Nienawidzę zoologicznie wyrobu pt. Myslovitz od czasu podróży "ze skałek" - kierowca puszczał mydło i powidło i ten syf w ramach mydła, czyli bardziej mydłowitz. Albo powidła, nieważne; choć żeby oddać sprawiedliwość, dobre i słuchalne rzeczy też puszczał. Aż tu nakierowano mię na produkcję książkową o metalu, a tu na stronie wydawnictwa entuzjastyczna recenzja:
Chociaż nie kręciłem ósemek głową pod sceną na Metalmanii ani nie goniłem skinów, metal zawsze mnie pociągał. Przeczytałem więc tę książkę z wypiekami na twarzy, w tym samym tempie, co kiedyś „Wierność w stereo” Nicka Hornby’ego. „Skóra i ćwieki na wieki” to fascynująca podróż do przeszłości, pełna detali i obrazów Polski z czasów, kiedy na dziesięciopiętrowym bloku była tylko jedna antena satelitarna. Bardzo dużo nas łączy, z tą różnicą, że Jarek oglądał „Headbangers Ball”, a ja „120 Minutes”. Jestem wielkim fanem jego kompetencji i wiedzy o metalu.
No - super, ale autor to szef onego zespoliku - Artur Rojek. Były parę lat temu plakaty reklamujące jego płytę, od których odwracałem ryj i wzrok ze skrajnym obrzydzeniem, bo wadą tego gościa w porównaniu z Kurtem Kombajnem jest negacja zalety Kurta Kombajna od bodaj 1994.
I co? Czytać, nie czytać? Przecie to pocałunek śmierci. A może lepiej gitarę wskrzesić i wrócić do majsterkowania...
Poza tym Jutup wyświetlił mie reklamę batonika i w ramach reklamy gryzie go Murzynka. W zasadzie to jedyne batoniki, jakie żrę dla docukrzenia organizmu i pobudzenia udźców i łydek do, za przeproszeniem, pedałowania. Bardzo mi się to podoba, szczególnie, że Murzynka jest sympatyczna i nie ma płaskiego nosa, jak część z nich miewa. Ciekawe, czy jacyś obrońcy poprawności się oburzą i uniosą w jakże słusznym proteście, co mogłoby jeszcze bardziej poszerzyć zasięg ich ego.
No comments:
Post a Comment