Tuesday 11 May 2021

kompromitacjom, c.d.

Odważyłem się nabyć NW, a nuż echa niesławnego głosowania przeminęły. Ni wuja. Red. "Varga" w skądinąd zacnym felietoniku o jakiejś wypisce kogoś z GW i reakcjach na nią. Lewicy dostało się, objętościowo rzecz biorąc, niewiele — z okazji tematu ogólnego
"czytelnictwo" skojarzyło się z Czarzastym i jego działalnością wydawniczą. Wtedy pan redaktor doszedł politycznie pisząc o "wydupczeniu" Lewicy przez PiS. Ok, jasne — gdyby nie to głosowanie i negocjacje, mielibyśmy rządy jedności narodowej po obaleniu rządu przez bohaterów z PO. Wiecie, towarzysze, jeśli taki jest wasz przekaz dnia, to pisiejecie na potęgę. Ale zdaje się wasze "mięso wyborcze" przestaje to kupować. Rychłego otrzeźwienia życzymy — i chyba bardziej "mięsu".

Interludium — przeprosiny red. Lisa dla jakże kulturalnej pani, co w Trybunale Kucharskim tera siedzi.  Zastanawiające jest tu nie to, że był pozew i red. Lis wykonuje wyrok. Bardziej — za co: ponoć ingerencja w jakieś sprawy z życia prywatnego. Artykułu wzmiankowanego
nie pamiętam i raczej nie spodziewałbym się, żeby do utopienia tej jakże kulturalnej i kompetentnej pani doktor habilitowanej nauk prawnych trzeba robić cokolwiek ponad przytaczanie jej publicznych wypowiedzi. Co nie znaczy, że jej postępki tzw. ludowi się nie podobają. Podobają się, i to jak. I bicie ludu po łbie li tylko za to problemu nie rozwiąże, jak pokazują smutne doświadczenia lat ostatnich.

I mój ostatni faworyt — pan Zbyszek! Odlotu poziom iście stratosferyczny.  Wspomina grajek oto, że żywszy niegdyś w Stanach, fascynował się szybkością reakcji ichnich służb na wypadki drogowe — pięknie. Bo obok Autobahny mieszkali i wypadki zdarzały się często. A później płynnie przechodzi do Wolski dzisiejszej doby i dokłada tow. Zandbergowi — że niby takie podatki by zaordynował, że na karetki, policję i straż by piniondza nie starczyło. Serio? Skojarzenia biegną w stronę Iron Idem Independent News, tyle że nie Tym Wilhelmiemu coś wręcza... A może ghostwriter dostał tym razem (albo: inny ghostwriter) zlecenie zgodnie z linią. "Panie Janku, dziś przychylnie o kapitalizmie i nieprzychylnie o lewicy". Nie wiem. Całe szczęście, że twórczości artystycznej artysty pana Zbyszka nie przyjmowałem i nie zostałem wiatrakiem (ang.: fan) — miałbym poważny dysonans poznawczy. Choć w przypadku pro-trampkowego Ryżego nie mam nijak... Czyli witamy pana Zbyszka w klubie pana Pawła. 

Do tego zwilżanie tow. Muskowi w wymiarze szokującym chyba nawet dla motocyklistów z "Błękitnej Ostrygi". A nazwanie Sasina "kolegą Zandberga" odbieram jako ni mniej ni więcej  s k r a j n ą  c h u j n i ę.

Zbigniew — porozmawiajmy jak rozsądni ludzie. Może być jak partyzant z czekistą. Otóż jeśli zachwycacie się tymi karetkami, co obsługują w Stanach wypadki, to pięknie, ale — wiecie — rozchodzi się jednak o to, żeby te plusy nie przesłoniły wam minusów. Bo brak zatrzymania się nad losem nie do końca ubezpieczonych świadczy albo o fatalnym braku wiedzy, zanikach pamięci, ew. o uprawianiu tępego propagitu. Skojarzenia biegną w stronę któregoś z wcześniejszych felietonów (cykl: "Mój świat" — tytuł do bólu niebanalny), gdzieście pozowali na obrońcę uciśnionych — chciałbym widzieć minę jankeskiego  
N i g g e r a  czytającego oba felietony — ten z namawianiem do nienazywania we Wolsce czarnych mianem "Murzyn" i przytoczone tu rewelacje o hamerykańskich karetkach... Zbigniew, wy sobie "Crossroads" obejrzyjcie, może się wam rozjaśni pod deklem. A i ideały młodości może wrócą?

Wracając do tępej propagandy — miałem, mam i będę mieć psychoprawicę za mistrzów tej
dziedziny. I od 6 lat jestem zszokowany, że rzeczy wyśmiane przez Bareję tyle razy jednak znalazły posłuch u luda. To jednak nie wyjaśnia, czemu pan to uprawia — dla innej strony niby, ale metody są te same! Jeśli takie są pana aspiracje względem (w szczególności) mnie jako czytelnika, cóż, kiepski ze mnie target. Może rzeczywiście własne odklejenie i kasa z piśmiennictwa są najważniejsze, a plebs? A kto by się plebsem przejmował! Choć ująć się za nim czasem trzeba w mniej czy bardziej łzawym wypracowanku i zainkasować stosownie. W każdym razie z mojej kieszeni pan wczoraj trochę dostał. Proszę się cieszyć, ew. czytać siebie i coś zacząć kojarzyć. Historia magistrem życia, jak mawiali łaciaci. A na razie śpię spokojnie, że dzięki takiemu pisaniu — zakładając, że w ramach "ogólnej linii politycznej, wicie-rozumicie" NW sprzyja PO — zostanie ona kiedyś zatopiona. Dla zatopienia tej części, która desantowała tam z AWS — warto, warto! Ale licznych kompetentnych i miejscami technokratycznych postaci jednak szkoda.

Bardzo dobry wywiad z prof. Balcerowiczem. Z niejakim przemilczeniem w stopce, gdzie
przytaczane są zasługi wywiadowanego. Choćby tego, że "terapia szokowa" nie była w społeczeństwie zbyt popularna i nie zawdzięczała tego tylko klasie upadłej i przejawiającej obiektywne tendencje do upadnięcia. Ale co ja się ciskam — punkt widzenia/punkt siedzenia.

Wzięty pisarz Severski opowiada o GRUszkach zasypianych w popiele. Brawo, ale wywiadujący go mondry redaktor pisze o "aneksji Kremla" w 2014. Ech.

A na deser — prof. Łętowska o kredytach walutowych. Tam jest i normalnie, i z klasą samą w sobie...

Przepraszam, na deser był wstępniak red. Lisa. Nie jest dobrze. Polecałbym zimny kompres na czoło. I, uważając red. Lisa za porządnego człowieka, liczę na jedno słowo w przyszłości: "przepraszam". Skromnie, krótko, węzłowato i w niezmiennie dobrym guście.

Plus drobna errata do przedostatniej Polityki. Otóż wymyśliłem kiedyś (wątpię, czy jako pierwszy, ale niezależnie od innych — bo wymyśliłem) termin "kaganiec oświaty". Taka tam gierka słów, że niby opresja w szkole, a może niechęć edukowanego materiału do bycia edukowanym, zresztą nie jestem przeciwnikiem pewnego minimalnego kagańca, znając skutki tzw. wychowania bezstresowego, ew. braku wychowania w ogóle. A tu w artykule o odgrzewaniu rzeczy po Szklarskim (którego usiłowałem raz czy drugi czytać, ale nie wyszło) spotkałem ten termin w druku! Jeśli autor zamierzał takie coś przemycić (niczym ząbek czosnku czy chili np. w serniku!), to gratulacje. Jeśli nie zamierzał — chyba gratulacje dla spelczeka i/albo śpiącej korekty.

Kultura na gazeciepeel donosi o jakimś nagraniu Ramsteina ("sowiecka piosenka"). Losie. Wzywajcie red. Piątka, niech wyśledzi powiązania...

I na koniec wisienka na torfie z kraju kwitnącej lipy, czyli w ramach akcji nasłuchu propagandy okołosmoleńskiej ze strony tamtej, wysłuchaliśmy radosnej twórczości niejakiego Sołonina. Twórczość jest najradośniejsza, kiedy typ liczy przeciążenia przy wypadku, korzystając ze szkolnego wzorku v2 = 2as, a za drogę s przyjmuje te kilkaset metrów: od pierwszych drzew do rozbicia się samolotu. Błąd gruby: założenie, że a = const na tym odcinku, absurdalnie duże s. Ale dla chcącego nic trudnego. Jeszcze radośniejsza jest sprawa skrzydła — że jak niby brzoza może uszkodzić skrzydło, wyobraźcie sobie, że macie kątówkę, ile czasu będziecie rozpiłowywać skrzydło? Dla zaostrzenia przysłowiowej pikanterii i bez zawoalowywania w bawełnę: onże Sołonin w innym wywiadzie (dla Gordona niejakiego — tzw. dobrze poinformowany człowiek, z Ukrainy — fajne wywiady, miejscami lekko odlotowe, im bliżej Włodzia Rezuna, tym bardziej) powiedział, że pracował w "ka-be" lotniczym, i to zamkniętym ("ka-be" = biuro konstrukcyjne). Znaczy — inżynier. Czyli jeśli nie wie, czym zgrzeszył, to kiepsko dla inżynierów, jeśli wie — hm, wiadomo.

I co, załamujące? Ale działa. Dużo komętów przychylnych. Demokracja w rozkwicie. Jutro przegłosujemy wymierność π.

Dodatkowo: rozmawiała z Sołoninem córka państwa Romaszewskich. Jak to pisowski komentariat nazywał? Donoszenie zagranicy na Polskę?... Ale w sumie dobrze, że porozmawiała. Tyle, że sowkowym zwyczajem, nałożono na jej wypowiedzi lektora. Ale nie mam (przyznaję: przez nazwisko, niech mi nieistniejący wybaczy) ochoty jej słuchać. Nazwisko źle mi się kojarzy, zwłaszcza przez rolę pani Zofii u boku p.o. Prezydenta i parę jej wypowiedzi.

Następny raport w martwej skrzynce koło schodów S. Trzy słowa dla oficera prowadzącego!

No comments:

Post a Comment