Pannie Krysze do sztambucha.
A księdza P. zabiła "S" i zwierzchnicy kościelni. A jak życie zepsuł trzem Nieistniejącemu ducha winnym bezpieczniakom... Walnął się kilkakrotnie boleśnie o kij, powodując rozległe uszkodzenia ciała, pojeździł na gapę w bagażniku i jeszcze pływać poszedł, nie dość, że w miejscu niestrzeżonym, to na dodatek z kamulkami u nóg i bez takiej rurki, co ułatwia oddychanie. Bezczelność.
Słowem: Krycha, weźże się ogarnij, bo — jak pokazuje powyższe — odwrotna logika naprawdę nie przejdzie...
No comments:
Post a Comment