Monday 11 April 2022

łykent

Pojeździłem na rowerku. Wiało fachowo, prawie jak latem w dolinie Rodanu.

Trasa: Nałęczowska - obok Siekierek i sortowni śmieci - później Syta, chwilę w prawo w Vogla, w lewo w Ruczaj, Rosy, Prętowa w lewo, Sągi, tory, Kępa jakaś tam, potem w lewo, jeszcze raz przez tory do wału, kawałek wzdłuż (w górę rzeki), ostro w prawo (ujście Jeziorki?) do Bielawy i do Konstancina. I powrót wzdłuż wiadomej trasy z wichrem w bok.

Odcinki pod wiatr wybitnie ciężkie. Nieźle niektórzy jeżdżą, ale jakoś tam wyprzedzam duży procent składu - właśnie dupa przestała boleć; uruchamianie się - po zastopowaniu żyły w połowie sierpnia - ma swoje rude prawa. A wakacje latem muszą być.

Ale rocznica wiadomej ułańskiej fantazji dała o sobie znać - przygłuchy sąsiad puścił riecz' prezesa na tiwi i dudniło jakąś nudą - z drabinki. Spieprzaj, dziadu!

Jak podajo źródła, rzekomo wyło o 8:41 w ramach treningu syren. Kurwa - debilom (a także debilom, którym debile zarządzają we łbach) do reszty się poprzewracało... 

No comments:

Post a Comment