Friday 6 June 2014

Gitara na straty

Fender \MeX

Przyszło z pomocą kuriera pudło gabarytów nadmiarowych. Co żem się nawyciągał tych pakuł, to moje, końcowy etap polegał na położeniu się na podłodze w stanie istotnie zasapanym i (przy równoczesnym ciskaniu słów powszechnie uznanych za wojskowe) zaparciu się nogą o pudło i mocne pociągnięcie za wyłaniający się ze środka futerał. W środku tkwił Strat Fendera z Mechiko, z niewielkimi wyżerami w pierwszych dwóch progach. Korpus i gryf w stanie podejrzanie nowym (nr. sera wskazuje na 1995/6 i zaprawdę powiadam, nie wygląda toto na 18-stkę). Ktoś powiedział "progi koniecznie do wymiany", 600 piniendzy. No to kiszka ze smalcem, a instrument trafił do mnie. Progi (po końsultacji z kompetentnymi osobnikami na opiniotwórczym forum wiadomym) przeszły średni szlif i wyglądają jak nowe, ino nieco płyciej. Co dla kogoś przyzwyczajonego do Jumbo tak czy inaczej potwierdza, że Fender to tradycja i nic więcej. 

GŁOS LEKTORA: Stirlitz nie zwrócił nawet uwagi, że cała operacja przebiegła bez konieczności regulacji krzywizny gryfu, która wynosiła zero. Promień krzywizny wynosił nieskończoność, pomyślał Stirlitz.

Kulminacja finalizacji emocji nastąpiła, gdy po naocznym wyregulowaniu menzury (tak, z mostkiem w łapie, i, z przeproszeniem, kuźwa, wyszło!), prowizorycznym przykręceniu kostkostrażnika i założeniu strun, odczekaniu czasu stosownego sprzysiężone od początku i wkładające kije w szprychy złe siły (pewnikiem powszechnicy!) sprawiły, iż należało się niece zwinkrzenie ulgi głowokija. No to, jak Józef (Jan Kobuszewski) w "Ciemnie", "no nie, normalnie to się więcej wyciągało... pamiętam raz wiadro się zaczepiło... ciągniem... nic.. drugi raz ciągniem... a tu, proszę pana, jaja... o..." Czyli dokumentnie zjechana nakrętka pręta leguracyjnego. Po końsultacji ze zrzędą z Kanady (davey4557!) nastąpiła wolna interpretacja braku laku i prowizorka po polskiemu: pilnik pozbawiony drewnianej rączki ma wyjątkowo nieprzydatny kikut z twardej stali. No to delikatnie wmłotkowałem s-syna do śruby i rdzawą rozgwinconą i posmarkaną klejem sucz wykręciłem. Parszystwo, a do GP trza drugi raz jechać. Tak czy inaczej, Stracik da się wyregulować do braku brzęków. I o to chodzi, i o to chodzi!

Foto w części drugiej, która nastąpi. 


włod.

No comments:

Post a Comment