Sunday 28 May 2017

zapiski leminga, LXVI

rehabilitacja flaszki Oleksandra?




Pomny ludycznego porzekadła "spróbuj na trzeźwo tego, co inni robili po pijaku", Pan Andrzej* wziął i zapajacował. Szczere, resortowe kondolencje dla Pierwszej Nauczycielki i Studentki Praw Rzymskich. Nu, kat eto, kak tak eto? Skazhu po franzuskie: sawuarwiwr.... A wizyta przebiegła godnie, dostojnie...
Po zaobciachowaniu referendalnym, zapozował teraz do fotki. Klimat trochę jak z zapoznanego tekno-hitu wokalisty Macieja, dokładnie z wątku o obrońcy cukiernictwa, Gabryjelu. Przywołano w złośliwych komentarzach Nieistniejącemu ducha winnego aktora Atkinsona oraz nieodżałowanego pana Krzysztofa, którego miasto to Białystok. Dobry z niego herbatnik. Zresztą z aktora przecież też.

***

W świecie kultury i sztuki ("Daleko od szosy": Jak widzę takie sztukie, to trudno mi zachować kulturę) upływa pod znakiem bojkotu festiwalu  firmy pana Jacka, czyli małego ekranu. Tuzy rodzimej sceny i estrady odgroziły się i nie zaśpiewają, w tym także wiecznie żywy złoty Maryland. No i gitara. Nawet pan Paweł Ciastka się zasolidaryzował. Co bardziej subtelni komentatorzy stwierdzili, że pan od piosenki o Pszczółce Mai też nie zaśpiewa. Ano. A my tu w resorcie udział w Opolu '80 pana Zbigniewa Wodeckiego bardzo sobie cenimy. Podobnie jak Górnego...

- A kim ty jesteś, chłopcze?

- To jest dyrygent...

- A to on sam nie może odpowiedzieć?

- Nie, bo jest głuchy jak pień...

Przynajmniej tow. kpt. Pietrzak krzepi z okładki "od rzeczy", że nigdy nie zawiódł się na Panu Jarosławie. Może i tak. Skoro cukier krzepi, to i niech pan Janek też, choć nieco od czasu "Partii szachów" był się nam popsuł.

***

Nagrała się na kamerkę pani opuszczona przez pana Mariusza. Komentarz dr. Strosmajera się przypomina. Panie Mariuszu! Imienniku i nazwiśniku kato- -szczurkowatego lago-republiczniaka, co esbecją cichcem dziś steruje, z łaski pana D., nazwiska nie pamiętam... Dobrze, panie tego, żeś pan to tępe pudło zostawił samemu sobie. Jak jeszcze po drugi kęs rozumu do głowy pan się udasz i drugą partię pan zostawisz, kto wie - może cosik i w odbudowie umęczonej Ojczyzny pan zdziałasz? Wicie, na wysuniętym odcinku, jako zastępca członka z ramienia przesuniętego na czoło... A póki co - wstyd, wstyd... Ale jak śpiewał wokalista Kazimierz, niech się wstydzi ten, co robi, nie ten, co widzi. Ale wstyd w ichnich partyjniackich kręgach to żadne tam nichilnowi, jak mawiali starożytni górale. Tym większy podziw dla tego Mariusza Kamińskiego. Mam nadzieję, że jego wspomnienia przeczytam za 30 lat z równie czerstwymi wypiekami na ryju, jak wspomnienia tow. Szlachcica, Pożogi czy Kiszczaka. Bo ten inny pan Mariusz (Bła, nie Ki) to raczej na kronikarza nie wygląda - mina raczej myślą niepokalana. Ale może coś na kształt wspominek Sławoja? Ich fragment śmy odkryli w zbiorku felietonów gen. Rozłubirskiego "Edwina", pt. "Wstydu oszczędź". W tekście pt. "Maczuga" jest zacna cytata z Wałka po gdańskim wybuchu gazu w 1995 r. (nb. sprawa ta przez niektórych co bardziej krewkich lustratorów  łączona jest z usiłowaniem zatarcia kwitów, jakoby obecnych na metrażu płk. Hodysza, co  tamoj mieszkał). Pisze generał:

"Prezydent RP znajdujący się w chwili katastrofy w swojej willi oddalonej od ul. Wojska Polskego o około kilometra [pis. oryg.] przybył na miesce po przeszło 30 godzinach od wybuchu - po mszy porannej i galowej ceremonii wyprawienia Iskry w rejs dookoła świata. Atakowany przez dziennikarzy pytaniami,
dlaczego przybywa dopiero teraz, odpowiedział (cytuję za Gazetą Wyborczą z 19 kwietnia 1995): Cały czas tu byłem, odgruzowywałem. Byłem tu jednak incognito, bo wiedziałem, że ludzie pracuję i nie należy im przeszkadzać".
No i morał - kłamać trza umić... A Wałek wywiaduje się w GW na temat śmierci syna - tego, co kierowcą zapalonym był, a później szyto słynną już pomroczność jasną. W jednym ma rację - władza mu zaszkodziła, rodzinie jego zresztą też. Aż na tę okoliczność przesłuchamy "rozmowę braci"... Bo bronienie go przed docinkami pisoskich wykańczaczy już ponad nasze siły. Zresztą pozytywnego wkładu w dzieje ludzkości i tak historia mu nie zapomni.


wuj wszystkich wujów

(*) vel Adrian, Ambroży, Arnold... Adolfa jeszcze mu nikt nie przylepił, i dobrze, bo Adolf przynajmniej do Stalingradu pozował na posiadacza nabiału. ("Od kiedy pan przestał wierzyć? Od Stalingradu, tak? Od pierwszego porządnego lania?")

No comments:

Post a Comment