Zgnił mi dokument. Nękali, nękali, aż sprawa nabrała ważności urzędowej. No to zalogowałem się, gdzie nakazali, i okazało się, że żeby wbić nr dowodu, trzeba albo wyspowiadać się np. z banku, albo - alleluja - odbywać video-konferencję z pracownikiem.
Czy dla ochrony ochłapów byłej prywatności, czy dla podroczenia się z zarękawkiem, zacząłem badać inne możliwości. Umówić się trzeba przed wizyto w punkcie obsługi klejenta, ale później się okazało, że nie trzeba, a najwyżej trzeba będzie poczekać. A i zarękawek nie pojął, o co poszło z widło-kamero - przekonuje, że do logowania się nie jest potrzebna. Żeż kurwa, czytać trzeba, co ludzie piszo... I to ze zrozumieniem.
W międzyczasie dutki zdecydowałem się poumarzać i przelokować, a jest tego nieco mniej niż minimalna - po prostu zalega i "pracuje", ale po chuja mi akurat trzymanie tego w tej instytucji. Umorzyłem to samo - dwukrotnie! - bez śladu protestu. I od prawie tygodnia kasy na koncie nie ma. ...boję się zaglądać do lodówki...
Pewnie aplikację pisali i testowali tak:
assert True
No comments:
Post a Comment