pierwsza garść wspominek —
— misie, landszafty, etc.
|
Przed Passo Campolongo. Cyfra marna, a deszcz wisi w powietrzu. |
|
|
Misio biało-brązowy, przeżuwający; model bez metalowego sygnalizatora
dzwiękowego u szyi. |
|
|
Z Col du Galibier kino oko gapi się
na północ; na ostatnim planie Mt Blanc,
czego wcześniej (2003, 2006, 2015) widać
nie bydło. |
|
|
Z podjazdu na Colle dell'Agnello, dzięki uprzejmości dwojga Włochów, z którymi się mijaliśmy —
zbrakło mnie kliszy, więc dobrzy ludzie poratowali możliwość uwiecznienia cokolwiek unikalnego klimatu wycieczki, wręczając na piku aj-cośtam i pouczając, że należy cisnąć ikonkę aparatu. |
|
|
Misie z uszami, różnokolorowe.
Chwilę później świadczyły sobie
higienę wzajemną, szczypiąc się
wzajemnie buziami w kłębach, ale paparazzo nie złapał ostrości.
Ostatnie doświadczenia
pouczają, że takoż postępują
misie zwane felidae. |
|
|
Misio z przydzielonym gwizdkiem,
kawałek nad Trafoi bodajże.
Czerwonawy pasek nie wiem, skąd się wzion,
pewnie z aparata. |
|
ciąg dalszy nastąpi, w tym także mapa sytuacyjna.
wuj wszystkich wujów.
No comments:
Post a Comment