Tuesday 15 October 2024

Microsoft does databases

I'm no db wizard, I'm not even an amateur. I try to stay away from databases when possible, probably due to the fact that a few databases I had to work with were strangely designed by random people, were used by non-documented software with some home-brew ORM, depended on sqlexpress. And - I'm reminded about my stupidity all the time - they were too big.

Now I've some job to do including old Access stuff, mdb is the file extension. Luckily, my Office is the 2010, and it allows for data export to the express thing. 

But, meanwhile I changed my hostname from some stupid Lenovo (or Windoze) original like "DESKTOP-LVKIRTO" to just localhost which sounds more familiar. (I can guess what "LV" stands for, it's harder for that "KIRTO" part).

The major cockup* was already on its way: the users allowed the server and databases access (no association with the MsOffice product intended) had the hostname glued to them. Now I'm LOCALHOST\user and the database owner is DESKTOP-LVKIRTO\user. No access, MSSM exceptions giving some hope with "wait for recovery" that never happens... Shit, I can't even delete a database as an admin...

Oh, I just have to reinstall the whole rubbish. 3 gigs, it's cheap. And reboot the machine of course. Alle the time the shittiest of all, 98, under the hood of 10. Love to hate it.


* taken of course from the fine English tv farse, "Allo-allo". "Oh, what an ingenous plan, Herr Flick!" "Ez ahlveyz!"

Friday 4 October 2024

jesień!

Zawiadamia się z niejakim opóźnieniem, że nastąpiła i chyba przeminęła z wiadrem faza złota, a zaczyna się słota. Ale kilometry da się porobić. Nawet zorientowałem się, gdzie na ma(ł)pie cyklookołowarszawki są słynne Gassy; nawet wyjszło, że kilka razy tamtędy przejeżdżałem, po takim zawijasowatym zakręcie przed OSP; musi napisu nie zakonotowałem. Panuje wujek chłodek, ale dzięki temu można mniej nieco chlać i ścierać z czoła i nosa, chyba że pod czapko się człek zgrzeje okrutnie.

Podczas podróży z kolegamy udało się podpatrzeć najpierw stadko białych gołębiów, zażartować nt. "bujania" (Alternatywy 4, odc. "Gołębie" i "Przeprowadzka"). A potem okazało się, że na obejściu jest ktoś z kijem i szmatą na końcu i buja... Well, ain't that cute?!

Kolega donosi, że nierówna walka z xujonogowym szmelcem na mieście trwa. Ostatnio widziano sztukie położono na betonowym przyprzystankowym śmietniku - sztuka nowoczesna trafia pod strzechy. Że też nikt jeszcze nie wpadł na łażenie z obcęgiem i lobotomiowanie tych stworów. Kolega wpadł, ale nie praktykuje ani nie namawia. Zgodnie z popularnym swego czasu hasełkiem: nie pochwalam, ale rozumiem.

Kolega przeprowadził również rozmowę polityczno-wychowawczo z dwoma przybyszami z zagranicy. Otóż wybrał się na spacer od metra K. do lasku K. i pętli pińcetdziewietnaście, a po drodze został oślepiony spawarko. Po skróceniu dystansu okazało się, że była to xujonoga pod opieko synka taty, co musi w saturdej najt buchnuł i zapijał skutki browarem, znajdując się w stanie nieco rozkojarzonym. Zarówno synek, jak i tata, tłumaczyli, że nic ze światełkiem zrobić nie mogo. Kolegę bolały oczy, ale młotka przy sobie nie miał. Bo to młotek byłby dobrym środkiem na zgaszenie spawarki. A skąd une na taki sprzęt kasę mają, nie wiem - pewnie zarabiają. Kolega też zarabia, ale żeby na coś takiego wywalać środki płatnicze NBP, zaprawdę powiada, po jego trupie sześć stóp pod ziemio; to ziemio.