Oglądam... Pierwszy raz po czasach przedszkolnych. Doceniam z dzisiejszego odcinka Grigorija z Kałasznikowem i w "liście płac"... Agnieszkę Osiecką. Bo to jej słowa o tym potarganiu sadu. No no... Kto by pomyślał... (Irmina.. Kobuz.., a.k.a. Ponimirska, utrzymująca Bonifacego al ab Kasę czy też inż. Mantza, ciotka Żorżyka, co miał fixum dyrdum we łbie — ja oczytany jestem przecie. Men of kalczer.)
Dalej: sturmfuehrer Staedtke w roli wachmistrza Kality był jeszcze lepszy ("WASZA SKÓRA NIE PRZYDA NAM SIĘ NAWET NA ZELÓWKI!"), tudzież Ohlers a.k.a. pan Pankracego jako ktoś tam od artylerii. No i rzekomy Kloss w scenie ze strzelaniem do Rudego!
- Hauptmann!
- My oceniamy go wyżej; jest naszym majorem!
Zakończenie przelukrowane do wyrzygu, no ale dobrze, że sprawa zakończyła się szczęśliwym happy-endem. Honoratka prawie tak zacna jak artystka Strzałkowska w "ŻnG", tj. tak se - mnie tam irytuje, podobnie jak Grigorij. Choć gadają, że owa B. Krafftówna ostatnio odeszła do Krainy Wiecznej Próby Generalnej.
Niemniej, cieszą wiadomości, że rzecz jest dziś jeszcze tu i ówdzie pokazywana młodemu pokoleniu. Choć jeśli wyłącznie do tresury antyniemieckiej, to mnie nijak nie cieszy. Bo ja, wicie-rozumicie, bardzo za braterstwem broni z Armią Czerwoną. A Anders niestety udał się na wycieczkę na południe, za co — moim zdaniem słusznie — uznano go w Sojuzie za zwyczajnego tchórza i wiarołomcę. Warto sprawdzić, co też tow. Churchill o nim pisał.
Że też nikt nie napisał kontynuacji. Bo np. "17. mgnieniom wiosny" napisano, wcale zabawną, dziejącą się w epoce Breżniewa.
No comments:
Post a Comment