czyli z życia wzięte.
A było to tak: wybrał się Tatko upłynnić zabytkową monetę znalezioną w biurku Dziadka. Moneta opiewała na jeden rubel transferowy, czyli bodaj takie wschodnio-RWPGo-euro-azjo. Nabywca (jak łatwo zgadnąć, z miejsca element wyjatkowo podejrzany i gorszosortny) okazał się być absolwentem tej samej szkoły oficerów rezerwy co Tatko, parę "roczników" starszy, ale zbieg okoliczności chciał, że na roku służył z panem Wiciem Wu., ponoć ministrem w jakimś rządzie, ale nie pamiętam za cholerę, ani w którym kraju i któremu resortowi szefuje — pamięć, jak widać, nie ta. Ciąg dalszy jest dość banalny, czas na smaczek — otóż wzmiankowany pan Wiciu był wyjątkowo żarliwym i dobrze oczytanym młodym marksistą, biegłym w diamacie, ochoczo i wręcz zaczepnie dyskutował z każdym i w werbalnym fechtunku kładł adwersarza na przysłowiowe dwie zabawki z piaskownicy. Wykładowcy zaś (na kursie dla oficerów politycznych) podskakiwał raczej ostrożnie... O wykładowcy kiedy indziej, bo też historyjka zacna.
W międzyczasie dokończylim Bandziolinę i taką japońską popelinę, co się nazywa "Marina". Nie rozumiem, jak można takie coś chcieć mieć w zbiorze, ale że nie mój zbiór — podrychtowałem, umyłem ręce i dziś wyjeżdża. Taka tam, dwudziesta woda po Ibanezie. Bodaj najniższe progi post-jumbo, jakie kiedykolwiek zjechałem. Tys piknie.
wuj włod
No comments:
Post a Comment