Sunday 26 November 2017

zapiski leminga, XCVI

wydaliny.



Ciarki po grzbiecie przechodzą na wieść o Giewalcie, jakiego doznał historyk z UJ (na garnuszku IPN), wizytując mocarstwo położone na wschód od naszego. Otóż złapali typa za chabety i dali dobę na opuszczenie terytorium; ha. My tu mamy takoj malieńkij biznies — czemu by pana Henryka nie pozostawić wykładającego i niuchającego po archiwach (za afiliacją UJ, jako mniej drażniącą — może o gen. Koniewa ktoś go podpyta?) i nie wymienić go na kilkunastu bardziej zasłużonych obiektywnych historyków? Zresztą koszty 10-letniej wizyty w północnych prowincjach moglibymy pokryć od nasz z budżetu ("pieniądze rządowe"... — to z od red. Jasińskiego w artykuliku o pojęciu rodaków, skąd się bierze kapusta na pińset plis). No to czemu by nie Sybir+. Przeżuj to sam.

Drugą wydaliną wydaje się być Ryszard Petru, co pono focha strzelił w takim rozmiarze, że nawet na wystąpienie nowej liderki (ależ nowocześnie, nomen amen) Katarzyny Lubnauer wziął był i nie przylazł . Cóż, może dojrzeje.

Bardzo ciekawe interwiu red. Walenciaka w "NIE" — gen. K., co gośmy słuchali z wypiekami na licu w sprawie końtaktów Z. i Ł., co jednego posadzili, a drugiego znowuż wydalili, bo —  jak zapewnił kol. Kostek — przekręcić nie wchodziło w grę. Zresztą to, czegośmy słuchali też produkował red. Walenciak, ale skoro świstek poszedł do ABW, uznajemy, że albo jest autentykiem, albo — nie podejrzewając rzeczonych o tak marną prowokację, ale wariant jest wariant... — ktoś albo czegoś nie ogarnia, albo wie z góry, że ABW tego nie ogarnie. Hm, w drugim przypadku zaiste i smieszno i straszno. Bo jednak przy całej sympatii dla gen. K. i wielu innych, przepytywanych przez red. Walenciaka, nie podejrzewamy, żeby przetasunki, obnażania i później cięcia emerytur w służbach mogły być inspirowane przez służby przyjaciół wschodnich. Choć gdyby miała to być prawda, nie wiem, czy przepona by nam tu w resorcie wytrzymała, biorąc pod uwagę  k o g o  musieliby byli inspirować. A wydaje się, że po Z. i Ł. rachunki wyrównano sprawą "O"? Zresztą, kto by ich tam, służbistów, wyczuł. Tylko służbista, dusza funkcjonariusza...

Poza tematyką wydalniczą — prasa podwórkowa ekscytuje się lekturami Naczelnika w czasie posiedzeń Izby. Samemu będąc sympatykami czworonogów gatunku "felix", nie mylić z tow. Dzierżyńskim, cieszymy się, że na jesieni życia emerytowanego zbawcy narodu wszyscy wspólnie, wiecie, pracują (a i my lewą nogę przykładamy) nad ociepleniem wizerunku wzmiankowanego egzemplarza. Jako człowieka. A politykowi, po oby jak najrychlejszym albo odejściu, albo zostaniu premierem — należy życzyć sprawiedliwego osądu historii. Możliwie tej nieipeenowskiej, tylko uczciwej. Piszemy to z tym większą goryczą, że dokonaliśmy prawie że przypadkowego zlustrowania osoby Dziada naszego w tej niesławnej instytucji — jest nad wyraz skąpo, a kariera zawodowa zaczyna się od początku lat 80tych. Co jest dziwne, skoro zaczęła się w 1959.

Przeżuto i wydalono — mamy nadzieję, że ostatecznie — sprawę samospalenia. Przejmował się bardziej... — dzięki, romantyczna Gazeto, mam teraz, kurwa, wyrzuty sumienia, że żyję, bo przejmowałem się niewystarczająco i niegodzien jestem miana neostyropiana. Niech was szlag trafi i chuj wam na grób. No i Bonieckiego zakneblowali. A mogli Portkiewicza, czy jak mu tam — taki typ, co odbierając od Dudynia nagrodę zrobił minę, jakby gazom jakowym upust w trzewiach uprzednio zgromadzonym dać chciał, a nie mógł.

Klimat ponury nad wyraz. Słota jesień. Wracamy do "Werbownika". A "Rezydent z Genewy" w drodze — może coś o familii będzie...

No comments:

Post a Comment