Tuesday 25 August 2020

jak nie kłamać

Humorystyka "antypolskiej" propagandy rosyjskiej.


Czytam/słucham wiele o relacjach polsko-rosyjskich/radzieckich bez większych uprzedzeń, tj. staram się nie sympatyzować przesadnie z żadną ze stron, ale uwielbiam patrzeć na zarzuty, ich wagę i jakość. I oczywiście na reakcje. Zahaczyły mnie rewelacje o dziełku Lozh' pospolita* (pierwsze słowo to "kłamstwo", "łgarstwo"), i sam tytuł wydał mi się tak trafny i kuszący, że bez żalu wywaliłem odpowiednią liczbę rubli (w przeliczeniu na peeleny niecałe 15, więc bez przesady z wywalaniem) i doczytałem się paru niesamowitości.

  1. Sprawa jeńców wziętych przez stronę polską w wojnie polsko-bolszewickiej. Od 1990, czyli przyznania przez stronę radziecką/rosyjską odpowiedzialności za mord w Katyniu**, liczby podawane przez stronę rosyjską szaleją. Polecić wypada autorowi lekturę wspólnych ustaleń historyków tej i tamtej strony. Fakt, że doszło do ich publikacji dopiero w 2014, może mówić o niejednym. Max. 20 tys. osób, u autora od 60 do 160 tys. Zresztą odpowiedzialności za warunki, w jakich jeńcy przebywali, nijak z II RP to nie zdejmuje. Polskie tłumaczenia z klucza plemiennego są wesołe. Prawie tak wesołe, jak narzekania Niemców na warunki i ekspresowe tempo, w jakim kierowani byli np. na obóz survivalowy w Łambinowicach. Jak to ujął klasyk, kak bystro my umeem zabyvat'... 
  2. Stwierdzenie, że Polska powinna na siebie wziąć pełną odpowiedzialność za to, co robili na jej terenach Niemcy podczas okupacji. Przeczytałem 10 x, ostatnie kilka przesłoniwszy po jednym oku, jak Matraszak Władysław, grabarz, ze znanego serialu... Wódki nie piłem przed lekturą; czy autor albo chochlik drukarski pociągnął łyka czy w skrajnym delirium pisał — cholera ich tam wie. Żadnego wyrwania z kontekstu, ironii ani sarkazmu w niczyją stronę tu nie widzę, ani grubej (ż)aluzji. Ale może jestem ślepy. Ciężko skomentować. Może pomyłka, a może autor się pozamieniał.
  3. Podobno kampania wrześniowa trwała 17 dni. Trochę przeceniono dokonania Armii Czerwonej, która przecież nie zaatakowała Polski, tylko odzyskała to, co zabrał "Dziadek" w ramach samowolnej korekty traktatu wersalskiego.
  4. Podobno pozytywny obraz I. i II. Armii WP przy Armii Czerwonej (tj. walczących na wschodnim froncie po Stalingradzie, dający odpór hitlerowcom i wyzwalający Polskę***) ma w polskiej sztuce pozytywny oddźwięk praktycznie tylko w Czterech pancernych i psie oraz radzieckim (sic!, albo lol!, po współczesnemu) serialu o wywiadowcy Klossie, tj. Stawce większej niż życie. Wydaje mi się elementarną sprawą, że o słodzeniu i legendzie wygrania wojny z pomocą jednego czołgu i jednego wywiadowcy, wie każdy rozgarnięty odbiorca w.w. dzieł. I że o budowanie pozytywnego obrazu Kościuszkowców czy Berlingowców (a sięgając kilka lat w przeszłość także Dąbrowszczaków) jest ogólnie ciężko przez to, jak zdołała ich zohydzić post-solidarnościowa propaganda, dziś zwana polityką historyczną. Ale przekazy z PRL (zapewne przesłodzone i ponaciągane i zohydzające wredną sanację) istnieją. Istnieją pomniki i wspomnienia w przekazach cywilów.
  5. Rozdzieranie szat nad zniszczoną cerkwią we Warsiawie. Przyznam otwarcie, że pierwszy raz słyszę — pono długie lata fundowali, zbierali, budowali, dokończyli w 1912; zniszczono w 1924-26, jako rzecze Łykipidja. Prześmieszna jest przytoczona diagnoza z Uniwersytetu S. Batorego: niska wartość artystyczna... (Dajcie człowieka, a paragraf zawsze się znajdzie). Cóż — prawosławnej diasporze w katolyckiej Warszawie możemy współczuć, ale jakim niepełnospryciarzem trza być (albo: za jakich niepełnospryciarzy trza mieć czytelników!) żeby podać to jako zarzut wobec II RP i pominąć los niejednej cerkwi po Wielkiej Rewolucji Październikowej. I nie wypuścić nawet kłębka pary z gęby o powodach, dla których akurat w Warszawie, akurat Polakom i akurat cerkiew mogła wydawać się nieco uwierająca — na samo wspomnienie tego, żeśmy były tu częścią ich imperium. W wielu miejscach pada (w wielu bardzo trafnie) zarzut, że Polacy nie zadają tego czy owego pytania. Bo nievygodno. No to tu też nievygodno było zrobić wysiłek i przedstawić ten akurat fakt w kontekście. Minus dla autora, ale może jak na ichnie warunki plus. Nice try, ale catch zadziałało.
  6. Udział Polaków w Holocauście. Tak — współudział był, niezinstytucjonalizowany, bo państwo jako takie dało bohaterskiego drapaka na zmywak do UK i różne dziwactwa tam wyrabiało. To wszystko wiemy; wiemy też, jak traktowano Żydów przed wojną i nie tylko przez dyżurny ciemny lud, getta ławkowe też były; wiadomo jak do kwestii mniejszości odnosiły się zbrojne popłuczyny po skrajnie narodowych ugrupowaniach jak choćby NSZ. Na ten temat skrajnie mało i po łebkach. Przywołane jest dyżurne "Jedwabno" i... "amerykański historyk Gross". Grząski temat, a chodzenie po bagnach wciąga. Stanowczo nieodrobiona lekcja, tj. mocno nie do końca. Można było znacznie skuteczniej przywalić w czuły punkt. Na temat Marca niewiele, bo przecież po czerwcu 1967 w samym ZSRR nastroje były... kto dociekliwy, niech docieka; zresztą zdaje się były od zawsze i nawet radzieckość Rosji tu wiele nie zmieniła, oprócz skali i formy. Przecież Protokoły... to dzieło Ochrany.
  7. Nagminne i aż natrętne operowanie terminem rusofobia. Signum, kurwa, temporis. Jak gdyby tłuk jeden z drugim nie umieli napiąć zwojów i skojarzyć, że brak poparcia dla polityki Rosji (ew. ZSRR) czy jej otwarta krytyka to nie to samo, co nielubienie czy nienawiść wobec Rosjan czy rosyjskości jako takiej. Zresztą — żeby nie było za różowo — a antypolonizm to niby co, inaczej? Nie. Też tłuki nadużywają, tylko polskie tłuki. Drodzy Rosjanie, śmiechy z kogoś, kto cały czas robi z siebie ofiarę (np. z Polski bardzo trafne śmiechy, bo zwykle bywa ofiarą, ale nie przez spiski, ale własne zadęcie i mentalną niemoc, wzgl. gnuśność) tracą na mocy przekazu, kiedy sam śmiejący się także robi z siebie ofiarę; tym razem wyimaginowanej nienawiści. Pełna analogia do przylepiania antysemityzmu tym, którzy skrytykują postępek kogoś z Narodu Wybranego, ew. politykę państwa Izrael, zwłaszcza wobec sąsiadów... Proste jak konstrukcja wiadomego przyrządu rolniczego, zdawałoby się.
  8. Sprawa "Smoleńska". Nie zadajemy niewygodnych pytań o domniemane uczestnictwo strony rosyjskiej w podsuwaniu różnym lokalnym naszym specom i pajacom pierdyliarda wersji wydarzeń i lepiej czy gorzej sfabrykowanych materiałów. W tej materii można albo od środka którejś z "firm", albo kompletnie po omacku. Owszem, frajerstwo speców i pajaców, że kupili, ciemnego luda, że odkupił od nich... Ale czy aby sumienie tych, którzy (być może) coś podsunęli, jest aby na pewno (być może) śnieżnobiałe?

Tyle zauważonych na razie wtop. Nie wiem, czy będę czytać jeszcze raz, więc może nic nie przybyć... A reszta? Jeśli ktoś krytycznie podchodzi do postępków i zaniechań polskiego państwa w XX w., rzecz jest wg mnie stanowczo warta przeczytania i weryfikacji. Powyższe to wg mnie (nie historyka, nie politologa, nie eksperta) — błędy grube i/albo celowe przeinaczenia/przemilczenia. Ile jeszcze się kryje — nie wiem. Jest duża porcja niewygodnych dla strony polskiej faktów i trafnych interpretacji. I to warto przynajmniej zobaczyć i przemyśleć.


wuj


* Łozh' pospolita, Armen GaspariyanIzdatel'stvo Piter, 2018. (Niestety, nie Radio Erewań)

** niektóre internauty tamtejsze do dziś z przekonaniem twierdzą, że to Niemców wina..., ale biorąc pod uwagę, co twierdzą nasze — może lepiej wstrzymać się komentarzem?

*** przytaczane bez ironii, naprawdę tak uważam. I uważam, że Rosjanie i reszta, skądkolwiek byli ich żołnierze, mają na naszych ziemiach prawo do utrzymywania miejsc pamięci. Zginęło ich tu ok. 600 tys. Odwracanie się od tej daniny krwi i niszczenie tych miejsc jest czystym barbarzyństwem, niegodnym cywilizowanego narodu. Czy naród polski będzie kiedyś do grona takich aspirować, kto wie. Na razie maszeruje w kierunku przeciwnym, mało świadomie. Niezmiennie przytaczam słowa niejakiego Wojtyły, później "z zawodu papieża": ...i tam doczekałem wraz z kolegami dnia 18 stycznia 1945 roku, dnia — a raczej nocy — wyzwolenia. W nocy bowiem Armia Czerwona dotarła w okolice Krakowa. I wypada, zanim się ktoś żachnie, wiedzieć, że napisał je w 1996, kiedy stanowczo — w imię jakkolwiek pojętego świętego spokoju czy ostrożności czy przebiegłości — stanowczo nie widać powodu do wewnętrznego samoprzymusu, żeby tak to ująć.

No comments:

Post a Comment