Saturday 11 March 2023

a90r4

Niesamowite sprawy wyjszły o lubianym niegdyś mno portalu gazeta. Zachodzę w głowę, co tak naprawdę lubiłem, poza antypisowskością. Więc może lista pretensji najpierw. Irytowało mnie wiele. Miejscami oczadziały komentariat, w którym nurzałem się ochoczo i naprawiałem świat, rozsadzając po kątach pisowców, niepiśmiennych, wierszokletów (zwłaszcza dwóch - zygosz był i jeden, którego nicka zapomniałem; wadą drugiego było to, że najprawdopodobniej generował swoją chorą poezję maszynowo i było to nie do zniesienia*), odlotowców spod znaku sprzeciwu wobec medycyny oficjalnej itp. Byli też ludzie rozsądni - z reguły (po piśmie sądząc) starsi i całkiem nieźle wykształceni. Można nawet było się spierać, tj. prowadzić pyskusję, dawać się zagiąć, przyznać się do błędu. I przeciwnie - przy takiej okazji nie oberwać werbalnie z liścia czy piąchy.

A kontent i redakcja? Dla mnie (czytelnika tabloidu "gazeta", może co 3-4 tygodnie sięgającego po papierową Wyborczą), nieznośne były w zasadzie dwa elementy - portal płotkarski i obecność horoskopu. Uznawałem to za jawne zaprzeczenie rzekomej postępowości, bo tak zapewne wypada rozumieć choćby sprzeciw wobec sił politycznych, które - po "naszej" stronie - uznaje się za hamulcowe i mętniackie, że o klerykalizmie i bogoojczyźnianych akcentach nie wspomnę (czyli wspomniałem). Z czasem przyszły przytyki do stylu i języka - coraz gorszego, zwiększającą się liczbę nagłówków ze znakiem zapytania; jakby z ostrożności procesowej: nie do końca wiemy, ale klikbajt czy przylepienie gówna do celu właściwego cenimy sobie bardziej niż rzetelność. Jakkolwiek lubię fakt oblepienia gównem przeciwnika, to jednak niech pod to gówno będzie podkładka lepszej jakości niż kaczka.

Ale - parę miesięcy po napadzie R. na U. - nie wytrzymałem zlewania z jednej strony słusznego sprzeciwu wobec napadu, persony prezydenta Włodka (P.) i działań jego armii, a z drugiej - nienawiści wobec Rosjan, momentami czysto plemiennej czy odwetowej za wszelkie krzywdy historyczne. Wszechpoparcie dla drugiej strony - mimo że zgadzam się, że uciekającym stamtąd należy się pomoc - też wprawiała mnie w niejakie zażenowanie, głównie ze względu na cenzurę w zawsze dostępnej sekcji komentarzy. To - po wielu "zamknięciach" dla komentujących np. w przypadkach ataków w Izraelu czy czegoś tyczącego migrantów (bo a nuż ktoś zacznie rozpalać nienawiść itp.) - wydało mi się szczytem hipokryzji i jednoznacznym opowiedzeniem się za jedną ze stron konfliktu. Z tego niewytrzymania wzięła się ponadpółroczna przerwa w konsumowaniu papki ich produkcji czy też postprodukcji. Konsumowałem mniej; całkiem dobrze to robi na głowę.

Ale do rzeczy, bo stało się jeszcze coś. Rzekomo (to za "Programem Sportowym") odchodzi tam dość nachalna reklama usług cielesnych za pieniążki. Oczywiście nie w formie od dawna istniejącej na ich forum czy nagłego pojawienia się reklam klikalnych i przekierowujących, tylko artykułów i wywiadów z pracownicami zawodu pokrewnego miłości** i sąsiednich. (Nb. podejrzewam, że istniał pewien powod nielikwidowania tych wrzutek na forum przez moderację - choć co za dureń chciał je tam umieszczać i liczył na skuteczność - nie wiem. Ale skoro tak długo to trwało (od wiosny 2015 przez małe parę lat - czy aż do czerwca 2022, nie wiem), powód chyba istniał. Bo tak w ogóle moderacja jakoś tam działała. Ba - nawet bana kiedyś zarobiłem, ale nie pamiętam dokładnie przewiny.

Prawie wszystko, co chciałbym powiedzieć na ten temat, powiedział - jak mu tam? - Stanowski? Chyba tak. W oderwaniu od prostytucji dodam: istnieje jedno dobre pytanie do konsumenta wyrobów przemysłu kinematograficznego, jeśli konsument ma córkę. Pytanie proste jak konstrukcja cepa - czy chcesz, żeby twoja córka wyprawiała takie rzeczy? Nożycowe pytanie, bo ani potępiać, ani pochwalać tego w 100% się nie da, jeśli na pytanie odpowiada się "nie". Jeśli odpowiada się "tak" - pojawia się parę następnych pytań, ale oszczędzę oczywistych oczywistości, jak to ujmował nasz poczciwy Wałek, skarb narodowy. Mniejsza na razie o to, czy rzeczy są dobrze nakręcone, czy są normalne, czy zdecydowanie wynaturzone i wynaturzające. Wiele wygląda na wynaturzające, przynajmniej z mojej perspektywy, jako wieloletniego kontrolera jakości takich produktów. Pierwszy nr "Cats" nabyłem mając 13 lat. I - ciekawa rzecz - nigdy tego nie łączyłem z jakkolwiek pojętą miłością. Piękne ciała, ładniutko poubierane, trochę gimnastyki i napięcie rozładowane. "Ja już pani nie podglądam"...

Drugi dodatek - Stanowski słusznie pyta (oby retorycznie - pozwu nie życzę), jak odpowiednia redakcja czy zespół, puszczający takie rzeczy do "druku", patrzy na takie sprawy, np. ci, którzy właśnie są rodzicami. Nie wiem, ale wyczuwam tam postawione wyżej pytanie, które sam zacząłem sobie zadawać jakiś czas temu. (Odpowiedź jest prosta - nie mam dzieci i mieć nie zamierzam, ale pytanie jest z gatunku nurtujących.)

W ten sposób "gazeta" trafiła u mnie do tej samej przegródki, co np. wszelkie środowiska życioochronne, co do których mam tzw. przypuszczenie graniczące z pewnością, że w razie wpadki i okolic - skrobią kogo należy bez cienia wątpliwości i na potęgę. Z klerem włącznie, bo przecież czemu nie. Chodzi tylko o to, żeby trzódkę trzymać krótko - trzódka ma rodzić co się tylko da. Obrzydliwe. Po obu stronach.

Jestem za tym, żeby w odpowiednim czasie każdy się dowiedział o tym i owym, co pozostaje w obszarze - całkiem zdrowego wg mnie - tabu. Jeśli chce za to coś płacić itp. - niech to robi, i niech nikt niepowołany o tym nie wie. Może oprócz służb. A jeśli jakiś zbok stamtąd się tym ekscytuje - w zasadzie służb sprawa. Za tow. Bismarckiem uważam, że o pewnych sprawach mówić czy pisać nie należy, a tym bardziej nie należy społeczeństwa do tego zachęcać. Czy jest to wóda, fajki czy wystawanie pod przysłowiową latarnią ("zapiszcie poruczniku: zawód - elektromonter"). Nie porywam się na ocenę, czy prostytucja itp. to niezbędny element życia i współżycia (sic!) w społeczeństwie. Na pewno jest faktem, że liczni mężczyźni tego potrzebują. A czy istnieje powód, żeby to dostawali? Nie wiem. Ktoś kiedyś powiedział - na moje pomstowania na kołczyzm - że niby czego się czepiam, skoro jest popyt, to jest też podaż, więc potrzebujący płaci i wszystko jest w porządku - ot, rynek. Jakoś nie dał się zasugerować (bo przekonaniem tego nazwać nie mogę), że jest to mechanizm nieco bardziej skomplikowany: najpierw na drodze reklamy i manipulacji wytwarza się ten popyt. (Na którą to postać reklamy - na szczęście - odebrałem szczepionkę dzięki "The Miracle That Is Beavis" - polecam. A nabycie uczulenia na reklamę jako taką spowodowane było po prostu ekspozycją na raczkującą reklamę w TVP w okresie transformacji - dzięki temu uznaję reklamę za żenadę z zasady i tyle.) Gazeta - jak się zdaje - przeprowadziła coś w rodzaju naboru i reklamy jednocześnie. A zapłacili czytelnicy klikaniem, jak trafnie spostrzegł Stanowski. Zresztą zajadli krytycy też. Kurwa - pieniądz nie śmierdzi...

Jedna przywołana ex-pracownica rzekomo miała stwierdzić, że wśród zatrudnionych w przemyśle problemów z głową czy objawów przemocy - badając 12 lat - nie stwierdziła. I dodano jeszcze akcencik feministyczny - że gdyby mianowicie artykuł był o facetach ruchających za kasę, to na pewno odzew byłby entuzjastyczny, a teraz nie jest, bo patriarchat rozdziela razy kobietom, które usiłują być silne i niezależne. Zdrowi na głowę są tam zapewne wszyscy, ale dla mnie to już za dużo.

Z usług "agencji" nie korzystam. Może kiedyś przeczytam pamiętniki paru aktorek. Może pojadę do USA pomagać steranym staruszkom - to w charakterze zapłaty. Albo na Węgry czy do Czech, oni też mają aktorki. I o innych krajach nie wspominam, bo może nie chcę tam jechać. Zresztą aktorki stamtąd raczej powyjeżdżały - za chlebem. Polskiego przemysłu nie śledzę z zasady...

***

W charakterze zamykacza - propozycja szkicu zarysu scenariusza filmu. Polska przyszłości. Może być nawet 2050, ale raczej za późno, i oby bez Szymka. Zamiast portu dla aeroplanów w Baranowie - wielki obóz dla byłych funkcjonariuszy mediów. Zestawy baraków oddzielne - tu ci omówieni, tam kilka prawackich, tam radyjko. Może być nawet uczelnia toruńska, ale nazwy nie pomnę. Kto w charakterze strażników - jeszcze nie wiem, może politycy, może niektórzy sędziowie, może towarzyszka kucharka. Pani sałatkowa może sprzątać i pomstować. Oddzielne baraki dla "pisarzy" i "dziennikarzy śledczych". Oddzielne dla "historyków" z wiadomej instytucji. Co tydzień koncert kociej muzyki, co miesiąc - kółko dyskusyjne między dowolnymi barakami stron przeciwnych. Co dwa dni - pogadanka na aktualne tematy wewnątrz baraku, trochę w klimacie People's Front Of Judea czy Judean People's Front... A czy namiestnik rozbiorcy będzie tam zaglądał - cholera go wie. A może - w ramach powrotu do "Szpitala przemienienia" - spuści tam jakiś napalm czy gaz i będzie po sprawie. I powtórzę po raz n-ty - upatruję nadziei dla polskiej pod-państwowości w tym, że każdy potencjalny rozbiorca zrezygnuje, przez obrzydzenie. Czyścić i naprawiać trzebaby samemu (ups... i samej! - ale czy to nie jest wtłaczanie ściery i mopa w ręce kobiety?...), ale przecież to mało medialne. Tłuszcza ma już inne zainteresowania - emancypacja płci obojga i innych, życie gwiazd, kopanem et circenses itp. pierdoły.

Tfu!

 

* nie tylko przez bycie poezją jako taką - tego odszkolnie nie znoszę. Wzruszam się jedynie przy Mandaliana "Towarzyszom z Bezpieczeństwa" i "Pocztówce z miasta socjalistycznego"... Ważyka? Chyba tak. To piękne dzieła.

** tak mawiał ktoś w "Zmiennikach" w zacnym odcinku właśnie o tych paniach - wcale zresztą sympatycznie i grypserowato przedstawionych - może z wyjątkiem nieszczęsnej ob. Grzybiankim której "opiekun" nieco przemodelował fizis po drobnym przywłaszczeniu mienia od prezesa Kłuska, znanego także jako docent Furman.

No comments:

Post a Comment