Thursday 24 May 2018

zapiski leminga, CXX

Wspierajmy konwertytów, tak szybko dziecinnieją...



Odżałowaliśmy z funduszu operacyjnego prawie 60 pln na cegłę ex-oficera politycznego LWP, dość szybko odwróconego niczym chorągiewka - niejakiego  Kowalskiego. Tytuł onego ardcydzieła polit-hist-prop-agitu to "Krótsze ramię Moskwy". Jakoby monografia nt. WSW, ale de facto paszkwil, momentami tak naiwny i gniotowaty, że aż cudowny! Coś jak mieszanka przygód awansującego Leszka z "Daleko od szosy", red. Maja na tropie organizacji "W" z "Życia na gorąco" i niezłomnego oficera Isajewa z "17 mgnień wiosny", ale nieco w drugo Mańkę i jeszcze bardziej żenująco. A że prócz facepalma biceps można poćwiczyć, dzieło zasługuje niniejszym na pisany właśnie onorablmenszyn...

Nie wiem, czy polecam. Jak kto lubi o śpikach poczytac, można trochę ciekawostek odcedzić. Przygód sąsiada gen. Hermaszewskiego jeszcze nie widać - indeksu nazwisk nie ma, a czytanie tego ciągiem raczej wolimy rozmienić na fragmenty... Ale kolega pisowiec twierdzi, że "taka prawda!" i "potrzebne są takie książki"; no to skoro target chce, niech ma. A nie-target będzie załamywać łapki, czy insze Łajki. ("Czym się różni przestrzeń kosmiczna od ZSRR? - W kosmosie skończyła się sobaczaja żyz'ń"). Aha, żeby nie było: jest dużo literówek, straszliwych niezręczności językowych i byków niewykrywalnych automatem. Najzabawniejszy jest "kontyngent" zamiast "kontynentu". Spisywać tego nie ma czasu, więc sensu. Za dużo. (Korekta: Agniesza Pawlik-Regulska)


dla porządku:

/Lech Kowalski, "Krótsze ramię Moskwy", wyd.: Fronda, 2017./

No comments:

Post a Comment