Friday 29 September 2017

zapiski leminga, LXXXIV

"...nikt nie zainkasuje,

a Tuchełes zainkasuje!"



Odszedł Wiesław Michnikowski, którego śmy znali z Hydrozagadki, Seksmisji i kabaretu Dudek, a za podpowiedzią ludzi z sieci śmy sobie przypomnieli, że Papa Smerf gadał tym samym głosem.

"Tak jest, ekscelencjo, to się wszystko kiedyś musi skończyć..."

Tuesday 26 September 2017

zapiski leminga, LXXXIII

zabawny lapsus


Ukochana Gazeta przytacza fragment ustawy p. Adriana o KRS, cyt. (wytł. nasze):
Prawo do zgłoszenia kandydata na członka Rady, zgodnie z projektem, będzie miała grupa co najmniej 2 000 obywateli, którzy ukończyli osiemnaście lat, mają pełną zdolność do czynności prawnych i korzystają z pełni praw publicznych, a także grupa co najmniej 25 sędziów w stanie czynnym.
A nagłówek głosi:
"Nadzieja zgasła", "więźniowie wskażą kandydatów do KRS". Prezydenckie projekty już w Sejmie.
My tu w resorcie, wicie-rozumicie, zachodzimy w głowę, skąd więźniowie, no i rzecz jasna samo przez się, z kogo i czemu tak topornymi środkami robicie wała?... No nic, ważne, że nasz kontakt od Radzian, Wania, przyniósł dziś samogon i szyszki do samowaru. Pod herbatę będziem, i Braci Karamazow. A może i pod "гонор, панове".

[Dodane poniewczasie: ponoć większość więźniów jednak ma prawa publiczne i zdolność do czynności prawnych... To kajamy się przed taką pointą, przepraszamy, a co do pana Adriana... skoro dochtorat z praw uzyskał, to chyba wiedział, co pisze...? Czy też imć Królikowski, przez łapsów ścigany, był mu to podszepł?]

Opiniotwórczy portal "plotek" pisze o złym samopoczuciu niejakiego pana Podsiadło, który już pięć lat, jak maturę zrobił był. Zdarza się. Resort życzy powrotu sił twórczych, kimkolwiek by ów pan Dawid był. (Ważne, żeby nie był takim plakatowym smutasem z ansamblu z Mysłowic, Rojek chyba mu było, jest na naszej resortowej liście razem z takimi tuzami polskiej estrady, jak Złota Wiecznie Żywa Maryla, Tadek Drozda vulgo Śmieszny, Krzysiu Krawczyk i ew. pan Karol z Familiady albo pan Robert z jakatomelodii, o którym niegdyś pan Powiatowy napisał - odnosząc się do zarobków, coś ponad 20 tys. pln za odcinek - że też kiedyś musiał wyżywać za takie kwoty. Ach, zapomnielim o panu Janku z gitarą, o którym osoby służbowo przebywające na forum Wyborczej piszą, że to kabaret i to dobry. Petunia non kotlet.

Ciąg dalszy wiadomości artystycznych - ktoś w Krakau odgrzebał jakoby stare fotografie i wystawił jako "osobliwe". Dzieciarnia z Gazety dała w tekście nasze ulubione, bezwzględne sformułowania o złych, nieudanych, "fotograf nie był dumny" zdjęciach. Dzieciarni z GW polecamy dwa filmy R. Atkinsona, czyli "Total Disaster" i "Mr Bean's Holiday". Jak mawiano w czasach dawnych (ale o innych dziełach i nie my bynajmniej), "powiedzmy sobie szczerze, to jest dobry film". Czyli śmy zatoczyli koło.

Okrutny nagłówek dla pana Gregorio Scr.: dramat, jak zaszkodzić Dudzie i go wesprzeć? Nasza rada: złamać typowi nogę i podarować kulę. Taką do wspierania się, rzecz jasna, kto pomyślał inaczej, jego sprawa.


wuj

Monday 25 September 2017

zapiski leminga, LXXXII

Pannie Krysze do sztambucha.




A księdza P. zabiła "S" i zwierzchnicy kościelni. A jak życie zepsuł trzem Nieistniejącemu ducha winnym bezpieczniakom... Walnął się kilkakrotnie boleśnie o kij, powodując rozległe uszkodzenia ciała, pojeździł na gapę w bagażniku i jeszcze pływać poszedł, nie dość, że w miejscu niestrzeżonym, to na dodatek z kamulkami u nóg i bez takiej rurki, co ułatwia oddychanie. Bezczelność.

Słowem: Krycha, weźże się ogarnij, bo — jak pokazuje powyższe — odwrotna logika naprawdę nie przejdzie...

Thursday 21 September 2017

zapiski leminga IX^II, czyli LXXXI.

pochwała przekazu dnia

i podziękowania dla

szachermacherowców!



Przeglądamy tu w resorcie wieczorowo poro zajawkie o brzydkim kawale wyciętym PFN, co ma za granicamy Macierzy (ang.: Matrix) nasz  promować. Oto złośliwiec z prasy wrażej miał zadać im jakieś pytanko po angielskiemu, na co usłyszał to, co komisja przyjmująca kandydatów do pracy w MO powiedziała. Zabawne, bo póki co porozwieszali jakiś prop-agit wycelowany w sądownictwo*, o co zresztą trwa letka draka. Ale jeszcze zabawniejsza jest perełka wśród gazecianej szeptanej propagandy prorządowej. Cytuję: "Czy jak Kolumb zdobywal swiat to znal jezyki tubylcow?" Piękne, aż serce roście, że kraj nasz ktoś chce windować do tej roli. Zresztą nawet jeśli nie chce, to wałęsnolęs takoż wyjszło, epokowa chwila... Zresztą pani premierka powołując ową fundację zapowiedziała coś o zdobywaniu świata. Cudowne. Bez względu na to, czy głąby robią w onej komórce propagandy, czy tylko ich target jest głąbiasty, spieszymy powieadomić, że przepona przećwiczona, albowiem, idąc za klasykiem, śmy się ześmieli ze śmiechu, jak pszczoła.**

Czytaliśmy o słynnym Gregorio Screttino, co to był zadał retoryczne w zamyśle pytanko, czy ma wszystkich zamknąć w pokoju i zgasić światło. Nie, panie Gregorio, pan ma spokojnie oddać stery swojej partii ludziom nieumoczonym przesadnie w zeszłość. A samemu gdzieś spokojnie na burmistrza pójść, czy najpierw do samorządu. Najchętniej jeszcze po wyrzuceniu tej śmiesznej pani, która nie stawia się przed komisję Jakiego-kolwiek. Ach, smaczek... trafilim na pyskusję o bohaterstwie płk. Kuklińskiego, właśnie z udziałem onego pana P.J., którego moczodawcy musi nie naumieli, że "junta" nie wymawia się przez "jot". O czym tu mówić, spytałby retorycznie klasyk...

GW podaje także wiadomość o rozpoczęciu ćwiczeń naszej Armii. Nieważne, że wiadomy albo świr albo powiązany, no i na listy dudynia nie odpisuje, ważne, że Mi-24 Blekhołk na fotogramie figuruje. A topiciel karakanów dawno za wielko wodo. Ale te z OT ćwiczo. "Urwało mi wczoraj rękę, przyjedź, zobacz, twoja krew". A za wschodnio granico ćwiczy ZBiR. I tak się straszym nawzajem spoglądając na tamtych przez miedzę. "Mojom miedze?!".


wuj wszystkich wujów


* Na poważnie. Nie mam najmniejszego powodu, żeby lubić polski wymiar sprawiedliwości. Ale wolę opieszałość i kolesiostwo niż polityczną podległość i ludową "sprawiedliwość".

** kab. Dudek, "Napoleon inkasa". Oczywiście w "pszczoła" wymawiamy "ł" staromodne, czyli chyba przedniojęzykowe, jak wynika z wizji lokalnej na górnych jedynkach i dwójkach).

Wednesday 20 September 2017

zapiski leminga, XXC

ruszają procesy lekarzy.



Pan Zbyszek od "sprawiedliwości" znów dał o sobie znać. Spodziewamy się, że po procesie spółdzielna pracy chronionej «Łapiduch» podejmie zobowiązanie produkcyjne w postaci zmartwychwstania tata pana Zbyszka. A Gospodarz podkręca wąsa zza grobu i młynka palcami kręci... Spodziewamy się, że za 20-30 lat krążyć będzie niedokończony żart, zaczynający się od słów "Przychodzi Ziobro do lekarza". Choć smutną pointą będzie pewnie to, że nikt go dyskryminować nie będzie; jeszcze by się kol. Hipokrates obruszył.

Szemrzą echa sprawy pana Dubienieckiego. Lubimy, kiedy spece od piętnowania powiązań rodzinnych mają okazję... No, wiadomo. Jak powiedział kontakt Janka w szóstym odcinku wiadomego serialu, "Nie. Niech to właśnie będą ci najgorsi. Niech na własnej skórze odczują to, co stworzyli." Jeśli w ogóle odczuwają przez skórę, wydatnie przecież pogrubioną w nasilającej się walce klasowej.

Oprócz tego słyszeliśmy echa Opola, ponoć pan Janek się popisał, a ludzie ulżyli krzesłom. Wredni domorośli komentatorzy usiłowali smarować go jeszcze red. Uszatym, co to teksty do "Egidy" kiedyś pisywał. W zasadzie nie wiadomo do końca, kto kogo kim posmarował i co miał na myśli. Dowiedzieliśmy się też, że złota Maryla obejszła 50-lecie działalności na scenie. "A Mietek Fogg jeszcze śpiewa?"
 
Przezabawna sytuacja wyjszła przy stole, użyliśmy bowiem sformułowania "wąskonosy emeryt". Mniejsza o kontekst, ale całkiem podobny do oryginalnego, zaczerpniętego z tej księgi Tytusa, w której było o muzyce (mieszanka różnych gatunków czy wykonawców w oboje uszu, skwitowana przez bohatera jako nadająca się, czy dobra właśnie "dla wąskonosych emerytów"). Czyli chyba adekwatnie, choć zasób przyswojonych "tekstów kultury" z obu stron był zgoła inny... Rozmówcy na moment zamarli i zapytali, czy nie było to aby antysemickie. Nie wiemy, tj. na poziomie drugiego dna, bo sami nie mając na myśli obrażania ludzi wyznania mojżeszowego (w żadnym wypadku śmy ich na myśli nie mieli, ino jednego takiego Malewicza i jego poputczików, ale bez segregacji), nie jesteśmy pewni, czy Papcio Chmiel nie pisał aby tego w jakimś ferworze spod brunatnej bandery czy inszej ciemnej gwiazdy, że tak wspomnimy niepokalany styropian.

wuj

Saturday 16 September 2017

zapiski leminga, LXXIX albo ILXXX albo IXXC.

przeciwko "karze śmierci", niestety,

ale z przysłowiowym światełkiem w tunelu...


Zapowiedziane "na później" odniesienie się do tekściku pana red. Warzechy z opiniotwórczego periodyku "Dorzeczy", którego drugi egzemplarz zdarzyło się nabyć w spożywczaku osiedlowym. Chce czytać, niech klika tutej. Aż dziewięć stronic pismem 10pt, więc ciężka sprawa w czasach przekazów krótkich. Skład w lateksie, więc czyta się względnie luksusowo.

Z dłuższych niespodziewanych również "gatunkowo" lektur, spieszymy się pochwalić przebrnięciem przez "MAUS". Ciekawe, bardzo ciekawe.

Z dalszych doniesień; krótko, bo czas goni.

(1) Ministrowi G. pono spodobało się ucho. My byśmy radzili założyć partyjkę dla takich indywiduów jak Czarniecki, Misiek, tenże G., Ogórkowa i być może jej pierwszy promotor, pan Leszek, oraz adwokat Roman, który mówi. Złośliwcy przytaczają wypowiedzi pana G. o Naczelniku, kiedy jeszcze pan G. ministrował Temidzie w rządzie PO, a Naczelnik jeszcze był in spe, tj. na ławce rezerwowych. Że cynik. Hm. Czy to miał być zarzut?

(2) Sejm przez aklamację, ale bez refleksji, UPAmiętnił NSZ. Gratuluję. I było się oburzać, że po sąsiedzku odgrzewane kotlety powiewają niczym bandera na patyku?
 
(3) ŁaszczuMiszczu zaoferował pomoc Najjaśniejszej Pomrocznej w... negocjacjach z KRL-D. Bravissimo, to ci strateg, jedną propozycją powalić resztę świata na kolana. Przypomina się w końtekście tej groźby Witkowych negocjacji żart z epoki:
Breżniew i świta przyjmują paradę na 9. maja. Jadą czołgi, lecą samoloty, maszeruje piechota, za nimi transportery rakiet... A na końcu kilku szczupłych ludzi w garniturach, z teczkami pod pachą. Breżniew do Gromyki: Кто это? Gromyko: А... да, это мои. Pебята из
гос-плана. На вид скромные, но обладают оргомной разрушительной силой. [To moi. Chłopaki z wydziału ds planowania gospodarczego. Wyglądają nieszczególnie, ale mają niesamowitą siłę niszczącą].
(4) W dodatku łykendowym GeWu niejaki Majk Urbaniak wspomina lata seminaryjne, i nie o posiedzenia uczelniane (naukowe) się rozchodzi, ale o seminarium sztuki handlu nadzieją, duchowne znaczy. Pisze ów, m.in. "jestem przeciwny potępianiu wszystkich kapłanów, którzy są w związkach - homo czy hetero. Raczej uśmiecham się do nich." -- bardzo miło, że się pan Majk uśmiecha, przeszkadza nam nawet nie tyle fakt, że uśmiecha się do hipokrytów, ale to, jak duży wpływ mają oni na lud, rozdęte ego i przemysłowy odkurzacz środków z kasy wspólnej. I że po zassaniu z onej kasy mamony do swojej kabzy ani myślą się podzielić z małżowinamy czy dzieckamy. Panie Majk, pan się w lustro uśmiechnij, możliwiej wyjńdzie.

Wiadomo, zaprawdę powiadam wam, że najbardziej brzemienny w skutki błąd skryby zdarzył się podczas przepisywania reguły "Żyj w celi bracie". Spacji w tamtych czasach pono nie było. Zresztą polszczyzny pisanej też nie, więc suchar jest z gatunku verna palytycheski, no ne verna istarycheski. (z żartu o konkursie na pomnik Generalissimusa). Niektóre komętatory, zapadłe widać na zespół rozległych pól skojarzeniowych, trują coś o banderowcach i starozakonnych. Wiecznie ta sama katarynka. A o biciu Murzynów jakoś nie. Tej ziemi.


wuj

Sunday 10 September 2017

zapiski leminga, LXXVII

WSIeci powiązań

lobbystyczno-ajenturalnych!

Jesteśmy tu w resorcie świeżo po lekturze wyrobu pana red. Piątka. Przyznajemy się otwarcie do przekartkowania kilku wyjątkowo skomplikowanych wątków międzynarodowych; doczytamy w czasie posiedzenia na porcelanowym kraterze. Natomiast wątek krajowy, gdyby dotyczył był kogoś z przeciwników obecnej opcji, winien by był mieć siłę rażenia przysłowiowej bąby "H". Znając zaś moralność Kalego (przepraszam zainteresowanego) obecnej opcji i mentalność jej zwolenników, być może będzie miał siłę rażenia kapiszona. Powiemy tak: jest kilkadziesiąt razy bardziej podejrzanie niż w przypadku (szytej grubymi nićmi) "sprawy Oleksego"; więc wotum nieufności, a przynajmniej dymisja takiego ministra w normalnym państwie byłyby formalnością. Ale co w normalnym państwie, to nie u nas, niestety. Jeszcze. Co do związków międzynarodowych, nie chcąc bynajmniej bronić pana ministra Macierewicza, podejrzewamy jednak, że miał miejsce scenariusz wilka w owczej skórze, jeśli (co skądinąd prześmieszne) uważać Jankesów za owce, a Wschodnich za wilki. A że, jak widać, pan minister to dusza człowiek (nie: dusheshchypatiel'nyj), to zaufał tym i owym. A o sprawach rodzinnych (tatkę panu M. sprzątnęli pono Wschodni) tu nie należy zapominać, więc wariant kolaboracji świadomej nie wchodzi naszym zdaniem w grę. Jednak skrajnie odjechany antykomunizm i od tego wypączkowana ruso- i spec- fobia wydają się być autentyczne. No, a skoro odjechanego łatwiej jest rozmaitym szemranym osobnikom złowić, to jest jak jest. Dodatkowy argument przeciw radykalizmom.

Tak czy siak, jeśli nieświadomy agent wpływu okaże się trafem w, jak to mawiał nieodżałowany gen. Zambik, sedno tarczy, sobie pogratulujemy prawidłowej diagnozy już sprzed półtora roka temu nazad, a obcym, z pozycji ostrożnie nacjonalistycznych chłodno możemy powiedzieć, że w zasadzie dobra robota, dziękujemy za materiał do dalszych studiów, ale zajmijcie się swoją wątrobą, swoją wschodnią flanką i przestańcie łobuzować. Nadmieniamy na zakończenie tego trudnego tematu, że zapialibyśmy ze szczęścia wespół z szyfrantem i stójkowym przy nieprzesłodzonej czarnej herbacie*, gdyby jeszcze parę nici zaprowadziło naszych łapsów z kontry do ciepłej ziemi, czyli do grodu Ko-piernika. "Ile problemów to by teraz rozwiązało...", jak mawiał klasyk (na chorobowym). ...A Stoczni za ten brak cegiełek to nikt, k...a, nie przeprasza. Za wrak i jego brak (ładnie się rymuje) nie, nawet te, co sprowadzić obiecały, ale po 5M pln te czy owe lepkie, długie łapy się wyciągają. Długie w przeciwieństwie do krótkich.

A jak się zachowają u nasz służbiści? Ponoć w abewu już się zaniepokoili. Jest to zresztą jedna z okoliczności, w których konkurencja między różnymi gatunkami łapsów jest zjawiskiem pozytywnym, szczególnie, że wietrzymy, że szefujący esce wu raczej łatwo przewietrzyć się nie da.

Słowem: ciekawie się dzieje. I ciekawie będzie przeczytać o tym we wspomnieniach syntezatora mowy i malinowego dudynia.

***

Unieśliśmy kropidło i poświęciliśmy z funduszu operacyjnego kwotę 6.90 pln na egzemplarz wydania periodyku "DoRzeczy". Skusiła nas okładka z Wałkiem i reklamówka tekstu obiektywnego historyka Cętkiewicza. Czemu nie, pomyślał Stirlitz, i jak stał, nabył rzeczonego świerszczyka drogą kupna, uprzednio wyłożywszy go wraz z zawartością koszyka na ladę.

Tekst red. Ziemkiewicza jest całkiem niezły, nawet nie drażni samonawiązanie do radosnej twórczości sprzed ponad dekady. Bo ostrze tym razem zwrócone w stronę nocnikarstwa niepokornego i tiwi. Ciekawe; zaczątek myślenia, czy żal cztery litery ściska z powodu braku polukratywnionego stołka czy też koryta? Panie Redaktorze drogi, to, co dzieje się teraz, hurtem z całokształtem dawnej działalności środowisk lagorepublikańskich, gapolowskich i radiomaryjnych, stanowi niezły argument za tezą, że należało temat "Michnikowszczyzny" zostawić w zwisie na przysłowiowym kołku. Skoro dwukrotnie po dwóch latach rządów (2005-7 i teraz) i po dwóch kadencjach na ławce rezerwowych elita propagandy tzw. prawicy nie opanowała niczego (przepraszam za odpowiedzialność zbiorową, ale to moja ocena, nie wyrok) ponad jątrzenie, animowanie nadęć, mitomanię i "politykę historyczną" o retoryce rodem z drugiej połowy lat czterdziestych i finezji przysłowiowego cepa, to czego oczekiwać? Postarajcie się tak pisać, żeby Urbanowi usechł dział "z czarnej dupy się wyrwało", wtedy przestaną was nowzględnie normalni ludzie bić po łbie i wyśmiewać. I zacznie się debata. Póki co wy jesteście oszołomy i gupki, a my ubecy i zdrajcy, ale to nie jest debatą; choć nakłady i tanie pisanie gwarantuje.

Zabawny tekścik o hamerykańskim wynglu. Że odżywa, bo Trampek skreślił jakieś Obamowe deklaracje klimatyczne i emisyjne i ludzie się cieszą, bo robotę przywrócono. I że nie dość, że Chińczyk z daleka, to jeszcze UE ten wyngiel kupuje. Jakoś ani słowa się autorowi nie wymkło nt. wyngla naszego, co go nikt nie chce, nawet mimo obietnic wyborczych tych i onych. Milczenie jest złotem... "Wojna bydzie. Psed wojnom tyz był."

Rysunki i pismo na "karykaturach" — trauma, nie wiedzieliśmy, że można tak źle rysować, co samo w sobie stanowi dla nas odkrycie, jako że gust w kwestiach pacykarskich mamy mocno tępy i niewyrobiony. Cezary Krzystopa nazywa się ów mistrz pyndzla. Dział "humorystyczny" — pomyłka, już sławetny Sucharburger jest śmieszniejszy. Uwaga o iluś tam procentach niepotrzebnych wezwań Straży Pożarnej — w kontekście danej przez nierząd d..y przy okazji nawałnic — piękny manewr. W sumie nie wiadomo, czy to omijanie tego i owego, czy śmiech komuś prosto w oczy. I jeśli śmiech, to w czyje?

Tow. Wolski nawet miejscami trafnie. Blogerka "Kataryna" coś niecoś bredzi o "ubekach", sedno omijając z daleka, być może ze względu na to, że przecież tak bezpieczniej i wygodniej. Panu** Łysiaku gratulujemy, niedługo osiągnie poziom wierszyków "zygosza" na forum GW. Jak to szło? "Gdyby nie onych zdradzieckie plany, to prezydent by żył, a tupolev byłby cały"? Jak to ujęto w skeczu "Doroznosiciele", "wampir, nie poeta".

Na koniec wisienka na torcie. Mefiuł Tyrmand. Narzekania, że obecna konstytucja pisana była przez postkomunistów dla postkomunistów i z ogranicznikami na wypadek ponownego wyboru Wałka. Kto wie, choć my wątpimy i wietrzymy bzdet, nie do końca wszakże rozumiejąc, czy to Wałek czy owi postkomuniści dla pana Mefiuł stanowią większy zbiornik obrzydlistwa. Na wszelki wypadek przypominamy, że Wałkowe poparcie w 2000 osiągnęło rekordowy poziom 1.1% i wątpimy, czy w 1996/7 był jeszcze jakimkolwiek zagrożeniem dla owej mitycznej postkomuny z czarnej Wołgi. Sądzimy, że jako prezydent i w debatach z Kwachem wziął się chłopek-roztropek skompromitował fachowo i ludzie to widzieli, zrozumieli i spokojnie odstawili typa na półkę. Królestwo za powrót do tamtych czasów. Pod koniec uwaga redachtora o opozycji w konteście omawianych zmian w rządzie, na co pan Mefiuł replikuje "chrzanić opozycję". Szkoda, że nie zadano tego pytanka przy okazji owych planów konstytucyjnych. A może i dobrze — jeszcze by otwartym tekstem padło "chrzanić" i byłby punkt zaczepienia.

Artykuł Ł. Warzechy o karze śmierci — do omówienia osobno.

***
Sukienkowe purpuraty w sprawach polsko-niemieckich naskrobały coś nawet na poziomie. Jeszcze od zapowiadanego (w charakterze straszaka musi) w Niusłiku invocatio dei się w imię ojca i syna odżegnają i aż w Nieistniejącego tu w resorcie uwierzymy... A że ci i owi na jutubie międlić będą, coż. Zarobić na chleb też trza, więc niektórzy sprzyjają kibolstwu. Ilość nie przechodzi w jakość, a petunia non kotlet. Kiedyś zmądrzeją i przeproszą. W pierwszej kolejności siebie samych.

 
wuj


* tow. Szlachcic miał powiedzieć w latach 70tych na zebraniu Biura, że przyjaźn polsko-radziecka powinna być jak mocna, gruzińska herbata, i dodać "i nie przesładzajcie jej, towarzysze". Czy za to poleciał, nie wiemy. Być może wie to tow. Kania. Zbieżność nazwisk z nobliwą redaktorką Dorotą, miejmy nadzieję, przypadkowa. A niejako przy okazji i ze spóźnieniem życzymy tow. Stanisławowi wszystkiego dobrego w związku z okrągłą, 90tą rocznicą urodzin!

**  być może pan Łysiak był kiedyś tow., nie zagłębiamy się w życiorysy, ceniąc sobie dobre imię nieboszczki PZPR, tak czy inaczej mocno zbrukane kilkoma sztandarowymi przechrztami.

Monday 4 September 2017

zapiski leminga, LXXVI

długo będzie


Gromimy Niemca niczym Maćko Kunona, ale najsampierw jeszcze żądamy coby nam lepiankę i klepisko nareperował. A kto bogatemu zabroni, jakoś to będzie! Najśmieszniejsze jest to, że ichnia gospodarka jest tak silna, że spokojnie mogliby to w jakichś ratach w ciągu dekady-dwóch "spłacić" i kosztowałoby to tyle wysiłku, co podniesienie puszki ze stosownym insektycydem i psiknięcie na natrętną i obrzydliwą, bo na ludzkiej albo psiej kupie zrodzoną muchę. Taką z zielonozłotym odwłokiem, bo spod "łapki" toto jednak za szybko ucieka, więc niemiecka chemia górą. A czego użyją, to ich wybór, może stary dobry azotox, może jakiś ichni zamiennik. Sęk (szkopuł źle się kojarzy) tkwi jednak w prawie, ale kto wie, może jak te i owe tęgie głowy pisoskiej palestry napną zwoje, to i ktoś poza najweselszym barakiem w obozie (czy też jego czterdziestką procent chętnych do głosowania) będzie w stanie kupić ten kit. Któremu od razu można zarzucić choćby próbę ustanowienia prawa działającego wstecz. Tak już jest, kiedy się przykłada życzeniowość, niechby nawet z serca miodem i mlekiem płynącą, emocje, oceny i tzw. moralność do historii i polityki i usiłuje jeszcze coś na tym wiążąco ugrać i przy okazji odwrócić bieg czasu. Powodzenia, dąkiszoterio zakazana, a raczej potknięcia się na pierwszym (sosnowym) korzeniu. Obstawiamy wszelako, że skończy się na pohukiwaniu i machaniu plastikową szabelką z odpustu, nabytą np. pod urokliwym zamkiem w Ogrodzieńcu. Sygnał z Niemiec, ze oficjalnie nie ma co nawet o tym marzyć już poszedł, humanitarnie... I co robić mamy, oprócz umycia rąk? I to nie gestem kol. Piłata. Możemy mieć wyrzut do przodującej nam partii, że prowadzi prawdziwą "pedagogikę wstydu". Przy tej okazji dał głos również nasz faworyt, czyli Antosza, przybredzając coś o umysłowej niestabilności osób nie do końca zachwyconych propozycją wyciągnięcia łapki do Niemców. Skoro diagnoza wypowiedziana jest przez tak szacowne i stabilne umysłowo źródło, natychmiast udajemy się na badania, bo być może coś istotnie jest nie tak.

Najzabawniej (w sensie portable, czyli przenośnym, jak mawiał złotymi ustami "kol. Kierownika" J. Fedorowicz) by było, gdyby historia się wzięła i powtórzyła — coś tam się wypłaca dla niepoznaki, a później bierze w ramach nowego Drang nach Ostern "ziemie odzyskane", z dziada-pradziada pono piastowskie. I może Śląsk, a wespół zespół z Włodzimierzem Włodzimierzowiczem jaki korytarz na Pomorzu aż pod obwód kaliningradzki. Ale na zabawność nie ma czasu ani czasów, podobnie przecież jak na krwawą wojnę.

Obecność w Europie kończymy na pozycji chorego Żorżyka Ponimirskiego, z budzącymi zażenowanie i kłopotliwe milczenie pretensjami i kaprysami. Choć nie, Żorżyk przecie Oksford kończył. A u nasz — Uksword i szkoła kulturwy medialnej. A miało być tak pięknie. Czyli tabletka "30 lat po". Ba, a tym 40% chcących głosować już swoi podali, i to z ibuprofenem. Amnestan to się nazywało u Lema. A kim będziem w zachodniej Azji? Biorąc pod uwagę ostatnio przytoczony przez red. Mellera wyrzyg bezmyśli niejakiego fiłosofa Dugina, plany bywają takie, że raczej mało kim. Choć nam się wydaje, że ów fiłosof to jednak żartowniś, na miarę "Pauka" Troickiego. Żałujemy wszakże zniknięcia z jutuba widła pt. "Tresz protiv zhary" z lata 2010 (a więc po), gdzie na Krymie bawili się całą ekipą w towarzystwie dwóch rodaczek "Liecha Valiensy".

***

Zabrał głos ks. Boniecki. Cieszymy się tym bardziej, że to pono pierwsza wypowiedź od czasu niesławnego zakazu otwierania paszczęki w mediach narzuconego przez jego firmę. Nie do końca rozumiemy, jak można było z takim zakazem publikować słowo wstępne w TyPo, ale pal licho. Zdarzyły się rozmaite uproszczenia w porcji niewielkiej i porównanie PRL do "domu dziecka" (zastanawiające; a idealne społeczeństwo to rodzina? Bo nam się zdaje, że "za czerwonego" jednak tzw. "szarzy ludzie" żyli ze sobą lepiej). Najweselsze jest określenie programu pińsetplis mianem zrealizowanej obietnicy wyborczej — pijemy tu do jednodzietnych rodzin, które po wyborach usłyszały, że owszem "na każde dziecko", ale konkretnie "na każde drugie". Jesteśmy także ciekawscy, co na niedgysiejsze knebla nałożenie ks. Bonieckiemu ma dziś do powiedzenia kneblonakładca. Słuszne to było? Błąd? Konieczność epoki? Prawda czasu/prawda ekranu? Ale na ten temat milczą nasze źródła w Arce. Można przewidywać, że ks. Boniecki wybaczy, ze wszystkimi szykanami. Bo wybaczenie przecie obfituje w szykany, i to ze strony wybaczającego. Wszystko jest kwestią mimiki, gestów i tego, czy brudy pierze się przy obcych, czy nie.

***

Gazeta ustami kilku osób wspomina prof. Bartoszewskiego. W szczególności zabrała głos jego małżonka, stwierdzając m.in. (w konteście słynnego powiedzenia, że warto być przyzwoitym):
"A nieczęsto zdarza się, by ktoś pomimo tragicznego doświadczenia Auschwitz i wielu lat spędzonych w celi jako więzień polityczny pozostał przyzwoity i próbował kierować się w życiu podobną zasadą."
Nie rozumiemy tego i nie zapowiada się, abyśmy zrozumieli — jak można hurtowo i niezbyt pozytywnie wypowiedzieć się nagle o ludziach, którzy to piekło przetrwali. Wietrzymy błąd drukarski i/albo nieuważną autoryzację. Pani eurodeputowana Róża Thun, którą szanujemy, uchyliła rąbka o nieco narcyzmem trącącej postawie pana Władysława w wieku sędziwym.
"Pewnego razu prezydent Kwaśniewski zaproponował mu stanowisko ministra spraw zagranicznych, argumentując, że Polska go potrzebuje. Bartoszewski opowiadał mi później o tej propozycji i o swojej odpowiedzi: Polska przede wszystkim nie potrzebuje pana jako prezydenta. Jak z takim nastawieniem miałbym pracować w roli pańskiego ministra?" 
My tu, wiecie, z resortu przez WCz podszeptujemy niczym echo: warto być przywoitym, a czasem nawet to i owo w bawełnę owinąć. Choć może bez tego i przemyślenia przeszłości nie byłoby później jakże radosnego terminu "dyplomatołki".

...Ach, apdejt, dzień po... Przeoczenie. Oddajmy głos bohaterowi żartu z epoki ("Czemu Krzaklewski nie został premierem? Bo Marian się na to nie zgodził"), profesorowi nauk bodaj chemicznych z Politechniki Śląskiej, której prestiż zwiększył przyznaniem nagrody komuś tam za ostrzałkę do żyletek w kształcie piramidy... Tako rzecze un:
"W 2000 roku zaproponowałem panu Bartoszewskiemu funkcję w moim rządzie. Przeprowadziliśmy bardzo emocjonalną rozmowę. We wstępie zapewnił, że reprezentowanie Polski za granicą w charakterze ministra spraw zagranicznych wolnego rządu byłoby dla niego ogromnym zaszczytem. Stwierdził następnie, że moja propozycja jest zaskakująca, bo w tym wieku (Bartoszewski dobiegał wtedy osiemdziesiątki) jest już w pełni usatysfakcjonowany swoją aktualną pracą dla Polski i rolą oddanego sprawom społecznym obywatela."
Przypomnijmy: w r. 2000 rządziło jeszcze AWS/UW ("wolny rząd" — czyżby w opozycji do "zniewolonego" rządu Cimoszewicza po nastaniu Kwaśniewskiego?), dobiegała końca pierwsza kadencja Oleksandra, drugą zawojował w pierwszej turze wynikiem bodaj 56%. Przy czym, o ile da się wywnioskować słuchając/oglądając program "Studio wyborcze 2000", czy jakoś tak, sondaże były bardzo stabilne i wyniki Oleksandra stopniowo malały, z dramatycznym dla niektórych tąpnięciem przy okazji sławetnego "pobłogosławić".

Wikipedia podaje, że ministrem SZ był Bartoszewski od 7.03.95 (rząd Oleksego, jako "minister prezydencki", tj. wyznaczony przez Wałka, a jakoś go postkomuszy premier i kumpel Kwaśniewskiego nie bolał) do 22.12.95, czyli końca kadencji Wałka. Pysznie. Pozostaje tylko pytanie, kiedy strzelił focha Oleksandrowi — w 1995, czy w 2000. Chyba to pierwsze, skoro w 2000 stanowisko proponował mu Dżerziboozeck. Tak czy siak, był profesor ministrem za prezydentury Kwacha, co wydatnie potwierdza słowa złotoustego red. J. Rema, że "lewica chce kokietować wszystkich". Piękne, że i pan, panie profesorze, ostatecznie dał się zauroczyć.

Obśmieszył nas też przytoczony przez któregoś z komentujących cytat (którego autentyczności z lenistwa nie sprawdzamy):
"kilka lat wykładałem w Niemczech i nigdy się nie zdarzyło, żeby ktoś przyszedł i powiedział mi, że w czasie wojny trafił do SS, że służył w obozie i że na stare lata jest mu z tym ciężko... To komu ja mam wybaczyć?"
Nie wiemy; ale może należało zaprosić się z wykładami do Argentyny. A skoro wykładało się w Niemczech od 1982, to może nie było żadnych skruszonych?

Podsumowując: nie do końca wyczuwamy, czy artykuł ma delikatnie sugerować tym i owym dobór pozytywnej postaci. Jeśli tak, a nie mamy tu w resorcie powodu przypuszczać, że nie, to nas to nie przekonuje; raczej zaciemnia obrazek, bo postać profesora (czy "profesora", jak niektórzy wolą) mamy za pozytywną tak czy siak. I jedyną stroną słabą był bardzo zdecydowany (i mocno niefortunny przez to) sprzeciw wobec kaczystów po kwietniu 2010, gdzie pojechał panu Jarosławowi po braku potomstwa i jedynej umiejętności, czyli "hodowli zwierząt futerkowych." Pół biedy, gdyby powiedział to prywatnie, czy nawet u przysłowiowego Sowy. Nawiasem mówiąc, wysunięcie owego "stojącego na baczność" Schroedera to chyba mało wyrafinowane zagranie na aktualnie podsycanych (nie przez GW bynajmniej) antyniemieckich nastrojach. Zresztą na antyrosyjskich też, skoro rzeczony załapał się na fuchę w ichnim gazobiznesie... Oj, Gazeto, Gazeto... kwowadzisz? Dwie takie pieczenie przy cudzym Kurasiu upiec?

My ze swojej strony dodamy, że za najprzyzwoitszego polityka III RP uznajemy Aleksandra Małachowskiego.

***

Na koniec wczorajszego, bynajmniej nie święconego przez nas dnia dotarliśmy do wspaniałej wypowiedzi abepe Hozera, że "aborcja to bezpośrednia obraza Maryi". Nie wiemy, po jakich proszkach ani po której lobotomii się tak uważa, ale niech mu tam. Może w Międzygórzu objawiła mu się i powiedziała, że ktoś ją obraził, choć jeśli dobrze ucho przyłożyć i szkiełko i oko (nie ks. Dariusz, "sprawdzić, czy nie ksiądz"), to z obrażalskich zdaje się był cieśla Ziutek, bo w takie tam tere-fere typu "poczęłam z ducha świętego" to nie ze mną te numery, Miriam, bujać to my, ale nie nas... Dokonaliśmy również wywiadu środowiskowego wśród gazecianych forumowiczów pomstujących z pomocą hasła "Rwanda", co musi w przeszłości nas ominęło (tj. nie sygnały o wojnie domowej tamoj, ino o postawie tamtejszych funkcjonariuszy kościoła kat.) O ile zrozumieliśmy z recenzji książki W. Tochmana, spomiędzy wierszy i końtekstu, abepe był na miejscu, niewystarczająco głośno kwiczał do swojej wierchuszki i nie poszedł z różańcem na tłum lokalsów z maczetami. A bohaterowie forumowi strzelają w niego za to; a wystarczy strzelać sprawą konfliktu z niesubordynowanym podwładnym. "A Maryne pamientos?"

***

Zbieramy się po tę księgę mądrościową. W końcu skoro z powieści szpiegowskich czytaliśmy tylko Bosaka, to zanim sięgniemy po wypisy oficerów Makowskiego i Siewierskiego, a po kserówki pana Wojtka raczej nie zamierzamy, to należy zapoznać się z propozycją, której spodziewana siła rażenia oprze się o szczebel ministerialny. Yeah, as if. ChLuśniem, bo uśniem.


zakańczam festiwal, gdyż nie mam nic więcej do napisania,

 Włodzimierz Włodzimierzowicz.