Wednesday 21 April 2021

nagły atak przewracacza!

Kolega pisał, że ma ciekawe urozmaicenie dla jakże nudnej procedury pt. "robimy kilometry" - przewraca, ale zapomniałem już co. Jego maksymalna liczba strąceń jak dotąd to 10 w ciągu dnia, bo są miejsca, gdzie stoją w dużych skupiskach i - jak zwykle - totalnie byle jak porzucone. Podobno fajnie jest przewrócić, bo tolerować nijak nie idzie. Pyk i za chwilę słychać brzęk. Nie pamiętam czego, ale o trotuar czy płot. Ew. szmer chaszcza jakiegoś.

Kolega rozważa zmajstrowanie sobie takiej biało-zielono-czarnej pieczątki albo naklejki poprosi wydrukować i będzie naklejał na pojazd - niczym Dyw. 303 swastyki: pod koniec bitwy mieli namalowane na jednej z maszyn "126 Adolfów" i łebek z wąsem, w ząbek czesany. Kolega czytał Fiedlera zajadle, więc wie.

Kodeks etyczny przewracacza, wersja alfa-0.1, tako rzecze kolega:

(a) nigdy nie przewracamy właściwie, oszczędnie, optymalnie, na trawniku /niepotrzebne skreślić/ zaparkowanych. Byłoby to przeciwskuteczne - bo dbałość o Ordnung na chodniku czy w okolicach należy premiować. Tak więc pozostawiamy właściwie stojące w spokoju, a obalamy te przeszkadzające, zwłaszcza na ścieżkach rowerowych; a fakt, że sam widok kogoś irytuje (kolegę np. tak), bynajmniej nie upoważnia do przewrócenia.

(b) w zasadzie bez sensu jest przewracać tak, żeby zawalidroga była jeszcze gorsza, niż w stanie stojącym, ale jeśli to ma spowodować nacisk na właścicieli, żeby wprowadzili jakie stacje dokujące itp. - niech naciska. Może np. zdrożeje od tego ta niesamowita usługa - byłoby fajnie zdaniem kolegi, bo on nie jeździ, ani ciekawości do tego nie ma, ani - kloakwialnie rzecz ujmując - forsą nie sra. Więc co, te ludzie bogate, nie dość, że kasą szastają, to jeszcze porzucają?! Otóż bajzel przez to jest, twierdzi kolega, i nie możemy się z nim nie zgodzić. Kto twierdzi inaczej, jest zawistnym karłem.

(c) nie niszczymy, choć parę z urwanym "kierownikiem" i sterczącymi przewodami widziano, koledze mówili koledzy. Aż dziw, że akumulatorów im nie wybebeszają - ale może ciężko sprzedać (to nie jest pomysł kolegi), ew. wolscy złomiarze jeszcze nie podchwycili pomysłu. Ale my bynajmniej nie podsuwamy, nie...

(d) punktacja: 1 za sztukę, 5 za przerzucenie sztuki przez jakiś płot. Ba - bywa nawet okazja do zrzucenia z kładki, bo tam też bywają porzucone, co zwłaszcza na zjazdach dla rowerów jest wyjątkowym pita. Raz koledze udało się na balustradce zawiesić pojazd za kierownik. Śmiechu było co niemiara.

Kolega ostrzega: uważajcie na dłonie i nadgarstki, potrafi trochę odbijać. Ew. zwalniajcie. Charakteru odpowiedzialności za przewracanctwo nie znamy, ale kolega radzi uważać na monitoring. Nikt nie powinien skarżyć za ten postępek - kolega szczerze wątpi, czy istnieje jakikolwiek formalny status tych stojących przedmiotów ponad porzucona własność. I szczerze wątpi, czy w takim statusie w ogóle mógłby znaleźć się zapis, że każdemu wszędzie i o każdej porze można toto porzucać aż tak byle jak. A jeśli istnieje brak zapisu - nieformalny, rozwiązanie na gębę, czy - nie daj Nieistniejący - ktoś posmarował władzom miasta stołecznego do 100 tys. mieszkańców, no to nikt z posmarowanych nie będzie ryzykował nawet, że będzie interwencja, skarga itp. - bo smarunek jeszcze by wyszedł.

Sprawa nasza jest słuszna. Żelazną ręką zapędzimy ludzkość do szczęścia, a wcześniej do porządku. Zaczynamy od ustatkowania tej szarańczy. O jej pasażerach kiedy indziej, ale w zasadzie im więcej ich zginie pod samochodami, tym szybciej reszta się nauczy. A jeśli nawet nie - planeta jest do odludnienia... Co, zaprawdę powiadam, jest bardzo szczytnym celem. A cel uświęca środki.


Darz bór!

No comments:

Post a Comment