Friday 5 September 2014

indophone, III

- a wie pan, prezesie, dlaczego prześladował mnie taki pech?...

— no, ciekaw jestem dlaczego...

— bo działałem sam! w pojedynkę!

— aha...

— a teraz nie. teraz działamy wspólnie proszę pana, w jednej takiej grupie kolegów z naszego instytutu! popieramy się...

— aha, solidarnie?..

— nie! o nie! ...wzajemnie! no to...   napijmy się!

Tą cytatą z wiekopomnej pogaduchy doc. Furmana i prezesa (spółdzielni, żeby nikt se nie pomyślał, że Dżej Kay coś miał z tym wspólnego) zapoczątkowuję radosne obwieś-szczenie, czyli finalizację emocji, które towarzyszą nam od pierwszego losowania teletulei. Panie Maciejewski, z panem to... sto pociech.

Dobra, pierwsze kody za płody, a gryf został wyrównany, progi nabłyszczone, a boki podstrunnicy podlakierowane, odszlifowane i wypolerowane. Stanu fabrycznego nie ma, ale jest wg mnie bardzo dobry, a pańskie oko jak wiadomo koniem się tuczy. (Wersja brutalniejsza z LO: fortuna kałem się tuczy.)

Foto jutro, bo tera słońce nie dociera.

No i nie zdążyłem, psia mać. Póki co dopiszę, że mostek Kim-Sung-Il bez Kima (wersja wraparound skoligacona z TOMem) jest chałowy, bo trza mu piłować wózki, jako że fabrycznie nie pasują do żadnego radiusa — patrząc z boku tak, aby struny G3 i B2 się pokryły, widzimy E1 NAD NIMI... W sumie porażka na miarę Defilady, skoro już o ukochanym przywódcy (bez Kim) była mowa. Podobnie jest dla e6 widzianej nad pokrywającymi się A5 i D4, ale mniej drastycznie się to odczuwa przy grze (set 9-42). Kilka ruchów piłką tu i tam, wyszlifować i gra prawie jak trza; prawie, bo intonacji nie da się ustawić właściwie — fałszuje jawnie i można to minimalizować manipulując śrubskami opierającymi rzecz o śruby w trzpieniach, ale wózków wyciągnąć się nie da.

W dzień wydania:


 
 

No comments:

Post a Comment