Saturday 27 August 2016

zapiski leminga, X

odjazd peronu

albo

figle pamięci.

Niestety, z powodu wiadomego wypadu na dwukółkę nie byłem przy klawiaturze, kiedy pono pan poseł Jarosław Kaczyński powiedział wiekopomne słowa, zapisujące się już złotymi zgłoskami w podręcznikach histerii. Cytuję za GW cytującą za 300polityka.pl

Gdyby nie mój świętej pamięci brat, cały ten nurt, który się przeciwstawiał postkomunizmowi by nie powstał. Wtedy były trzy siły polityczne, które się liczyły: Kościół, Solidarność i Lech Wałęsa, i głównie elity warszawsko-krakowskie, które później powoływały UD i UW. Jeżeli ktoś chciał uzyskać coś poważnego w polityce, musiał mieć zaczepienie w co najmniej jednym z tych ośrodków. My mogliśmy rozpocząć działalność, bo zastępcą Lecha Wałęsy w Solidarności, potężną postacią faktycznie kierującą związkiem był mój brat

Jak skomentował jakiś podły złośliwiec na forum,

Podobno był też zmiennikiem Armstronga w misji Apollo 11, Skłodowska Curie radziła się Kaczyńskiego w sprawach izotopów promieniotwórczych i chodzą słuchy, że podyktował Sienkiewiczowi trylogię. O łomocie, który spuścił Chuckowi Norrisowi nie wspomnę.

Ładne. Na takie dictum powinienem odłożyć pióro (przenośne — portable, jak to zabawnie kiedyś tłumaczył J. Fedorowicz), ale jednak wspomnienia nakazują oddać sprawiedliwość nieżyjącemu. Oto kiedyś wpadła w moje brudne łapska książeczka "Magdalenka — transakcja epoki". Dowiedziałem się m.in., że w obradach brała znana skądinąd Krystyna Pawłowicz, ale nie dociekałem, jaki nosiła stopień naukowy. Wystarczy, jaki nosi dziś i co jej ugrupowanie tłoczy do łbów wyznawcom o Okrągłym Stole... Ale odbiegamy... Otóż w lekturze starałem się wychwycić, na ile często w obradach zabierał głos Lech Kaczyński. Wyszło, że w porównaniu z Wałkiem, prof. Geremkiem, Mazowieckim, Kuroniem, "mediatorami" w sutannach* i "drugą stroną" — zastanawiająco rzadko. Częściej bywał na posiedzeniach niż cokolwiek mówił. Może w podkomisjach bardziej się zasłużył.

Mamy trzy rozwiązania: albo człowiek mało znaczący, albo niezdarny (bo milczący) służbista, kret, obserwator z ramienia, kontakt, kapusta — różne to ma nazwy, albo geniusz samorodny, który dwoma wtrąceniami i zastrzyżeniem znaczącym brwią pod mądrym czołem bierze i furt! — zawraca nurt historii... I odstępują muły, bieg dziejów staje się przejrzysty, a pozostali negocjatorzy patrzą na ów talent i umysł-gigant wzrokiem cielęcia nieledwie, z obowiązkowym przekrzywieniem łba i ozorem na wierzchu, zaś pokolenia przyszłe z należnym szacunkiem i podziwem kultywują kult tej zacnej (zwłaszcza na tle brata) jednostki.

Optuję za pierwszym**, nawet zgodnie ze słowami red. Uszatego, który napisał "Kaczyńscy to mali polityczni kombinatorzy", przy czym bodaj w "Jajach kobyły" podzielił się jeszcze stwierdzeniem, że w ogóle o braciach dowiedział się przy okazji Okrągłego Stołu.

A kiedy następny? Stół rzecz jasna, bo na Urbana Drugiego widoków nie ma***. Chcę dożyć. I będę, wzorem szanowanego przeze mnie red. Michnika, przeciwny rozliczeniom i jaskiniowemu antypisizmowi. Nawet pozytywnej weryfikacji obecnych leśnych**** dziadków, którzy robią dziś u Mariusza, i postaram się nie obruszać, kiedy następne pokolenie poda im rękę - na zasadzie przekory i wydobycia z upodlenia — podobnie jak ja, który bardziej sobie ceni PRLowskie służby i studiowanie ich historii, a nie skierowanej przeciw nim histerii, niż dzisiejszych potępiających wszystko co przeszłe nosicieli i głosicieli odnowy, przepisywania historii, a zwłaszcza oburzających się moralnie. Bo, jak powiada porzekadło, "w oburzeniu moralnym jest 50% oburzenia, 48% zawiści i 2% moralności".

Myślmy, i jeśli już o polityce, to o szarościach zamiast o czerni i bieli.


oto słowo wujowe.

[przez kilka dni 104 walnięcia w stronę, 
to o dwa więcej niż Rudy! jakby co, "zapisków" jest więcej...]
* "spożyjmy dary boże ze stołu gen. Kiszczaka". Mieli humorek.
  
** Co do drugiego wariantu, naprawdę jestem ciekaw, dla kogo i dlaczego i po co i jak długo robił Mieciu Wachowski. Zresztą, skorośmy już przy braciach, fantastyczne było w dokumencie "Cień" stwierdzenie któregoś z nich o odejściu z kancelarii Wałka z ich woli, bo przecie to Mieciu ich (tanim kosztem) wyrolował. I tak zostali za "zderzaków" i zrobili "marsz na Belweder".

*** co nie znaczy, że nie byłoby miło, gdyby ci i owi za 10-15 lat nazwali to, co robią dziś, ale tak szczerze i po imieniu. Można robić zakłady.

**** czyli obleśnych. Choć umoczony niedawno (fundacja Helper, o której NIE pisało dawno temu, a ostatnio obudziła się GW) ajent T. ponoć uchodzi(ł) za przystojnego, zwłaszcza na fotce z kasą.

No comments:

Post a Comment