Wednesday 31 August 2016

zapiski leminga, XIII

"uszczypnijcie mnie"


Dawno, dawno temu trudniłem się sklejaniem modeli. Najczęściej myśliwców z drugiej wojny światowej i współczesnych, głównie niemieckich i amerykańskich, jako że posiadały najładniejszą linię. Sklejałem, coś tam wygładzałem, malowałem farbami, kalkomanie naklejałem, zachodząc w głowę, czemu wiadomego symbolu na ogon na szkopskie machiny nie dają w zestawie... Chyba trochę chciałem — w marzeniach i nieznanych perspektywach — do Dęblina, podbudowany lekturą choćby "Szkoły Orląt" czy "Dywizjonu 303" i później periodyka "LAI", w jednym z numerów którego, pamiętam jak dziś, był niezmiernie naiwny i jakby lekko wazeliniarski reportaż o wizycie niejakiego Henryka Goryszewskiego w którymś z PLM. Tzn. ów niejaki był wtedy ministrem obrony i v-ce premierem, ale mogę źle pamiętać. Za Olszewików to było.

Zaczątki planów rozeszły się oczywiście po kościach, bo nic w tym kierunku nie zrobiłem, wyrosłem, również wszerz, etc. Minęło wiosen, jeśli dobrze rachuję, prawie ćwierć wieka i dziś jak na złość mi o tym wszystkim przypomniano, brutalnie wyrywając wspomnienia spod zasłony zapomnienia. I co? I dobrze, że nie zacząłem się szkolić tamoj, a latać udało mi się parę razy jedynie jak kot z pęcherzem w poszukiwaniu ustronnego miejsca celem owego pęcherza opróżnienia, czy w razie wypadku drogowego przez rower albo na powrozie na skałce. Bo co powiedzieć na wręczanie pilotom statuetek gen. Błasika? Ano, ponad "czy leci z nami pilot?" (bo o lekarza pytać chyba za późno) — chyba nic. Wypada pogratulować Wojsku, że ze spokojem znosi komentarz wdowy, zakrawający moim zdaniem na delikatny szantaż moralny,
— Po 10 kwietnia 2010 roku przyszło mi samej bronić honoru poległego dowódcy Sił Powietrznych. Czy tak powinno się zdarzyć? Zostawiam to wam. Spójrzcie sobie w lustro. Zajrzyjcie do swoich sumień. Oficerowie w stalowych mundurach, piloci, to oni oskarżali bezbronnego, niewinnego mojego męża.
W sumie racja: faktycznie bezbronny i nikt żadnej winy nie orzekł, więc czego ja się tu czepiam... A co opisano wcześniej, a było jego udziałem jest przecież nieistotne, bo pomniki, bo gala, bo przemówienia, bo statuetki. Czekamy na wrak — obiecany w kampanii przecież. I tak będziemy czekali do jutra rana, bo przemówienia, bo legenda, bo gale, bo figurki, bo czarujemy ciemny elektorat, a on kupuje, więc czarujmy spokojnie, i tak nas rozgrzeszą, myśmy sól ziemi, a polityka historyczna najnaszsza przecież i tak nam dopomóż...

A to już cukierek, biorąc pod uwagę wysokości odszkodowań w porównaniu do "szarego Kowalskiego", któremu zejdzie ktoś z rodziny ("wszyscy jesteśmy równi wobec prawa"?)
— Cieszę się, że w naszej ojczyźnie zaszły dobre zmiany. Dobre dla mnie i dla moich dzieci, dla mojej rodziny, że w mojej ojczyźnie, dla której mój mąż poświęcił najlepsze lata swojego życia jest w końcu normalnie.
Ba, normalność niejedno ma imię, a punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Czy może to ktoś Naprawdę Ważny macha takimi kwitami, że wszyscy jak jeden mąż czy wdowa p******ą naokoło te wszystkie banialuki? Odzyskałbym część spokoju, gdyby tak się okazało — może wtedy szybko by go wyrotowali albo dali do dołu z wapnem. Szantażystom mówimy NIE.

***

Panie i Panowie z Armii, trzymajcie się. Może to marne pocieszenie, ale ten cywilny zarząd kiedyś przeminie. I może znów będą komisje, weryfikacje, opcje zerowe albo ciągłość... A może "Psy 3" ktoś nakręci. Tylko żadna "Chrześcijańska Unia Jedności" nie będzie już tak zabawna jak kiedyś... A że koło prestiżu robią Wam cyrk na kółkach — trudno. Nie od dziś przecież.

Może następne wybory będą miały większą frekwencję; wahających się namawiam. Choćby w celu zapewnienia sobie możliwości wypowiedzenia się w duchu "Lotu nad kukułczym gniazdem", ew. wyjazdu z czystszym sumieniem, w razie gdyby zaszła paląca konieczność.



leming-nielot.

No comments:

Post a Comment