Na osiedlu X mieści się biuro, w którym rzeźbię i zarabiam na chleb z masłem i czosnkiem. Tak się składa, że mieści się na parterze, a nad parterem - tak się składa - jest balkon. Z tego balkonu, tak się składa, łuszczy się jakaś treść, co podobnież wynika z wad tego i owego, w tym przesiąknięcia waty szklanej itp. spraw. Administracja (może zmotywowana mieszkańcami/najemcami tamoj na górze) zdecydowała się coś tam zdjąć, skuć, odnowić - brawo! Tak się jednak składa, że do robót trza prądu, co panowie robotnicy ogarnęli w sposób prosty - wpinając się wtyczką do gniazdka na 100% biurowego, gdzieś przy wyprowadzeniu do klimy czy jak tam. Tydzień robili, hałasowali, ile elektryczności zżarło przy tym - nie wiem. Sądząc po kuciu, wierceniu i szlifowaniu - niemało. Pokapowałem się dopiero przedwczoraj, a po moim bezinteresownym donosie szefostwo natychmiast zgłosiło sprawę administracji. Ta odreagowała prawidłowo - powiedziała, że panów robotników opieprzyła, szefostwo oczywiście przeprosiła. Tymczasem wczoraj znów zastałem wtyczkę w gniazdku i radosne korzystanie z wysokowatowego sprzętu. Po paru minutach majdrowania przy bezpiecznikach i teście (z lampką biurową!) udało się odłączyć panom pajęczarzom źródło elestryki. Dziś jest cicho, bo prądu nie ma. Klątw ze strony przedstawicieli przodującej klasy nie stwierdzono. Usiłowali stukaniem w okno chyba czegoś dociekać, ale ich pech, że było to okno szefostwa. Uznałem, że wg Nikto ne je doma rozmawiać nie będę. Wszakże Generał pouczał: są granice, których przekroczyć nie wolno.
Wywiad środowiskowy postara się ustalić, czy administracja istotnie panów robotników opieprzyła, czy tylko tak powiedziała. Dane operacyjne po kanalu Dżona (ogród zoologiczny, narożna ławka, wybieg koło żyrafy) niedługo.
W ramach zemsty pan robotnik podlał żywopłot. Tak się złożyło - widać klasa u. nie dba nawet o higienę i komfort. Rewolucję by zrobiły, to by było dbane. A może tak by się złożyło, że jednak nie?
Finał: panowie przytachali generatorek dieslowski, który trochę popierdział i posmrodził, więc mam za swoje.
No comments:
Post a Comment