Sunday 23 April 2017

zapiski leminga, LXI

sześćdziesiąt lat minęło



Panu Premierowi, a więc z okazji 61. postu z naszej serii (postu niekompletnego, ze skrzyżowanymi palcyma, bo espresso i gryczana tradycyjnie przy niedzieli, że tak to ujmiemy, zadołowane...) takoż składamy w imieniu funkcjonariuszy naszego resortu życzenia rychłego powrotu z dalejkiej Ojropy, gdyż Azja zachodnia w potrzebie wzywa, a i jaki oddział zamknięty, czy inszy Reedukationskamp-fwagen należałoby popełnić. Może w Kikutach, gdzie śpików naszych uczono przez dziesięciolecia. A może we formalinę durniów i po Polsce B i Mało- obwozić, w charakterze ostrzeżenia.

Gazeta nasza ukochana popełniła wczoraj wystawę zacnych zadrukowanych obrazków, tj. memów. Bardzo chwaliliśmy sobie owe z dosłownymi tłumaczeniami z polskiego na angielski. Musi jakiś przytyk do lenguidżowych kłopotów Jubilata, ale szczegółów nie znamy, gdyż wsłuchujemy się zazwyczaj w ustne wyczyny Wodza Narodu. Człowiek to bywały; za granicą ze dwa czy trzy razy, więc języki, można powiedzieć, swoiście, zna.

Ale najlepszym prezentem była impreza pt. pochód z dworca do prokuratury w towarzystwie ludności. Złośliwi gadają, że Pan Premier chodzi wśród ludzi, a Pan Prezes stoi na drabince wśród ochrony. Nieładnie śmiać się z niskich, a Wielki Językoznawca i Koryfeusz Wszechnauk też wysoki nie był, a wąsatego w ząbek czesanego przecie załatwił (to i owo wcześniej podpisawszy...) Ale wracając - owo chodzenie wśród ludzi to raczej objaw naiwności. Pan Premier dobrze wie, w co i z kim gra. Tyle, że gra naprawdę dobrze, w stylu, w białych rękawiczkach. Przy czym my tu, wicie, naprzeciwko platformowemu zwycięstwu sarkać nie będziem; byle Gregorio Screttino dał sobie spokój. Może wymienić go na ministerkę Streżyńską, co i z buzi sympatyczna i zagadać na tłiterze umi, w przeciwieństwie do tych, co dobrze pracują i cośtamcośtam, o sekcie zwoleńskiej nie wspominając. A właściwie wspominając.

W ramach "GWeekendu" na głównej stronie widnieje stwierdzenie, że raz kariera potyliczna Pana Premiera wisiała na włosku i, w razie zerwania onego włoska, byłby dziś nikim. Droga Gazeto, tak się nie pisze o człowieku, do którego ma się szacunek, a przynajmniej usiłuje się budować jego pozytywny wizerunek w speczeństwie. Że niby poza polityką miejsca w świecie sobie nie znajdzie - no jakżeż to wygląda? Rzecz jasna, doceniamy wykoszenie takich ludziów, jak Rokita czy Płażyński, ale lepsze było ogranie Olechowskiego, skoro un z onych był w czasie zaprzeszłym. A'propos onych. Przemyśliwamy tu w resorcie nad najrozsądniejszymi potylikami "dobrej zmiany". I dochodzimy do wniosku, że dwóch. Po pierwsze, Mateusz Kornelowicz, po drugie Mariusz (****?)wicz Kamiński. Cenimy w nich nieprzesadną (auto)prezentację w mediach i niebranie udziału w wariackich korowodach wokół Naczelnika i tematów zamachowo-zasadzkowych. Zwłaszcza cisza o p. Mariuszu (musi skromność, a także okoliczności ugłaskawienia) nastawia pozytywnie - może śpiki działają zamiast dawać się ogrywać. Choć swoim na ręce patrzeć przeca nie wypada, a już jak sojuznik za nich poręczy, zwłaszcza ten od areoplanów?

No i tak to - wuj, duda i kamienna złuda, jak mawiał wieszcz. Nie mylić z Waszczem.

No comments:

Post a Comment