc o łagodny wymiar kary, obiecując poprawę!


Niech żyje lider wiodącej nam formacji!

Oraz niezłomny strażnik konstytucji i szafarz podpisów lewą ręką!

Wszelkie łaski niech spłyną na ordynusa ds SS!

Tudzież kuchcik z buławą, strażnik mikrofonów!

I zdrowy na głowę minister rolnictwa i spraw wsi!

A takoż wszyscy postPZPRowscy Wallenrodowie, w szczególności poddywanozamiatacz księżych ciumków i uzdrawiających dotyków!

Oraz Pani Profesórka od sałatek!

O mniej niż Zerro - mistrzu sądowych fechtunków - nie zapominając...

Pozdrawiamy również rzesze uczciwych i obiektywnych dziennikarzy niepokornych, zmuszonych niestety bronić kryształowej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości naszej klasy rządzącej i tajemnicy kulisów rozmów w kokpicie Tuszki - przed atakami wrażych zastępów sprzedajnych pismaków na postronku banksterskich hord wysysających dobrobyt z Macierzy!


Niech nam żyje V RP. i arytmetyczny progres o stopień na dekadę!


PS Powyższe po puszcze "masy makowej z bakaliami". Czyli jednak heroina szkodzi... Vka Mensfelda gotowa, jutro wyjeżdża.

Saturday 12 December 2015

RG

I've been ezd.


Zakończył się długi proces zaczerniania gryfu RG370 (nitro, matt), dorabiania komórki dla bateryjek i klapki do tejże. Dodatkowo trafiła pod gryf Tesla jakaś i na środek oryginalny INFS1 na izirajderze od Pana Zbigniewa z Olsztyna. Gra, stroi, nawet Secret Face w korektnym piczu da się zapodać, ale kto dziś to pamięta? Gdzie są niegdysiejsze śniegi?





PS

Proszę przekazać krewnym, że ciotka nasza czuje się nienajlepiej, a na ostatnią infekcję potrzebujemy niemieckie antybiotyki albo przeciwciała w postaci pałeczek 2OM0. Inaczej brunatna gangrena rozwinie się i niechybnie nastąpi rozkład, a wtedy konieczna będzie amputacja prawicy, która de facto jest tylko katolewicą. Nie, księdza nie trzeba, u nas jest ich aż nadto. Może być za to woda brzozowa, ta od mnichów od św. Antoniego, wmasowywać w skronie i bić butelką w potylicę aż do skutku, a można też profilaktycznie napluć na swoje odbicie w lustrze. Sprowadźcie również kogoś spod znaku Strzelca, może być po szocie Wyborowej.

Saturday 5 December 2015

zatzne!

"Warchoł ten znany nam historycznie, najczęściej sieje zamęt nie tyle dla naprawy Rzeczypospolitej, ile wskutek osobistej chorej wizji świata, kłótliwości, braku szacunku dla innych osób, prawa, przekonań, uczciwości. Warchoł, jak przystało na frustrata żądnego władzy, oskarża, wini, miota potwarze, nie słucha innych, a jeśli słucha, to z pozycji zawsze lepiej wiedzącego. Najczęściej nawet nie wie, że jest awanturnikiem: on broni „sprawiedliwości”. Chce władzy dla samej władzy, gdyż zdaje mu się, że ma środek uszczęśliwiania innych. Sądzi, że tylko „jego sprawiedliwość” jest święta; inne są wynikiem podejrzanych spekulacji myślowych bądź spisku. I dziwi się niepomiernie, gdy przeciwnicy polityczni, nie wytrzymując miotanych epitetów, zaczynają w samoobronie stosować tę samą broń. Niemożność zrozumienia racji innych daje współczesnemu warchołowi absolutyzację własnych racji i istotną przewagę niezmiernej pewności siebie w każdym starciu. Taką to m.in. „charyzmą” łatwo kupuje poparcie społeczne, bo sfrustrowani ludzie na ogół idą za „charyzmatycznym przewodnikiem” niczym barany na rzeź. Wystarczą populistyczne hasła o zagrożonej ojczyźnie, religii i biedzie. A dla warchoła wszystkie chwyty są dozwolone".


Jerzy Besala, "Warchoł Polski", skopiowane żywcem z komentarza na GW.

Kojarzy się?

Sunday 29 November 2015

dzaksony

Serwette i Zinky(*)


Zajechały wczorej dwa paździerze do niewielkiego przeglądu. Przeraźliwie brumiąca Charvette (typowy Fusion, i żeby było śmiesznie, składak 170 i 270). Udało się uratować most przed zawaleniem i nadać rzeczy iście gibsonowaty (tfu!) kąt korpus-gryf (nie dla kaprysu rzecz jasna, jako że Gibsoną mówim stanowcze "NIE"). Co do przystawek-singlów, może będą jeszcze męczone jakąś miedzią, bo charczą nie do wytrzymienia.

Do tego starojapońska Dyńka XL. Most uwalany jakimś tłustym kałem, wózki nie do kompletu (sądząc po akcji: 1 x niski, 2 x wyższy, 3 x najwyższy), menzura "pod sznurek", dwie blokadki w wózkach zgniecione do imentu, że młotkiem wybijaj, no i siodełko wysokawo... Reszta raczej bez zarzutu. (err.: A wała! W płytce mostu gwinty do połowy zużyte, bo śruby są za krótkie!..) Wózek się podszlifuje i, jak to Kolega Kierownik mawiał, BEDZIE. A, i nad zasilaniem pomyśleć trzeba... (err: banał**).
A poza tym idzie w zaparcie awantura i nocne zmazy w wykonaniu чисто польской партии <<Право и Справедливость.>> A publika łyka i łyka, jak pisał Stefek. Ot, WAAADZA się trafiła, psia ich mać.


--
(*) Zero Income, No Kids Yet

(**) Banał... Sytuacja jest taka: EMG 81 + oryginalne dwa pasywne single Jacksona, do pociągnięcia przez jeden "Lowrider" od Merlina. Po minucie rozpoznawania standardowego przełącznika pięciopozycyjnego  wystarczy odbić "lustrzanie" pozycje, w których oryginalnie są wlutowane single, z wyjścia lustrzanego do oryginalnego dać sygnał do Lowridera, jego wyjście tam gdzie ma trafić i po kłopocie. Tyle teoria...

edit: teoria teorią, to zadziałało. Starzeję się.

Sunday 22 November 2015

dajmbag, morda...

Dziekan Brzytwy Tył

Gitara "w X", czyli Dean'a wersja Explorera, z błyskawitzo na wierzchu, ku pamięci wiadomego rednecka, speca od flojd-żoletów z echem i ponadwerężanej wątroby; spoczywa od lat 11.

Robota nieco okropna, bo i resztkowy szlif (pokpiła fabryka) i niestety zdjęcie prawie milimetra spod siodełka. Taki zamach wzięliśmy pilnikiem, że Antoine kręćka dostał i służbiści dzwonili z komórki na domofon, żeby nie prowokować. Wg mnie tester ciężko zapił albo wziął w łapę - taka sztuka nie powinna była wyjechać z fabryki. A charczenie rzecz wydaje ze siebie fachowe, jako że pod mostem pomieszkuje stary żul Wiluś Lorenc. Jeden z trzech kumpli mówi na niego Bill. Daje czadu, właśnie trafił na Wysoką Izbę.

Zdjęcie w późniejszym terminie, bo szczury zeżarły magnez.


A niedługo na warstacie: Dżakson z pierwszej Japonii, Double Income, No Kids Yet, XL, nieco kompinowania z aparacikiem "izirajder" z Olsztyna i regulacja, no i reszta zjanomych królika. 


Zapraszam bardzo łaskawie!


dr praw (nie stanowionych!) włod.

Friday 13 November 2015

flej...

...M



Po raz najpierwszy, wiecie, zawitał w nasze skromne progi wyrób przodujących rzemieślników z gorącego Wybrzeża, jednakże pod niekielecką marką. A więc, rozumiecie, zgodnie z zamówieniem towarzyszy ze Zjednoczenia UB-zpieczeniowców wykonaliśmy szereg godnych najwyższych pochwał czynów na odcinku wysuniętym przez egzekutywę (ciężka, ogromna i pot z niej spływa). Jak chodzi o stan gryfu, wyrównaliśmy, rozumiecie, progi (w tym dobiliśmy jeden, gumową pałką) oraz daliśmy, wbrew sojusznikom, rozumiecie, koronę oraz połysk prawie jak w jajcach myśliwskiego wyżła tow. Leonida Iljicza, z którym w czynie partyjnym w Białowieży śmy ustrzelili, wiecie, jelenia, pod którego później był toast tow. Kostikowa. W dalszym akcepcie, jak chodzi o okablowanie, w konkursie czterech stoczni zwyciężył projekt młodego elektryka z naszego klubu dyskusyjnego w świetlicy, a to: z pomocą przełończnika, rozumiecie, PN-7/88-345/666, instrument zyskał 21 biegów, z których 43 mają dobre, wiecie, grzmienie. Przylutowaliśmy to, rozumiecie, cynicznie. Oprócz tego stawiliśmy czoła trudnościom obiektywnym, wynikłym z tego, że chińscy projektanci mostu walnęli pod robotę grzdyla czy dwa ryżówki na myszach, przez co most jest, rozumiecie, nieco poroniony. Niemniej, po pokazaniu czerwonej książeczki wrócił z podkulonym ogonem do łona i gra jak mu chińścy rewanżyści na dżonce(*) zagrają, niczym słoń na trąbie w składzie porcelany. Chińskiej. Ale czego wymagać od mostu z przetopu żyletek...


Dobra. Nie jest śmiesznie, jest letko općahowo, cosik od obchodów rocznicy paździerzowej ewolucji. Zdarza się.



A w skrócie: Flame Strato, HSH (Merlin Strat/Mayo single stock/Mensfeld stock), przeł. 5-poz., i podwójny 3-poz. on-off-on, który na raz wybiera z humbuckerów cewki raz skrajne, raz wewnętrzne, raz obie. Czyli trzy możliwości na przystawkę, ale skorelowane. Na puszpulu odwracacz fazy pikapa gryfowego. Klucze blokowane (chyba Schaller, logo co prawda brak, ale chyba...), rolkowe siodełko z radiusem (!) i rolkowe dociski strun. Most "floating", tj. prawie Floyd. Strunki 9-46, sprężyn 3. Gra aż się uszy trzęsą, choć szatana wyciągnąć się raczej nie daje. Rock, to rock. Mądrześ to wuju wykoncypował. Czy jak tam to Pan Heniek ujął ku pokrzepieniu.

Jeszcze foto, na otarcie łez po ogniskowej wersji "Doktora Frankensztejna" zasłużonych siepaczy z Korozji:

Nie chce mi się odwracać o 90 stopni, w których wrze woda.




dr włod.

I na koniec żart z epoki.

- Jak jest po węgiersku kryzys?
- Edzigerek!

(*) Tak, dżonka to taka łódka. Niemniej, na dzisiejsze czasy, i rak ryba. Głosu nie ma.

Friday 30 October 2015

z ostatniej chwili

...otoczone nudami(*)

Ostatnie zakupy w sezonie zrobione. Arcyciekawe nota bene: składak Mayones-Presto (korpus z 1985, jesionowy, i most para-kahlerowaty, plus para-jacksonowaty gryf, ze wszystkimi urokami Presto-Lang-ustowatości). Most jest z tego wszystkiego najciekawszy, Floyd przy tym, moim skromnym zdaniem, kuleje i skuczy.

Tak więc z pewnością powstanie z tego wszystkiego coś a'la Strato, ale gryfu brak, właśnie zakład zakończył wypełnianie i szorowanie wnęki po moście i poprawki do poprawek we frezie.

Most probably zaś powędruje do (Mensingerowego z pochodzenia) proto-King-V. Całkiem ładnie wykrojona fałka będzie miała Kahleropodobny mostek, niczym u tego znamienitego gitarowca Dawida Mustanga. Problematyka wykończenia otwarta. Na 99% będzie mi się chciało robić przy tym "pseudo-ntb", jako że nawet z dwudziestką dwójką progów dostęp do wyższych jest nieco gimnastyczny. Aha, będzie to druga V z mojej za przeproszeniem stajni z gniazdem jack w przepisowym miejscu.

A poza tym, peace had been selling and almost fourty percent of us bought it. Jak to Rewiński niegdyś stwierdził (trzymając chochlę w łapie), "to są prości ludzie".

To tyle póki co, drogie dziecki, a za czas jakiś jeszcze akcenty kuchenne nastąpią. Przekazuję znak przedpokoju.


(*) "z ostatniej chwili otoczone nudami" to diagnoza programu "MDM" postawiona przez kogoś chyba z równoległej klasy albo z początku studiów.


PS z końcówki poprzedniego posta... ależ oczywiście, że habdr Mirosław Unihorn zagrał ze mną w gui'a. A może to straszny dwór z nim zagrał; tak czy siak, kij mu w oko, pozostaje robienie kokona do teksiflaja dla kolegów-niewolników... Tyle dobrego, że C jeszcze nie trza tykać. A może złego.

Friday 9 October 2015

w telegr skr

Skoro należy słać telegramy..?


Udało się przeprogować i wystroić Astera. Strunki czechosłowackie, także z epoki; bodaj ósemki, więc strojenie z małym naciskiem raczej i z dużą tolerancją, ale naprawdę wyszło nadspodziewanie dobrze. A i progi, takie nieco gipsonowate, całkiem nieźle do tego pasujo. Defil umiał pograć nie dość, że dekolofktulu, to nawet gudmourning, a i aniołem śmierci nie pogardził, a jeśli kto się spodziewał jakiego kawałka ansamblu "Anthrax" do kompletu "czwórki", to się srodze zawiedzie, jako że metalizowanym melorecytantom mówimy stanowcze NIE. No. Umiał, ale pojechał do domu. Brzmienie z gatunku egzotycznych, sygnał raczej do spokojniejszego pogrania, wiadomo, oddech wymarłych światów... Nawiercenia pod klucze wykonywano chyba w stanie wskazującym, pod przełącznik zresztą tyż, letko krzywawo siedzi, no ale działa, ważne... W ramach przeoczeń i ich naprawień dokonalim takoż przeprowadzki straploka lewego, jako że blokował dostęp kciuka przy grze wysoko. Taka tam, wada konstrukcyjna, bynajmniej dla grubych kciuków u osobników, którzy znają znaczenie słowa bynajmniej.

Icek PS-2 natomiast zastrajkował był, koń-kret-nie śrubce się łepek wyjechał i odbył się tzw. poród z komplikacjami, ale jak mówił nieodżałowanej pamięci tow. Wiesław, z pustego to i Salamon nie naleji. A przy tzw. okazji dokonalim wyszlifu poprzednich zapacykowań ubytków w lakierze. Tak coby smarków nie pozostawiać i żeby jakoś to wyglądało, no.

A oprócz tego śmy byli z dwukółką na orzechach. Całe szczęście stłuczeń organizmu poprzez niespodziewany upadek z drzewostanu spowodowany ciążeniem naszej plugawej i przeludnionej planety nie zarejestrowano, ale! -- podrapanie kończyn i fizis przez krzuny owszem... Utarg ze 20 litrów, czyli trochu nic, ale to przez pomylenie ścieżek.

Przystępujemy do piłowania ozdóbek do Jolany oraz szorowania progów w gryfie do V-ki. I chyba do zabawy w graficzną szatę zdobiącą archaiki w f66 (i w porywach f77). A już dr Hackenbush pouczał "nie graj ze mną w gui'a"... Szczególnie, że ma to latać pod windo, ptfuj!


- Stasiu, a jak nie dostanę tych spinaczy?
- Kup kłębek druta... Sam se zrobię...
- No dobrze...

Sunday 4 October 2015

pl-aster

Aster i Jacek.


"Widziały panie... cuś takiego?!" -- zagaił swego czasu nieodżałowanej pamięci Stanisław Anioł, bodaj do przechodzących pań, nauczycielki i Balcerkowej... W tem duchu właśnie gwizdłem zobaczywszy Defila, kształtem luźno, nieostro i z daleka nawiązującego do Le Spola. Rocznik 1989, zachowany w stanie aż nieprzyzwoicie dobrym. Jak zwykle bardzo pomysłowy wielokolorowy i nie do końca symetryczny gryf (klon-buk-coś-buk-klon), klucze w stanie bdb+, siodełko takie, że jak podpalić, to kamforą zaciągnie jak za starych czasów, mostek i strunociąg, zresztą korpus też, leciutko zawiane, ale pod ścierom i pastom nabioro połysku niczym wiadomo co i komu. Na pikapach od d**y strony widnieje inskrypcja "III/89". Czyli trzy miesiące przed.

A plaster czemu? A, bo żem się w palec dłutkiem zajechał, kiedym żyletki z gryfu usuwał. Nowe progi jeszcze są żyletkami, ale za dni parę humor wydatnie im się stępi pod wpływem diamentu (bez popiołu, i Feniksa zresztą też, bo właśnie ze 25 wojtków będzie jak go Julek na cokole zmienił).

No i tyle. A Jacek Performer przybył w celu dopasowania blokady i sprawdzenia, czy przypadkiem gwintu jasnego w siodełku nie trafił świetlisty szlag... A Tesla z rozłączoną cewką wraz z gryfowym singlem w przeciwfazie na klinie gadają po prostu bajkowo. Zresztą sama jako hambakier na 3/4 OD2 też bardzo zacnie sieje zło. Pozostał już tylko zablokowany efer, słowem: zmora...

Zdrowie majstra!

Wednesday 30 September 2015

banned again

"You're offended? I'm still waiting to hear your argument"


Ręce opadają... (przy tym, co czasem dzieje się na tym plugawym, białym forum)

http://gitarzysci.pl/post905976.html#p905976




Wyrazy głębokiego współczucia, ale i gratulacje za cywilną odwagę -- uznał się znać zieleniak za gupka z własnej woli i dał bana w odwecie... Widocznie Pan Enteks to nie człowiek, to stan umysłu(*). O elastyczności czy choćby śladowych umiejętnościach żartowania nie wspomnę.

Osobnicy pisząy privy proszeni są o kontakt mailowy... Za utrudnienia spowodowane rządowym ambitem Pana Enteksa z konieczności przepraszam.



(*) ew. jego braku?

Sunday 27 September 2015

w skrocie

bo nie mam czasu...


1. Wyszlifowano i wyregulowano (zmniejszywszy uprzednio śmigło) Vintage V100. Czyli z cyklu "mój pierwszy raz". Zaletą tej gitary są dobre, tj. nadspodziewanie(*) trwałe progi, ale ich wykończenie już nie jest tak dobre... Kształt korpusu zgoła idiotyczny, ma udawać LP, ale... -- warto zobaczyć z bliska (konkretnie od przodu).

2. Nazbierano nieco orzecha! Proceder będzie kontynuowany przez najbliższy tydzień-dwa...

3. Lakierowanie kilku gryfów oraz korpusu V po uprzednio opisanej operacji także ma się ku końcowi...


nadał J-23, ściśle tajne, przed przeczytaniem spalić.



(*) bo spodziewałem się tradycyjnie "cyny"... Oceniam je jako trwalsze od tych w Epiphone'ach.

Monday 21 September 2015

znak z piekla


dzięki Księciu Ciemności
onsajtem w drugiej próbie,
gniazdo Jacka wędrowniczka
przeprowadzone zostało do pozycji koszernej.
kto twierdzi inaczej, niech parala go chwyci,
siostra niech mu wpadnie z katolikiem,
matka zetnie warkocz w geście wstydu i żałoby,
a tate niech mu powieszą za żebro na rurze od zimnej wody,
a pod nim parszywe szczury niech zjedzo trutkę i zdechną.

albowiem, zaprawdę powiadam wam, psi szczekajo, karawan jedzi dalij.

tej ziemi.

 Nadpalone i nieco zcentrowane wiertła za 11 pln/komplet z liroja w Arkadii do odkupienia ze stukrotnym przebiciem jako relikwie, bez podatku, bo to na cele kultu religijnego, zupełnie jak nadajniki dla you-know-who, i nie wyśmiewać się tu, kurwa, bo do sądu za obrazę uczuć religijnych podam, kloaki jedne parszywe!


(W skrócie i bez metafor: RR Mensfelda w wersji turbo apgrejded w drodze, a teraz idę zjeść kremówkę!)


Inspirowane debatami Krauss/Craig/Shiner/Dawkins/Hitchens...


ja, jestem, który jestem.

Wednesday 16 September 2015

foto

Kelly, po zakończeniu rzeźbienia. Czarna kropka to ślad po oryginalnej śrubie, dwie szare packi bliżej łapy -- śruby w nowej pozycji. Stopka wyszła wyjątkowo wygodna, co prawda nie trzymiłem Kelly NTB jeszcze, ale wyszło dużo lepiej niż bolt-on.

Malunek.

Po pierwszym szlifie.

Głowa Warlocka/Warriora

Gryf tegoż. Klon podarowany przy okazji dużych zakupów drzewnianych w drewno-lux! :D

Saturday 5 September 2015

z odmetow pracowni

Wyrzuty sumienia, 

zaniedbania, 

nadrobienia 

itp..

Jako że we warsztacie chwilowo pustki jeśli chodzi o sprawy krótkofalowe i  pogoda ku robocie w lesie wstępnie skłania, odgrzebalimy starocie do wyleczenia: po primo Jolanę w kształcie Ricka, po sekundo P/J bass od M. Mensfelda. Rocznik 1990, korpus ciężki niemożebnie, aż łapa więdnie od trzymienia kiedy sprejujemy (zacny ciemnoniebieski kolorek).

Dodatkowo odbywa się duże przetasowanie w kilku (3? 4?) projektach jednocześnie, z resztówek nawet powstanie tzw. otwieracz do konserw, czyli Warlock, chyba nawet ze ścinkami brzozy i topoli. Być może w kształcie szachownicy te resztki, zobaczymy. I być może zutylizuje się wreszcie kalkomania a'la szósty odcinek Stawki.

Takoż odgrzebaliśmy parę gryfów do polakierowania, oraz zaczerwieniamy Kelly, która zamieniła się w prawie pełnoprawne szyja-przez-ciało. Wygląda wystrzałowo, a i SH-4 już do niej opłacony.

Serwis fotograficzny dotyczący sprawy "M" w drodze, jak mawiał nieodżałowany J-23.


wuj włod.

dla Ani

- zbiórka? o której?

- nie o której, tylko po ile!

Od znajomego wspinacza, ekipera i matematyka:

> Pozwolisz jeszcze, że załatwię prywatę - za
> parę dni ruszy kampania zbierania na kurację dla
> Ani (komórki macierzyste, pomogły już 2
> dzieciom z Zespołem Cockayne'a) nagłaśniaj jak
> tylko można

No to nagłaśniam, a i sam świnkę nachylam i przelewam!

Szczegóły: http://aniastarosolska.blogspot.com/p/1-procent-dla-anii.html


dr włod

Sunday 23 August 2015

kuchnia kaukaska, II

Бабушка, 1930-2015

Jako że 13.08 właśnie zbrakło babci, a z okazji pochówków także się jada, przepis następny. Oryginał opiewa na kurczaka, nie bakłażany, i brakuje w mojej wersji cebuli. A co tam. Ważne, że ludność żre aż się uszy trzęsą, a smak jest ten sam.

Panie y Panowie, ledwie żywią y już nie bronią. Bakłażany w orzechach, coś na kształt sacywi, z uproszczeniami; tekst zapodany pierwszy raz na mlodedrwale.pl, skąd jeszcze trochę wytworów (własnego) letkiego pióra skopiuję w najbliższym czasie.



potrzebujemy
  • kilka bakłażanów (ja wziąłem 3 = 6 połówek),
  • czosnek (3-4 ząbki)
  • orzechy włoskie (dużo, 10, może małe naście) świeżo łuskane, jeśli ktoś kupuje łuskane w sklepie, niech idzie do diabła. albo lepiej do nieba, psiakrew!
  • sól
  • kolendrę, ca. 1 płaska łyżeczka ziarenek.
  • opcjonalnie jogurt(*)
zaś z technicznych spraw: noż, łyżeczkę, talerz, piekarnik z taką kratką, zapalniczkę, gaz i moździerz; może być przeciwpiechotny, ja używam takiego z brzozy.

do dzieła: przecinamy bakłażany wzdłuż na pół, kładziemy połówki na kratce i palimy na pełnym ogniu przez czas odpowiedni (kwadrans? 20 minut?), ma się rozejść przyjemny zapach palonego bakłażana, ma z nich kapać lekko brunatna ciecz, a skórki mają się nadjarać. odwracamy o \pi względem osi podłużnej, i jeszcze z 10 minut niech siedzą.

w przysłowiowym międzyczasie młócimy kolendrę z solą, wsypujemy pokrojony czosnek i bijemy na w miarę jednorodną pastę. wysypujemy toto na talerz i później ubijamy orzechy. jest to trudne i wyczerpujące dla ręki prowadzącej trzonek moździerza.

po paru minutach od wyłączenia piekarnika wyjmujemy miąższ bakłażanów. powinno się to odbyć przez jedno cięcie przy skórce i wyciągnięcie zdecydowanym ruchem wszystkiego. skórka raczej nie powinna pęknąć.

mieszamy wyjęty miąższ z masą czosnkową i orzechami i ubijamy na jednorodną masę, która w rezultacie przypominać ma psie wymiociny. no i, co łatwo przewidzieć, wypełniamy nadpalone skórki; jeśli masy jest za mało, pozostałe skórki mogą posłużyć szczytnemu celowi, jakim jest dokarmianie domowych szczurów, jak widać po pozostawionym przez nie ogonku na ostatnim zdjęciu.

danie należy przechować w lodówce albo nie przez kilka godzin po zrobieniu, jest zauważalnie różne w smaku po stosownym `przegryzieniu'.


spalone połówki



młocka 1. — kolendra i sól



młocka 2. — orzechy



wypatroszone połówki



flaki i masa czosnkowa, wraz z nożem (rocznik 39, znaki zakazane zostały wyretuszowane — dostałem od babci, która pochodzi z przedwojennego Zabrza :).



flaki, czosnek i orzechy po ubiciu; zgodnie z zapowiedzią wyglądają nieszczególnie.

gotowe danie na blaszce. w lewym górnym rogu widoczna działalność szczurów domowych :)

kuchnia życzy smacznego!

(*) jeśli popełniamy wersję z jogurtem, nie bawimy się w nadzienia itp., tylko kroimy połówki bakłażanów w paski, dzwonki czy co tam komu przyjdzie do łba, a masę orzechową z czosnkiem rozprowadzamy w jogurcie, a potem wrzucamy pokrojone bakłażany. parę godzin gryzienia w lodówce i oto nasz sos cytrynowy jest gotowy do spożycia...


Wednesday 19 August 2015

kuchnia kaukaska, I

Z dawnych czasów.



zgodnie z obietnica, krotki a tresciwy przepis kuchenny. tzn. dlugi, ale zastrzegam, ze nie rozpisywalem sie specjalnie. rzecz jest nieco trudna. zatem:

nalezy zdobyc

    maslo (~50g),
    kefir (maly kubeczek, np. z narysowana krowa),
    drozdze (nie winiarskie),
    make i sol

oraz

    troche oscypka
    bryndze
    ew. twarog, a lepiej jeszcze...
    ...wedzony twarog (istnieje, polecam).

dalej juz prawie z gorki, ale mozolnie:

    na oko sypiemy troche maki do miski, takoz soli
    topimy maslo w garnku (ale powoli, zeby nie zawrzalo) i dolewamy nieco wiecej kefiru niz masla, tak z grubsza, zeby temperatura uzyskanej brei nie zamordowala drozdzy,
    ktore zaraz wkruszamy i rozmymlujemy, kolor brei robi sie malo fajny, wiec wlewamy ja do maki.
    mieszamy, gnieciemy, czasem dosypujac maki. ciasto ma byc miekkawe i lekko tluste w dotyku, nie przywierac do lap gniotacego. dostrajanie ilosci roznych substancji nie jest obarczone pospiechem, czy mozliwoscia natychmiastowej porazki w postaci np. betonu czy twardej gumy zamiast ciasta, jak ma to miejsce w przypadku ciasta np. na pizze...

(tu na przyslowiowym marginesie warto zaznaczyc, ze ciasto na surowo jest bardzo smaczne i lepiej sie przedtem zabezpieczyc przed lakomstwem, np. wypijajac jakies pol litra soku owocowego z 3-4 lyzkami otrebow czy innego zapychacza.)

aha, pare godzin wczesniej nalezy zetrzec oscypka (w Gruzji bylby to ser Suluguni, 1000x mocniej slony i wedzony, ale na bezrybiu...) i zmieszac razem z bryndzo i twarogiem. ja lubie jak jest malo twarogu, ale proporcje mozna do wlasnego degustibusa doadjustowac. stosowanie wedzonych serow zoltych jest moim zdaniem zbrodnia, tak na smaku, jak i na konsystencji.

reszta wydaje sie banalnie prosta, ale jest skomplikowana, bo ser nalezy w ciescie jakos zamknac. niestety, dzielenie ciasta na dwoje i nakladanie sera na ciasto dolne i gornego ciasta na ser jest dosc klopotliwe (bo ciasto ciezko trzyma sie w powietrzu), wymyslilem wiec cos prostszego:

    walkujemy cale ciasto na blasze (ups -- zacznijmy grzac piekarnik) z grubsza tak, zeby wyszlo kolo. posypujemy troszku maka, lapa rozcieramy po calej powierzchni i odwracamy.
    na polowce kola rozkladamy ser, tak, zeby bylo malo powietrza miedzy grudkami.
    druga polowke nakladamy na ser i prawie na calym polokregu zaklepujemy, no zeby szczelnie bylo. tu mozna nadmiar ciasta odciac i sprobowac, albo dac do sprobowania dziecku, albo psu (ino byle nie za czesto, coby nie utuczyc)

teraz mozna albo pozostac przy polkolistym i wyzszym ciescie, albo podwalkowac tak, zeby znow zrobilo sie kolo (ciensze chaczapuri nie jest np. akceptowane przez mojo babcie -- nie ten region...) tak czy inaczej, nalezy zadbac o wygonienie powietrza spomiedzy grud nadzienia, coby przy pieczeniu rzecz za bardzo sie, nieprawdaz, nie nadela.

maka na dole lekko sie przypali i doda bardzo przyjemnego posmaku podpalonej maki : )

nalezy uwazac, zeby spojone ciasto nie rozlaczalo sie w czasie pieczenia, gdyz moze nastapic wyciek i przypalenie sie nadzienia (w razie czego wiele sie nie zdziala, ale dla uspokojenia nerw mowimy sobie jak mantre "nastepnym razem skleje to dokladniej"). w razie ze tak powiem wzdecia, likwidujemy je delikatnym acz stanowczym sztychem w ciasto dokonanym np. widelcem albo nozem. mozna po jakims czasie pieczony obiekt odwrocic, pod katem podrumienienia od drugiej manki.

zdjec chwilowo nie mam, ale byc moze zrobie, a na zachete powiem, iz dzis rano przeszedlem cale to inferno i efekt jest jak zwykle wspanialy co prawdopodobnie przy konsumpcji potwierdzi moja szanowna rodzina :) smacznego zyczy wuj nat, 24.08.11

Monday 10 August 2015

and now for something...

zjeb od rower Doroty.

A, taki se, przegląd techniczny, odbrudzenie, podsmarowanie, wymiana wycioranych klotzków hamulcowych. A w tzw. wynagrodę nie dość, że wziątko, to jeszcze słoik zacnego dżemiku (rabarbar + cytryna + rozmaryn) z Tarnu, gdzie cyfra honorna -- tak gadają. A ja do dziś plus minus pamiętam ruchy na Nationalistes, mon cul! -- bodaj pierwszej mojej rozgrzebanej i dogrywanej przez chyba dwie sesje naprawdę trudnej, westowej 6c. Stare, dobre czasy (czerwiec/lipiec 2009).

I, niejako na boku, z cyklu `wspaniałości z przeszłości' na małe kilka dni wrócił składakowy Jackson do szlifu i regulacji (a przy okazji zyskał belkę za siodełko, której sposób montażu gra wg mnie kapitalnie z kształtem główki i rozchodzącymi się strunami!) oraz Epiphone -- poza szlifem za wysokich progów także roboty drzewne, lakiernicze i uzupełnienia rozmaite.

A z własnych nabytków -- Nokia 5110. Powrót do przeszłości, ale wkurza brak zbiorowego kasowania smsów.

Żegnam się zasłyszanym na jakże antypolskim i bezideowym forumie hasełkiem "Dąb du*a dębowa"...


wuj włod.

Monday 3 August 2015

dzekson, III

diament i brak popiołu

Tak, oczywiście skopało się w pierwszym podejściu do ostatniego punktu zabawy -- most niby wracał, ale studnię potencjału miał wyjątkowo płaską wokół minimum. Więc z powrotem, przy ostrzach nic nie zrobię, bo już zrobiłem, ale: śrubki w papierek, do wiertarki, naciś na guzik, coby kręcić zaczęło, no i wziąć pojeździć trójkątnym pilnikiem diamentowym. Po ponownym zmontowaniu -- przełom...

Ustawiło się wszystko naprawdę sportowo, jedyny zgrzyt to gryf, absolutnie nie taki, jaki bywa w Jacksonach. Coś na kształt Strato, może nieco płyciej, ale absolutnie bez `listewki'.

Foto jak tylko się wywoła... Podziękowania dla Właściciela!




Sunday 2 August 2015

dzekson, II

ze stołu chirurgicznego...

Trzęście się słabeusze, trzęście się w strachu,
jestem waszą linijką na lądzie, w morzu i powietrzu.

- Dawid Mustajne, Rdzewiej w pokoju.



No i pan majster dostał nauczkę. Bo: progi wyrównał i dokonał koronacji (jeśli się komuś kojarzy z Grzesiem vulgo Szwagier, to dobrze -- "monarchizm, a więc katolicki personalizm"! :), polerkę odstawił aż miło, drewko odzyskało barwy walki (chodzenie bo bagnach wciąga, zwłaszcza po moczarach, a kto z Mieciem wojuje...), wymiedziował komory niczym xiontz dach, przylutował co trzeba niczym pielęgniarz w skeczu o psychiatryku (KMN bodaj), skomplikowana elektryka (pozdrowienia dla Pana Prezydenta) ruszyła od strzału i bez kopaniny z tzw. zwierzęciem pociągowym znad Wisły, podać jego odgłos, siodło temu koniu zostało obniżone elegancko, stroimy minę wstępnie, i oczywiście menzury wyregulować się za tzw. złamanego wuja nie da, bo wózki biją już o tył płyty mostu i gówno wychodzi, a nie druga oktawa, aż uszy się skręcają. Więc z powrotem rozkręcić, dziury w gryfie zalakować z braku epoksydu (czy na odwyrtkę), i tako wkładku w kieszeń zapodać, potem znów wiertarka i skręcić.

Idę, kutwa, na kawę, z myślą czemu składaki sprzedają ludzie głusi?, ćwiczę gwizd na 6.08, czyli zakrzywosprzy... No i kodowanie dla kolegów-niewolników kpt. inż. trzeba dokończyć. Fortran+OpenMP rule. Czyli linijka.

Wednesday 29 July 2015

dzekson

Performah, Korea.



Jako tytuł rzecze, opiekamy się superstrato Jacksona. Czarne toto jak z piekieł smoła i należy mu się jak psu buda:
  • szlif rogów + kosmetyka podtrumnicy
  • czyszczenie i ostrzenie mostka i podszlifowanie jednego z wózków ("komplet" to 3, 2, 2, 2, 1, 1)
  • ponowne zlutowanie drucików wraz z nieco fantazyjnymi efekcikami (pod mostem tkwi Tesla i będzie albo humbuckerem, albo para-humbuckerem z równoległymi cewkami), dodatkowo gryfowy pikapik będzie łączalny właśnie z ową Teslą i będzie miał odwracalną fazę. Fancy, no?
  • I nie pamiętam, co jeszcze. Aha, jakiś tajemniczy brzęk: wykryć, zlikwidować.
  • Wymiana kluczy, bo ktoś sprzedał z takimi do "reverse" i nieco egzotycznie się tym kręci -- prawie jak w Defilach niektórych
  • Odnowienie ślubów gwintów w gryfie, wyjechane niczym ja niedawno na wakacje. Podobnie ma się rzecz z otworami na śrubki od grzebienia do sprężyn.
  • Dopasowanie siodełka, bo krzywo nawiercili poprzedni misiowie od napraw i wstawienie nieco węższego.
Ogólnie całkiem fajna gitarka jak na cenę (biorąc pod uwagę most i przystawkę -- reszta praktycznie za tzw. null). Więcej grzechów nie pamiętam, za popełnione dziękuję. Foto wkrótce, razem z alpejskimi landszaftami i zapasem jakże pociesznych świstaków!

dr włod.

Thursday 23 July 2015

z powrotem, I

I po urlopie!

Wywczas zakończony prawie sukcesem, bo 95% dobytku pozbyliśmy się już trzeciego dnia na Pass Umbrail, pod Stelvio. Złodziejom kula w łeb, a przynajmniej łapy poodcinać saudyjskim wzorem!



Przejechane:

24.06 z Bolzano aż za Soelden, przez Timmelsjoch/Passo del Rombo, solidnie dało w uda i plecy;

25.06 Oetz-Landeck-Reschenpass;

26.06 Sta Maria-Pas Umbrail (katolicka stromizna)-Passo dello Stelvio-Bormio, nocleg na podjeździe do Sta Catarina di Valfurva, mało spania, dużo szczękania;

27.06 Passo di Gavia i przez Tirano kawałek za jeziorko Poschiavo;

28.06 Passo del Bernina + Passo della Spluga (popołudnie do zapamiętania na tzw. resztę życia), noc w Spluegen, kupa siana;

29.06 Passo San Bernardino + Nufenenpass (w sumie prawie 2800 m w górkę), po 20tej w dol. Rodanu w Ulrichen, później nocna jazda z wiatrem prawie do Martigny (konkretnie do Saxon);

30.06 Rest w Martigny, oficjalnie. O cenach milczymy, upał pustynny...;

1.07 Col du Grand St Bernard, Aosta, La Thuile, Col du Petit St Bernard, nocka kawałek za Seez; niby ok. 3500 m podjazdu, ale raczej łagodne, może oprócz kawałka za tunelem pod pierwszą z przełęczy.

2.07 Col de l'Iseran (~2000m na dwie raty, przerwą w Val d'Isere. Drugie zsiąście z rowerka w czasie zasadniczego podjazdu na przełęcz, bo bidon uciekł z ręki...) Później przegapiony odjazd do Valloire i kilkanaście km wzdłuż Arc zrobione na próżno. Podjazd na Col du Telegraphe (~800m) zrobiony w 1h20m, przez muchy. Kilka sesji eksterminacyjnych z klaskaniem. Noc w Valloire, w wyjątkowo "ostrożnym" polisz-campie;

3.07 Col du Galibier, dość długo, wolno i wściekle. Licence to kill. Dalej szybko do Briancon, godzina snu w mieście, brak łaknienia, rezygnacja z Col d'Izoard, więc jazda przez Argentiere, Mt Dauphin i Guillestre, do kanionu Guil, wieczorem na ~1450;

4.07 Rest. Żarcie drogie i mało;

5.07 Z rańca na Col Agnel, chmary much aż do końca, zabijanie nie daje pożądanych efektów w postaci zmniejszenia chmary. Zjazd do Guillestre pod potężny wiatr i Col de Vars w tempie post-emeryt, z przerwą, bo upał nieziemski.

6.07 Rest z jajem - ponad 30 km spaceru do sklepu i z powrotem.

7.07 Rest.

8.07 00:18-02:52 podjazd na Col de la Bonette łącznie z pętlą. Na asfalcie staliśmy w Jausiers i na najwyższym punkcie szosy -- trening znaczy się. Sen do wschodu, górne kawałki powrotu do Jausiers w dygotach. Dalej do Barcelonette i na Col d'Allos - piekielny upał, muchy i gzy. Po przełęczy wzdłuż Verdon aż do St. Jean les Alpes. Nocujemy oficjalnie;

9.07 Kiblujemy, bo żołądek strajkuje;

10.07 Rano przez Castellane do kanionu Verdon, z grubsza w dół, później objazd kanionu (w górę i w dół na przemian...), żarcie w Comps sur Artuby, i przez trzy niskawe przełęcze do Grasso i z pomyłkowym odjazdem do Carros w końcu Nicea po 01:00. Grubo ponad 200 km i nie ma się gdzie podziać;

11.07 Kiblowanie w Nicei, morze i wieczorem skok rozpaczy do Menton (przez Monaco). Noc przy porcie.

12.07 Z powrotem do Nicei i powrót w góry. Noc 5-6 km przed Isola.

13.07 Isola, Isola 2000 i Col de la Lombarde (jakoś przez poprzednie 7 sezonów mi umknęła...)

14-15-16.07 Kiblujemy w okolicy Marie, nad Tinee. Tama dla nudy, wyprawa po wodę w postaci wspinu w błocie, trawie i łupku, itp.

17.07-18.07 Zwindowujemy się do Nicei. Upał, zakupy, krążenie po mieście, wyławianie z morza piłki i frisbee dla dzieci arabskich i murzyńskich.



W sumie jakieś (2100 +/- 100) km, uwzględniając biasy licznika.




wrażliwi niech nie czytają...

18.07 Od 06:35 z małym opóźnieniem: "To se pan weź ten rower i prowadź go", "A to [bagaże inne niż rower] se pan weź do środka", "To nie jest kurwa autobus do przewożenia jakiegoś kurwa roweru", i temu podobne, łącznie z nerwowym złapaniem za ramę mojego roweru i energicznym potrząśnięciem nim w blaszanym kufrze z tyłu busa. Trochę lakieru (przed wyjazdem lekko retuszowanego, rower mam od wiosny 2002...) się obiło.

Za jakże życzliwą atmosferę i konwersację na wygórowanym dla mnie, maluczkiego, poziomie gorąco dziękuję obszernemu panu bagażowemu posługaczowi z autobusu linii, która mnie wiezła.Obszernych panów posługaczy bagażowych było dwóch, ten z tatuażem "L.T." na przedramieniu był uprzejmy, a ten bez tatuażu -- jak widać z powyższego -- jeszcze uprzejmiejszy, jego fizjonomia wyrażała obecność w kościanym pojemniku (noszonym na zanikającej szyi)  nośnika umysłu najwyższych lotów. Na kościanym pojemniku nosił czapkę z daszkiem, z napisem "SPORT", na nogach gumowe klapki i do nich skarpetki. Taki widocznie obowiązuje dress-code (nie dres!) w tej firmie. Imienia pana posługacza nie znam, bo kierowca nie uznał za stosowne przedstawić ani siebie ani kumplów.

Bilet kosztuje ponad 350 pln, opłata za bagaż dodatkowy/niewymiarowy dodatkowe 50. Nie miałem złotówek, więc kierowca zgodził się na 15E. Wnioski -- jeździjmy z Sindbadem albo Agatem, a tej firmie dajmy spokojnie zbankrutować, skoro od 25 lat nie zauważyli, że to klient jest panem, a nie jakiś bagażowy posługacz po czterech klasach przyzakładowej...

Wednesday 17 June 2015

Kelly recycled

...Z ostatniej chwili...


Zeszrocona hinduska siekiera dostała po progach nie dość, że malunek fachowy (acz wstępny, RAL 3020, o ile pomnę), jak i dwie nowe dziury na śrubki do gryfu, a z "kostki" udało się wykonać przezacny profil typu fałszywy NTB. Odbyło się to w iście koszmarnym warunie, jako że gitarka w czarnym pokrowcu wybyła na kolarską wycieczkę do lasu kabackiego i na łączce była szargana pilnikiem i ścier-papierem, wśród narzekań na temperaturę, kleszcze, drętwiejące od zasiedzenia siedzenie strugającego wariata i insze atrakcje. Zwłaszcza zestrugiwanie nadmiarów z gryfu było nużące i chyba jeszcze nie jest dokończone -- zupełnie jak w tym radiu, hardrokstejszyn.

Wynik? Ano, patrzeć!

"Doinwestowany, money money money!"
Planuje się wrzucić tam złoty osprzęt; ma być na bogato i zgodnie z kolorkiem progów. Jakie przystawki, jeszcze nie wiadomo, choć po posłuchaniu SH-6 mam pewne podejrzenia... Ale o tym sza, bo jeszcze kelner nagr-.....-odzony będzie za życzliwość w/s sh-eściorniczek.


Więc gęba w wiadro, nie bulgotać.

brejk

Дежа-вью?


Z okazji konieczności odebrania urlopu pan majster wybywa po raz ósmy na zielone łąki tudzież smolnofioletowe asfalty Alp, na wierzchowym koźlęciu z piekła rodem (Duże Naczynia Do Gotowania Fisher, model Marlin '2002. Alu, brzmi nieco metalicznie).

Spodziewana trasa: Bolzano - Timmelsjoch - Oetztal - Nauders - Reschenpass - Sta Maria - Passo Stelvio - Bormio - Paso di Gavia - Bormio - Paso di Foscagno - Pas d'Eira - Forcola di Livigno - Paso di Bernina - St Moritz - Spluegenpass - Paso St. Bernardino - Biasca - Nufenenpass - dol. Rodanu - Col du Gd. St. Bernard - Aosta - Col du Pic. St. Bernard - Val d'Isere - Col de l'Iseran - Modane - Col du Galibier - Briancon - Col d'Izoard - Col Agnel - Col du Vars - Nice.

Nice. Brzmi jak dość hardy plan jak na 24 dni, ale skoro w 2005 zrobiłem 2500km w okrągły miesiąc, to powinno wyjść bez dyshonorów i inszych wycofów. Życzę sobie tytanowych kolan, "podawania nóg" i pancernej pogody.

Apdejtów z GPSa, kuchni, krzaków, strumyka i licznika nie będzie, bo nie biorę ze sobą internetów. Bierę natomiast aparat na zęby i obiecuję fotki landszaftów i innych świstaków.

Pan dużo pisze, profesorze... ja niestety odwykłem... (*)


dr włod.


(*) obrazek zajumany z alternatywy4.net - jeśli macie coś naprzeciwko, zgłaszać.

Wednesday 27 May 2015

dniowka

Ibane-S

Dojechał dziś do pracowni jakiś Ibanez-S, z gryfowym SD pod mostem. Dokonaliśmy zeszlifu nierówności (szybko szło, rocznik 2008, z ojczyzny wulkanów przyjechał), odczyszczenia i regulacji wszystkiego, co się dało, dopasowania siodełka (bo we fabryce nieco krzywo sprawę nawiercono i był bias), zaklajstrowania zapałki w wybitnie lipnym otworku na strapon straplock, a po testach z udziałem piecucha także przelutowania rzeczonego SD, jako że w położeniu 2 wysprycał się i był w przeciwfazie ze singlem. Gra, stroi, nie brzęczy. Most -- pełna egzotyka, ja jakichś zawiasach normalnie... Edż jakiś czy co?

A teraz znajdujemy metraż dla dwóch dziewięciowoltówek w RG.



włodo

Tuesday 26 May 2015

z zaduchów warśtatu

po długiej przerwie!


Jak widać, robię bokami i nie ma czasu pisać, zamiast tego wdaję się w potyliczne dysputy i połajanki, żeby ująć rzecz delikatnie. A skoro habemus Dudam, to można zakrzyknąć "PiS sells" (niestety bez dalszego ciągu, bo kupiło wielu, ale płacić będziem wszyscy, pani, pan, społeczeństwo...), wrócić na ziemię i z założonemi rencyma paczeć, jak się nowi moszczą przy pojemniku na paszę dla trzody hodowlanej.

To naprędce, gdyż terminy nadganiają:

raz: udało się uporać po ciężkich bojach (pierwsza przymiarka menzury powiodła się inaczej) z Defilem Toscą, która wydała z siebie takie piekielne wycie, że aż rozważam wymianę przystawek w swojej siekierze właśnie na Muzy (sorry ksantyp...)

dwa: udało się nabyć (z problemami, ale się udało) rozwałkę z Jacksona Kelly JS-32 z krainy zaklinaczy kóbr. Siekierka przejdzie gruntowny remont od podstaw i pójdzie na rynek. Progi Gold-Evo, resza osprzętu złota, lakier czerwony (bo akurat był...)

trzy: udało się uruchomić Defila Jazz'a -- z przystawką Epiphone'a (serial/parallel na pushpullu, z polska mówiąc) i radiusem 15''. Wygląda jak huskiemu z gardła wypadnięty, ale stroi i gra, niech mu druga młodość lekką będzie.

cztery: udało się nabyć i na odcinku długim przewieźć na plerach szóstkę GMR, dostała progi (fot.) i za czas niedługi zostanie za przeproszeniem wystawiona.

pięć: jakieś tam dwa majonezy ożywają w wersji lux (takoż progi złotawe).

sześć: skończyło się pasmo nieporozumień z elektryką w V-mayones, potencjometr wysiadł. Została machina zniszczenia na V7/8 Ibaneza (zacne) z 2xsplit + fejz (nie buk bynajmniej). Most grzecznie usiadł w poszerzonym frezarko wnęku, progi po szlifie, można grać

siedem: na szybko udało się także skręcić RG, do którego Jakże Uczciwy i Słowny Sprzedawca obiecanego środkowego single'a nie dosłał, ino zmył się z forum. Słownemu i Uczciwemu Sprzedawcy mówimy gromkie NIE! i zgięcie w łokciu demonstrujemy! DR 9-46 na czwórce nowych sprężyn, marzenie po prostu. Gitarka nowy dom już w zasadzie ma, ale trza będzie w niej zadomowić jeszcze źródło zasilania, jako że trzy aktywne EMG tam mają trafić. No to zrobim.

osiem: zmajstrowało się w międzyczasie maszynkę do krojenia pereł (nie mylić z poławianiem).

dziwińć: wjechała właśnie pożyczajka i przyszły obiekt ślepych testów. Charvette 170, taki Fusion, ale za to z mostem JT-6 (wariaci chcają za to czasem ponad $200). Obiekt skrajnej pogardy tych, co to "rap eksportu" melorecytują.

POPRAWKA: cichociemne celniki chybiły i policzyły cło + VAT od całości transakcji, a nie od kosztu gitarki. Dobre żarty lubię, ale jak opowiadam, albo bujać to my, ale nie nas.

dziesięć: gryf do Melodii (?) ugiął się wreszcie do idealnie płaskiego pod strunami 12-54. A bo to ja będę na tym grać? Gra, stroi, tu i ówdzie nocny wilk się pojawi, zwłaszcza wysoko.

jedynaście: przeprogowanie Ferdka tech-mech.


Więcej grzechów nie pamiętam. Podatki płacę, głosowałem, narzeka(łby)m.

dr włod.


GeeMeR w środku roboty, tj. tuż po usiąściu progów. Potemu tak wystają. Ten wzorek to wenge, ładne drewko, a sama rzecz pomrukuje fachowo. 2 x aktywny MEC, strunki W-wick Black Label, stalowe.

Porównywarka kolorów. Na ostatnim planie Mayones, z pożółką jesiennie podstrunnicą, na pierwszym gen. Świerczewsi (dziś Solidarności). Po prawej taśma na rower, Bianchi.

Wednesday 22 April 2015

bat






Ogłaszam przetarg nieograniczony i otwarty konkurs na bat albo kij na przedstawicieli pewnego zawodu. Bat służy do oćwiczania i przypomnienia, że komuś się, rwał jego nać, za robotę ciężki pieniądz płaci.


Dla krótkiego scharakteryzowania: w zasadzie czegoś od nich oczekujesz. Jeśli ma toto trafić do domu, nie ma wuja, zadzwonią o pierwszej. Jesteś w pracy. Tak, zgadza się. Nie, po szesnastej trzydzieści nijak, o piętnastej najpóźniej, później już w tej okolicy nie będzie jeździć. Nowy adres? Nie, to nie dziś. A jeśli nie dziś czy jutro, to do odbioru tylko w siedzibie firmy. Tak, w miejscu, gdzie nawet diabeł nie mówi `dobranoc'. No dobra, kij, raz przecież można urwać się wcześniej. Nikt nie widzi?... Dwadzieścia km rowerem pod wiatr. Jest, ale szlag świetlisty trafia. Następnym razem wpadasz na pomysł, żeby jednak przywieźli gadżety do pracy, żeby nie podpadać pracodawcy. Nawet działa, ale zdarza się (jak wskazuje niedawny przypadek), że odbije się taki niepełnosprytny o cieciówkę (ew. zastanie w niej kota zamiast ciecia, co też bywa niekiedy), nie zadzwoni i gadżet idzie do zwrotu... Nieśmiały jakiś, kuywa, czy co?! W okresie przedświątecznym urwanie łbów. Spóźnienia, wydawanie przesyłek bez pokwitowania. Widać nikt nie zrobił im naprawdę brzydkiego i arcy-ponurego żartu (zadzwonić dzień później i spytać, gdzie paczka... Takie proste... nie, nikogo nie było. A pokwitowanie Państwo nie mają? Nie? O... No to gdzie jest przesyłka, bo ubezpieczona była na 1000 zł...)

Kto im dał skrzydła?

Kto płaci im za pracę?

I czemu tak dużo, skoro tak kiepski jest proponowany przez nich poziom usług? Tak, w tym momencie 15-20 pln to dużo za dużo.


I bynajmniej nie o tych ostrokółkowców się rozchodzi, ci i tak mają stargane nerwy...


Życzliwy

Tuesday 21 April 2015

KYPBA

po długim przemilczaniu...


Zajętość praco zawodowo jak też gitarowo sięgnęła zenitu, aż nie ma czasu pisać, ino trolowanie i czepianie się słówek jakoś się tam trzymie. Z osiągnięć wyjazdowych udało się poprowadzić dość tanie 6b+ z OSa i przepłynąć ok. 2km na Telendos i z powrotem. Więcej ni wuja, niedotrenowane muskuły i brzuch za duży, psia kostka.

Z inszych nowości: okazyjnie nabylimy kolejny polski staroć, przysposobilimy tymi rencamy i palcyma do progowania i zażółcenia gęśli, a z racji poprzednich przejść dojdzie do zapacykowania gryfu z tyłu. Na dodatek drogo kupna zdobylimy komplecik frezików, które zezwolą na  zrobienie zacnego bindowania. Co do korpusu, rada zakładowa nie podjęła jeszcze diecezji ostatecznej, uchylając rąbka tajemnicy możemy powiedzić na razie tyle, że w związku z wiosną planujem jakieś więcej żywe kolory. Psi szczekajo, karawan jedzi dalij, jak mawiał nieodżałowanej pamięci tow. Wiesław.

Oprócz tego wróciła na gościnne występy V-ka Mayonesa, celem podszlifowania progów i poderżnięcia wnęki na F**y*a oraz prac lutowniczo-ekranujących. Zapewne 2 x rozłącznik cewek i odwracacz fazy, dwa przełończniki.

W przysłowiowym międzyczasie MEG RR dostał nowe Dżambo, bez zdzierania lakieru z podstrunnicy, ale za to ze zmatowieniem -- mniej będzie trzymić za skórę.

Z ostatniej chwili, być może wróci też do kosmetyki powierzchownej wiadomy szary Dżekson (sprzedawca-składakowiec ma się dobrze, ostatnio żeni jakiś kolejny podejrzany wyrób, tak jakby nie wiedział, że można wiedzieć, że J. Prof. z lakierowanymi gryfami bolt-on nie bywało. Bida, nawet oszukiwać nie potrafio, a to Pol'sza właśnie).

Przekazuję znak przedpokoju,


dr włod

Sunday 15 March 2015

przerwa w dostawach

wypad!

Z powodu urlopu dostawy rynsztokowego języka i prywatnych wiadomości bez szumów zostają wstrzymane do dn. 02.04.2015. A póki co jako teaser zapodajemy info o gryfie Mayonesa, który to wczorajszego wieczoru zyskał zacne progi ze stopu Gold Evo. Gadają, że jest tam miedzi, cyny, żelaza i tytanu w proporcjach 1 : 15 : 1 : 0.1, i pono ten tytan właśnie wyrabia twardość (a miedź złotawy kolorek, co jest bardzo esteticzne, dzieło, kran.. Balladyny). Tnie się taki drut ciężko, na szczęście siadł perfekcyjnie, a stalowy pilnik daje radę z wyrównywaniem. Oczywiście końcówki zjechane są diamentem.

Jako że chwilowo nie mogę uruchomić aparatu nazębnego, zdjęć nie będzie.


Pozdrowienia dla forumowych wyjadaczy, niegramotnych dziecków, prze-szanownych zieleniaków, do- i niedouczonych żółtków i, jak donoszą, jednej niebieskiej puszki humusu. Ostrzeżenie przed końcem sielanki: apokalipsa nadejdzie już po 02.04.2015, a póki co udajemy się na wspinaczkę ściankową, gdzie w trzewikach na powrozie będziemy ubezpieczać się wpinając zaczepy w ucha i pokonywać trasy łapiąc rękami za uchwyty w skałce.


po prostu dr włod, коротко и со вкусом 


Wednesday 11 March 2015

nasz pupil radzi!

"Jeżeli struny brzęczą tylko na zerowym progu znaczy, że siodełko jest za niskie."

Brawo :D

Saturday 28 February 2015

jajo

Jajo.

Zdarzyło się znieść, a co! Patent z piaskiem opisywany poprzednio zdał egzamin, ale w drobnym ułamku zostało trochę wypuczonego drewna i podstrunnica lokalnie odstaje od geometrii walca tu i ówdzie. Przynajmniej jest motywacja do podszlifowania, uzupełnienia drewienka i polakierowania. Więc następnym razem (o ile będzie) lepiej będzie użyć twardej gompki.

Reszta projektów porusza się "tempem szachisty po trzech zawałach i na emeryturze".

Sunday 22 February 2015

frytles

Here we go again

"Zostałeś zbanowany do 2015-03-17, 21:52 na tym forum.
Powód: Miesiac odpoczynku za rynsztokowe wypowiedzi"  (*)


Dziś relacja z wypadu poza stałe obowiązki. Oto od życzliwego (ale nie w przenośnym sensie!) człeka, od którego nabyłem trumnę na bas, dostałem za friko gryf do Lag'a wraz z kluczami. Do niego dokupiłem lipny korpusik i klecę tanią basówkę bez progów, przy czym z racji czysto estetycznych i wytrzymałościowych będzie ona miała doklejoną podstrunnicę w postaci pasa bubingi (zostało tego z wyklejek coś typu 10cm x 80cm i nie do końca wiadomo, co z tym zrobić). Progi zdjąłem z tego parę tygodni temu i dziś pomachawszy prawicą zdrapałem resztki epoxy, które wtłoczyłem w nacięcia po progach i nadałem promień kurwatury piętnaście cali. A potem wzorem Dobromira zapaliłem żarówkę nad glacą i zmajstrowałem machinę do przyklejania nowej "podstrunnicy" tak, żeby kurwatura się nie wypaczyła. Oto ona (machina, nie kurwatura):

Potrzebujemy: deskę płaską, dwie listwy proste, dwa kawałki gąbki albo styropianu, gryf i fornir.

Przytwierdzamy listwy blisko brzegu półki czworgiem ścisków; gąbkę przycinamy do wiadomych rozmiarów i wsypujemy między listwy i gąbki przesiany w strefie Gazy piasek zorganizowany z pobliskiej budowy (np. Św. Opatrzności Bożej). Ważne jest przesiać, żeby podklejanej podstrunnicy nie uwierały jakieś wielkie kamole czy kupa rosomaka, który zjadł węgiel.

Mięszamy kleik bebiko z utwardzaczem, smarujemy podstrunnicę oryginalną, kładziemy wierzchnią warstwę "podstrunnicą" w stronę piasku, na niej gryf i stopniowo aplikujemy cały dostępny arsenał ścisków wraz z deseczkami.

No i tak to, wierzchowce grzywiaste. Czy rzecz będzie grać i brzmieć, nie wiem, ale chwilowo można poeksperymentować. W razie, gdyby "szlify" zabrzmiały zbyt kartonowo, pewnie podstrunnica będzie polakierowana czymś twardym i może wytrzyma zwykłe struny.

Oprócz tego udało się zrobić radius na podrzuconym ostatnio Defilu, który będzie miał jepifonową przystawkę (w puszce) pod gryfem i będzie grał dżaz -- tak mówi właściciel. Mahoń na podstrunnicy okazał się wybitnie blady, ale został zacnie podkolorowany i już schnie pierwsza warstwa lakieru, a progi przycięte. Słowem: niedziela, i w chuk roboty za przeproszeniem.


odżegnuję się znakiem przedpokoju,


majster od tapet.



(*) ---
Trochę śmieszny powód, bo wypoczynku nie brałem, a i do rynsztoka zdaje się daleko, bo Światły Czynownik  żadnej takiej wypowiedzi wskazać nie raczyli. Część przesłanek pochodziła z tzw. życzliwego donosu i złamania prywatności korespondencji. I to w czyim wykonaniu... Niby, panie, nie było podstaw się spodziewać, a jednak poszedł na metaforyczną komendę i za kapustę został.

Cóż, dyżurny komentator, troll, wyjaśniacz, dyskutant, (choćby i do usranej śmierci), dureń, gimbol, a może dobry człek, który cierpiliwe po 1000x jest w stanie napisać to samo, a może władza, której wolno wszystko -- kuc-forum jest przekolorowe, ale wszystko razem wzięte tworzy tygiel, do którego nie pasuje donosiciel. Czyli kawałek materiału do czyszczenia powierzchni płaskich. Chciałoby się powiedzieć, cytując nieodżałowanej pamięci tow. Wiesława, "psi szczekajo, karawan jedzi dalij", ale żeby tu jeszcze chodziło o szczekanie psów. Zwykła mucha, która siedziała chwilę wcześniej na tym, czym się żywi i na czym się urodziła. Muchy należy tępić, więc do świnki chwilowo odkładamy na szpraj "azotox".

Wednesday 11 February 2015

rymy

zło, kutwa!

Zdrower zerdzewion
nielitościwie
spiłowione zęba-
(mi czasu i soli)
-tki
się szczerzą
do koronacyjnych
spilników
w podobie
a robić trza
jak w trzydziestosześciogodzinnej dobie.

a może i nie pilnik, tylko szarkfin.

...prześcignie niczym żółwia autem.

Czasu nie ma na nic, nawet na solidne oćwiczanie źrebiąt na quorum. Wszystkiego jest za dużo, pomijając sprawę alergii i jej gaszenia sterydami. Zwłaszcza barokowych kodów, które z jakichś przyczyn działają, a należy dobudować im nowe drzwi i okna.

Podstępy: Suzuki 95%, na wyjeździe, Strato-reverso-kastro jeszcze nieco w lesie z progami, w międzyczasie tzw. przyjąłem na krótki pobyt Japiszona z od tych, co trzymają się mocno. Progi mientkie, choć LP Standard niby. Epi Junior, co postanowił być senior, wnękę ma wyrąbaną zacnie, ale po starym zapadlisku elektrycznym trza korygować i podmalować, jak to w życiu, co ci będę, Mariolka, dużo mówił. Weź nabij ekspres, kawę zrób, tylko wiesz kiedy kończyć? Ta, jak te 3/4 wyleci, a te cienkie rude wytłoki to do kibla. Tak, możesz wydmuchnąć sitko. No.. wiem, że lubisz.. Ale jeśli do zmywaka, to weź to spłucz A potem siadaj i oklej tę podstrunnicę tego niby Ferdka, co te karkomanie kładliśmy. Co? Ta, idź do Jadźki, jak chcesz. Tylko pilnikami się nie bawcie, bo znowu będzie.. No.. Jak z tym Cortem, nie? A i tak uwierzył, że to fabryczna sprawa, te dziury, kuuurwa!... No dobra Mariolka, kończę, bo mnie tu ścigają... Pa.

Tuesday 13 January 2015

druga Japonia

Otakepolskewalczylym?


Tym hasełkiem Pana Prezydenta, nie chcem, ale muszem przedstawić nową twarz warsztatu, niemalże samochodowego, Strato Suzuki z błędami po-majstrowymi. Podstrunnica ma kształt nie dość, że wyboisto-egzotyczny (ale bez śmigła, całe szczęście), to jeszcze ktoś pięć pierwszych progów wymienił i egzotyki owej nie zlikwidował, skutkiem czego nowe progi są mocno zgolone, a koronacja po intronizacji się nie odbyła, zapewne przez brak naszych posłów wzejmie. A oprócz tego wymiana przystawek na 2 x SD i w środek Merlin, słowem: na bogato.

C.D.N., czyli ZCDCP.

Ile palą te konie?
Apdejt 1

Apdejt 2

Monday 5 January 2015

zysk na stracie

gitara z Ironów

Zajechała dziś w skromne progi (ale z koroną, huehue...) gitarka kolorku zacnego ecru letko obskubiona, Squire strato reverse, jakiś Adams czy coś, nie znam człowieka, chyba musi być z Warszawy. Aaa, za gitarką jakoby ma się ciągnąć historia związana z opiniotwórczą grupą rockową Lombard, gdzie głosowe struny darła sama Meluzyna, która chałturzyła u Pana Kleksa; stare czasy. Choć być może jest to jakaś aukcyjna legenda, podobnie jak ta o Defilu ze Szczytna, gdzie mieszkały jakieś Czerwone Fujary i być może na tym Defilu grały, dowodów na to sprzedający nie miał, ale dowodów na to, że nie grały, też nie. Jaki kraj, taka Targowica...

Ale wracając do naszych baranów: rzecz jest w zasadzie superstratem: krzywizna podstrunnicy zdecydowanie za mała na Strato, różowy most (biada temu majstru...!), 22 progi. Tylko te plastiki wprowadzają słuszny niepokój, o środkowym singlu nie wspomnę (to takie coś, w co trafia się kostką i Majster Od Tapet nie wyjdzie wtedy).

Korpus delikti. Biel to to, co przesłaniał plastik, a to naokoło to właśnie ta e-kremówka.
 
Do wymiany.

Trzynaście dni im zajęła zmiana pieczęci! Dziadowstwo, z Tajwanu

I pierwszy raz na zakładzie odbędzie się wymiana karkomanii. Rzecz jasna bez fałszowania czegokolwiek, bo bez numeru seryjnego (oryginał: CY99043698)
 Za chwilę dalszy ciąg programu.